Matka.
Tylko nie matka.
Draco miał ochotę uciec. Pobiec gdzieś daleko, byleby rozładować to fizyczne napięcie, które się w nim gromadziło na skutek emocji. Jedynym do czego był zdolny było jednak tylko łapczywe łapanie oddechu, próbując się uspokoić - stał jak spetryfikowany, nadal w tym samym miejscu, przy tym samym ognisku, wpatrując się w te same, orzechowe oczy.
- Draco - z amoku wyrwał go głos Gryfonki, która podniosła się z miejsca i ciągnęła go za ramię, mając zamiar skierować go w stronę namiotu. Usłuchał, nie mówiąc nic. Zamknęli za sobą poły, zostawiając przepraszającego Harry'ego i uspokajającego go Rona na zewnątrz.
- Draco, Severus się wszystkim zajmie, pamiętaj... - szepnęła do niego Hermiona, gdy posadziła blondyna na kanapie i ukucnęła na przeciwko niego. Blondyn nie wiedział, skąd ona zawsze o wszystkim wiedziała. Zawsze tak było i nigdy nie przestanie go to frustrować. Wiedziała, nawet jeśli jej o czymś nie mówił głośno.
- Severus nie jest nieśmiertelny... - odpowiedział jej, wiedząc, że tym zdaniem zamknie jej usta z kolejnymi argumentami. Brunetka zacisnęła wargi w wąską linię. Miał rację. To była wojna, tu nikt nie był nieśmiertelny. Nawet ci, którzy byli jednymi z najważniejszych ludzi wśród popleczników.
- Pocałuj mnie - powiedział znienacka Malfoy głośno, patrząc jej w oczy. Z początku zmarszczyła brwi w zdziwieniu, jednak po chwili zawahania Hermiona podniosła się i usiadła na chłopaku okrakiem.
Draco cały czas wodził oczami za jej twarzą. Potrzebował jej. Potrzebował się rozładować. Potrzebował jej zapachu i jej ust. I potrzebował ich właśnie teraz.
- Pocałuj mnie, proszę - szepnął niemal bezgłośnie, powtarzając się i unosząc swój podbródek, który wyszedł jej wargom naprzeciw. Hermiona usłuchała i delikatnie musnęła wargi Malfoya swoimi. Uwielbiała to uczucie - ciepła tych idealnie wykrojonych, gładkich i miękkich ust na swoich. A potem wpiła się w jego wargi zapominając, gdzie oboje są.
Pieściła jego podniebienie intensywnie, łapiąc się na tym, że ponownie spycha hamulce na dalszy plan. Znowu całuje Malfoya. Tego Malfoya. W taki sposób. Dracon złapał dziewczynę mocno w pasie i przycisnął ją do siebie sugestywnie, chcąc ją mieć jak najbliżej siebie. Hermionie wyrwał się z ust zduszony okrzyk, po którym nieco odsunęła się od blondyna.
- Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję - wyszeptał w jej usta. Wiedział, że to on jest tym doświadczonym graczem i, że nie chce spieprzyć sprawy. Ale, Merlinie, potrzebował jej tak bardzo, choć odrobinkę, żeby zapomnieć, żeby nie myśleć, żeby po prostu się w niej zatracić. Wodził dłońmi po jej ciele, ściskając pośladki i ustami schodząc na jej dekolt. Poczuł dłonie Gryfonki w swoich włosach i to, jak odchyla się w tył, dając mu do siebie lepszy dostęp. Jedną dłonią pociągnął za frotkę, która trzymała jej włosy spięte i po chwili jej kasztanowe, długie loki rozsypały się chaotycznie po jej plecach. Wyobraził sobie, jak pięknie jej pełne piersi muszą wyglądać bez koszulki i bielizny, czując, jak członek mu twardnieje.
- Draco... - mruknęła jego imię, gdy przygryzł płatek jej ucha. Salazarze, jak on uwielbiał ten dźwięk. Poczuł, jak sztywnieją mu mięśnie i, jak w jego podbrzuszu coś przewraca się w zniecierpliwieniu. Chwycił mocno Hermionę i, ignorując jej pisk, podniósł się na nogi. Odruchowo objęła go swoimi nogami w pasie, wyczuwając napięcie w jego spodniach. Skierował się powoli w stronę tego łóżka, które pierwotnie miało być Hermiony, a na którym jeszcze ani razu nie spała. Nie przestawał jej całować, zamykając jej usta. Położył ją powoli na plecach, od razu przygniatając ją ciężarem swojego ciała i kładąc się na niej. Westchnęła, gdy wsunął ciepłe dłonie pod jej koszulkę i, ku jej zaskoczeniu, objął delikatnym uściskiem jej piersi przez materiał biustonosza. Jęknęła cicho w jego wargi, gdy zatrzymał się w tym miejscu na dłużej. Mimo miesiączki poczuła, jak w jej podbrzuszu łaskocze ją pożądanie. Nie wiedziała, dlaczego blondyn tak na nią działa.
- Draco, proszę... - Szepnęła, nieco sfrustrowana, czując jak napięcie między nimi staje się coraz bardziej nieznośne. Nie wiedziała, o co tak naprawdę prosi, ale wariowała, zepchnięta na skraj samokontroli. Dracon warknął cicho, słysząc jej prośbę. Pieszcząc jej podniebienie, mimowolnie poruszył biodrami, wbijając znacznie swojego członka w jej krocze, co wywołało u Gryfonki zduszone jękniecie.
- O co, Hermiono...? - wyszeptał jej do ucha, kurczowo trzymając się resztek zdrowego rozsądku. Wyrwało mu się z ust kolejne warknięcie, gdy poczuł, jak Gryfonka, kierując się instynktem, a nie rozumem, poruszyła biodrami, wychodząc mu naprzeciw. - O co mnie prosisz...? - Spytał raz jeszcze, pewien tego, że jeśli zaraz mu nie odpowie, to bezceremonialnie zedrze z niej ubrania, nie patrząc na nic.
W momencie, w którym blondyn przesunął dłonią po jej kroczu ocknęła się z transu. To nie był ani dobry czas, ani dobre miejsce na to wszystko. Już i tak się zapędziła.
- Stop - wyrzuciła z siebie, z ogromną niechęcią przerywając - Draco, stop... Nie tutaj, nie teraz, nie dzisiaj... - przymknęła oczy i starała się wyplątać z objęć Malfoya.
- Hej, spójrz na mnie - jak na złość nie chciał jej wypuścić. Uniósł jej podbródek tak, aby spojrzała mu w oczy. - Rozumiem - złożył całusa na jej wargach, a potem oparł swoje czoło o jej własne i wsłuchiwał się, jak oboje próbują uspokoić swoje oddechy.
- Jesteś ciężki - mruknęła Hermiona z wyrzutem.
- A ty jesteś całkiem przyjemną poduszką - odparł jej, chichocząc. - Chociaż ostatnio stwierdzam, że bliżej ci do kocicy, niż do poduszki, Hermiono... - mruknął, spoglądając na jej twarz i widząc jej rumieńce na policzkach, gdy zrozumiała metaforę. Nie odpowiedziała mu jednak.
- Jeśli przeżyjemy wojnę to zamknę cię ze mną na tydzień w sypialni - wymruczał i skradł jej ostatniego całusa, schodząc z niej i podnosząc się na nogi.
- Ty bezwstydny...! - Granger zaśmiała się, nieco oburzona.
- Wzięłaś sobie chama, w dodatku Malfoya - przypomniał jej bystro, mogąc opanować rozbawienia. - Jeszcze cię dziwi bezwstydność i inne rzeczy?
- Fakt - westchnęła, udając zawiedzioną.
- Pamiętaj, że ja szybko zgarszam grzeczne dziewczynki - rzucił do niej, okrywając się szczelniej połami swojego swetra. Puścił jej perskie oczko i dodał: - Idę do nich, bo jeszcze sobie coś pomyślą - poruszył sugestywnie brwiami, podkreślając ostatnie dwa słowa i skierował się w stronę wyjścia z namiotu.
- Wstydu nie masz! - Krzyknęła za nim, rozbawiona. W odpowiedzi dostała tylko szeroki uśmiech blondyna. Sama przed sobą przyznawała, że ciężko było jej uwierzyć, że szczerzy się do niej ten sam Malfoy, którego znała tyle czasu.
Ze zdziwieniem zauważyła dwie rzeczy: zawstydzał ją, jednak w ten przyjemny sposób, który sprawiał, że chciała go jeszcze bardziej. Dwa - potrzebował jej, żeby nie zamartwiać się tym, co go dręczyło. Potrzebował jej, tak po prostu.
Dracon odgarnął połę namiotu, mając zamiar wyjść na zewnątrz, jednak nagle zamarł, niczym spetryfikowany. Naszyjnik matki na jego szyi parzył go w skórę swoim gorącem.
Narcyza Malfoy leżała zakopana w pościeli dużego łóżka w pokoju gościnnym w Malfoy Manor. Wiedziała, że pod drzwiami tego pokoju regularnie zmienia się warta śmierciożerców, którzy pilnowali ją na polecenie Lorda Voldemorta. Przekręciła się na plecy i po jej twarzy przebiegł grymas bólu. Nadal nie doszła do siebie po cruciatusach, mimo pomocy Severusa, który wlewał w nią hektolitry eliksirów od trzech dni.
Powinna być zrozpaczona zdradą swojego jedynego syna - i była, gdy tylko pojawiał się w jej otoczeniu ktokolwiek poza Mistrzem Eliksirów. W głębi duszy skakała z radości - jej syn miał odwagę wybrać w swoim życiu tę drogę, którą powinni wybrać wszyscy w jej rodzinie. Jako jedyny się na to zdobył. Nie interesowało ją, jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić. Jej Draco był w tym miejscu, w którym powinien być.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Ten właśnie moment wybrał Lucjusz, żeby sprawdzić, w jakim stanie jest jego żona.
Narcyza spojrzała na otwierające się drzwi, w których ujrzała wysokiego, wychudzonego blondyna, którego długie włosy zostały przewiązane wstążką. Wyglądał dostojnie, jak zawsze, mimo zmęczonej twarzy i podkrążonych oczu. W jego tęczówkach widziała chłód, niezmiennie od dwóch lat. Lucjusz, jej Lucjusz... Co się z nami stało, Lucjuszu?
- Żono - zwrócił się do niej cicho i oficjalnie - jak się czujesz?
Skinęła głową w odpowiedzi, czując, jak kręci jej się w głowie.
- Mężu - odpowiedziała mu słabym głosem - coraz lepiej.
Otworzyła usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, ale zrobiło jej się ciemno przed oczami. Widziała ukradkiem, jak po twarzy Lucjusza przetacza się cień przerażenia, jeszcze przed tym, jak osunęła się na poduszki. Nie straciła przytomności, jednak z problemem łapała oddech. Lucjusz szybkim krokiem podszedł do jej łóżka i usiadł na jego skraju, a potem - czego się zupełnie nie spodziewała - na kilka sekund chwycił jej dłoń. Spojrzała zdezorientowana na swoją dłoń, na którą opadła ta jej męża. Gdy dotarło do mężczyzny, co właśnie zrobił, szybko cofnął swoją rękę, odchrząkając znacząco.
- Sprowadzę Severusa - mruknął, podnosząc się z miejsca.
- Jak twoje plecy...? - Spytała męża, mając nadzieję, że gest, który miał miejsce przed chwilą nie był tylko przywidzeniem. Rzadko pozwalała sobie na pytania, które zdradzały, że się o niego martwi.
Lucjusz odwrócił się i spojrzał na nią przeciągle, starając się nie naruszyć maski na swojej twarzy.
- Lepiej - odpowiedział bezosobowo, lakonicznym głosem, po czym zniknął za drzwiami pokoju gościnnego.
Narcyza wypuściła z siebie głośno powietrze i przeczesała dłońmi swoje blond włosy. Myśli w jej głowie biegały chaotycznie. Nie, żeby nie wierzyła w swojego męża i nie, żeby już dawno spisała go na straty - ta część niej, która zakochała się kiedyś na zabój w tym człowieku nadal wierzyła, że gdzieś głęboko w tej chodzącej bryle lodu z kijem w tyłku jest jeszcze ciepły mężczyzna, którego tak kocha. A jeśli to, co się przed chwilą wydarzyło, nie było pokazem uczuć w jej kierunku, to czym było? Obudziła się w niej nagle malutka iskierka, która ewidentnie wskazywała na to, że w jej Lucjuszu tliły się jeszcze jakieś uczucia do niej. Zależało mu, wystraszył się, nie zapanował nad sobą. Ponad to, oboje nie komentowali decyzji Dracona, dzięki której oboje byli torturowani. Lucjusz nawet słowem nie skomentował wyboru syna, gdy byli całkowicie sami. A powinien - powinien oficjalnie trzasnąć przed nią kazanie o zdradzie i o tym, że to jej wina, a potem powinien ją ukarać, ale żadnej z tych rzeczy nie zrobił.
Co, jeśli mają jeszcze szansę na normalne życie jako rodzina? Głupotą byłoby ją odrzucić przez tchórzostwo i brak odwagi do podjęcia trudnych decyzji.
Narcyza zamknęła oczy i zaczęła trzeźwo analizować sytuację. Ich dom, ich willa stała się kwaterą Czarnego Pana. To miejsce już dawno przestało być ich domem - śmierciożercy traktowali te ściany jak noclegownię, więzienie, jadłodajnię i burdel. Jedyne, co sprawiało, że nadal miała sentyment do tego miejsca to wspomnienia Dracona, dorastającego w tych murach. Tak naprawdę nic ich tutaj nie trzymało, poza rozkazami Czarnego Pana. Kobieta zaczęła kalkulować ile majątku mają zgromadzone w tych skarbcach, o których nikt nie wiedział - po chwili zastanowienia stwierdziła, że około trzy czwarte całości. Cóż, jej rodzina była obrzydliwie bogata i nikt tak naprawdę poza nią, Lucjuszem i - od dnia, w którym jej syn skończył siedemnaście lat - Draconem nie wiedział, jak wysoka jest to suma, a była to kwota liczona w miliardach. Spokojnie wystarczy na zatroszczenie się o całą rodzinę nawet na lata po wojnie, gdyby mieli zacząć wszystko od początku. Narcyza była przez wszystkich naokoło traktowana, jakby była porcelanową, niegroźną laleczką, niezdolną do własnych decyzji. O tym, jak potrafiła być charakterna i cwana wiedzieli tylko jej mąż i syn. No, i siostra, ale ona niewiele pamiętała sprzed czasów, w których pochłonęło ją szaleństwo.
Pani Malfoy wpatrywała się w baldachim łóżka, postanawiając zawalczyć o swoją rodzinę. Nie będzie to proste, ale skoro teraz też mogą zginąć w każdej chwili, to wcale nie ryzykuje aż tak wiele. Będzie potrzebować pomocy i rady Severusa, ale... czas najwyższy spieprzać z Malfoy Manor. Niezależnie od tego, czy Lucjuszowi się to spodoba, czy nie.
Minął ponad miesiąc - więcej niż miesiąc przemieszczania się z miejsca na miejsce i coraz większych frustracji w gronie czwórki siedemnastolatków. Jesień powoli ustępowała miejsca mroźnej zimie, racząc ich przymrozkami, które roztaczały krystaliczny szron każdego poranka.
Nadal stali w martwym punkcie, a na złoty medalion nie mogli już patrzeć. Wydawało im się, że ta część duszy Voldemorta śmieje się z nich szyderczo, ponieważ przez tak długi okres czasu nie byli w stanie podołać zadaniu zniszczeniu jej.
Hermiona siedziała po turecku na kanapie, wpatrując się w Dracona, który powolnymi ruchami przewracał strony kolejnej, opasłej księgi, siedząc przy stole. Miała wrażenie, że już ją czytał i przeglądał ją po raz kolejny, szukając natchnienia. Urosły mu włosy, a jego brodę pokrył krótki zarost, który drażnił jej policzki, gdy blondyn przytulał się do niej w nocy. Przez ostatnie ponad sześć tygodni przyzwyczaiła się do myśli, że zachowują się jak para. Tak na co dzień, w sposób, w którym żadne z nich niczego nie wymuszało. Spoglądali na siebie często i rozumieli się bez słów, a głośno przekomarzali się ze sobą sarkastycznie, stanowiąc źródło rozrywki dla pozostałych Gryfonów. Hermiona często przykrywała Dracona po samą szyję, gdy po nocnej warcie skopał z siebie śpiwór, a blondyn często okrywał ją swoim swetrem nawet, jeśli miała na sobie już jeden ze swoich własnych, wiedząc, że i tak zawsze jej zimno.
Brunetka uśmiechnęła się lekko pod nosem widząc, jak blondyn wypuszcza z siebie powietrze i przeczesuje dłonią swoje blond włosy. Ze zdziwieniem odkryła, że nigdy nie myślała nad tym, jak powinien wyglądać jej pierwszy, prawdziwy związek. No, aktualnie nie wiedziała czy to, co jest między nią, a Draconem można było nazwać jakkolwiek związkiem, ale odkrywała, że było jej z nim zaskakująco dobrze - nie ograniczali się, dawali sobie przestrzeń i swoją obecność jednocześnie. W tym szaleństwie była swojego rodzaju równowaga, której oboje się nie spodziewali. Ron i Harry przywykli do widoku tej dwójki śpiącej razem, choć, gdy któryś z nich przyłapał ich na pocałunku to nadal teatralnie się krzywił i rzucał ironiczną uwagą.
Przewróciła po raz setny stronę w "Baśniach Barda Beedle'a", wzdychając cichutko. Znała tę książkę na pamięć, a głowie potrafiła odtworzyć układ każdej literki, jaka znajdowała się na danej kartce. Dracon nadal uważał, że to, że dostała ją w testamencie Dumbledore'a to ostatni żart tego potężnego czarodzieja, pozostawiony im na poprawę humoru po jego śmierci.
- Komu kawy? - Spytał Potter, podnosząc się z krzesła naprzeciwko Dracona. Złapał w dłoń znicza, którego jeszcze przed chwilą znudzony toczył po stole, walcząc, aby co chwila chował swoje skrzydełka.
- Możesz nam zrobić - odpowiedział Dracon za siebie i za Gryfonkę, nie podnosząc wzroku znad tekstu. Normalnie Hermiona uniosłaby jedną brew, słysząc to, ale zaczynała się przyzwyczajać do tego, że Malfoy w irytujący sposób sam decyduje, co w aktualnym momencie jest dla niej najlepsze. Wywróciła oczami, wiedząc, że blondyn na nią zerka kątem oka - nie zawsze mu będzie pozwalać na taką decyzyjność, zdecydowanie.
Harry z cichym westchnieniem przywołał do siebie potrzebne mu rzeczy i uzupełnił garnek wodą. Wszyscy dziękowali Merlinowi, że transmutacja pozwala na rozmnożenie gotowych półproduktów i jedzenia w ogóle, gdy ma się ich mniejszą ilość - tym sposobem nie przymierali głodem, choć na kanapki z powidłami nie mogli już patrzeć. Gdy tylko którykolwiek z chłopców zaczynał marudzić na ich widok Hermiona dostawała piany na ustach i warczała, że może iść wpierdalać kamienie, jak coś mu się nie podoba, czując na sobie odpowiedzialność za mało urozmaicony jadłospis.
- Potter - przerwał ciszę Draco, nieco tajemniczym tonem głosu - czy ty przed chwilą bawiłeś się zniczem, którego omal nie połknąłeś na swoim pierwszym meczu?
Hermiona zmarszczyła brwi, słysząc, jak Draco zaakcentował jedno słowo.
- Tak, bo co? - Odpowiedział Harry, poprawiając sobie okulary na nosie .
Gryfonka głośno wciągnęła powietrze, rozumiejąc pytanie Dracona.
- Pamięć ciała... - wyszeptała, patrząc na czarnowłosego.
- No tak, ale macam go ręką i on się wcale nie otwiera, Hermiono - sarknął Harry, zalewając wrzącą wodą kawę.
- Potter - Malfoy wywrócił oczami - ale Ty go połknąłeś, a nie zmacałeś łapą...
Harry zamarł i zrobił wielkie oczy, obracając się w stronę Dracona.
- Mam go zjeść?
- Nie, debilu, wystarczy, że go przyłożysz do ust.
Wybraniec drżącymi dłońmi wyjął znicz z kieszeni i wziął głęboki oddech, po chwili czując jego zimny metal na swoich wargach. Cała trójka zamarła, wpatrując się, jak Harry odsuwa od siebie znicza i spogląda na niego intensywnie. Znicz złożył swoje skrzydełka, a na jego powierzchni zalśnił krótki napis.
- Otwieram się na sam koniec - przeczytał Potter, robiąc ogromne oczy. - Pisze, że otwiera się na sam koniec!
Hermiona i Dracon zmarszczyli brwi, bo dziś ewidentnie nastąpił mały przełom. Nadal jednak nie wiedzieli, co im to daje.
- Jest napisane się mówi, Potter - wtrącił Draco.
- Co to znaczy na sam koniec? Tuż przed śmiercią? - Spytał Harry, stawiając kubki z kawą na stole, nie mogąc ukryć podekscytowania.
- A to przed śmiercią będziesz pamiętał, że musisz jeszcze otworzyć znicz? - Zaśmiał się ironicznie Ślizgon. - Czarny Pan na pewno zrozumie i poczeka. Poprosisz go, żeby poczekał, bo właśnie umierasz i musisz jeszcze coś zrobić. Myślę, że nie będzie miał z tym problemu.
- Nie bądź dupkiem, Draco - upomniała go Hermiona.
- Przecież mam rację! - Krzyknął, obronnym tonem blondyn.
- To wszystko mi się nie klei całości - mruknęła zmartwiona Gryfonka. Z książką w ręce wstała z kanapy i przesiadła się na ławkę przy stole, na której siedział Dracon. Władowała się na miejsce obok niego, kładąc otwarte baśnie Beedle'a na stole, przesuwając jednocześnie opasłe tomiszcza, nad którymi ślęczał blondyn. Draco przysunął w jej kierunku kubek z kawą, przeznaczony dla niej i objął ją ramieniem, kładąc dłoń na jej biodrze.
- Stoimy przed epicentrum drugiej wojny, Sami Wiecie Kto rośnie w siłę, a jedyne co nam zostawił Dumbledore to jakieś cholerne zagadki - mruknęła ironicznie w stronę Harry'ego, który pokiwał głową na znak, że przyznaje jej rację.
- Pójdę po Rona, niech nie siedzi cały dzień na tym mrozie i napije się czegoś ciepłego - rzucił Harry, wstając od stołu.
Gdy tylko Draco i Hermiona znaleźli się poza zasięgiem wzroku Wybrańca, blondyn złożył pocałunek na włosach Gryfonki, wzdychając cicho.
- Nadal męczysz te bajki?
- Nawet mnie nie denerwuj - mruknęła niemrawo, przymykając oczy i pociągając łyk białej kawy z kubka. Naciągnęła mocniej rękawy swetra na dłonie i przewróciła kolejną stronę książeczki.
- Poczekaj - rzucił nagle Dracon, marszcząc brwi - a ten symbol jest nadrukowany? - Spytał, palcem przeciągając po znaczku, wyglądającym tak, jakby ktoś naniósł go na książkę odręcznie, czarnym atramentem. Hermiona również zmarszczyła brwi i nachyliła się bliżej kartki, również przeciągając palcem po symbolu.
- Daj mi troszkę wody - mruknęła do Dracona zamyślona. Chłopak przywołał do siebie małą szklankę i posłusznie jednym ruchem różdżki napełnił ją wodą. Hermiona zmoczyła jeden palec w wodzie i mokrym opuszkiem przesunęła po kartce - znaczek rozpłynął się szybciej, niż tusz drukarski, zostawiając po sobie niebieską smugę.
- Na sto procent to był tusz z kałamarza... - stwierdził Draco. - Dumbledore zostawił go tam celowo?
- Nie mam pojęcia - przyznała Hermiona.
- Czemu macie takie miny? - Spytał Ron, wchodząc za Harrym do namiotu.
- Chyba właśnie rozwiązaliśmy zagadkę tych cholernych baśni... - wymamrotał Draco, nadal pochylając się nad rozpłyniętym na krawędziach symbolem.
- Poważnie?
- No, może nie do końca... - przyznała Granger. - Spójrz, Harry, tutaj ktoś dopisał ręcznie pewien znak...
Harry pochylił się nad stołem, a Hermiona przysunęła książkę w stronę Wybrańca.
- Ten symbol miał na sobie ojciec Luny na weselu Billa - zauważył bystro czarnowłosy, spoglądając w orzechowe oczy przyjaciółki.
- A przy jakiej baśni to jest narysowane? - Spytał Ronald, zamaczając usta w kawie Harry'ego i ignorując jego "ej, to moje".
- Przy opowieści o trzech braciach - odpowiedział mu Ślizgon.
- Nigdy jej nie lubiłem - stwierdził rudowłosy.
- Zostaw moją kawę - burknął do Rona Potter.
- Już nie jest twoja.
- Ronald, bo dostaniesz przez łeb zaraz.
Rudowłosy przewrócił teatralnie oczami wycofał się z towarzystwa celem zrobienia kolejnej kawy Wybrańcowi.
- Co się dzieje z Weasley'em? - Hermiona usłyszała bardzo cichy szept blondyna nad swoim uchem.
Wzruszyła ramionami i pokiwała głową na boki, również się nad tym zastanawiając. Ron był ostatnimi czasy bardzo nieswój - zrobił się cichy, mało dyskutował i ustępował Harry'emu przy każdej konfrontacji. Zmiany te były co prawda subtelne i - nie ukrywajmy - dostrzegli je tylko Draco i Hermiona.
- Co tam szepczecie? - Rzucił w ich kierunku Harry, nie podnosząc wzroku znad opowieści, którą właśnie czytał.
- Nic takiego - odparła szybko Hermiona spokojnym tonem głosu.
- Pogadam z nim - stwierdził bezgłośnie Draco. Hermiona uniosła w zdziwieniu jedną brew. - Męskie sprawy - dodał, wracając wzrokiem do Weasleya, który postawił dwa kubki na blacie. Jeden wziął do ręki i bez słowa skierował się w stronę wyjścia z namiotu.
- Ronald! - Krzyknął za nim blondyn. - Poczekaj, wyjdę z tobą zapalić.
Weasley wzruszył ramionami i poczekał, aż Dracon narzuci na siebie polarowy koc i przywoła do siebie zapalniczkę i paczkę papierosów. Wyszli na zewnątrz i usiedli na rozścielonym na ogromnym, płaskim kamieniu kocu, który poświęcili dla wygodnego trzymania warty, gdy na zewnątrz było chłodno. Dracon w ciszy odpalił papierosa od zapalniczki, rzucając paczkę papierosów obok siebie niedbale. Wypuścił szary dym z płuc, zaciągając się mroźnym powietrzem.
- Śmierdzą te wasze fajki - mruknął Weasley.
- Idzie się przyzwyczaić - zaśmiał się Dracon. - Weasley, wiem, że się oficjalnie nie lubimy - zaczął bez owijania w bawełnę blondyn.
- Oczywiście, że się nie lubimy - przyznał piegowaty, nieco chichocząc. Zmarszczył brwi, gdy Dracon wyciągnął z tylnej kieszeni swoich spodni różdżkę i machnął w kierunku namiotu ciche Muffliato. - Co ty robisz?
- Przecież widzisz.
- Przecież nie ma takiej potrzeby.
- Zaraz będzie - blondyn zaciągnął się dymem po raz kolejny, po czym spytał wprost - co się dzieje, Weasley?
- O czym ty mówisz? - Ron wyglądał na autentycznie zdziwionego i zdezorientowanego.
- O tym, że zachowujesz się jak zbity pies, którego ktoś w tym towarzystwie nie chce - wypalił bez ogródek Ślizgon. - Trochę znam ten syndrom, chociaż ja się umiem kamuflować. Co prawda, odkąd mnie trzasnęło w kierunku Granger to nie do końca sobie z tym radziłem, bo nigdy jeszcze zdarzyło się, żebym władował się w coś takiego dobrowolnie. No, i między nią a mną jest... zawsze bardziej nieschematycznie, niż normalnie - zironizował, śmiejąc się sam z siebie. - Poza tym, to ja rozdaję karty. Ty jesteś w innej pozycji.
Ronald zagryzł wargę.
- Kiedy się zorientowałeś?
- Jakieś trzy tygodnie temu. Zachowujesz się identycznie jak Zabini, który walczył ze swoją naturą dobre dwa lata, zanim przyznał sam przed sobą, że jest gejem - powiedział wprost, dodając po chwili - Cóż, Blaise też się we mnie dłużył. A potem, na szóstym roku, przeleciał chyba większość gejowskiej ekipy całego Hogwartu. Przeszło mu.
Ron zrobił ogromne oczy, patrząc w niedowierzaniu na twarz blondyna.
- Zabini jest gejem?
Draco tylko przytaknął skinięciem głowy, zaciągając się papierosem.
- Ale ja nawet nie wiem, czy jestem gejem...
- To jest chyba normalne, w pewien sposób. Blaise mówił, że on też czuł się trochę "bi" i liczył, że mu przejdzie faza gejostwa. Podobno czasem przechodzi. Albo zostaje się po prostu wyzwolonym "bi". Albo dochodzi się do wniosku, że zdecydowanie nie jest się ani "bi", ani hetero.
Ronald westchnął głęboko, przecierając twarz dłonią i odgarniając swoje włosy z czoła.
-Daj sobie czas, Weasley.
- Malfoy, ale ja tu dostaje na głowę, jak tylko go widzę - wyznał Ronald, sfrustrowany - mam dość patrzenia na niego tak po prostu, a nie mogę mu nawet powiedzieć.
- I mu nie powiesz. Potter nie zrozumie.
- A skąd wiesz...? - Ron nie wiedział, czy chce znać odpowiedź na to pytanie. Dracon westchnął ciężko.
- Ron - zwrócił się do chłopaka po imieniu - powiem ci to dla twojego dobra. Po pierwsze - Potter nie jest facetem dla ciebie.
Dracon celowo zrobił pauzę, starając się wybadać reakcję siedzącego obok piegowatego Gryfona, który czekał bez słowa na ciąg dalszy jego wypowiedzi.
- A mówię to dlatego, bo Potter jest stuprocentowym hetero. Zadeklarowanym i mogącym nie dopuścić do siebie informacji, że jego najlepszy przyjaciel jest innej orientacji seksualnej. Może być genialnym czarodziejem, ale jest upośledzony emocjonalnie, o czym sam doskonale wiesz, bo wiesz, jak szarpie się z twoją siostrą. A po drugie - Draco wziął głęboki oddech - Harry sypia z Ginny.
- Co Harry z Ginny? - Ron aż się zerwał z miejsca, stając naprzeciw blondyna.
- Uprawiał seks, Weasley.
- I dlaczego ty to wiesz, a ja nie?
- Bo wchodziłem mu do głowy? - Odpowiedział mu pytaniem na pytanie Draco, nieco chichocząc.
- Faktycznie - Ron zrobił pauzę, pozwalając, aby dotarła do niego ta informacja. - Dlaczego mi nie powiedział?
- Bo byś się wkurwił i obdarł go ze skóry?
Ronald zamyślił się przez chwilę.
- Też fakt - przyznał, z powrotem zajmując miejsce siedzące obok blondyna. - Co ja mam zrobić, Malfoy? Ja się tu psychicznie wykończę, mając go obok na co dzień, a nawet... no wiesz...
Dracon pokiwał ze zrozumieniem głową.
- To odejdź.
- Ty nie jesteś poważny... - Gryfon spojrzał zdziwiony na chłopaka gaszącego papierosa o wilgotny kamień między swoimi nogami.
- Weasley, większy dramat będzie, jeśli tu zostaniesz i przyjdzie taki moment, w którym nie wytrzymasz i albo będzie skandal, albo będzie kłótnia tak duża, że i tak odejdziesz.
Ron zaśmiał się gorzko. Dracon miał więcej racji, niż był w stanie przypuszczać.
- Mam was tak po prostu zostawić? - Ronalda przerażała ta perspektywa.
- Lepiej, żebyś się męczył? Zakon na pewno potrzebuje też pomocy na miejscu, w Londynie. Masz też przecież dobre alibi, mógłbyś wrócić do Hogwartu.
- I co im powiem? Mionka, sorki, ale jestem nieszczęśliwie zakochany w Potterze, więc spierdalam stąd pomagać gdzieś indziej, zanim wybuchnie afera? No, i Harry, sorki, że ci nie powiedziałem, ale no wiesz, posuwasz moją siostrę, więc i tak by nam nie wyszło? Spotkamy się podczas Wielkiej Bitwy czy gdzieś tam, przy okazji... Macie Malfoya, poradzicie sobie jakoś... - Ostatnie zdania zawierały w sobie tyle goryczy, że Dracon autentycznie współczuł Ronaldowi.
- Wiem, że to brutalne, ale nie ze wszystkiego w życiu musisz się tłumaczyć, Weasley...
- Mam zniknąć bez pożegnania?
- Potter i Hermiona się pozbierają. Jeśli będziesz chciał, to im wyjaśnię.
Zapadała między nimi cisza, w której Ron zdawał sobie sprawę, że ma wiele możliwości i żadne wyjście z tej sytuacji nie jest idealne.
- Dziękuję, Malfoy. Dam ci znać, jak podejmę jakąś decyzję.
Dracon pokiwał tylko głową i odpalił kolejnego papierosa.
- A skoro tak już sobie gadamy... - zaczął Ronald, uśmiechając się cwaniacko pod nosem. - O seksie i innych takich...
- Do sedna, zadaj to pytanie - Dracon zaśmiał się, wywracając oczami.
- Czy Miona i... Ty...?
- Nie, nie spaliśmy ze sobą, Weasley, nie będzie rewelacji dnia - odparł rozbawiony Dracon, zaciągając się tytoniem.
- Poważnie?
- Poważnie.
- Przez tyle czasu nic?
- A czemu cię to tak dziwi? Myślę, że w świetle tego, co się działo w lipcu...
- Ja wiem, że to miało na nią duży wpływ, Draco, tylko wiesz - Gryfon przybrał nieco konspiracyjny ton głosu - nigdy jej takiej nie widziałem, zmieniła się trochę odkąd jesteście tak blisko. Przydałoby się jej przełamanie tej bariery. Zdjęłoby jej z głowy trochę napięcia i stresu...
Draco zaśmiał się pełnym głosem i uniósł jedną brew.
- Jeszcze niedawno mi groziłeś oskórowaniem - zauważył bystro Ślizgon. - Od kiedy z ciebie taki ekspert, Weasley?
- Swoje z Brown przeszedłem - mruknął, nieco zamyślony wracając do czasu żarliwego zauroczenia Lavender.
- Aż taka straszna była w te klocki?
- W te klocki była akurat nienajgorsza. Gorzej, jak już chciało się z nią porozmawiać. Czemu pytasz, skoro podobno z tobą spała?
Dracon zaśmiał się szczerze.
- Weasley, Hermiona jest moją pierwszą Gryfonką w karierze - wyznał Malfoy. - W czasach Hogwartu to była kwestia mojego honoru.
- Czyli kłamała, jędza - syknął Ron, mrużąc oczy. - A wracając do Hermiony, to naprawdę uważam, że przydałby się jej dobry seks. Musisz się postarać, Malfoy.
Draco zachichotał i zgasił papierosa o kamień.
- Weasley, wybacz, ale ja stąd wychodzę, bo ta rozmowa zmierza na złe tory - zażartował Dracon, wstając i rozprostowując swoje nogi.
- Bo powiedziałem, że musisz się postarać?
- Wątpię, żebyś musiał udzielać mi porad łóżkowych, Weasley - sarknął blondyn. - Przemyśl sobie sprawę, Ronald i daj mi znać - dodał, już poważnym tonem, kierując się w stronę namiotu i cofając wcześniej nałożone zaklęcie.
- Postaraj się, Draco! - Krzyknął jeszcze za nim rozbawiony Gryfon.
- Złe tory, Weasley! Wychodzę! - Odkrzyknął mu blondyn, znikając w namiocie i zostawiając Rona samego ze swoimi myślami. A myśli, aktualnie, miał w głowie milion.
*
Powiem tak - jestem zajebiście mocno dumna ze swojej wersji Narcyzy (tutaj będzie duże love z mojej strony, serio) i Rona.
Oj tak, Ron też jeszcze nabroi.
I w ogóle - lubię ten rozdział, 4,5 tys słów napisane w jeden dzień. Nadrabiam, bo zaraz pewnie znowu przyjdzie kryzys.
Nawet nie macie pojęcia, jak się cieszę, że coraz więcej Was tutaj zagląda!
Opinie, opinie, opinie!
xoxo
PN
Chora psychika, aż skręca
OdpowiedzUsuń