niedziela, 16 grudnia 2018

Trzydzieści dwa

Kalendarz wskazywał dziś drugiego grudnia. Skrzaty zostawiły w jej biurze katalogi z ozdobami świątecznymi, żeby wybrała, jak mają udekorować dom w ten magiczny, świąteczny czas. Nie, żeby na to srała. Narcyza Malfoy założyła kosmyk swoich długich, falowanych blond włosów za ucho i zmusiła się do tego, aby dopić resztkę soku pomarańczowego ze swojej kryształowej szklanki. Podziękowała i wstała od stołu, zostawiając męża wraz ze śmietanką śmierciożerców przy stole, na którym podano śniadanie. Lord Voldemort akurat dziś nie mógł im towarzyszyć, więc musieli obejść się z tęsknotą widokiem jego obrzydliwego węża pożerającego żywcem jakiegoś, Merlinowi winnego, mugola, gdy obok spożywane było śniadanie. Zawsze wiedziała, że dźwięki rozrywanych wnętrzności sprzyjają apetytowi. Czujecie tę ironię, prawda?

Pani Malfoy skierowała powolne kroki do swojego gabinetu, w którym powinien już czekać na nią Severus. W istocie - otworzyła drzwi swojego biura w momencie, w którym Snape wychodził z jej kominka, otrzepując popiół z czarnych, długich szat.

- Narcyzo - przywitał się skinieniem głowy, a potem obserwował jak ta drobna kobieta nakłada na drzwi zaklęcia ochronne, zakazane w tym domu. - Jak się czujesz?

- W porządku, Severusie. Jakieś wieści o Draco?

- Aberforth przekazał mi tylko, że są cali i zdrowi, nic więcej nie wiem.

Kobieta wypuściła powietrze z ulgą, opadając na fotel tuż przy kominku i marszcząc brwi na widok katalogów leżących na stoliku kawowym.

- Najnowsze trendy świąteczne? - Spytał ironicznie czarnowłosy czarodziej, chwytając jedno z czasopism, na okładce którego renifer ubrany w szaty śmierciożercy latał radośnie wzdłuż i wszerz, dzwoniąc dzwoneczkami z emblematem mrocznego znaku. - O, to będzie hit, Czarny Pan zwariuje na jego punkcie - wskazał na renifera i wyszczerzył się szyderczo, na co kobieta tylko wywróciła oczami.

- Dracon robi identycznie, jak rzucam żartami - westchnął Severus, wspominając chrześniaka - przygotowałem ci wszystko, co tylko byłem w stanie. Świstoklik będzie na was czekał w moich komnatach, musicie użyć kominka.

Narcyza skinęła wdzięcznie głową, wpatrując się w okno.

- Nie boisz się? - Mistrz Eliksirów oparł się o gzyms kominka, wpatrując się w niebieskie oczy kobiety.

- Severusie, ja jestem śmiertelnie przerażona - wymamrotała, krzywiąc się nieznacznie.

- Wymyśliłaś już, co z Lucjuszem?

- Och, to akurat najmniejszy problem - machnęła ręką, jakby chodziło o wczorajszą kolację, którą spieprzyły skrzaty. Snape zrobił ogromne oczy.

- Jak to najmniejszy problem? Przecież on o niczym nie wie... - zaczął niepewnie, patrząc na blondynkę z niedowierzaniem.

- Trzasnę go imperiusem, czy coś...

Severus zakrztusił się własną śliną.

- A potem?

- A potem będę się martwić - wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic - jeśli mam rację, to zupełnie nie mam się czym przejmować.

- A jeśli się mylisz?

To pytanie zawisło między nimi, wybrzmiewając złowrogim echem.

- To wszyscy zginiemy szybciej, niż Czarny Pan planował.

- Jesteś szalona - wymamrotał z niedowierzaniem czarnooki mężczyzna, kręcąc głową. - O dwudziestej pierwszej u mnie w komnatach. Czarny Pan jest poza hrabstwem, macie dziś jedyną taką okazję.

Odwrócił się i mrucząc cicho pod nosem, wrzucił garść proszku Fiuu do kominka, a potem pochłonęły go zielone płomienie. Narcyza westchnęła i pochyliła się nad kolorowymi czasopismami. Może sprawienie tego cholernego renifera na pożegnanie nie byłoby takim głupim pomysłem? Uśmiechnęła się szatańsko pod nosem, wyobrażając sobie minę Voldemorta.




*




Hermiona przetarła swoje zaspane oczy, przeciągając się. Dracon wtulił się w nią mocniej, wpasowując ponownie swoją głowę między jej piersi. Tej nocy to ona robiła jemu za poduszkę, a nie odwrotnie. Spojrzała w dół i powstrzymała chichot widząc, jak Malfoy znów skopał z nich kołdrę w nocy. Dobrze, że spała w dwóch parach skarpetek, w ciepłych dresach i w swetrze z golfem, bo zamarzłaby przez sen. Ziewnęła cichutko, przeczesując dłonią blond włosy chłopaka. Zaraz powinien zmienić Rona na warcie.

Dziewczyna uśmiechnęła się, wiedząc, że wypadałoby obudzić Ślizgona. Nauczyła się już, że mówienie do niego i potrząsanie nim niewiele daje, nawet, jeśli ma płytki sen, bo ten najzwyczajniej w świecie ma to w dupie i i tak wstanie wtedy, kiedy on sam uzna to za słuszne. Wsunęła dłoń pod koszulkę chłopaka i przesunęła paznokciami po jego kręgosłupie. Draco zadrżał, zmarszczył brwi i mruknął cichutko. Zachichotała - zawsze działało.

- Nigdzie nie idę - wymamrotał w jej sweter, przyciągając Gryfonkę do siebie mocniej.

- Wiem - zaśmiała się - ale chyba nie będziesz miał wyjścia. Chcesz się narazić na gniew zmarzniętego Weasleya?

- Brzmi jak jakaś klątwa - wywrócił oczami i ziewnął przeciągle. - Weź mnie obudź jakoś ładnie... - mruknął do brunetki zaspany, obracając się i kładąc się na niej.

- A zasłużyłeś? - Zaśmiała się Hermiona, unosząc jedną brew i obejmując chłopaka nogami w biodrach.

- Oczywiście, że tak - wyszczerzył się i pocałował ją namiętnie. Hermiona oddała pocałunek z cichym westchnieniem, błądząc po plecach blondyna dłońmi. I całowali się tak, zapominając, gdzie są, co ostatnio zdarzało im się coraz częściej.

- MALFOY!! - Otrzeźwił ich przerażony i wściekły wrzask Pottera sprzed namiotu. - GDZIE JEST RON?! - Wrzeszczał, wchodząc do środka. Hermiona wystraszyła się tak mocno, że w przypływie adrenaliny zrzuciła z siebie ciężkiego blondyna, który z hukiem wylądował na ziemi, koło kanapy.

- Au - syknął głośno, krzywiąc się. - Dzięki, kochanie - warknął do brunetki ironicznie, zdając sobie sprawę, że w tym momencie i tak totalnie go olewa i wpatruje się przerażona w zielone oczy Wybrańca, który wyglądał, jakby dopiero co wstał. Wiedział, że nie usłyszała tej uwagi. Z jęknięciem podniósł się na nogi - będzie miał wielkiego siniaka na biodrze, na sto procent.

- Czego podnosisz takie larum, Potter? - warknął, nadal zły na Hermionę.

- Wytłumacz mi to - Harry podszedł do blondyna i z impetem wręczył mu do ręki otwartą kopertę z napisem "Malfoy". Pismo należało do Rona.

- Wiesz, Potter, że nie otwiera się nie swojej korespondencji? - Sarknął, teraz jeszcze bardziej zły, niż był przed chwilą.

- CO TO MA ZNACZYĆ, PYTAM SIĘ?!

- Nie wrzeszcz. Jak przeczytam, to ci powiem.

Hermiona wpatrywała się w tę scenę zszokowana i zdezorientowana. Patrzyła, jak blondyn szybko przebiega wzrokiem po treści listu rudowłosego Gryfona, marszcząc brwi. Westchnął głęboko, gdy skończył. Włożył list z powrotem do koperty i zgiął całość w pół, chowając go do kieszeni.

- No i czego, Potter, nie rozumiesz? - Zadał to pytanie spokojnym tonem głosu. Cieszył się, że Weasley nie napisał wprost jaki jest powód pozostawienia przyjaciół z obietnicą, że wróci, gdy tylko poukłada sobie wszystko w głowie. Napisał, że aktualnie jest bardziej potrzebny gdzieś indziej i, że Draco ma im wszystko wytłumaczyć bez owijania w bawełnę. Dobrze więc, to im wytłumaczy.

- Co to ma znaczyć, Malfoy? Przecież Ron nie mówił, że ma jakiekolwiek problemy!

- Bo tobie, akurat, Potter, nie mógł o nich powiedzieć - Malfoy uniósł jedną brew.

- Przecież ja i Ron mówimy sobie o wszystkim!

- Dokładnie tak, jak o tym, że sypiasz z jego siostrą?

Harry zaczerwienił się, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Hermiona przyglądała się rozmowie, marszcząc brwi. Brakowało jej w głowie pewnego puzzla, o istnieniu którego nie miała pojęcia. Przypomniała sobie, jak ze dwa tygodnie temu Draco spędził chwilę sam na sam z Ronem, pod pretekstem wypalenia papierosa, ale nadal nie wiedziała, jak przyjaciel mógł ich tak po prostu tutaj zostawić - co mogło być aż tak ważne?

- Draco, o co chodzi? - Spytała blondyna niemal szeptem, łapiąc jego szare oczy. Martwiła się śmiertelnie o rudowłosego przyjaciela - zostawienie ich tutaj to nie była łatwa decyzja i na pewno musiała być spowodowana czymś więcej niż błahostką.

Blondyn westchnął ciężko i, przymykając oczy, przeczesał dłonią swoje włosy. Nie będzie delikatny, bo delikatność w niczym nie pomoże.

- Ronald jest gejem - spojrzał poważnym wzrokiem w oczy Hermiony, a następnie przeniósł wzrok na twarz Harry'ego. Ten drugi mu nie uwierzył.

- Weź mnie nie wkurwiaj i nie żartuj w takiej sytuacji, ty bezczelna fretko - warknął do blondyna Bliznowaty, próbując nie rzucić się ze złości na Ślizgona.

- Harry - spokojnym i lodowatym tonem głosu Gryfonka upomniała przyjaciela, wpatrując się w niego orzechowymi oczami - Obawiam się, że Dracon nie żartuje.

Brakujący puzzel w jej głowie wskoczył na swoje miejsce. Zrozumiała wszystko. Przez kilka sekund złapała niepewny wzrok blondyna, który badał jej reakcję.

- Ale Miona... przecież to Ron... A nawet jeśli - Potter myślał głośno - to co bycie gejem ma do tego, żeby nas zostawiać z tym wszystkim?!

Hermiona zacisnęła usta w wąską linię i bawiła się rękawem swojego swetra. Harry sam się nie domyśli, a ona mu nie powie. Nie ma takiej możliwości, żeby jej to przeszło przez gardło.

- Potter, najzłotszy chłopcu - sarknął Dracon, opierając się biodrami o blat stołu i widząc, że musi wziąć uświadomienie czarnowłosego na siebie - rusz głową, idioto.

- Ruszam i dalej nie rozumiem, dlaczego to hipotetyczne gejostwo Rona miałoby mu przeszkadzać w tkwieniu z nami w tym pieprzonym namiocie!

- Przez ciebie, Potter - warknął w końcu Draco, chowając twarz w dłoniach.

- Proszę?

- Nie proś, tylko pomyśl.

- Miona, o czym on mówi?

- Przecież już się domyśliłeś, Harry... - szepnęła cicho, sama niedowierzając.

- Że Ron..?! NASZ RON?! We... Co w ogóle?! Że we mnie?! CO?!

Potter zaczął chodzić w kółko, powtarzając wciąż głośno te same pytania. Hermiona spojrzała na blondyna, szukając wzrokiem pomocy. Draco pokiwał głową bezradnie.

- No ale przecież ja kocham Ginny!

- Właśnie dlatego, Harry - powiedziała Hermiona, wstając z kanapy i podchodząc do przyjaciela - to jest właśnie odpowiedź na twoje pytania. Ron musi sobie poukładać teraz pewne rzeczy, a wiedział, że zostawia nas z Draco. Damy sobie radę, a jeśli będzie gotowy, to wróci...

Zielonooki wpatrywał się w przyjaciółkę z milionem emocji wypisanych na twarzy. Kilka razy otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak końcem końców wydusił z siebie tylko:

- Biorę dzienną wartę.

A potem odwrócił się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni i szybko opuścił namiot. Zarówno Hermiona, jak i Dracon byli pewni, że gdyby po drodze miał jakiekolwiek drzwi, to trzasnął by nimi tak mocno, że mogłyby wylecieć z zawiasów. Hermiona stała, z założonymi rękoma, wpatrując się w poły namiotu, za którymi przed chwilą zniknął czarnowłosy. Poczuła na swojej talii dłonie Malfoya, a na swoim ramieniu jego brodę.

- Jak myślisz - zwrócił się do niej cicho - większym skandalem będziemy my, czy Ronald?

- Nadal my - odparła bez zawahania.

- No co ty, nie przebije nas wiadomość, że "jedna trzecia świętego trio jest homoseksualna"? Widzisz ten nagłówek Skeeter?

- Draco, a co z "przyjaciółka Pottera sypia ze śmierciożercą Malfoyem"?

Dracon uśmiechnął się zawadiacko pod nosem.

- "Sypia"?

- No a nie? O, albo lepiej: "sypia w czasie wojny"? - Odparła zamyślona brunetka, nie zdając sobie jeszcze sprawy z dwuznaczności jej słów.

- No wiesz, tak nie do końca "sypia" - mruknął jej do ucha blondyn, zjeżdżając dłońmi na jej pośladki. Dopiero teraz Hermiona zrozumiała ukryty sens swoich słów.

- Zbereźnik - rzuciła do niego, zaczerwieniona, obracając się przodem do niego - pogadasz z nim? - Zwróciła się do blondyna, stając na palcach i stykając ich czubki nosów razem, szybko zmieniając temat.

- Z Potterem?

- Przecież wiesz.

Draco wydał z siebie coś pomiędzy jęknięciem a westchnieniem.

- Pogadam, jak się uspokoi. I jak zjemy śniadanie - powiedział, po czym wpił się w jej usta, językiem wdzierając się na podniebienie Gryfonki.

- Jak ostatnio sprawdzałam, to śniadanie było w kuchni - zaśmiała się w jego wargi brunetka.

- Bądź cicho, musisz mi rozmasować biodro, kobieto - podniósł dziewczynę i w akompaniamencie jej chichotania przeniósł ich z powrotem na kanapę.

Dracon przyznał sam przed sobą ostatnio, że był jednocześnie przerażony i zachwycony tym, co się dzieje w jego głowie, gdy myśli o Granger. Pluł sobie w brodę i cieszył się na raz, że się do niej przywiązał. Ta mała, rozczochrana istotka wyzwoliła w nim uczucia, o istnieniu których nie miał pojęcia. I mimo tego, że drżał o matkę i o Severusa, to zdał sobie sprawę z tego, że - nawet nie wiedział kiedy - dopisał do tej listy jeszcze jedną osobę.

Nie spodziewał się, że wszystko się tak potoczy. Nie był w stanie kontrolować tego, że to coś między nimi w ogóle się zaczęło i tego, że po raz pierwszy w życiu w ogóle pozwolił sobie na taką relację, myśląc, że i tak nie ma nic do stracenia. W życiu by nie pomyślał, że będą się tak dogadywać i, że mają ze sobą tyle wspólnego. A im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej się w niej zatracał. Oddawał jej swoje serce kawałek po kawałeczku tylko dlatego, że po prostu trwała przy nim obok - gdy było im dobrze i, gdy było im źle. Im dłużej to trwało, tym więcej miał do stracenia, bo miał do stracenia ją. Uświadomił sobie, że po tych trzech miesiącach nie wyobraża sobie nie budzić się koło Hermiony Granger.

Oderwał się od jej malinowych ust i poczuł, jak brunetka składa nieśmiały pocałunek na jego czole. Była tak niewinna, a miała w sobie ogromne pokłady nieodkrytego ognia, do którego on sam miał zamiar się powoli dokopać.

Wtulił się w nią mocno, chowając twarz w zagłębienie na jej szyi i wciągając jej zapach. Poczuł, jak brunetka wplata dłoń w jego włosy. Zdecydowanie lubił, jak tak robiła. Jeden z jej nieposłusznych loków łaskotał go w nos i ze zdumieniem zauważył, że do tego również się już przyzwyczaił.

- Wszystko w porządku, Draco? - Szepnęła cicho, przerywając ciszę.

- Yhymm - mruknął potwierdzająco basowym głosem, pod wpływem którego Hermionie miękły kolana. Nosem zaczął wodzić po jej szyi, łaskocząc ją delikatnie.

- Draco? - Spytała raz jeszcze Hermiona.

- Hmm? - Ponownie odmruknął, sprawiając, że Gryfonka zagryzła delikatnie swoją dolną wargę, a na jego twarz wpełzł cwaniacki uśmieszek. Uwielbiał to, jak na nią działał.

- Co powiedziałeś, jak cię zrzuciłam z kanapy? - Spytała, wiedząc, że nie spodziewa się tego pytania. Blondyn zamarł wpół ruchu, odchrząkając znacząco.

- Nic. Przesłyszało ci się coś może - mruknął, chcąc uciąć temat.

- Nie wydaje mi się - ciągnęła dalej brunetka, z cwaniacką miną.

- Serio, przesłyszało ci się coś - próbował wpić się w jej usta, żeby zająć ją czymś innym, jednak ta sprawnie odwróciła głowę w drugą stronę. - Nie chcesz się całować? - Zmrużył oczy, patrząc na jej rozbawioną minę. Pogrążał się, ewidentnie się z niego śmiała. Miała go w garści. - To nie - mruknął, odsuwając się od niej i wstając z kanapy. To był moment na odwrót. Ignorował twardo to, że otwarcie chichotała pod nosem. Nie wiedział, co go wtedy napadło, że użył tamtego określenia. Nigdy go nie używał. Nigdy, ono było zakazane, bo laski zbyt szybko wtedy wyobrażały sobie gromadkę jego dzieci i siebie w sukni ślubnej. Każde określenie było dobre, ale nie tamto.

- Chcesz kawy? - Spytał głośno, odpalając palnik gazowy pod garnkiem.

- Poproszę - przez jej głos nadal jawnie przebijało się rozbawienie tą sytuacją.

Chociaż, z drugiej strony, to była Hermiona, a nie jakieś tam laski, którymi zwykł bawić się w szkole. Przywołał do siebie mleko, dolewając je do czarnej, aromatycznej cieczy. Sięgnął po cukier i poczuł, jak brunetka przytula się do jego pleców, wodząc dłońmi po jego brzuchu przez materiał bawełnianej koszulki.

- Od kiedy ty się umiesz tak bezgłośnie skradać? - Spytał nieco hipotetycznie, mieszając łyżeczką kawę w obu kubkach.

- Uczę się od najlepszych, kochanie - odparła jak gdyby nigdy nic, zagryzając wargę i z rozbawieniem obserwując, jak Draco cały sztywnieje. Wyjęła mu z dłoni kubek z tą mniej posłodzoną kawą, pocałowała go w kark, stojąc na palcach i jak gdyby nigdy nic odeszła, żeby usiąść na ławce przy stole, podwijając nogi pod siebie i upijając łyk kawy. Zerkała na zszokowanego blondyna, rozkoszując się jego zakłopotaniem. Malfoy odchrząknął, starając się odzyskać fason. Wziął głęboki oddech i odwrócił się w jej stronę, napotykając orzechowe tęczówki. Uśmiechała się do niego niczym cwana kocica, która właśnie świętowała to, że postawiła na swoim, unosząc jedną brew i kącik ust.

Dracon przyznał sam przed sobą, że nie znał jej takiej. I, że cholernie go pociągała w tym wydaniu. Zajął miejsce naprzeciwko niej, upijając swojej kawy. Objął kubek dłońmi i pochylił się w jej stronę, patrząc jej głęboko w oczy, w których tańczyły iskierki rozbawienia.

- Wiesz, Granger - mruknął basowo, dźwięcznie wypowiadając jej nazwisko i widząc, jak po jej plecach przebiega oczywisty dreszcz - chyba polubię to, że to ty rozdajesz karty...

Gryfonka zarumieniła się delikatnie, jednak uśmiechnęła się szerzej zawadiacko, sugestywnie unosząc jedną brew. Upiła łyk swojej kawy, nadal nie zrywając kontaktu wzrokowego ze stalowoszarymi tęczówkami. Merlinie, był taki przystojny, gdy rozczochrany wpatrywał się w nią niczym myśliwy polujący w swoją ofiarę.

- Wiesz, Malfoy - szepnęła, odsuwając swój kubek na bok. Wyjęła również jego kubek z jego dłoni i odsunęła go w dalszą część stołu. - Chyba będziesz musiał się powoli do tego przyzwyczaić - dokończyła i podniosła się na ławce, brzuch opierając na stole i podpierając się na łokciach. Zbliżyła się do niego szybko i pocałowała blondyna stanowczo. Draco mruknął zaskoczony i delikatnie przygryzł jej dolną wargę.

- Chyba mógłbym się do tego przyzwyczaić - wyszeptał w jej usta. W odpowiedzi otrzymał subtelne chichotanie brunetki, która pogłębiła pocałunek.

- Co z tym śniadaniem? - Spytała w trakcie jednego z tych momentów, w których oboje łapali oddech.

- Za chwilę - odparł Malfoy, przyciągając ją do siebie raz jeszcze.

Godzinę potem oboje kończyli śniadanie, drugą kawę i pierwszego papierosa, wiedząc, że Harry będzie marudził, że nasmrodzili mu w środku namiotu. Hermiona wyjęła kilka książek, które chciała przejrzeć i zwróciła się do Dracona:

- Pójdziesz z nim pogadać?

- Myślisz, że już mu przeszło? - Spytał nieco niepewnie, a brunetka skinęła twierdząco głową w odpowiedzi. Draco westchnął i bez słowa wsunął na stopy swoje zimowe, wiązane buty, narzucił na siebie kurtkę, a na głowę wcisnął wełnianą, brązową czapkę Hermiony z pomponem. Strasznie ją polubił, mimo jej protestów.

Odgarnął ręką połę i oślepił go blask promieni słonecznych odbijających się od tafli błyszczącego śniegu. Cóż, zima zawitała do nich na dobre.

- Nie chcę z tobą gadać, Malfoy, sory - mruknął Potter, nawet nie odwracając się w stronę Ślizgona.

- To ze mną nie rozmawiaj, tylko posłuchaj, co chcę ci powiedzieć - odparł blondyn, siadając obok Wybrańca. Ten drugi w odpowiedzi tylko prychnął.

- O tym, że Blaise jest gejem dowiedziałem się oficjalnie w piątej klasie, jakoś w maju. Wcześniej robił wszystko, żeby nie dać nic po sobie poznać, walcząc ze sobą prawie dwa lata, jakoś od połowy czwartej klasy - zaczął Draco bezpośrednio, wciągając przez zęby mroźne powietrze.

- Blaise? - Oczy Harry'ego zrobiły się ogromne ze zdziwienia. - Zabini? Ten Blaise?

Dracon, nic nie mówiąc, skinął głową, potwierdzając.

- Wiesz, Potter, to zajebiście niekomfortowe wiedzieć, że twój najlepszy kumpel, który jest dla ciebie jak brat, się w tobie dłuży.

Harry otworzył usta ze zdziwienia.

- Czyli ty wiesz, jak ja się czuję.

- Wiem, Potter - westchnął blondyn - różnica jest tylko taka, że ja się domyśliłem sam, a ty dostałeś kubeł zimnej wody na głowę.

Harry zacisnął wargi, wpatrując się w jeden punkt w oddali.

- Nie musisz analizować tego, jak masz się zachować, bo powinieneś zachowywać się wobec niego dokładnie tak, jak do tej pory. Weasley sam doskonale wie, że to by nie wyszło i musi sam ze sobą to przepracować. Dlatego tak postąpił. Nie miej do niego żalu. Wbrew pozorom jego odejście to mądrzejszy ruch, niż ci się wydaje. Popracuje nad sobą, ogarnie się, przy okazji wspomoże zakon, uspokajając ich, że żyjemy, przyniesie nowe informacje i wróci. A jak wróci to opierdol go tak, jakbyś to zrobił jeszcze wczoraj w identycznej sytuacji, gdy o niczym nie wiedziałeś - Dracon podniósł się z miejsca, mając zamiar wracać do namiotu.

- Dzięki, Malfoy. Dużo mi rozjaśniłeś - mruknął Harry, szczelniej okrywając szyję szalikiem.

- Po prostu... następnym razem nie rób scen, tylko przyjdź porozmawiać jak człowiek - rzucił na odchodne Draco, zostawiając Harry'ego na zewnątrz dużo spokojniejszego, niż przed paroma minutami.










Profesor McGonagall, która na wieść, że wszystko w nimi w porządku popłakała się z ulgi, uściskała Rona, jak syna i przekazała mu wytyczne jego nowego zadania dla Zakonu Feniksa, ciesząc się, że przez jakiś czas będą go mieć na miejscu. Do Hogwartu nie chciała go wpuszczać jeszcze teraz, wiedząc, że Ron bardziej przyda im się poza murami szkoły. Na samym końcu podała mu adres Muszelki - nowej kwatery Zakonu, będącej jednocześnie nowym domem Billa i Fleur, którym nowożeńcy z wielką chęcią dzielili nie tylko z rodziną Weasley'ów, ale z każdym członkiem zakonu, który potrzebował dachu nad głową osobą.

Gdy stanął w progu Muszelki, stając się kolejnym strażnikiem Zaklęcia Fideliusa, serce waliło mu w piersi. Otworzył drzwi bez pukania i spojrzał wprost na twarz matki, która zamarła i zalała się łzami, rzucając się na niego. Bill chciał wyciągnąć różdżkę na jego widok, jednak opuścił ją, gdy tylko usłyszał z ust brata:

- Harry, Hermiona i Draco są cali, zdrowi i bezpieczni - wyrzucił z siebie pierwsze co, czując jak dopada go również siostra, płacząca z ulgi. - Co ty tu robisz? - Rzucił zdziwiony w kierunku Ginny, która powinna jeszcze siedzieć w Hogwarcie.

- Wcześniejsza przerwa świąteczna - mruknęła cicho rudowłosa, krzywiąc się na twarzy i wtulając się w tors brata.

Wszyscy potrzebowali chwili, żeby uwierzyć w to, że go widzą. Potrzebował tego, mimo swoich wyrzutów sumienia. Musiał wrócić do domu. Musiał sobie wszystko poukładać. Będzie miał ku temu świetną okazję, za sprawą swojej nowej misji, zresztą.

Pani Weasley podstawiła synowi pod nos tony jedzenia, gdy opowiadał wszystkim, co się u nich działo. O Grimmauld Place, o wejściu do ministerstwa, o swoim rozszczepieniu, o tym, jak Dracon go poskładał, o namiocie... pominął najważniejsze informacje - same poszukiwania horkruksów i związek Draco i Hermiony. O nich nie chciał mówić, wiedząc, że jeśli będą chcieli to sami się zdemaskują przed zakonem.

Wieczór zapadł w oka mgnieniu. Gdy się wykąpał, zszedł do salonu, pytając ojca o śmierciożercę, którego schwytali na jednej z misji, i którego aktualnie przetrzymywali na terenie Muszelki. Pan Weasley dostał informacje o zadaniu swojego syna, więc bez słowa wyprowadził Rona na podwórko, wskazując starą, niepozorną kanciapę, która wyglądała jak składzik na drzewo czy miotły. Szczerze mówiąc, gdy Ron patrzył na tę budkę miał wrażenie, że rozsypie się przy mocniejszym podmuchu zimowego wiatru.

Ronald wziął głęboki oddech i, uzbrojony w różdżkę, ruszył w kierunku drewnianej konstrukcji. Wyszeptał odpowiednie zaklęcia, wpuszczające go do środka i uchylił z głośnym skrzypnięciem drewniane drzwi, gdy kłódka odskoczyła na bok. Schował różdżkę do kieszeni i zszedł w dół, po drewnianych schodach, cichymi krokami. Jego oczom ukazało się ciasne pomieszczenie bez okien, oświetlane przez dwie gazowe lampy. Na polowym łóżku leżała ciemna postać, bawiąca się piłką tenisową w jednej dłoni. Ron zmrużył oczy, przyzwyczajając wzrok do półmroku panującego dookoła. Mężczyzna leżący na kanadyjce podniósł na niego spojrzenie i zatrzymał wirującą piłeczkę.

- Proszę, proszę - wymamrotał znajomym Ronowi głosem mężczyzna, podnosząc się na łokciu - Kogo moje oczy widzą. Ronald Wieprzlej we własnej osobie... - ciemnoskóry chłopak uśmiechnął się cwaniacko, ukazując rząd równych zębów. - Gdzie masz Wybrańca i swoją szlamkę?

Ron zignorował ostatnie pytanie i oparł się ramieniem o ścianę, wpatrując się w brązowe oczy chłopaka.

- Zabini - mruknął cicho, analizując twarz Ślizgona. - Pozdrowienia od Draco - uśmiechnął się do czarnoskórego nieco szyderczo, unosząc jedną brew.

- Od... co, kurwa? - Spytał Blaise, prostując się i marszcząc brwi.

Cóż, być może przeciągnięcie Zabiniego na stronę Zakonu Feniksa wcale nie będzie dla Rona tak trudnym zadaniem, jak myślał, że będzie.










*










Oficjalnie mam kryzys.

xxx

PN

1 komentarz: