poniedziałek, 26 listopada 2018

Dwadzieścia osiem

Ron obudził się z ogromnym bólem głowy, który natychmiastowo przypomniał mu widok dwóch pokaźnych butelek whiskey, którą rozlali pomiędzy siebie minionego wieczoru. Jęknął, naciągając koc, pod którym spał, na twarz. Kątem oka spojrzał na Harry'ego, który chrapał obok niego, ubrany w sam t-shirt i bokserki. Odruchowo spojrzał w dół, aby upewnić się, że nadal ma na sobie spodnie. Nie podejrzewał siebie nigdy o skłonności homoseksualne, ale alkohol wczoraj wchodził im tak dobrze, że nie pamiętał, w jakich okolicznościach oboje znaleźli się w pokoju Malfoya i Hermiony. Dodatkowo, skoro on i czarnowłosy znajdowali się na tym wielkim łóżku, nie miał pojęcia gdzie może być wyżej wymieniona dwójka.

Przewracał się z boku na bok, próbując zapanować nad mdłościami, wywołanymi zatruciem alkoholowym i jego pustym żołądkiem. Stwierdził jednak, że dalszy sen nie ma sensu i podniósł się do pozycji siedzącej czując, jak głowa pulsuje mu nieznośnie. Skierował cicho swoje kroki do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, która nieco otworzyła mu oczy. Merlinie, oddałby się teraz nawet Harry'emu za eliksir na kaca.

Wychodząc z łazienki nadal czuł, jak dokuczają mu mdłości. Wszedł do salonu w celu znalezienia swojej różdżki, którą ostatnio widział w tym właśnie pomieszczeniu. Na początku uwagę chłopaka przyciągnął sweter Hermiony, rzucony niedbale na podłogę pomiędzy stołem a fotelem. Zmarszczył brwi, zmierzwił swoje rude włosy i przeniósł wzrok na kanapę.

Zamarł. Koszulka Malfoya nadal leżała na ziemi, tuż obok sofy. Chłopak - półnagi - obejmował jego śpiącą przyjaciółkę, która wtulała się w niego z zaufaniem. Oboje byli nakryci grubym, szarym kocem, którego pochodzenia nie znał, i oddychali spokojnie. Wargi Dracona delikatnie dotykały czoła brunetki, natomiast jej dłoń spoczywała na plecach blondyna. Ron w przypływie paniki zarejestrował, że Hermiona, poza swetrem leżącym na ziemi, ma na sobie nadal wszystkie części garderoby, co powinno go uspokoić, jednak tak się nie stało.

Blondyn był bez koszulki, a ona zasnęła pijana. Wniosek? O, kurwa.

W pierwszym przypływie myśli przyszło mu do głowy, że blondyn ją po prostu wykorzystał i, że zaraz dojdzie do morderstwa z jego ręki. A potem spojrzał jeszcze raz na twarz Hermiony. Od czasu, gdy wróciła do Nory nie widział jej tak rozluźnionej i spokojnej w trakcie snu. Wyglądała tak niewinnie, gdy wtulała się w Ślizgona, że nie dało się jednoznacznie nie stwierdzić tego, że zdecydowanie tego chciała. I wtedy dotarło do niego, że nikt dziś jeszcze nie umrze.

Nie rozumiał tego, co się działo z Hermioną, ale jak patrzył na ten obrazek to czuł, że jego przyjaciółka odnalazła właśnie tę część siebie, której szukała przez całe swoje dotychczasowe życie. Malfoy go wkurzał, ale - o zgrozo - sam zaczynał zauważać, że nie jest wcale taki zły, jak myślał w momencie, gdy wylądował w jego rodzinnym domu. Ta dwójka od kilku dni wyraźnie broniła się przed tym, co ich do siebie ciągnęło. Wczoraj alkohol ułatwił im zaprzestanie tej bitwy. Ron czuł, że nie zrozumie tego jeszcze przez długi czas i, że długo jeszcze będzie się czuł dziwnie z myślą, że ta Hermiona i ten Malfoy mogą być razem szczęśliwi, ale... kurczę, jeśli tak miało być, to niech tak będzie...

Ron wycofał się po cichu z salonu. Wrócił do pokoju obok, rzucając okiem na pogrążonego w śnie czarnowłosego przyjaciela. Nie uwierzy mu, a nie będzie go budzić, bo jeśli Potter na kacu sam się nie obudzi, a zostanie obudzony, to jest nie do zniesienia przez następne dwa dni.

Rudowłosy przypomniał sobie o tym, jak jeszcze w Norze przemycił do torebki Hermiony stary aparat czarodziejów, który "pożyczył" od George'a jakieś dwa lata temu. Przywołał go do siebie za pomocą cichego Accio i wrócił do salonu, uwieczniając Draco i Hermionę. Zdjęcie wysunęło się z aparatu chwilę po tym, jak bez użycia lampy błyskowej usłyszał spust migawki. Czarno-biała fotografia uwieczniła tę dwójkę. Oddychali na niej spokojnie, wtuleni w siebie. Ron uśmiechnął się chytrze pod nosem i wrócił do pokoju, chowając zdjęcie do pustego albumu, który również wziął ze sobą. W planach miał uwieczniać wielkie, przełomowe chwile dla przyszłych pokoleń, które podczas tej wyprawy mogą zdecydować o losie całego świata czarodziejów. Cóż, jeśli te pamiątki mogą znaczyć coś więcej również dla nich samych - zatroszczy się o to, aby zapamiętali ten czas. Możliwe, że jedyny czas, jaki im pozostał. To będzie jego mały sekret. Opisał zdjęcie datą oraz dopisał "Grimmauld Place 12" na odwrocie i odłożył album z powrotem do torebki przyjaciółki. Nikt nawet nie będzie tego szukał.

Ron, siedząc na ziemi przy krześle, na którym leżała magiczna torebka spojrzał raz jeszcze na pogrążonego w śnie Harry'ego, któremu czarne kędziory włosów opadały chaotycznie na twarz. Wiecie, dlaczego Ronald tak szybko pogodził się z definitywną odmową Hermiony? Cóż, dłużył się w niej tak długo, że myślał, że sam nie będzie w stanie podnieść się z tego szybko. Ale, po pierwsze - zauważył, jak Gryfonka patrzyła na Malfoya i porównał sobie ten wzrok z tym, którym patrzyła na niego jeszcze przed wakacjami. To, co widział teraz w jej oczach było zupełnie czymś innym. Czymś większym. I wiedział, że zadziało się między tą dwójką coś, z czym nie ma szans nawet walczyć. Do drugie - zdawał sobie sprawę, że jeśli cała czwórka przeżyje wojnę, to to, co zadziało się pomiędzy Draco i Hermioną stanie pod znakiem zapytania, jednak ich uczucia były na tyle silne, że domyślał się, że podjęli w pewien sposób decyzję na całe życie. A on? I tutaj mamy "po trzecie" - on nie wiedział jeszcze sam, czego chce od życia i od samego siebie. Czuł, że wojna i to, co się aktualnie dzieje trochę go przerasta. Czy to jest dobry moment w jego życiu, żeby się zaangażować w cokolwiek? Jeśli przeżyje to czy od razu chce stałego związku? W sensie - on kochał Hermionę, kochał ją jak siostrę od, miał wrażenie, zawsze. Uświadomił sobie też wczoraj, że nie jest pewien, czy w codziennym życiu nie zrównałaby go z ziemią swoim temperamentem, bo - co by nie mówić - on nie potrafił jej się postawić, dopóki go niesamowicie mocno nie wyprowadziła z równowagi, co, mimo wszystko, nie działo się między nimi często.

Rudowłosy chłopak westchnął. Zagryzł policzek od wewnętrznej strony, patrząc na Pottera. Ostatnio Ron zauważył, że coś dziwnego dzieje się z nim samym - i to było to "ostatnie i po czwarte". Czuł się, jakby zaczął dostrzegać w swoim towarzystwie nie tylko atrakcyjność płci żeńskiej. Trochę go to przerażało, bo doszedł sam do wniosku, że jednocześnie nie ma zamiaru się w nic angażować i, że sam nie wie, czego chce. W ten oto sposób unikał zielonych oczu Harry'ego, na widok których wariował i starał się nie patrzeć jak Malfoy zagryza dolną wargę, na widok czego coś zaciskało się w jego brzuchu. Tak, czuł się z tymi uczuciami dziwnie i walczył z nimi. Podczas związku z Lavender w trakcie ostatniego roku czuł normalne, męskie podniecenie, gdy się całowali - a całowali się częściej, niż ze sobą rozmawiali, niezbyt mając w ogóle o czym między sobą dyskutować. Nie czuł się inny, podobała mu się ta fizyczność dziewczyny, która jednak szybko mu się znudziła, a jej charakter stał się bardziej męczący, niż podniecające plusy tej relacji. A z drugiej strony nie wiedział, w jakim kierunku biegną jego myśli teraz...

Potrząsnął głową i skrzywił się, gdy żołądek znów ścisnął mu się niemiłosiernie. Na kaca zawsze pomagała mu gorąca, czarna kawa, ciepła zupa i hektolitry wody. Wstał więc i cichym krokiem skierował się w stronę kuchni, modląc się, aby po dostarczeniu do organizmu wszystkich trzech wyżej wymienionych rzeczy jego samopoczucie uległo znacznej poprawie.













Hermiona uchyliła powieki tuż po tym, jak zdała sobie sprawę, że coś znów ją przygniata i, że jest jej niesamowicie wygodnie, chociaż ciasno. Spojrzała na klatkę piersiową Ślizgona uświadamiając sobie, co miało miejsce przed tym, jak zasnęła.

Leżeli na wąskiej kanapie, pod jednym kocem, Draco nadal był bez koszulki, a na jej dekolcie, tuż nad piersią, widniała sino-różowa malinka. Wtulała się w niego całą noc. Niech się Godryk nad nią zlituje...

Odsunęła się nieco od blondyna, chcąc spojrzeć na jego twarz, jednak miejsca na kanapie mieli tak mało, że jedyne, co wywołała, to silniejszy uścisk chłopaka, który przez sen przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej. Nie wierzyła, że to się dzieje. Wyrzuty sumienia do samej siebie trzasnęły w nią niczym grom z nieba, a pośród nich przebiła się jedna, głośna myśl. Jest szczęśliwa. I nigdy w swoim życiu nie była jeszcze tak szczęśliwa, jak budząc się ściśnięta w ramionach tego ironicznego, podstępnego i cały czas ją zaskakującego blondyna. Przymknęła oczy i zaciągnęła się zapachem skóry chłopaka, przeciągając opuszkami palców po jego kręgosłupie. Poczuła, jak zadrżał i uśmiechnęła się sama do siebie.

Zrobiła szybkie podsumowanie - wczoraj była pijana, ale zupełnie świadoma wszystkiego, co się działo. Alkohol dodał jej odwagi, znacznie. Jej policzki zaróżowiły się na wspomnienie tego, jakie dźwięki wyrywały im się z ust podczas wczorajszych pieszczot. Ron i Harry, pomimo szoku, który wywołała i pomimo wszystkiego, co się wczoraj wydarzyło, zaakceptowali jej decyzję. Może nie decyzję, ale jej uczucia, które żywiła do Dracona. Poza tym, chłopak wczoraj sam jej przyznał, że chce jej. Reasumując - nie żałowała niczego. Niech się dzieje, co ma się dziać. Martwić będzie się z czasem, jeśli zajdzie taka potrzeba, bo oboje muszą się też teraz skupić na zniszczeniu horkruksów.

Kończąc tę myśl w głowie poczuła, jak Draco przesuwa swoim nosem po jej czole, a jego włosy łaskoczą ją po twarzy. Uśmiechnęła się szeroko, czując jak dłoń chłopaka wsuwa się pod koszulkę na jej plecach i chwilę potem usłyszała ciche szepnięcie.

- Cześć - mruknął cicho, szukając jej ust. Uniosła podbródek i westchnęła, gdy poczuła jego ciepłe, miękkie wargi na swoich.

- Cześć- odszepnęła mu, gdy oderwali się od siebie.

- Która godzina? - Spytał, przeciągając się ostrożnie tak, aby nie zlecieć z kanapy. Koc nieco zsunął się z chłopaka, zatrzymując się w okolicy jego pasa.

- Nie mam pojęcia i mało mnie to interesuje - mruknęła, spoglądając na brzuch blondyna. Draco spojrzał na nią i zachichotał zawadiacko, przyłapując jej wzrok.

- Aż tak dobrze ci się ze mną spało na tej kanapie? - Zaśmiał się, kładąc się na brunetce sprawnym ruchem tak, jak leżał na niej podczas ich zbliżenia. Podparł się na łokciach i spojrzał w jej orzechowe oczy, przygniatając ją ciężarem własnego ciała.

- Jak widać nie narzekam - uśmiechnęła się do niego, rejestrując, że koc wylądował na ziemi. - Nie zimno Ci?

- Nie, miałem prywatne palenisko obok mnie, pod kocem przez całą noc - odpowiedział jej szeptem, ustami wodząc po jej szyi. - Nie boli cię głowa?

Hermiona zmarszczyła brwi, słysząc to pytanie.

- A wiesz, że nie? - Odparła, sama będąc zdziwiona. To był chyba pierwszy raz, kiedy obudziła się po alkoholu i nie odczuwała zgubnych skutków zatrucia procentami. Bolał ją trochę żołądek, jednak obstawiała, że bardziej z głodu, niż z powodu kaca.

- Czyżbym miał właściwości uzdrawiające?

- Nie dopowiadaj sobie, Draco.

- Ja tylko stwierdzam fakty - zaśmiał się, skradając jej szybkiego całusa z ust. - Wstajemy?

Pokiwała przecząco głową, dłonią delikatnie zataczając kółka na plecach blondyna.

- Nie wstajemy? - Spytał, unosząc jedną brew i podgryzając płatek jej ucha. Zachichotał, gdy potwierdziła, kiwając głową. - Rozbestwiasz się, moja droga.

- Nieprawda - uśmiech cały czas błąkał się na jej twarzy. Nie było między nimi niezręczności, której częściowo się spodziewała. Wsunęła dłoń we włosy chłopaka, lekko pociągając je w górę, kierując jego głowę wyżej, w stronę swojej twarzy. Dracon odczytał aluzję i pocałował ją, językiem wkraczając na jej podniebienie. Mruknęła znacząco z przyjemności, przenosząc dłonie na kark Malfoya. Podbrzusze chłopaka ścisnęło pożądanie. Merlinie, żadna kobieta w jego życiu tak na niego nie działała. Gwałtownie przerwał pocałunek, chichocząc.

- Wstajemy, panno Granger, jeśli chcesz nadal mieć na sobie wszystkie ubrania - spojrzał na nią tak wymownie, że aż spłonęła rumieńcem. Podniosła się do pozycji siedzącej, gdy Draco sprawnym ruchem usiadł na brzegu kanapy i sięgnął po swoją koszulkę, leżącą na podłodze. Wsunął ją na siebie, po czym wstał, zabrał z krzesła swój sweter i podał go Hermionie do ręki, składając pocałunek na czubku jej głowy. Następnie podniósł z podłogi jej własną część garderoby, która wczoraj podzieliła los jego koszulki i zawiesił ją na oparciu krzesła. Brunetka wsunęła przez głowę ciepły, wełniany sweter blondyna i z westchnięciem podniosła się na nogi.

W pokoju obok znaleźli Wybrańca leżącego na jednej połowie łóżka. Hermiona cichutko podeszła do torebki i sprawnymi ruchami różdżką, za pomocą zaklęć niewerbalnych wyciągała ubrania dla siebie.

- Wyjmiesz mi moje czarne spodnie i jakąś koszulkę? - Pokiwała głową twierdząco, słysząc ciche pytanie blondyna. Podała mu do ręki rzeczy, o które prosił, a ten zaczął się kierować w stronę łazienki.

- Ej! - Rzuciła za nim przyciszonym tonem głosu. - Ja idę pierwsza.

- Kto tak powiedział? - Wyszczerzył się do niej.

- Gdzie się podziało gentelmeństwo?

- W kolejce do łazienki gentelmeństwo nie obowiązuje - puścił jej oczko, zabierając swój ręcznik z oparcia krzesła.

- Draco!

- Jak się zaraz nie zamkniecie - mruknął cichym, zachrypniętym tonem głosu spod poduszek skacowany Harry - to was stąd wypierdolę. Idźcie razem do tej pieprzonej łazienki.

Hermiona patrzyła wielkimi oczami na przyjaciela, marszcząc brwi i zaciskając usta w wąską linię. Nie chciała go obudzić.

- Sorki, Harry... Śpij dalej...

Wyszli w ciszy z pokoju, starając się bezgłośnie zamknąć drzwi. Dracon walczył ze sobą, aby się nie roześmiać w głos.

- To co, propozycja Pottera aktualna? - Uniósł brwi w kierunku brunetki w znaczącym geście.

- Za dużo byś chciał na raz - zaśmiała się, dodając - będę na dole, jak skończysz. Zrobię nam kawę.

Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć Gryfonka skierowała się już w kierunku schodów, ze swoimi rzeczami i ręcznikiem pod pachą, zostawiając go samego przed drzwiami łazienki. Mimo to, na jego twarzy nadal błądził uśmiech.

Hermiona wkroczyła cichutko do kuchni i jej oczom ukazał się widok rudowłosego Gryfona, siedzącego przy stole nad czarną kawą i z butelką wody mineralnej, której zawartość w połowie była już opróżniona. Ron chował twarz w dłoniach, oddychając ciężko.

- Hej... - mruknęła do niego. - Ciężki poranek, Ron?

Chłopak tylko żałośnie kiwnął głową, wydając z siebie jęk pełen nieszczęścia. Hermiona zmarszczyła brwi.

- Brałeś eliksir na ból głowy? - Spytała chłopaka, który gwałtownie podniósł na nią wzrok.

- A mamy?

- Mamy, jest u mnie w torebce obok wielosokowego.

Ron z westchnieniem pełnym ulgi zsunął się z krzesła i podszedł do przyjaciółki, przytulając ją.

- Miona, jesteś moim zbawieniem - jęknął.

- Jak zawsze - zaśmiała się. Chłopak powolnym krokiem ruszył w stronę piętra, a ona odłożyła swoje świeże ubrania oraz ręcznik na najbliższe krzesło. Podeszła do blatu kuchennego i wstawiła wodę na kawę. Miała świadomość tego, że uśmiecha się pod nosem sama do siebie, niczym kot, który właśnie sporo nabroił. Wyjęła z lodówki mleko i rozsypała kawę do kubków, zaciągając się zapachem mielonych ziaren arabiki. Kiedyś mówiła, że kawa jest świństwem, a potem zaczęła zarywać nocki - sama nie wiedziała, kiedy pokochała ten zapach. Odłożyła na blat łyżeczkę, czekając na gwizd czajnika. Jednym ruchem podniosła się na rękach i wsunęła się pośladkami na pustą część blatu, machając swobodnie nogami - Harry zawsze ją za to pomstował, a ona od dziecka miała to w nawyku. Przymknęła oczy i zauważyła, że ze swetra cały czas czuje zapach Dracona, który ją omamiał.

- Hermiona - odwróciła głowę w stronę Rona, który właśnie wrócił do kuchni, w wyraźnie lepszym nastroju - czajnik - zwrócił jej uwagę chłopak.

Dopiero teraz Gryfonka zarejestrowała, że zamyśliła się i nie zauważyła gotującej się wody na gazie. Szybko zeskoczyła na nogi i zajęła się zalewaniem kawy, czując, jak po kuchni rozprzestrzenia się jej zapach.

- Jakaś taka rozkojarzona się wydajesz - zaśmiał się w jej kierunku rudowłosy, unosząc jedną brew w znaczącym geście i uśmiechając się cwaniacko w ten męski sposób.

- Wydaje Ci się, Ron - mruknęła, dolewając do kawy mleka.

- Tak? - Rudy uśmiechnął się nieco prześmiewczo. - Ładny sweter, Herm. Nie widziałem go wcześniej.

- Nowy nabytek - zaśmiała się, odkładając mleko do lodówki.

- Taki przyduży na ciebie trochę.

- Powiesz mi w końcu, z czego tak szydzisz prześmiewczo? - Zachichotała, mieszając łyżeczką obie kawy, które przed momentem posłodziła. Chwyciła oba kubki w dłonie i postawiła je tuż obok miejsca, w którym stała czarna kawa Gryfona.

- Och, Herm... - Spojrzał na przyjaciółkę, uśmiechając się. - Bardzo ładnie razem wyglądacie - stwierdził, patrząc rozbawiony dziewczynie w oczy i ze śmiechem obserwował, jak krztusi się kawą, którą właśnie pociągnęła z kubka. - Chociaż nadal to dla mnie dziwne - dodał, nieco się krzywiąc.

- Byłeś rano w salonie? - Spytała, z ogromnymi ze zdziwienia oczami.

- No.

- Kurna - zaklęła cicho.

- Przestań się tak przejmować - spojrzał na przyjaciółkę, podpierając brodę na zaciśniętej dłoni.

- Powiedział ten, który nie tak dawno sam robił mi awantury z tego powodu - sarknęła. Weasley westchnął.

- No, w sumie masz rację - przyznał - przepraszam, Miona. To było głupie. Malfoy otworzył mi oczy na pewne rzeczy.

- To znaczy? - Brunetka podniosła jedną brew, wpatrując się w rudowłosego i pociągając kolejny łyk kawy z kubka.

- Weszłabyś mi na głowę - stwierdził chłopak, zamaczając usta w swojej, już na wpół-zimnej, kawie - nie zrozum mnie źle, Miona, ale zawsze to ty rozstawiałaś mnie po kątach. A Malfoy... Malfoy będzie wiedział, kiedy trzeba będzie tupnąć na ciebie nogą i sprowadzić do parteru. No, a oboje wiemy, że to nie jest łatwe, bo jesteś uparta jak osioł - skończył Ron, a na jego twarzy błąkał się cwaniacki uśmieszek. Hermiona przeczesała dłonią swoje długie, nieco poplątane włosy.

- Masz rację - stwierdziła po krótkiej ciszy. Ron uświadomił jej, że faktycznie jest tak, jak mówi - nie patrzyła na sytuację z tej perspektywy i ze zdziwieniem dostrzegła, że to Draco ustawia ją, a nie ona Draco. Co było nieznaną dla niej rzeczą, której nadal się obawiała - to ona zawsze kontrolowała wszystko i wszystkich.

- Także przestań analizować, przejmować się i rozmyślać, bo nie wiemy, ile czasu jeszcze jest nam dane...

Hermiona nie spodziewała się takiego otwartego przyzwolenia.

- Ale nie całujcie się na moich oczach więcej, błagam, bo tego mogę już nie przeżyć...

-Tego akurat sama się domyśliłam - sarknęła. Co to, to nie - nie miała zamiaru się afiszować, póki co. Sama jeszcze nie przywykła do obecności blondyna w ten sposób, a co dopiero do jego obecności w ten sposób przed chłopakami.

- Kiedy ty tak zmądrzałeś, Ron...?

- To było wredne! - Zaśmiał się z wyrzutem w głosie.

- Pytam poważnie... - Brunetka przewróciła oczami i spojrzała w niebieskie oczy rudowłosego.

- Wiesz, Miona... Wszyscy się zmieniamy... - zaciął się i odwrócił wzrok, szukając czegoś w przeciwległej ścianie. Nie bardzo wiedział, jak miał jej uargumentować swoje zdanie. No bo, sam nie rozumiał tego, co się działo w jego głowie i trochę go to przerażało...

- Ron... Wiesz że zawsze możesz przyjść i ze mną pogadać? - Spytała go tak po prostu, nadal patrząc i analizując jego piegowatą twarz.

- Dzięki, Miona...

Brunetka uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Merlinie, ile on tam będzie siedział?

- Kto?

- Wpuściłam Dracona pierwszego do łazienki - mruknęła, tłumacząc i upijając kawę. Przynajmniej wypije ją całą, gdy będzie gorąca.

- Uuuu, błąd taktyczny - przyznał jej Ron. - Myślisz, że to naturalne, arystokratyczne piękno potrzebuje tylko pięciu minut na poranny prysznic?

Roześmiali się głośno, zapominając, że na górze, zakopany w pościeli Harry pomstuje właśnie na ich donośne głosy.

- Nieładnie tak się nabijać - w żartach pogroziła mu palcem Hermiona. Po chwili usłyszeli kroki na schodach i oboje obrócili głowy w kierunku wejścia do kuchni, nadal chichocząc.

- Co wam tak wesoło? - Zapytał w progu Dracon, któremu z mokrych włosów kapała jeszcze woda - Która moja? - W odpowiedzi na pytanie Hermiona przysunęła w jego stronę nienapoczętą kawę. - Potter nadal umiera na górze? Ktoś mu powiedział, że mamy zapasy na bóle głowy? - Spytał, pociągając łyk z kubka.

Hermiona zmarszczyła brwi.

- Ron, podzieliłeś się z Harrym eliksirem, prawda?

- Eeee... Chyba pójdę to nadrobić... - Rudowłosy zsunął się z krzesła i, z wyrzutami sumienia, udał się w kierunku schodów.

- Powinieneś dostać odznakę "Super Przyjaciel", Weasley! - Krzyknął za nim Ślizgon.

- Spierdalaj, Malfoy! - Odkrzyknął ze schodów rudowłosy.

- Jak dzieci... - mruknęła pod nosem Hermiona.

- No, czyżby? - Blondyn zawadiacko uniósł w jej kierunku jedną brew. - Bardzo ładny sweter, swoją drogą.

- Wiem, nowy nabytek - odparła, tłumiąc śmiech.













Godzinę później siedzieli wszyscy w salonie, gdy nagle usłyszeli w kuchni huk i krzyki. Cała czwórka zerwała się w miejsca, wyciągając różdżki i zbiegła na dół. Gdy zeszli do kuchni okazało się, że to Stworek i Zgredek (który na widok Draco walczył ze sobą, aby nie rzucić się na młodego Malfoya z pięściami) przyprowadzili do kwatery Mundungusa, zgodnie z życzeniam Pana Harry'ego. Nie byli przygotowani na wieść, że prawdziwy medalion Voldemorta znajduje się w rękach samej Dolores Umbridge. Końcem końców, Mundungus zwiał, dostarczając im informacji, ale zdążył uniknąć Obliviate, które planowali na niego rzucić. Modlili się, aby nie narobiło im to więcej kłopotów, niż dotychczas.

Podziękowali skrzatom serdecznie, tłumacząc Zgredkowi, że Draco jest przyjacielem Wybrańca, i że nie ma powodu do złości, ale zrozumieją jego niechęć, jeśli nadal takową żywi do chłopaka. Sam arystokrata nie odezwał się do skrzata, zdając sobie sprawę, że nawet wobec niego przez te wszystkie lata zachowywał się jak skończony dupek i kretyn. Stworek za to obiecał, że na obiad przygotuje im gorącą zupę cebulową z grzankami i zapiekankę.

Cały czas przed obiadem, po obiedzie, całe popołudnie i wieczór poświęcili na debatowanie nad tym, jak odzyskać medalion, który stał się dla nich aktualnie priorytetem. Bo, umówmy się, musieli go odzyskać. A to, niestety, wiązało się z koniecznością wejścia na teren Ministerstwa Magii, w którym roiło się od śmierciożerców i szmalcowników.

Stworek wraz zakupami, na prośbę chłopców, dostarczył im również najnowszy numer Proroka Codziennego. To, jak bardzo świat się zmieniał na ich oczach przerażało wszystkich. Absurdem był rejestr mugolaków, gdzie Hermiona była na samym szczycie poszukiwanych osób. Oczywiście Potter i Dracon zostali opisani listem gończym na drugiej stronie, celem złożenia wyjaśnień w Ministerstwie Magii w sprawie śmierci Dumbledore'a. No, głupszego pretekstu nie potrafili znaleźć, jak przyznał sam Harry. Świat stawał na głowie za sprawą Voldemorta. Snape został dyrektorem Hogwartu - co nie zdziwiło ani Hermiony, ani Draco, którzy czuli, że to jedna z tych osób, która - mimo, że jest odcięta od Zakonu Feniksa - zatroszczy się o to, aby śmierciożercy, którzy zostali wpuszczeni w mury szkoły nie zrobili żadnemu uczniowi krzywdy. Z dnia na dzień wszystko zmieniało się na ich oczach, a oni właśnie zmuszeni byli wejść w paszczę lwa.

Przerażała ich ta perspektywa. Eliksir wielosokowy był dobrym planem, a całą sprawę ułatwiał fakt, że ojcowie dwójki z nich pracowali w ministerstwie od lat. Dracon zwykł bywać w tym budynku o wiele częściej, niż Ron. Mało tego - znał dużą część "ważniejszych" pracowników i w miarę orientował się, którzy są po stronie Czarnego Pana. Blondyn był im niezastąpiony i Harry po raz pierwszy przyznał sam przed sobą, że zabranie Dracona z Nory było jedną z najlepszych decyzji, jakie podjął. Chłopak znał detale, na które żadne z Gryfonów nigdy nie zwróciłoby uwagi - poprzez hierarchię pracowników i kolory ich szat, rozkład działów na piętrach kończąc na lokalizacji ważniejszych gabinetów.

- Myślicie - zaczął wypowiadać na głos pytanie Ron - że kiedy powinniśmy tam iść?

- Cóż, plan mamy - westchnął Draco - dałbym nam jeszcze jeden dzień co najmniej na trzeźwe przeanalizowanie go i przemyślenie paru rzeczy.

- Więc pojutrze - rzucił Harry, patrząc im w oczy. - Nie mamy na co czekać.

Draco krótko skinął głową.

- Musimy poruszyć jeszcze jedną, ważną rzecz - powiedział blondyn. Hermiona dostrzegła, że spiął swoje mięśnie na plecach i wpatrywała się w chłopaka badawczo. - Ile osób z nas tam idzie?

Ron i Harry zmarszczyli brwi, słysząc to pytanie.

- Jak to "ile"?

Za to w Hermionie się zagotowało.

- Nawet o tym nie myśl - warknęła do Ślizgona.

- Przecież idziemy wszyscy? - Spytał głupio Ron, jakby nie rozumiejąc spojrzeń, którymi właśnie mierzyli się Gryfonka i Malfoy.

- Im nas więcej, tym większe ryzyko, że coś się spierdoli - zauważył bystro, patrząc prosto w orzechowe tęczówki, które ciskały z niego piorunami.

- Im nas więcej, tym większa szansa na ocalenie sobie dup, gdy coś się spierdoli - rzuciła do blondyna przez zaciśnięte zęby, odpowiadając mu.

- Nie trzeba będzie ratować nikomu dupy, jeśli nic się nie spierdoli, a im nas mniej, tym większa szansa, że tak będzie.

- Uspokójcie się - Harry wstał z miejsca, przerywając ich wymianę spojrzeń - nie ma opcji, żebyśmy się rozdzielali.

- A co, jak nikt z nas nie wróci? - Spytał Dracon, unosząc jedną brew. Tak, był pesymistą i wiedział, że psuje teraz sielankową wizję tego, że wszystko pójdzie po ich myśli.

- No to równie dobrze zostawimy tu ciebie, żebyś sobie posiedział i poczekał na nas - warknęła Hermiona, odwracając wzrok w stronę ściany.

- Taka opcja nie wchodzi w grę.

- Bo co?! Bo jesteś facetem?! Dlaczego patrzysz się na mnie, jakbym to ja musiała przesiedzieć tę wojnę na tyłku, czekając aż mężczyźni zrobią całą brudną robotę?! - Zagotowała się w niej najszczersza wściekłość. Mógł ją całować, mógł jej śpiewać, mogło mu zależeć, ale nikt nie ma prawa odsuwać jej od udziału w czymkolwiek. Nikt. A na pewno nie on.

- Patrzę na ciebie, Granger, bo jesteś jedyną osobą, która sobie poradzi, jeśli żaden z nas stamtąd nie wróci - wydusił Malfoy, zaciskając zęby. Podniosła wzrok na jego stalowoszare oczy, w których lśniła złość. Wkurzyła go bardziej, niżby się tego spodziewał.

- Zróbmy tak - westchnął Harry - niech każdy przemyśli sobie to wszystko i wrócimy do tego jutro. Jak będzie trzeba, to będziemy ciągnąć zapałki.

- Nie będzie żadnych zapałek - warknęła brunetka, podnosząc się z miejsca i opuszczając salon. Malfoy nadal mocno zaciskał zęby. Przeczesał dłonią włosy i wypuścił z siebie powietrze.

- Ona zawsze jest taka uparta i robi te teatralne wyjścia? - Wyrzucił z siebie, patrząc na Gryfonów.

- Wiesz, Malfoy - zaczął Harry - ja też się o nią martwię. Ale ona jest twardsza, niż wygląda. Gdyby nie Hermiona, to w życiu byśmy nie przetrwali tych sześciu lat szkoły - Draco prychnął, zirytowany. - Wszyscy znamy ryzyko. I wdepnęliśmy to wszystko razem. Po prostu załóżmy, że się uda. Nie pozwolę, żebyśmy się rozdzielili.

- Popieram go, Malfoy - przytaknął rudowłosy.

W mniemaniu Ślizgona Gryfoni byli zbyt optymistyczni. No, ale to była domena Domu Godryka.

- Nie zgadzam się z tym - przyznał, podnosząc się z fotela - ale i tak zostałem przegłosowany.

- Sory - mruknął Hary, wzruszając ramionami. Dracon machnął ręką na niego. Czuł, że to nie był dobry pomysł, no ale i tak nic już nie ugra. Ta trójka działała w sposób tak gryfoński, że aż go świerzbiło, żeby im uświadomić, że zawsze bierze się pod uwagę wersję "B" planu. I "C". A oni zawsze szli na żywioł. W tym przypadku czuł się, jakby rzucał grochem o ścianę.

Stanął przed drzwiami pokoju obok i przekręcił gałkę w drzwiach. Ku jego zaskoczeniu, ustąpiła pod jego ruchem i otworzyła przed nim drzwi.

- Wyjdź - usłyszał już progu od zakopanej w kocu burzy loków, która wystawała spod poduszki. Czuł, że siliła się na spokojny ton głosu, choć nadal targały nią emocje. Draco wszedł do pokoju, nie słuchając. Zamknął za sobą cicho drzwi.

Brunetka poczuła, jak materac na łóżku ugina się pod ciężarem chłopaka.

- Czego w słowie "wyjdź" nie zrozumiałeś? - Warknęła.

- Wszystkiego - ton głosu miał poważny. Ona jego również ostro zdenerwowała i znajdowała się na dobrej drodze, żeby naprawdę go wkurwić. - Porozmawiasz ze mną normalnie, Hermiono?

- Już nie "Granger"? - Jej pytanie zabrzmiało ostro, jednak wyczuł w nim gorycz, której się nie spodziewał.

- Co?

- Tego też nie rozumiesz?

- Wkurwiłaś mnie. Nie będę ci "Hermionował" jak mnie wyprowadzasz z równowagi.

- A ty mnie nie wyprowadzasz?! - Podniosła się gwałtownie do siadu, odwracając się w jego stronę. W pokoju panował mrok, nie tliła się żadna świeca i żadne z nich nie wyczarowało światła. - Kurwa, Draco, to, że się ze mną nie zgadzasz, nie znaczy, że masz mnie traktować tak, jakbyś robił trzy kroki w tył!

W zarysie jego twarzy widziała, jak szeroko otworzył oczy ze zdziwienia.

- Kroki w tył?

- Jesteś dobry w metafory... - Zironizowała.

- Rozumiem o co ci chodzi - powiedział ostro. - Hermiono, to, że się z tobą nie zgadzam nie znaczy, że puszczam w niepamięć dzisiejszy poranek. I noc. I poprzedni wieczór, i wszystko inne - jego ton głosu wyraźnie wskazywał na irytację. - To, że na ciebie warknąłem po nazwisku, bo tak, wiem, że warknąłem, nie znaczy, że się cofam. Do cholery, Hermiono, mówiłem tak do ciebie przez sześć lat i nie oczekuj ode mnie, że nie będę od teraz tak mówił, bo będę jeszcze wiele razy tak mówił. Raz, że się tak nazywasz, a dwa, zawsze, gdy mnie zdenerwujesz będzie padało nazwisko.

Niemal słyszał, jak unosi jedną brew i przybiera zirytowaną minę.

- Bo?

- Bo jest bardziej dźwięczne od twojego imienia i lepiej brzmi, jak je wymawiam wkurwiony.

- Mówił ci już ktoś, że jesteś skrzywiony, Malfoy? - sarknęła do niego, nadal zła. Zapadła pomiędzy nimi cisza, w ciągu której Dracon uśmiechnął się ironicznie i walczył ze sobą, żeby się nie roześmiać. - Cholera... - Wyrwało się brunetce, gdy zrozumiała, jak odruchowo zwróciła się do chłopaka w złości.

- Nie tylko ja jestem skrzywiony - mruknął. - Hermiono - w ciemności odszukał podbródek dziewczyny, który złapał i przejechał po nim kciukiem - nic się nie zmienia.

- To po co był ten tekst?

- Po prostu widzę, że każdy wasz plan oparty jest na działaniu impulsywnym. Nie bierzecie innych scenariuszy pod uwagę. Zawsze trzymacie się tego, że wszystko się uda.

- Bo tak jest. Już przez całe sześć lat, mniej bądź bardziej.

- A co jak nagle skończy się szczęśliwa passa?

Hermiona westchnęła.

- Słuchaj, Draco, ja rozumiem twój punkt widzenia - przyznała chłopakowi, zagryzając swoją dolną wargę - serio. Widzę, że patrzysz inaczej i dopuszczasz do siebie wizję przyszłości po niepowodzeniach. Tylko, wiesz, my nie możemy sobie pozwolić na niepowodzenia, bo wtedy ta wojna nigdy się nie skończy... Doceniam to, że się martwisz, ale żadne z nas nie może teraz zostać samo. Zbyt wiele mamy do stracenia wszyscy razem...

Draco westchnął cicho po chwili milczenia.

- Przeklęci Gryfoni - mruknął. I przeklęta Granger.

- Cholerni Ślizgoni - odmruknęła mu, nadal nieco nadąsana

- Och, czyżby? Cholerni?

W ciemności odnalazł jej talię i szybkim ruchem szarpnął ją tak, że po chwili siedziała na nim okrakiem.

- Nadal jestem na ciebie zła - przypomniała mu.

- Oczywiście, że jesteś - przyznał - ja na ciebie też nadal jestem zły.

- I co teraz? - Spytała czując, jak dłonie chłopaka wdzierają się pod jej koszulkę.

- Zobaczymy, co możemy z tym zrobić, Granger - zachichotała w jego usta, którymi wpił się mocno w jej wargi. Cóż, wychodzi na to, że Hermiona Granger dożyła takich czasów w swoim życiu, w których nie potrafi być zła na Dracona Malfoya.









*








Powiem Wam, że po raz kolejny ostatnimi czasy nie potrafię się zmieścić w planie rozdziału tak, jakbym chciała - wszystko mi się niemiłosiernie rozwleka przy pisaniu na bieżąco. Cóż, do setki chyba się zamknę z całą historią, aczkolwiek... Nie no, dobra, nie zamknę się. Ale do dwusetki już bym chciała.

Abstrakcja, co?

Lubię ten rozdział i lubię swojego Rona.


Opinie, moi mili!
Zapraszam również na wattpada - link w kółeczku ;)

xoxo 
PN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz