piątek, 7 grudnia 2018

Trzydzieści

Hermiona siedziała przed namiotem, owinięta szczelnie kocem. Mrok nocy przełamywało tylko tlące się malutkim płomieniem ognisko tuż przed nią. Powietrze wydychane z jej ust zamieniało się w widoczny, biały obłoczek, owijający jej twarz - robiło się coraz chłodniej, zwłaszcza po zachodzie słońca. Z uwagą starała się nasłuchiwać czy nocne odgłosy lasu nie są zakłócane przez nieporządanych gości w postaci szmalcowników. Próbę czytania nocą porzuciła dobre cztery godziny temu, jak tylko zaszło słońce - bała się, że zbyt rozproszy się pochłanianą treścią książki i nie zarejestruje czegoś, na co powinna zareagować. Dodatkowo podczas przekładania stron nieznośnie drętwiały jej palce od chłodu. Była pewna osłon rzuconych przez Harry'ego, sama je sprawdziła. Nadal jednak przebiegał ją dreszcz, gdy myślała o tym co by było, gdyby ich teraz złapano. Pewnie by nie przeżyli.

Minione popołudnie poświęcili na próby zniszczenia medalionu standardowymi zaklęciami, którymi każde z nich władało perfekcyjnie. Starania te spełzły na niczym, jak można się było spodziewać. Dracon mruknął tylko pod nosem coś o czarnej magii, twierdząc, że sam spróbuje się z tym zmierzyć jutro.

Dobrą wieścią był stan Rona, który przebudził się późnym wieczorem, wlał w siebie trzy kubki herbaty i zjadł kanapki ze smakiem, po czym ponownie zasnął. Jego organizm regenerował się w dość szybkim tempie. Hermiona dziękowała sobie w duchu za to, że pomyśleli o poproszeniu Stworka o zgromadzenie zapasów dla nich. Przez pierwsze dwa tygodnie nie musieli się martwić o jedzenie, a potem... dysponowali paroma gotowymi składnikami, których ilość zawsze mogli zwiększyć. Nie wszystkiego, to oczywiste. Jednak gdyby wylądowali tu zupełnie bez niczego to zdawała sobie sprawę, że ich sytuacja wyglądałaby nieco tragicznie. Nic tak nie denerwowało i nie irytowało mężczyzn, jak głód. Wiedziała o tym doskonale.

Po raz kolejny tego dnia jej myśli uciekły w stronę pewnego blondyna. Zakochała się. Jak, kurczę, głupia, nastoletnia idiotka. Nazwała sprawę po imieniu. Nie wiedziała, "dlaczego". Dlaczego on, dlaczego tutaj, dlaczego teraz i dlaczego w ogóle. Ona i Malfoy. Na Godryka, to jest, w istocie, żart tego milenium. Myślała, że ta relacja zakończy się na głupiej fascynacji i umrze śmiercią naturalną, a on ją zaskoczył. Zaskakiwał ją na każdym kroku. Nie wiedziała, co jest właściwe, a co nie. To była chyba jedyna rzecz, której nie chciała teraz analizować.

Owinęła się szczelniej kocem, chowając swoje dłonie pod pachami. Próbowała w głowie ułożyć jakiś plan, którego mogliby się trzymać przez najbliższe tygodnie, jednak czuła, że to bez sensu. Poza tym, że mieli medalion, to nie wiedzieli nic. Stan Rona nie pozwalał jeszcze na bezpieczną teleportację, ale jutro, góra pojutrze, będą próbowali zmienić swoją lokalizację. W którą stronę mają iść dalej? I gdzie? Błądzili po omacku, a Dumbledore nie pozostawił Harry'emu żadnego asa w rękawie. Hermiona westchnęła cicho. Zostały jej jeszcze, na oko, trzy godziny do świtu. Gdy tylko zacznie się robić jasno miała obudzić Dracona, który mruknął do niej, że ma go ściągnąć z łóżka szybciej, jeśli nie będzie dawała rady utrzymać otwartych oczu. Tylko on wiedział, że jeśli obudzi go równo ze słońcem, to będzie na nogach równo dobę. Męczący bilans, ale chciała tego. Myślała już o tym błogim uczuciu, które poczuje, gdy przyłoży głowę do poduszki i zakopie się w ciepłym śpiworze. Powinna zasnąć bez koszmarów. Zmęczenie zawsze tak na nią działało. Pomyślała tęskno o nocy, w której Dracon obejmował ją ciasno na kanapie w kwaterze i wtedy poczuła ból w podbrzuszu porównywalny do tego, jakby ktoś właśnie ją kopnął w brzuch.

Złapała się z cichym jękiem za bolące okolice. Zmarszczyła brwi, próbując sobie uświadomić jedną, bardzo ważną rzecz - od czasu gwałtu nie miała miesiączki. I, oczywiście, jej organizm uznał, że stresowe przeżycia już minęły i, że czas wrócić do normy - nad ranem, w środku lasu, będąc jedyną dziewczyną w towarzystwie. Zajebisty pomysł. I, o ile sam okres jako tako by przeżyła, tak sprawę pogarszał fakt, że przez pierwsze trzy dni miesiączki zawsze ledwo stała na nogach. Pomagały eliksiry rozluźniające mięśnie, jednak nie mieli ich ze sobą.

Z ust wyrwało jej się coś pomiędzy jękiem a szyderczym, złośliwym prychnięciem. Środek wojny, a ona panikuje na wieść, że dostała okres. Okres. Coś tak trywialnego i fizjologicznego jednocześnie, a jednak uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie. Była zła sama na siebie, mimo, że nie miała na to wpływu.

- Cholera... - mruknęła sama do siebie. Czuła, że nie wysiedzi tu do świtu, a jej dziewczęca duma kazała jej siedzieć na tyłku i się tutaj męczyć, bo przecież nie będzie gorsza od któregokolwiek z chłopaków z powodu miesiączki. Miała trzy opcje: posłuchać tego dumnego głosu, poprosić Draco, żeby ją zastąpił, wymigując się zmęczeniem, albo obudzić Harry'ego. I musiała zdecydować szybko, zanim jej niewdzięczny organizm zabrudzi jej spodnie.

Gryfoni wiedzieli o jej problemie. Często zdarzało się, jeszcze za czasów ich nauki w Hogwarcie, że wysyłała im rano patronusa z prośbą o podejście do Skrzydła Szpitalnego po eliksiry dla niej, ponieważ ona sama nie była w stanie wstać z łóżka na lekcje, a jej koleżanki z pokoju wyszły już do Wielkiej Sali na śniadanie. Z początku było jej głupio przed przyjaciółmi - zawsze mogła poprosić o damską część Gryffindoru, jednak to na Harrym i Ronie mogła polegać zawsze i wszędzie. Chłopaki wpadali do niej przejęci, z zapasem eliksirów na najbliższe trzy dni i ze śniadaniem. Zawsze przynosili jej również zwolnienie z zajęć podpisane przez panią Pomfrey, którego nigdy nie wykorzystywała.

Hermiona westchnęła. Harry będzie najlepszą opcją. Przed Draconem nie chciała demaskować tej słabej, wstydliwej strony siebie. Z cichym jękiem podniosła się na nogi i skuliła się, gdy jej podbrzuszem wstrząsnął kolejny skurcz tak silny, że poczuła go w lędźwiach. Owinęła się kocem i starała się bezszelestnie podejść do pryczy, na której leżał na wpół odkryty Wybraniec.

Tuż przy wejściu cicho chrapał Ron. Harry położył się na łóżku dalej, tuż przy kanapie, na której spał Dracon. Usiadła na brzegu pryczy przyjaciela i potrząsnęła lekko jego ramieniem. Nie wyczarowała światła, nie chcąc obudzić Draco, leżącego tuż obok. Wiedziała, że każde z nich - poza Ronaldem - od dawna ma raczej płytki sen.

- Harry - szepnęła cicho, nadal potrząsając chłopakiem. Po chwili Potter otworzył oczy i zmarszczył brwi. Zaspany podniósł się na łokciach.

- Miona? - Spytał nieco nieprzytomnie i trochę zbyt głośno.

- Ciii... zastąpisz mnie na... - urwała, zginając się w pół ze zbyt głośnym syknięciem.

Harry podniósł się gwałtownie, widząc ból brunetki.

- Hermiona, co jest? - Szepnął, nadal zbyt głośno.

- Zgadnij...

- Jeny, Hermiono... - Wyszeptał i przeczesał swoje czarne włosy dłonią. Zrozumiał. - Idź do łazienki, ogarnij się i się kładź.

Harry wstał z łóżka i przeciągnął się, a następnie ukucnął przed Gryfonką.

- Zrobić ci herbatę?

Pokiwała głową, wiedząc, że Harry zdaje sobie sprawę, że nie mają przy sobie potrzebnych jej teraz teraz eliksirów - sam pomagał jej pakować zapasy Świętej Trójcy. Wiedziała, że herbata niewiele da, jednak Harry chciał jej ulżyć jakkolwiek - nie chciała, żeby się przejmował.

Podniosła się w mroku i skierowała się do łazienki, którą oświetliła cichym Lumos. Ciężko nazwać było to prowizoryczne pomieszczenie łazienką, co prawda - od reszty namiotu odgradzała je kotara z ciężkiej tkaniny. W środku pan Weasley zamontował zbiornik na wodę, na który rzucali zaklęcie podgrzewające, gdy napełnili go wodą z Aquamenti. Luksusów nie mieli, jednak byli w stanie wziąć normalny, szybki prysznic. Podobny zbiornik odprowadzony był do toalety. Przywołała do siebie opakowanie mugolskiego zaopatrzenia, które używała od zawsze - miała wrażenie, że w temacie fizycznych problemów kobiet z comiesięczną przypadłością mugole byli lata świetlne przed czarodziejskim światem.

Gdy już ogarnęła się i umyła ręce, przemyła twarz zimną wodą i związała swoje włosy w niechlujny, wysoki kok, próbując ignorować nieznośny ból, który dawał o sobie znać przy każdym ruchu.

- Hermiono? - Usłyszała cichy szept zza kotary, do której podeszła powoli i odsłoniła ją jednym ruchem, spodziewając się za nią Harry'ego. Jej różdżka oświetliła jednak zaspane, stalowoszare oczy.

- Draco? - Spytała zdziwiona.

- Harry mnie obudził... - zmarszczył brwi, gdy próbowała stłumić syknięcie, kuląc się i napinając mięśnie pod wpływem kolejnego skurczu w jej miednicy.

- Niepotrzebnie - mruknęła, nieco zła na przyjaciela - przecież nie umieram.

- Tylko ledwo stoisz - zauważył, unosząc jedną brew. Jego głos brzmiał dziwnie ostro.

- Nic mi nie jest - wywróciła oczami i spróbowała się wyprostować, czując, jak robi jej się ciemno przed oczami. W kolejnej sekundzie poczuła tylko, jak blondyn obejmuje ją ramionami i podnosi ją szybko tak, że jej stopy odrywają się od ziemi. Wziął ją na ręce, przeniósł przez namiot i położył na kanapie. Każdy manewr angażujący mięśnie jej brzucha wywoływał grymas na jej twarzy. Draco bez słowa zdjął jej ze stóp adidasy, spoglądając na nią kątem oka. Pomieszczenie oświetlały lampy gazowe, które pozapalał czarnowłosy.

- A gdzie Harry? - Spytała, słabszym głosem, niżby chciała.

- Przejmie wartę, dopóki się nie wyśpimy - odpowiedział jej rzeczowo, podając jej herbatę, w której z daleka czuć było zapach eliksiru wzmacniającego. - Pij - podał jej kubek i poszedł po pierzastą kołdrę i koc, które po chwili wyjął z torebki. On sam spał zaledwie pod samym śpiworem.

Hermiona dopiero po chwili zarejestrowała, że kanapa, na której leży jest szersza, niż normalnie. Dracon musiał ją transmutować, co oznaczało, że ma zamiar spać obok niej. Ślizgon wrócił do niej po chwili, nakrywając jej nogi zarówno kołdrą, jak i kocem, uważając, aby nie wylała na siebie gorącego napoju. A potem usiadł obok niej, wpatrując się w nią z tym wyrazem twarzy, którego nie potrafiła rozszyfrować.

-Wszystko okej? - Spytała blondyna, wpatrując się w jego oczy, gdy siedział obok bez słowa.

- To ciebie powinienem zapytać - mruknął. Hermiona nie odpowiedziała mu, analizując ton głosu Dracona. Gdy dopiła herbatę, bez słowa wziął od niej kubek i odstawił go na stół. A potem zaskoczył ją, podając jej napełniony gorącą wodą termofor z polarowym, ciepłym pokrowcem w ciemnozielonym kolorze z emblematem Slytherinu.

- Połóż go na brzuchu - mruknął, gdy spojrzała na niego zdziwiona.

Zgasił dwie lampy, które oświetlały namiot, zostawiając tylko jedną, która przełamywała mrok i bez słowa położył się obok Gryfonki, siłą rzeczy ją dotykając, ponieważ mieli obok siebie mało miejsca. Zachował jednak dystans, którego się nie spodziewała. Nakrył ją dokładnie kołdrą, obracając ją bokiem, tyłem do siebie. Dłoń zsunął na jej brzuch, upewniając się, że termofor znajduje się na swoim miejscu.

- Czy ty jesteś na mnie zły? - Spytała cicho, ciesząc się, że nie widzi twarzy blondyna w tym momencie. Było jej głupio.

- Tak, jestem na ciebie zły, Hermiono...

Jego szept był cichy, ale i tak sprawił, że zamarła.

- Dlaczego?

- Prosiłem cię, żebyś mnie obudziła.

- Nie chciałam cię budzić, bo wiem, że Harry całą poprzednią noc przespał. Poza tym on wie, że, no...

Niemal słyszała, jak Draco unosi jedną brew na dźwięk jej zakłopotania, mimo, że przyjemnie połaskotał go fakt, że się o niego martwiła.

- Hermiono, jestem facetem, ale wiem, jak działa miesiączka - sarknął cicho, zamykając jej tym usta. - Mnie się wstydzisz, ale Pottera się nie wstydzisz?

Zacisnęła usta w wąską linię.

- Draco, to nie tak. Po prostu Harry od bardzo dawna wie, jak dokuczliwe bywają... te dni...

- Mogłaś powiedzieć - zauważył bystro, z wyrzutem w głosie.

- Draco...

Nie dał jej dokończyć tego, co chciała powiedzieć.

- Hermiono, ustalmy coś. Nie chcę, żebyś traktowała mnie tylko jak gościa od całowania. Jeśli masz problem, to ten problem mnie obchodzi i chcę o nim wiedzieć. Czy to jest okres, czy to jest cokolwiek innego - głos miał nieco ostry. - To ja jestem na linii frontu, gdy cokolwiek się dzieje. Nie Potter, nie Weasley, nie ktokolwiek inny. Rozumiemy się?

Hermiona pokiwała głową, przytakując. Nie spodziewała się tej zaborczości. Poza tym dopiero teraz dotarło do niej, że on się najzwyczajniej w świecie martwił. I, o zgrozo, był zazdrosny.

- Hermiono? - Spytał, jakby chciał głośno usłyszeć jej odpowiedź.

- Tak, Draco, rozumiemy się - powiedziała, po czym westchnęła - przepraszam. Nie pomyślałam...

Dopiero teraz przysunął się do niej blisko, obejmując ją od tyłu. Jednym ruchem podwinął jej sweter i koszulkę do góry tak, aby termofor mógł przylegać bezpośrednio do jej skóry. Ten sam ruch wykonał, aby delikatnie zsunąć jej spodnie dresowe ku dołowi. Zadrżała, gdy przesunął palcami po jej podbrzuszu. Gdy upewnił się, że termofor znajduje się dokładnie w tym miejscu, w którym chciał, opuścił jej koszulkę i sweter, przykrywając go, a ona przyciągnęła swoje nogi do klatki piersiowej. Wargami delikatnie musnął kark Gryfonki, po czym przeniósł dłoń na jej plecy, wsuwając ją ponownie pod wszystkie warstwy jej ubrań.

- Po lędźwiach też cię ciągnie przy skurczach? - Spytał cicho, dużo łagodniejszym tonem głosu, w którym wyraźnie wyczuła zmartwienie. Pokiwała twierdząco głową. - Próbowałaś je rozmasować kiedyś?

Tym razem pokiwała przecząco głową, zamykając oczy i czując, jak kolejny skurcz przetacza się po jej mięśniach. Wtuliła twarz w kołdrę. Dracon zaczął palcami lokalizować jej kręgi na plecach, mrucząc coś pod nosem, a potem, gdy wyczuł pod palcami miejsce, które go interesowało, szepnął tylko:

- Hermiono, spróbuję cię nieco rozluźnić, ale ostrzegam, że daleko temu będzie do masażu relaksującego. Jesteś cała pospinana...

Skinęła głową i poczuła, jak obiema dłońmi zaczyna coraz mocniej zataczać palcami kółka po obu stronach jej kręgosłupa. Wydała z siebie zduszony okrzyk bólu, gdy blondyn przesuwał palcami po jej ciele naprawdę mocno. Po chwili jednak zdała sobie sprawę z tego, że przyzwyczaja się do tego ucisku. Nie wiedziała, ile czasu ją tak torturował, ale poczuła dużą różnicę, gdy wycofał w końcu swoje dłonie z jej pleców.

- Lepiej...?

- Powiem ci, że jest mi tak... dziwnie lżej na plecach... - starała się opisać swoje odczucia. - Chociaż bolało - przyznała.

Chłopak zanurzył nos w jej włosach i objął jej klatkę piersiową ramieniem, drugą rękę wsuwając pod jej kark.

- Draco? - Spytała cicho Hermiona po chwili ciszy.

- Słucham?

- Skąd masz ten termofor?

Blondyn zachichotał cicho.

- Co roku dostajemy od Severusa zestaw różnych gadżetów. Ten mi służy od czwartej klasy.

Hermiona prychnęła cicho, rozbawiona.

- Zestaw kubeczków z godłem Salazara też masz?

- Nie szydź - zaśmiał się, żartobliwie przybierając groźny ton głosu - bo ci go więcej nie pożyczę.

Zaśmiała się cicho, pozwalając, aby blondyn dokładniej okrył ich kołdrą i kocem.

- Draco..? - Minęła spora chwila, gdy znów się odezwała

- Czemu ty jeszcze nie śpisz? - Spytał, nieco chichocząc.

- Skąd wiedziałeś, jak się rozluźnia spięte mięśnie?

- Z tego samego powodu, dla którego jestem od ciebie lepszy w eliksirach - zignorował jej ironiczne prychnięcie - chciałbym kiedyś zostać uzdrowicielem, Hermiono. Mam w moich rękach nie tylko talent do eliksirów, wiedzę, ale też czarną magię. Głupio byłoby to zmarnować...

Po raz kolejny ją zaskoczył.

- Poza tym, interesuje mnie ten temat. Ludzkie ciało jest bardziej skomplikowane, niż się nam wydaje - podsumował szeptem, po czym pocałował ją czule w głowę - idź już spać, jesteś prawie dobę na nogach.

Hermiona westchnęła cicho i zamknęła oczy, z ulgą wsłuchując się w oddech Dracona.

- Dobranoc, mała - usłyszała jeszcze przy uchu, po czym urwał jej się film.











Harry łapał pierwsze promienia słońca, które przedzierały się między drzewami, na swoją twarz. Szacował, że dochodziła dziesiąta. Po raz kolejny obrócił w dłoniach złoty medalion, przez który trafili w sam środek dziczy i westchnął głęboko.

- Cześć, stary - usłyszał za plecami głos rudowłosego przyjaciela i gwałtownie obrócił się w jego kierunku.

- Ron! Jak się czujesz?

Weasley, który zarzucił sobie koc na ramiona, usiadł obok Harry'ego.

- Wyspałem się jak mops - ziewnął przeciągle - i jestem w szoku, ale ramię boli tylko przy gwałtownym ruchu. A tak poza tym - poruszał ramieniem, jakby upewniając się, że naprawdę nic go nie boli - to nic mi nie jest. Malfoy zrobił kawał dobrej roboty, czułem się jakbym umierał z bólu...

- Chłopie, przecież ty zemdlałeś - zauważył bystro Harry.

- No wiem - skrzywił się lekko na wspomnienie bólu, który doprowadził go do nieprzytomności - a skoro już rozmawiamy o Malfoyu...

- Nic mi nie mów...

- Czyli widziałeś już nasze gołąbki śpiące na kanapie? - Zaśmiał się Ronald, przeczesując dłonią włosy. Harry pokiwał twierdząco głową.

- Dziwnie mi się na to patrzy - przyznał Wybraniec.

- Tak, jak mnie się dziwnie patrzy na mojego kumpla i na moją siostrę - stwierdził Ronald, przypominając sobie swoją własną reakcję, gdy pierwszy raz zobaczył Ginny z Harrym.

- No ale... ja i Ginny, a... No przecież... To Malfoy...

- I najwyraźniej jest jej z nim dobrze...

Westchnęli obaj, wpatrując się w rudą wiewiórkę, skaczącą po gałęziach brzozy.

- To się może źle skończyć, Ron - mruknął cicho Harry.

- No... - przyznał rudy. - Wyobrażasz sobie dzieci Hermiony i Malfoya?

- Weź mnie nie strasz...

Spojrzeli po chwili po sobie w tej patetycznej atmosferze i roześmiali się w głos, budząc śpiącego w namiocie blondyna. Draco otworzył oczy i bardzo powoli i delikatnie wysunął się spod kołdry tak, aby nie obudzić śpiącej Gryfonki, która, ku jego uldze, oddychała spokojnie. Przeciągnął swoje zastane mięśnie, gdy stanął na nogi i narzucił na koszulkę swój szary sweter. Zmarszczył brwi, słysząc donośne głosy obu Gryfonów sprzed namiotu. Wsunął na stopy swoje adidasy i ruszył w ich kierunku. Zastał ich obydwojga duszących się ze śmiechu.

- Czy wy się czujecie normalnie? - Spytał ironicznie, nieco zaspany.

- O, Draco - wydusił Harry, po czym znów dopadł go atak rozbawienia.

- Widzę, że czujesz się całkiem nieźle, Weasley. Jak ręka?

- W porządku - odparł Ron, uspakajając się nieco.

- Obejrzę ją, jak coś zjesz - oświadczył blondyn, rozglądając się dookoła.

- Jak Hermiona? - Spojrzał w kierunku Ślizgona Potter.

- Wzmacniający trochę pomógł, ale będzie musiała się jeszcze ze dwa dni przemęczyć... - mruknął blondyn smętnym tonem. - Idę ogarniać kawę. Reflektuje ktoś?

Oboje Gryfonów pokiwało przecząco głową. Blondyn westchnął i zniknął w namiocie, a Ron spojrzał na twarz Wybrańca, który zawzięcie coś analizował.

- Nad czym tak myślisz?

- Czy ich dzieci będą bardziej przemądrzałe, czy irytujące.

Gryfoni nie mogli się powstrzymać i po raz kolejny wybuchnęli głośnym śmiechem. Po chwili zza poły namiotu wychyliła się głowa Dracona.

- Jak któryś z was ją obudzi, to przysięgam, że mu przypierdolę upiorogackiem - wycedził głośno i zniknął tak szybko, jak się pojawił.

Ron zagryzł wargę, starając się zapanować nad swoim tonem głosu, podobnie, jak Harry.

- Wiesz... Obstawiam, że jednak będą bardziej irytujące...

Potter parsknął i starał się opanować kolejny napad śmiechu, utrzymując cichy ton głosu.












Draco siedział przy stole, z medalionem w ręce, analizując kolejną starą księgę. Na blacie walało się pełno zapisanych pergaminów z najróżniejszymi inkantacjami, które testował. Wykreślał te, które nic nie zdziałały.

Z tego miejsca miał perfekcyjny widok na rozluźnioną twarz Gryfonki, która oddychała spokojnie na kanapie, zawinięta w kołdrę. Wiedział, że będzie marudzić, gdy obudzi się popołudniu, ale zamierzał dopilnować, żeby położyła się dziś też o normalnej godzinie i przespała całą noc. Lubił na nią patrzeć, uśmiechając się pod nosem. Cholerna Granger...

Wrócił wzrokiem do pergaminów, strasznie sfrustrowany. Czuł, że ten czarnomagiczny przedmiot wyczuwa, że próbuje zadziałać na niego czarną magią, ale nic to nie dawało. Spodziewał się chociaż małego przełomu, skoro włada tym rodzajem magii, którym nie włada cała reszta dookoła. Na próżno - medalion nie dawał się otworzyć. Niczym. Draco jednak nie zamierzał się poddać. Potter i Weasley siedzieli na zewnątrz z mapą Anglii, starając się wpaść na jakiś genialny pomysł dotyczący ich kolejnej lokalizacji.

Hermiona otworzyła swoje zaspane oczy w momencie, w którym Dracon przeczesał dłonią swoje włosy i wpatrywał się to w medalion, to w wersy opasłej księgi. Miał na sobie przylegającą luźno do ciała, błękitną koszulkę i ciemne spodnie. Przekręciła się na bok tak, aby mieć na niego lepszy widok. On, Draco Malfoy, na którego właśnie patrzyła był o nią zazdrosny. I się o nią martwił. O nią, o Hermionę Granger, przemądrzałą, irytującą mugolaczkę. Zagryzła wargę, spoglądając na niego. Zakochała się jak trzynastolatka, na przekór tym nic nie wartym schematom. Uśmiechnęła się sama do siebie i oparła głowę na dłoni, zginając rękę w łokciu i obserwując Ślizgona. Po chwili chłopak zerknął w jej stronę i złapał jej wzrok. Uniósł jedną brew, uśmiechając się zawadiacko.

- Cześć, śpiochu - rzucił do niej, podnosząc się z miejsca - jak się czujesz? - Spytał, siadając na brzegu kanapy.

- Bywało lepiej - przyznała - nad czym tak siedzisz?

Skrzywił się i potrząsnął medalionem, który trzymał w dłoni.

- Nadal nic?

- Nope - pokręcił głową, nieco zirytowany - naprawdę nie mam pojęcia, z której strony to ugryźć.

Hermiona westchnęła.

- W końcu to rozgryziemy - mruknęła, podnosząc się z lekkim jęknięciem do pozycji siedzącej. - Którą mamy godzinę?

- Jakoś po szesnastej - oczy Gryfonki rozszerzyły się w zdziwieniu - spałaś z dobre dwanaście godzin.

- Merlinie, przecież ja nie zasnę dzisiaj - jęknęła, rejestrując, że blondyn się do niej przysunął.

- Uwierz mi, zaśniesz - mruknął pod nosem Malfoy, skradając jej krótkiego całusa.

- Naszprycujesz mnie Eliksirem Słodkiego Snu?

- Ja? Nie byłbym do tego zdolny - zaśmiał się, przysuwając ją do siebie bliżej i wpijając się w jej wargi, nie dając po sobie poznać, że właśnie przejrzała jego tajny plan.

- O FUUU! - Krzyk należał do Ronalda, który z rozpędu wpadł do namiotu. - Miona, mówiłem ci, że nie chcę na to patrzeć, bo umrę! - Krzyknął do przyjaciółki z wyrzutem.

Hermiona chciała się odsunąć od Dracona, jednak ten przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej, obejmując ją ciasno jednym ramieniem i nadal uparcie ją całując. Zaczęła się śmiać, mimo, że ich wargi nadal były złączone i kątem oka dostrzegła, jak Draco wyciąga drugą rękę w stronę rudowłosego, pokazując mu środkowy palec. Nie wytrzymała, odsunęła się od blondyna i zaśmiała się w głos, widząc minę przyjaciela.

- Jesteście obrzydliwi - potwierdził Potter, który dołączył do Ronalda, z mapą w ręce. Malfoy tylko posłał w ich stronę całusa dłonią, wywracając oczami.

- A to było jeszcze bardziej obrzydliwe - stwierdził Ronald.

- Chcesz zobaczyć, Weasley, jak to jest pobyć fretką?

- Niekoniecznie, ty jesteś w tej formie bardziej uroczy - rzucił do blondyna.

- Ogarnijcie się - zaśmiała się Hermiona, podnosząc się ostrożnie na nogi - Idę do łazienki, zaraz pogadamy.











Cały wieczór spędzili przy małym ognisku przed namiotem, ubrani ciepło. Rozsiedli się na rozłożonych na ziemi kocach. Analizowali plan działania na najbliższy czas, próbując rozszyfrować regułę sposobu zniszczenia horkruksów i tego, jaką trasę powinni obrać, teleportując się w kolejne miejsca. Frustrowała ich zbyt duża ilość niewiadomych. Ze zdziwieniem zauważyli, że każdy ze Świętej Trójcy przyzwyczaił się już do obecności Dracona, która jeszcze miesiąc temu wydawała im się być tak abstrakcyjna.

Właściwie w tym obrazku nie byłoby nic dziwnego i niepokojącego - wręcz przeciwnie. Ich kooperacja uspokajała Hermionę. Wszystko, ostatecznie, wydawało się być w mniejszej, bądź większej mierze zaplanowane. Wydawało się, że wszystko kontrolowali sami - oni decydowali i rozdawali karty w tej historii. Panowali nad wszystkim. Poza tym, że Harry w pewnym momencie krzyknął głośno i złapał się dłonią za bliznę na czole.

Dracon doskoczył do niego niczym pantera, probujac odciąć więź Wybrańca pomiędzy nim, a Lordem Voldemortem. Nie był w stanie jednak tego zrobić - na próżno mamrotał zaklęcia i inkantacje.

Harry wziął głęboki oddech i z krzykiem powrócił umysłem do miejsca, w którym ficzycznie się znajdował. Wzrok miał przerażony, gdy spojrzał prosto w stalowe oczy Malfoya.

- Draco... ja przepraszam... - Wydusił z siebie Potter głosem pełnym poczucia winy i paniki jednocześnie.

Wszyscy dopiero do chwili zrozumieli, o czym mówi Gryfon, otrząsając się z szoku.

- Co mu pokazałeś...? - Wyszeptał Ślizgon, cały spięty.

- Ciebie...
Dracon powoli podniósł się na nogi, nie mówiąc nic. A potem zaklnął głośno - raz, drugi i trzeci. Syknął, zagryzając dolną wargę, gdy po chwili zapiekło go lewe przedramię. Ktoś dzisiaj zginie. I modlił się do wszystkich sił najwyższych tego świata, żeby to nie była jego matka.












Była trzecia w nocy, gdy Severus wrócił do swoich komnat. Krzywołap przywitał go tesknym miauknięciem, gdy wtoczył się do swojej sypialni, przygnieciony emocjonalnie tym, co się wydarzyło dzisiejszego wieczora.

Pieprzony Potter.

Zginęła cała wioska mugoli, Narcyza dostała cruciatusem, a Lucjusz długo będzie sklejał w całość swoje plecy. Bilans strat i tak był zaskakująco dodatni, ponieważ spodziewał się śmierci co najmniej jednego z rodziców blondyna dzisiejszej nocy. Węża Morda wpadł w furię, gdy dowiedział się o zdradzie Dracona Lucjusza Malfoya - o oficjalnej zdradzie swojego młodego ulubieńca.

Zidiociały, tępy, niezdyscyplinowany Potter.

Severus opadł z westchnieniem na swój ukochany fotel i pozwolił, żeby rudy kocur władował mu się na kolana, mrucząc cicho. Jednym ruchem różdżki zdjął z siebie szaty, zostając w samej koszuli i w spodniach. Drugim ruchem różdżki związał swoje włosy ciemnozieloną wstążką, a trzecim ruchem przywołał do siebie butelkę Ognistej Whiskey.

Dracon miał milion możliwości, żeby zakomunikować Czarnemu Panu, że oficjalnie stanął po stronie jego śmiertelnego wroga. Życie musiało wybrać ten najgorszy scenariusz.

- Niech Salazar ma cię w opiece, Draco - mruknął cicho pod nosem, zamaczając wargi w bursztynowym trunku i drapiąc persa za uchem.

Za głowę jego chrześniaka wyznaczono nagrodę w wysokości połowy skarbca Bellatrix i awans na prawą rękę samego Lorda Voldemorta.










*










Jeszcze się zmieściłam w mikołajkowy prezent!

Część rodzona w bólach, w płaczu, w goryczy, w kryzysie, w braku czasu, w chorobie - niech żyją infekcje i okres zimowy, drugi tydzień nie mam już głosu...

Dawno nie miałam takiego kryzysu twórczego. Oby minął jak najszybciej.




xoxoxo

PN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz