środa, 28 listopada 2018

Dwadzieścia dziewięć

Było późno, gdy Hermiona zawinięta w kołdrę i koc leżała w łóżku, opierając głowę na klatce piersiowej Dracona. Oddychali spokojnie, jednak żadne z nich nie mogło zasnąć, myśląc o tym, co przyniósł im miniony dzień.

- Wiesz... - Odezwał się nagle w jej kierunku Malfoy, szeptem zwracając jej uwagę. - Nie sądziłem, że Lupin to taki tchórz...

Hermiona westchnęła ciężko. Po tym, jak zasnęli wczorajszego wieczoru, obudzili się rano oboje w całkiem niezłych nastrojach. Śniadanie przerwał całej czwórce Remus, który wpadł do kwatery licząc, że nadal tutaj są - wyciągnął tę informację od Artura, pod pretekstem sprawy tak ważnej, że nie mogła czekać. Lupin bezceremonialnie spytał Harry'ego czy może się do nich przyłączyć. I - szczerze mówiąc - Potter nie widziałby przeszkód, gdyby nie to, że ten facet był świeżo po ślubie, i, jak się okazało, Nimfadora spodziewała się ich dziecka.

- Dawno nie widziałam Harry'ego tak wkurzonego... - mruknęła pod nosem Gryfonka.

- Też bym się wściekł na jego miejscu. I jeszcze ten tekst: "James by tego chciał". - Draco oparł swój podbródek o czubek jej głowy, gdy dziewczyna przysunęła się bliżej jego szyi. - Przecież ucieczka na front, tylko dlatego, że przekazał dzieciakowi likantropię nie rozwiąże sprawy. Wiedział, jakie mogą być konsekwencje seksu, a jednak się na to zdecydował i teraz jest rozpacz - podsumował blondyn, nawijając sobie pukiel jej włosów na palec. - Już pomijam fakt, że to nie był przygodny seks, a świadome zbliżenia z własną żoną - prychnął cicho.

- Dziwnie to słyszeć z twoich ust - szepnęła, pogrążona w myślach.

Draco zmarszczył brwi.

- Co masz na myśli?

- No wiesz... z naszej dwójki to ty nie próżnowałeś w tym temacie...

- A co to ma do rzeczy? - Spytał, lekko rozbawiony, widząc rumieńce na policzkach brunetki.

- Mniej więcej to samo, Draco - wywróciła oczami - z tego seksu też mogły się wziąć dzieci.

- Hermiono, w tym momencie czuję się, jakbyś wątpiła w moją inteligencję - zironizował, mimowolnie - niezależnie od tego, która trafiła do mojego łóżka zawsze przy mnie wypijała eliksir antykoncepcyjny, o który sam zadbałem.

Gryfonka nie spodziewała się takiego wyznania.

- Nie chciałeś się z żadną wiązać na całe życie dzieckiem?

Dracon cicho westchnął.

- Też, w sumie też. Ale wiesz... zacisnąłbym zęby, jeśli bym musiał. No trudno, kontakty z matką jeszcze bym przeżył. Bardziej chodziło mi o to, że sprowadzenie na świat dziecka przez, co by nie mówić, śmierciożercę... - urwał, przerywając na chwilę. I wtedy Hermiona zrozumiała. - Nie wybaczyłbym sobie tego. Nie chcę nawet myśleć, jak paskudne życie mógłby mieć ten dzieciak, gdyby tylko ktokolwiek się dowiedział...

Hermiona pokiwała głową delikatnie na znak, że rozumie sens słów chłopaka. Merlinie, jeszcze kilka miesięcy temu nie podejrzewałaby Malfoya o tak rozsądne i odpowiedzialne podejście. Podniosła się lekko i oparła się dłońmi na jego klatce piersiowej, muskając jego wargi swoimi.

- Rozczuliłem cię? - Zaśmiał się, widząc milion uczuć w jej oczach.

- Czasem ci się zdarza.

- Nie przyzwyczajaj się - zachichotał, oddając jej pocałunek.

- No raczej, w końcu król dupków i ironii musi zachować fason - mruknęła rozbawiona tuż przy twarzy blondyna.

- Słucham?

- Jakbyś słuchał, to byś wiedział - wydusiła z siebie, a potem zaśmiała się w głos, gdy chwycił ją mocno i przeturlał ich po łóżku tak, że leżała teraz pod nim.

- Nie krzycz, głupia, bo ich obudzisz - zaśmiał się, wpijając się w jej usta - nie rzuciliśmy osłon.

- Możemy nadrobić - zauważyła bystro, odchylając głowę i dając blondynowi lepszy dostęp do swojej szyi.

- Jest druga w nocy, a my przed szóstą musimy wstać - odpowiedział jej błyskotliwie wiedząc, że kolejnego dnia staną wszyscy w budynku Ministerstwa Magii - nie musimy się przypadkiem wyspać?

- I tak nie zasnę... - mruknęła, lekko zmartwionym tonem.

- Ja chyba też nie - przyznał Draco, który odsunął się od niej i sięgnął dłonią po swoją różdżkę. Mamrotał chwilę pod nosem, obracając się w kierunku drzwi i każdej ściany po kolei, skupiając się na tej, która dzieliła ich od salonu. Następnie rzucił różdżkę z powrotem na szafkę, wracając do Gryfonki z zadziornym uśmiechem.

- To mówisz, że teraz nikt już nie usłyszy mojego wołania o pomoc? - Zaśmiała się, czując, jak chłopak ponownie opada na nią całym ciężarem swojego ciała i zaplata sobie jej obie nogi wokół swoich bioder.

- Jak to było - mruknął jej do ucha, ignorując jej pytanie - "król dupków i ironii"? - Chrypka w jego głowie, gdy używał niskiej tonacji zawsze przyprawiała ją o dreszcz.

- Nie pamiętam niczego takiego - zgrywała niewinną Hermiona, a na jej twarzy błądziło rozbawienie.

- Zaraz ci przypomnę... - Chichotała, gdy jego język wdarł się na jej podniebienie. Całował ją z taką intensywnością, że aż jęknęła i wsunęła dłonie pod koszulkę chłopaka, czując gładką skórę na jego klatce piersiowej. Ich języki wirowały, próbując odreagować strach, jaki siedział w ich głowach przed nadchodzącym dniem. Końcem końców, przespali półtorej godziny tej nocy.














- Hermiono...

Obudził ją szept blondyna przy uchu. Delikatnie szturchnął jej ramię, muskając jej czoło wargami. Z ogromną niechęcią otworzyła oczy i spojrzała prosto w stalowoszare tęczówki Draco.

- Jest po piątej - rzucił cicho. Więcej nie musiał mówić. Jej gardło zacisnęło się kurczowo tak, że ciężko było jej przełknąć ślinę. Natychmiast zapomniała o tym, że jest niewyspana. Bała się jak jasna cholera.

W milczeniu zabrała swoje rzeczy i skoczyła pod ekspresowy prysznic. Wróciła, osuszyła swoje włosy jednym ruchem różdżki i usiadała na łóżku, zaplatając je w luźny warkocz. Obserwowała, jak Draco w ciszy zbiera wszystkie ich rzeczy i chowa je w jej magicznej torebce. Założyła na siebie swoją bluzę z kapturem, wsuwając ją na siebie przez głowę i nadal nic nie mówiąc kucnęła, aby zawiązać swoje czerwone trampki.

- Idę do chłopaków - rzuciła do niego, gdy blondyn sprawdzał jeszcze, czy aby na pewno wszystko zabrali. Skinął głową, nawet na nią nie patrząc.

Za ścianą Gryfoni nie dość, że byli już ubrani i gotowi do wyjścia, to jeszcze na stole czekały na przyjaciółkę i Malfoya kanapki i kubki z kawą.

- Nie przełknę nic - mruknęła cicho, siadając na krześle.

- Jedz, Miona, bo nie wiemy, jak potoczy się dzisiejszy dzień - rzucił do niej Harry, który patrzył na dziewczynę zmartwionym wzrokiem. Posłuchała go z grymasem na twarzy. Była tak zestresowana, że smak śniadania mogła śmiało porównać do smaku papieru.

Sprawdzali wiele razy, czy na pewno wszystko, czego potrzebowali, znajdowało się z powrotem w torebce Hermiony na wypadek, jakby mieli już tutaj nie wrócić. Stworek, na ich prośbę, zapewnił im duże zapasy żywnościowe, które spakowali, będąc nieco spokojniejsi o to, że niezależnie od tego, jak dzisiejsza misja się skończy przynajmniej będą mieć przy sobie zapas jedzenia na najbliższe dni. Hermiona dzień wcześniej dołożyła do torebki również zapasowe koce, poduszki, pościele i ręczniki wiedząc, że w terenie wszystko może się przydać - zwłaszcza, jeśli przyjdzie im się mierzyć z minusowymi temperaturami. Namiot, materac i śpiwory, w komplecie, również leżały na swoim miejscu. Mieli wszystko, a nawet więcej, niż przed wyruszeniem z Nory. Harry ściskał w rękach pelerynę niewidkę, a Hermiona wsunęła do kieszeni bluzy cztery fiolki z eliksirem wielosokowym. Wszyscy, poza Harry'm, narzucili na siebie zaklęcie kameleona i drżąc, opuścili Grimmauld Place numer dwanaście.

Pierwsza część planu poszła bez zarzutu - weszli do ministerstwa w postaciach czarodziejów, których udało im się oszołomić w drodze do pracy. Nałożyli na siebie ich ubrania i wypili eliksir wielosokowy, krzywiąc się znacznie. Dracon był w szoku, że poszło tak gładko. Do momentu, w którym się nie rozdzielili i, oczywiście, przyszło mu stanąć oko w oko z nikim innym, jak z samym Malfoyem seniorem. Wyczuł obecność ojca po zapachu wody kolońskiej i przez chwilę zapomniał, że nie jest w swoim ciele. Spiął się cały i resztkami silnej woli minął go na korytarzu, wytrzymując wzrok starszego Malfoya. Minął ojca i spojrzał mu w oczy, a jednocześnie czuł, że w tamtym momencie zapomniał jak się oddycha.

Z ministerstwa uszli cało. No, prawie. Zresztą, wiecie jak to się skończyło - wszczęli alarm i deportowali się razem z ministerstwa tuż na próg Grimmauld Place, jednak przyciągnęli za sobą śmierciożercę Yaxley'a, demaskując swoją wygodną kryjówkę - wciągnęli go za barierę Zaklęcia Fideliusa. Hermiona zachowała trzeźwy umysł i, tym razem upewniając się, że na pewno są sami deportowała ich w sam środek lasku, niedaleko którego odbywały się Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Wylądowali w jednym kawałku. Poza Ronem, który padł z krzykiem na ziemię, mając rozszczepione ramię.

Hermiona pierwsza otrząsnęła się z szoku i rzuciła się ku rudowłosemu, który krwawił obficie. Trzęsącymi dłońmi zaczęła ściągać koszulę chłopaka, który krzyknął, gdy brunetka zaczęła manewrować jego ramieniem. Ubytek w tkance był naprawdę spory i dostrzegła, że mięśnie w obręczy barkowej również zostały naruszone.

- Potter - dopiero teraz zarejestrowała twardy głos Dracona, który uklęknął obok niej - wyjmij z torebki Hermiony esencję z dyptamu i mój nóż rytualny - ton głosu blondyna uspokajał i w opanowany sposób narzucał posłuszeństwo. Malfoy nie pierwszy raz zdawał się widzieć tę sytuację.

- Hermiono - zwrócił się do dziewczyny, gdy ta uporała się z koszulą przyjaciela - trzęsą ci się ręce... - szepnął do niej Ślizgon. Dziewczyna zdawała się go nie słyszeć i roztrzęsiona wpatrywała się w trupio-bladą twarz Gryfona, który tracił coraz więcej krwi. Harry wcisnął w ręce Draconowi dokładnie to, o co ten przed chwilą go poprosił i spojrzał na niego pytająco.

- Hermiono - zwrócił się ponownie do brunetki, nieco twardym tonem głosu tak, aby podniosła na niego oczy. - Zajmijcie się zaklęciami ochronnymi z Harrym, poradzę sobie.

- Nie, nie zostawię go tak...

- Miona - nachylił się nad przyjaciółką Wybraniec, obejmując ją ramieniem. Jednocześnie rzucił blondynowi porozumiewawcze spojrzenie. - Chodź, chodź ze mną - mówił do niej uspokajająco czarnowłosy. Wydawało mu się, że cudem udało mu się odciągnąć roztrzęsioną brunetkę od rannego Weasleya.

- Rozłóż namiot, a ja nałożę osłony - powiedział do niej, formułując jasny i krótki komunikat. Posłuchała.

W ten sposób Harry sprawnie zabezpieczał teren, rzucając zaklęcia zwodzące, wyciszające, osłonę słuchową i wzrokową, i wszystko, co tylko znał, i co przyszło mu do głowy. Hermiona jednym zaklęciem rozstawiła namiot, który przywołała do siebie z torebki, starając się z całych sił zwalczyć w sobie potrzebę rzucenia się ku Ronowi. Podpięła poły wejściowe namiotu tak, aby były otwarte na szerokość i wkroczyła do środka, oglądając magicznie powiększone wnętrze. Sprawnym ruchem różdżki wyjęła z torebki śpiwór i dwa koce, przygotowując jedno z łóżek, na którym będzie można położyć rannego Rona. Dracon tymczasem szeptał pod nosem czarnomagiczną inkantację, przykładając swoje dłonie do rany Gryfona, który zemdlał z bólu. W powietrzu rozprzestrzenił się znajomy Gryfonce zapach czarnej magii.

Dracon czuł, że doprowadzenie do stanu wyjściowego rany Weasleya będzie kosztowało go wiele energii, ale nieco przeliczył swoje siły na zamiary. Rozszczepienie było większe, niż myślał, ale wiedział, że nie może tak po prostu zrezygnować w połowie inkantacji. Cieszył się, że klękał na ziemi, bo z krzesła na pewno by spadł. Czuł, że robi się blady, jednak zacisnął mocniej powieki, odcinając się od świata - istniało tylko jego skupienie, formuła zaklęcia powtarzana raz po raz i magia wypełniająca jego krew, gromadząca się w naciętym wnętrzu jego dłoni. Czuł, jak słabnie. Zagryzł wargę, gdy poczuł, jak Hermiona kuca tuż za nim - nie słyszał jej i nie zarejestrował odgłosu jej kroków, ale poczuł zapach jej perfum.

- Draco, kończ... - szepnęła do niego, jednak on uparcie brnął w zaklęcie. Im więcej uda mu się uzdrowić, tym szybciej rudowłosy wróci do zdrowia. Ranny im się nie przyda.

Hermiona zaczynała się poważnie bać o Malfoya, który wyglądał, jakby zaraz sam miał zemdleć.

- Draco... - położyła rękę na ramieniu blondyna, który mocno zaciskał szczękę, starając się trzymać pion. Malfoy czuł, że zaraz straci siły i skupienie i przypomniał sobie słowa swojego ojca chrzestnego.

Nigdy nie uzdrawiaj za wszelką cenę, kretynie.

Dracon szeptem wydusił z siebie inkantację kończącą rytuał. Otworzył oczy, oddychając ciężko i omiótł wzrokiem ramię Ronalda. Nie uzdrowił go tak, jakby chciał, jednak kilka dni oszczędzania ręki i chłopak powinien czuć się, jakby nic się nie wydarzyło.

- Merlinie, Draco... masz... - Hermiona wcisnęła mu do ręki eliksir wzmacniający, który pojawił się w jej rękach nie wiadomo skąd. Wiedział, że nie mają go zbyt wiele.

- Nie potrzebuję - wydusił z siebie, łapczywie łapiąc powietrze i próbując wyrównać oddech. Kręciło mu się w głowie.

- Pij, albo siłą ci go wleję do gardła - warknęła do niego, jednak w jej głosie wyraźnie było czuć panikę. Nie chciała mieć ich obojga nieprzytomnych. Dracon ponownie zaprotestował, jednak brunetka - zgodnie z obietnicą - objęła go mocno ramieniem, wyjęła mu z dłoni fiolkę i, podtrzymując go w pozycji siedzącej, przechyliła jej zawartość, wtykając krawędź fiolki między jego wargi. Zrobiła to tak gwałtownie, że aż się zakrztusił.

- Jesteś brutalna - wyrzucił jej, kaszląc. Czuł, jak powoli jego oddech się wyrównuje i wracają mu siły. Doprowadził się na krawędź sił fizycznych, co było nieodpowiedzialne i głupie. Miał tego świadomość.

- Harry! - Krzyknęła w stronę czarnowłosego Gryfonka, ignorując słowa Draco. - Przetransportuj Rona do namiotu, pierwsze łóżko na lewo jest już pościelone!

Potter bez słowa wykonał polecenie dziewczyny, unosząc nieprzytomnego przyjaciela niewerbalną Leviosą i transportując go powoli do namiotu. Rzadko zdarzało mu się lewitować ludzi, więc skupił się na tej czynności całym sobą. Gdy Harry zniknął wraz z rudowłosym we wnętrzu namiotu, brunetka objęła Dracona mocno, szepcząc do niego cicho:

- Gdyby Snape widział, jak bardzo to było lekkomyślne, to spuściłby ci wpierdol tysiąclecia...

- Też się cieszę, że jesteś cała, Granger - czuła, że jego ironiczny ton głosu maskował ulgę, jaką faktycznie czuł na tę myśl. Spojrzał w jej orzechowe oczy i dostrzegł milion emocji, jakie właśnie kotłowało się w jej głowie.

- Chodź, pomogę ci stanąć na nogi - podniosła się powoli i złapała Dracona za ramię, asekurując go, gdy próbował utrzymać równowagę. Przez chwilę świat zawirował mu przed oczami i oparł na Gryfonce znaczą część ciężaru swojego ciała. - Kręci ci się w głowie? - Spytała zmartwiona.

- Już jest w porządku - mruknął, gdy poczuł stabilność własnych nóg. Stawiając powolne, małe kroki znaleźli się w namiocie.

Draco opadł na pierwsze łóżko przy samym wejściu, siadając na nie z westchnieniem i zdejmując z siebie beżowy sweter. Eliksir wzmacniający miał do siebie to, że działał na organizm również rozgrzewająco. Blondyn przeczesał dłonią swoje nieułożone włosy, zauważając, że z każdą chwilą wraca mu coraz więcej sił, co przyjął z ulgą. Tylko on i Hermiona byli świadomi tego, jak dużą krzywdę mógł sobie zrobić.

- I jak z nim? - Spytał, widząc, jak Hermiona wysłała zaklęcie sondujące do ciała Weasleya.

- Zemdlał - przyznała - ale śpi. Posklejałeś wszystko poza naskórkiem i częścią tkanki właściwej skóry - mruknęła, wpatrując się w twarz rudowłosego - zostanie mu blizna, ale za dwa-trzy, góra cztery dni będzie miał już tylko płytki ślad.

Dracon pokiwał głową, wypuszczając z siebie powietrze z poczuciem ulgi.

- Opatrzę go - postanowiła, wyciągając zapas jałowych kompresów z torebki.

- Pamiętaj o dyptamie - mruknął cicho Draco, w skupieniu obserwując sprawne ruchy Gryfonki. Skinęła głową, skraplając kompresy roztworem. Przyłożyła je do rany, a potem powolnymi, delikatnymi ruchami owijała ramię i bark rudowłosego bandażem.

- I jak? - Z wnętrza namiotu wyłonił się Harry, powtarzając pytanie blondyna.

- Będzie żył - uśmiechnęła się do niego blado Hermiona, zwijając końcówkę bandaża, która została jej w ręce. Przykryła Rona górą od śpiwora, nie zamykając zamka błyskawicznego i narzuciła na niego jeszcze koc. - Nie jest zimno, ale może mieć jeszcze dziś gorączkę. Jutro rano powinien czuć się już normalnie - westchnęła, spoglądając na blondyna, który właśnie przecierał dłonią swoje oczy. Zagryzła policzek od wewnątrz. Mało co dzisiaj sam nie postawił na szali własnego zdrowia, żeby pomóc Ronaldowi. Idiota - głupi, lekkomyślny, impulsywny idiota.

- Dziękuję, Malfoy - powiedział Harry, ubiegając ją w wypowiedzeniu na głos tego samego - nie wiem czy to skończyłoby się tak dobrze, gdyby nie ty.

- Nie dziękuj mi, Potter - westchnął cicho Draco, patrząc w zielone oczy Wybrańca - czas zaciągania długów dopiero się zaczyna - uśmiechnął się ponuro.

- Wstawię wodę na herbatę - stwierdził Wybraniec po krótkiej ciszy, w której wszyscy wpatrywali się w pogrążoną we śnie, piegowatą twarz Rona. Oddalił się w stronę kuchni i od różdżki odpalił palnik gazowy, na którym stał metalowy garnek. Harry napełnił go cichym Aquamenti, w duszy dziękując magii za to, że istnieje. Z torebki Hermiony przywołał do siebie swój fałszoskop, który postawił na stole.

Draco spojrzał na Gryfonkę, która wyraźnie jeszcze nie dopuściła do swojej świadomości wszystkich wydarzeń, które się właśnie miały miejsce. Wstał, podszedł do torebki pozostawionej na kanapie tuż obok wielkiego stołu i przywołał do siebie paczkę papierosów i mugolską zapalniczkę Hermiony, którą schował do swojej kieszeni w kawiarence po tym, jak wylądowali na środku Tottenham Court Road. Ścisnął w dłoni obie te rzeczy i podszedł do Hermiony, rzucając jej spojrzenie, jakiego jeszcze nie widziała - pełnym zmartwienia i troski.

- Chodź na zewnątrz - mruknął do niej cicho, podając jej dłoń, którą chwyciła, podnosząc się z podłogi.

Wyszli przed namiot w milczeniu i usiedli obok siebie na wyścielonej mchem ziemi, mając gdzieś to, że jest jeszcze wilgotny od porannej rosy, która nadal nie wyschła pod wpływem słońca. Nie wiedzieli, która dokładnie była godzina, ale nie mogło być później, niż przed południem. Dracon w milczeniu wyjął dwa papierosy i odłożył paczkę na niewielki kamień, leżący tuż obok nich. Odpalił swój od zapalniczki, na widok której na twarzy brunetki przebiegł cień rozbawienia, i podał Gryfonce mugolski przyrząd wraz z papierosem. Dziewczyna bez słowa powtórzyła tę samą czynność i zaciągnęła się głęboko dymem czując, jak dociera do niej wszystko.

Wypuściła dym ustami, zamykając oczy i poczuła, że ma mokre policzki. Dracon delikatnym ruchem wyjął jej zapalniczkę z dłoni i odłożył ją tuż obok papierowej paczki. Chwilę potem Hermiona poczuła, jak blondyn niepewnie splata jej palce ze swoimi. Otworzyła zaczerwienione oczy, spoglądając na jego twarz. Patrząc jej w oczy blondyn podniósł ich splecione razem dłonie i, pochylając się, musnął wargami jej palce. Hermiona na ten widok zagryzła dolną wargę walcząc z tym, żeby się nie rozpłakać na dobre.

- Nie ma już odwrotu, prawda...? - Spytała, nie oczekując odpowiedzi, którą bardzo dobrze znała. Trzymała papierosa między dwoma palcami, czując, że naprawdę nie mają już miejsca, do którego mogliby w tej chwili wrócić.

- Nie, Hermiono... Teraz już tylko możemy modlić się do Salazara, żeby nikt nas nie znalazł...

Szepnięcie Dracona uświadomiło jej, że Grimmauld Place było żadnym wyzwaniem w porównaniu do tego, co czeka ich od tej chwili.

- Mamy medalion? - Spytał Draco, jakby zapominając przez chwilę o celu ich dzisiejszej, samobójczej poniekąd, wyprawy. Brunetka kiwnęła twierdząco głową. - Chociaż tyle...

Dokończyli papierosy w milczeniu, siedząc ramię w ramię. Hermionie łzy kapały na spodnie, spływając po jej policzkach. Dracon spojrzał na twarz brunetki, próbując odczytać jej emocje, jednak doszukał się tylko szoku, który znalazł ujście właśnie w takiej formie. Draco zgasił papierosa o wilgotną szyszkę, która leżała tuż obok jego buta, zostawiając niedopałek na ziemi, a potem przyciągnął do siebie Gryfonkę, która bez słowa usadowiła się na jego udach, bokiem do niego, chowając swoją głową w zagłębieniu na szyi blondyna. Blondyn wyjął jej z dłoni końcówkę papierosa i również zgasił niedopałek o losowo wybrany kamień, odrzucając go na bok, a potem objął ją ramionami. Wiedział, że za chwilę Potter wyjdzie z namiotu i zastanie ich w tej pozycji, jednak aktualnie miał to w dupie - potrzebował ją poczuć i mieć ją blisko. Ta potrzeba była silniejsza od rozsądku. Potrzebował się uspokoić, dopuszczając do swojej głowy wszystkie wydarzenia, które jednak nie były tylko snem. Naprawdę wylądowali w namiocie, pośrodku lasu, pośrodku niczego, nie wiedząc, co dalej. A ona go uspokajała. Z zaskoczeniem przyznał, że wystarczył sam jej zapach, żeby ukoić jego nerwy. Schował nos w jej rozczochranych włosach, nic nie mówiąc. Gryfonka zwinęła się w kłębek, przylegając do niego jeszcze bardziej. I trwali tak, siedząc, sami nie wiedzieli jak długo, bez słów. Ciszę przerwał Harry, który lewitował przed sobą trzy kubki z gorącą herbatą i zatrzymał się gwałtowanie na ich widok w wyjściu z namiotu.

Potter spodziewał się, że moment, w którym zobaczy przyjaciółkę fizycznie blisko Malfoya w końcu nastąpi, ale... no, spodziewał się, że odwlecze to jakoś w czasie, czy coś. A oni tak bezceremonialnie postawili go przed faktem dokonanym.

Harry odchrząknął, powodując, że Gryfonka odsunęła się od blondyna, jednak nie zeszła z jego kolan. Siedząc na udach chłopaka skrzyżowała swoje nogi w kostkach, robiąc Harry'emu miejsce obok Dracona, chowając swoje dotychczas wyprostowane nogi. Hermiona chwyciła dwa kubki z trzech, które Harry lewitował przed sobą. Jeden podała Ślizgonowi, drugi trzymała sama, a trzeci wziął do ręki czarnowłosy, gdy usiadł już koło nich, przodem do przyjaciółki.

- Tu jest mokro - stwierdził z dezaprobatą, gdy jego tyłek dotknął wilgotnego mchu, mocząc jego jeansy.

- Przeżyjesz - mruknął do niego Draco, pociągając łyk herbaty z imbirem i hibiskusem z kubka. Hermiona nadal milczała.

- Będziemy musieli podzielić się wartą przed namiotem - stwierdził cicho Harry, uświadamiając sobie, że bezpieczniej będzie, gdy zawsze ktoś będzie siedział na czatach. W końcu szmalcownicy grasowali po lasach, uwielbiając wyłapywać zbiegów, którzy nie poddali się rejestrowi mugolaków. Muszą pełnić warty. Nawet w nocy.

Brunetka skinęła głową, zgadzając się z zielonookim.

- Ja wezmę noc - mruknęła, wiedząc, że mimo małej ilości snu minionej nocy, nie zmruży oczu, dopóki się porządnie nie zmęczy. Dracon zmarszczył brwi, jednak nie skomentował jej postanowienia. Wszyscy zdawali sobie powoli sprawę z tego, że stało się to, do czego przygotowywali się tygodniami. Może się zdarzyć, że będą teraz chodzić głodni i niewyspani, nie raz uciekając przed wrogiem, który rósł w siłę z dnia na dzień.

Hermiona całym sercem pragnęła otrząsnąć się z szoku jak najszybciej i znaleźć sobie zajęcie, które pozwoli jej się skupić i uporządkować nie tylko myśli, ale też emocje, których dziś miała zdecydowany nadmiar. Nie tylko za sprawą blondyna. Gdy klęczała nad krwawiącym Ronem zdała sobie sprawę, że tak naprawdę minuty mogą przesądzić o ich "być albo nie być". Sekundy nieuwagi, milisekundy zawahania, a czasem po prostu zwykły pech. Ot, psikus losu. Wydawało jej się, że to właśnie ta myśl uderzyła ją najmocniej po dzisiejszym poranku.

- Wiem, że kiedyś już to mówiłem, ale wiecie, że od teraz znowu wszystko się zmieni...?

Słowa Harry'ego rozbrzmiały w przestrzeni między nimi, wywołując ciarki na ich plecach. Złoty Chłopiec czuł, że od teraz naprawdę mają przesrane - bardziej, niż kiedykolwiek.








*





Nooo, to teraz w końcu zaczną się dialogi, na pisanie których czekałam 6 lat <3.


Opinie! Proszę!

xoxo
PN

1 komentarz:

  1. Świetne opowiadanie!
    Każdy kolejny rozdział coraz to lepszy i ciekawszy.
    Kiedy będzie następny? Czekam w napięciu! :D

    OdpowiedzUsuń