sobota, 17 listopada 2018

Dwadzieścia pięć


Ku ich zdziwieniu Stworek zjawił się na niepewne wezwanie Harry'ego. Nie obeszło się bez "zdrajców krwi" i "szlam", zdębiał jednak na widok Draco. Skłonił się przed blondynem głęboko, szepcząc "panicz Malfoy", nie mając odwagi patrzeć mu w oczy.

Harry zakazał skrzatowi na głos rzucać wyzwiskami, więc teraz Stworek robił to bezgłośnie, gdy tylko Ron lub Hermiona znaleźli się w zasięgu jego wzroku. Powiedział też, że ma zakaz informowania kogokolwiek o ich pobycie tutaj. Skrzat skinął głową również na polecenie zapełnienia spiżarni i lodówki. Nie byli pewni czy chcą, aby im gotował - Stworek już nie raz potrafił sabotować jedzenie, którego miały dotknąć osoby, których nie darzył sympatią. Nie chcieli ryzykować i stwierdzili, że gotowaniem zajmą się sami. To znaczyło mniej więcej to, że gotowaniem zajmie się Hermiona, a oni jej pomogą.

W oczekiwaniu na ponowne pojawienie się skrzata chłopcy wrzucili do żołądka kanapki z dżemem, mając nadzieję, że przez najbliższe kilka dni nie będą musieli na nie patrzeć. Zwłaszcza, że do tej pory patrzyli na nie tak ze trzy razy dziennie. I to nie tak, że nie doceniali tego, co mają. Frustrowało ich to, że siedzieli zamknięci w kamienicy, przecznicę dalej mając warzywniak i supermarket. W perspektywie tego, że gdyby mogli stąd wyjść, zakupy zajęłyby komukolwiek góra kwadrans, to nieszczęsne kanapki stawały się obiektem do wyładowania frustracji. Nie chcieli ryzykować użycia peleryny niewidki - na placyku przed kamienicą regularnie zmieniał się patrol śmierciożerców, którzy prawdopodobnie obserwowali każde miejsce, które jakkolwiek mogło łączyć się z Harry'm Potterem.

Hermiona postanowiła poślęczeć samotnie nad książkami w kuchni, gdy męska cześć towarzystwa wybrała się na przeszukiwanie pokoi dzieci Blacków oraz innych miejsc tego domu, do których wcześniej nie zaglądali.

Harry, Ron i Draco zostali pozostawieni sami sobie. Mimo tego, że w końcu mieli ponowną możliwość porozmawiania ze sobą tylko w trzy pary oczu, to nie skorzystali z tej możliwości. Właściwie to nie odzywali się do siebie więcej, niż było to konieczne.

Prywatne pokoje Syriusza, jako najstarszego z rodzeństwa, mieściły się najniżej. Centralnie nad salonem, na drugim piętrze. Na drzwiach wisiała zakurzona tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem.
Decyzją jednogłośną przypadł on Harry'emu. Na przeciwko drzwi do pokoju Syriusza znajdował się pokój Andromedy, który wziął na siebie Ron. Draco wspiął się piętro wyżej. Ustalili, że ten, który skończy rozeznanie, udaje się do kolejnego pokoju, kierując się schodami do góry. Na trzecim pietrze klatka schodowa prowadziła tylko do jednych drzwi. Blondyn zamarł, gdy zobaczył tabliczkę na drzwiach.

"Narcyza Black
Bellatriks Black"


Nie wiedział, że matka i ciotka za dziecka dzieliły ze sobą jeden pokój. Rzucił niewerbalną alohomorę i przekręcił gałkę. Drzwi ustąpiły z głośnym skrzypnięciem. Spodziewał się wyraźnie podzielonej przestrzeni i mrocznego miejsca, miał przed sobą jednak pomieszczenie w ciemnozielonych barwach, które czasy świetności miało dawno za sobą. Nie było tam zdjęć, plakatów, obrazów. Nie było nic, ku zdziwieniu blondyna. Ściany zdobiła wzorzysta, srebrno-zielona tapeta, a trzy wielkie okna wpuszczały sporo popołudniowego słońca przez zakurzone szyby. Jedynymi rzeczami, które nadawały jakikolwiek personalny charakter temu miejscu były dwie skrzynie z ciemnego drzewa, stojące przy obu łóżkach. Skrzynie musiały być schowkiem na rzeczy osobiste sióstr. I to do nich Dracon skierował swoje kroki najpierw. Z głośno bijącym sercem otworzył obie skrzynie. W środku był tylko kurz. Spróbował rzucić na każdą z nich wszystkie zaklęcia, jakie tylko przychodziły mu do głowy, a które mogły odkryć skrytki czy zdjąć uroki z ukrytych przedmiotów. Draco westchnął. Nic. Spodziewał się czegoś innego po miejscu, w którym wychowała się jego matka. Spędziła tu całe dzieciństwo i młodość, przeżywała tu początki związku z jego ojcem. Dlaczego nie zostawiła zupełnie nic?

Wstał, zdesperowany, aby znaleźć cokolwiek. Znał swoją matkę, która - w przeciwieństwie do ciotki - była sentymentalna. Zdecydowała się też na potomka. Nie rozumiał, dlaczego pozostawiła wszystko po prostu puste. Jego matka była genialna w swojej intuicji i czuł, że gdyby miała zostawić swojemu synowi coś, co nie mogło wpaść w ręce ojca to zrobiłaby to właśnie tutaj - ze względu na historię, przeszłość oraz na to, że ciotka ma głęboko w dupie takie miejsca i pewnie nigdy tu nie zajrzy. Zajrzał pod łóżko, pod meble, przekopał pościel, zajrzał wszędzie, gdzie tylko się dało. Obejrzał, na Merlina, nawet oba materace. Już miał wychodzić, skreślając temat znalezienia czegokolwiek, gdy dostrzegł, że nad łóżkiem jego matki tapeta w srebrnym wzorze była wysadzona mieniącymi się kryształkami o niewielkiej średnicy.

Dracon zmrużył oczy. Jego matka była fanką perfekcjonizmu, a wybiórczość, z jaką kryształki te zostały osadzone, dała mu do myślenia. Nie było w tym żadnej reguły - to był po prostu losowo wybrany, prostokątny fragment tapety, który znajdował się nieco nad łóżkiem. I to mu nie pasowało.

Mimo tego, że w pokoju było widno, niewerbalnym lumos wyczarował niebieskawą kulę światła. Obszedł powoli obie ściany ze zdobioną tapetą. Obie znajdowały się przy łóżkach sióstr. Przestudiował wzór od góry do dołu, wzdłuż i wszerz. Ewidentnie ta subtelna ozdoba, która normalnie nie rzucała się w oczy została celowo została umieszczona jedynie po stronie Narcyzy. Z kulą światła nadal widniejącą na końcu jego różdżki usiadł na łóżku po stronie matki tak, aby mieć ów prostokąt tuż przed nosem.
Pierwsze, co przyszło mu do głowy to policzenie kryształków. Po długości było ich trzydzieści jeden, a po wysokości zaledwie dwanaście. Nic nie mówiła mu ta kombinacja.

Przez chwilę poczuł się jak skończony idiota. Wpatruje się w ozdóbki na tapecie w panieńskim pokoju swojej matki, szukając w nich drugiego dna. Potarł dłonią czoło, wzdychając ciężko. Może po prostu zbyt mocno chce cokolwiek znaleźć?

I wtedy to dostrzegł. Wszystkie kamienie równomiernie odbijały niebieskie światełko różdżki - poza jednym. Wyglądało to trochę tak jakby wszystkie były szlachetne - bo wnioskował, że były - tylko ten jeden był jakby... nieoszlifowany?
Wpatrywał się w ten jeden kamyczek ze zmrożonymi oczami. Dotknął go - nie zadziało się nic poza tym, że pod palcami wyczuł szorstką, surową fakturę kamienia. Próbował go nadusić - nadal nic się nie zmieniło. I wtedy zrobił coś, co sprawiło, że zamarł. Policzył, w którym rzędzie i w której kolumnie znajduje się ten feralny egzemplarz.

Piąta kolumna.
Szósty rząd.
Piąta kolumna i szósty rząd.
Pięć na trzydzieści jeden i sześć na dwanaście.
Piąty czerwca.
Jego urodziny.


Upewnił się trzy razy, czy na pewno się nie pomylił. Przekonany, że nie popełnił błędu był teraz już pewien, że to nie może być przypadek. Każdy z kryształów był identyczny poza tym jednym - ale nawet ten jeden, poza fakturą nie różnił się niczym od pozostałych - ta sama wielkość, ten sam znajomy kształt.

Musiał nad tym pomyśleć. Bez zastanowienia rzucił zaklęcie w stronę drzwi, które przekręciło mechanizm zamka. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał. Gryfoni czasem nie łapali aluzji, ale to powinni zrozumieć.

Spojrzał raz jeszcze na ścianę, którą miał przed sobą. Szósty rząd, piąta kolumna. Próbował już chyba wszystkiego - przykładał swoją różdżkę do tego kamienia, rzucał zaklęcia, mruczał pod nosem hasła rodzinne, nawet upuścił swoją krew z palca. Nic. W akcie desperacji podważył ozdobę paznokciem. Jego zdziwienie było ogromne, gdy kamyczek po prostu odkleił się od tapety, odsłaniając otwór, w identycznym kształcie. Draco przysunął różdżkę z kulą światła, aby przyjrzeć się dokładnie. Otwór miał kształt regularnego pięciokąta o średnicy nieco mniejszej niż kamyczek, który właśnie trzymał w dłoni. Ciemne wyżłobienie w ścianie wydawało się mieć podłużny kształt.
No dobra - teraz to już na pewno nie zwariował. Tylko co dalej? Przyjrzał się dokładniej ozdobie, która przed momentem tak po prostu odkleiła się od tapety.

- Malfoy? - Usłyszał zza drzwi, równolegle z pukaniem.

- Wszystko w porządku, zostawcie mnie samego, jak skończę to do was dołączę! - Odkrzyknął.

- Okej - zakomunikował Potter, po czym dało się usłyszeć odgłosy kroków wspinającej się w górę dwójki Gryfonów.

Było coś dziwnie znajomego w tym kawałeczku nieoszlifowanego, dziwnie szaro-niebieskiego kamienia. Dracon przyłożył go pod światło i zamarł. W środku znajdowała się mgła, która wydawała się przelewać brokat. Poczuł, jak sztywnieją mu mięśnie. Jego matka była genialną czarownicą.

Czuł, jak serce dudni mu w uszach, gdy zdejmował z szyi naszyjnik od matki. Wstrzymując oddech porównał wnętrze obu kamieni, obracając je w promieniach słońca wpadających przez okno. Były identyczne. Za dużo przypadków. Zresztą, on ostatnio przestawał wierzyć w przypadki.

Drążącą ręką, starając się nie panikować, wsunął naszyjnik matki w otwór pozostawiony w ścianie. Usłyszał ciche kliknięcie, gdy docisnął go do końca. Odskoczył, gdy ściana sama zaczęła dzielić się na prostokąty, które wydawały się rozsuwać się na boki, ukazując jego oczom niewielką przestrzeń. Miał przed sobą schowek, wyścielony ciemnozielonym aksamitem. Pośrodku stało najzwyklejsze czarne pudełko z wieczkiem. Draco przełknął głośno ślinę i wyjął je z wnęki, kładąc je obok siebie na łóżku. Ręką sprawdził, czy aby na pewno nic poza pudełkiem nie leżało w środku. Gdy cofnął dłoń ściana zaczęła wracać na swoje miejsce. Naszyjnik lekko odskoczył, gdy wszystko wróciło do swojej pierwotnej postaci. Blondyn wyjął go ze ściany, nadal w szoku.

Z niepewnością i z głośnym biciem serca spoglądał na tę niewielką rzecz, którą miał przed sobą. Przez chwilę ostrożność wzięła górę nad ciekawością i dokładnie sprawdził, czy na przedmiot nie są nałożone żadne klątwy. Nie, żeby powinien sprawdzać coś, co ewidentnie zostało mu pozostawione przez matkę - odezwała się w nim szkoła ojca chrzestnego, który zawsze kazał mu wybadać zawartość przed otwarciem czegokolwiek z nieznanego źródła. Po tym, jak zaklęcie wróciło do niego z informacją, że żadnych klątw pod wieczkiem nie wykrywa, otworzył pudełko z zachłannością.

Jego oczom ukazała się koperta z drobnym pismem matki.

Draco

Tylko jego imię. Z irytacją zauważył, że trzęsły mu się ręce. Szybkim ruchem z powrotem założył na szyję naszyjnik z kamieniem i sprawnie otworzył kopertę, wyciągając list. Rozwinął złożony pergamin z niepewnością.

Kochany Draco,

jeśli to czytasz, to znaczy, że nadeszły te czasy, w których wszyscy drżymy o własne życia. Wiem to, ponieważ trzymasz w rękach ten list. Jeśli tak jest, to moje starania o to, aby pielęgnować w Tobie dobre serce nie spełzły na niczym. Wygrałam tę wojnę. Naszą wojnę. Wygrałam ją z Lucjuszem. A wiem to, ponieważ nigdy nie znalazłbyś tego miejsca, gdybyś nie wybrał odpowiedniej strony. Wiem, że mój brat zapisał Harry'emu Potterowi ten dom w dniu jego chrzcin. Cieszę się, że jesteś tu, gdzie jesteś, moje dziecko.

Draco czytając pierwszy akapit zapomniał o oddychaniu.

Mam nadzieję, że oboje przeżyjemy tę wojnę - niezależnie od stron, które wybierze nasza rodzina. Ja wiem, jaką stronę wybierze Twój ojciec. Ty również to wiesz i masz prawo go nienawidzić.

Chcę, żebyś wiedział, że Lucjusz nie zawsze był taki, jakim go znasz. I chociaż wiem, że nic nie zmieni tego, jak wyglądało nasze życie, pamiętaj, że odziedziczyłeś po ojcu więcej niż nazwisko.

Kochałam innego mężczyznę, gdy mówiłam "tak". Twój ojciec był człowiekiem dobrym i szlachetnym, mimo ideałów. Kazał mi zniszczyć wszystko to, co teraz trzymasz w rękach, gdy zaczął służyć Czarnemu Panu w czasie pierwszej wojny. Od tamtej pory stał się człowiekiem, którego oboje znamy. Który czasem miewa lepsze dni, jednak z dnia na dzień znika, wraz z rosnącym uwielbieniem dla Czarnego Pana.

Oboje wiemy, kim będzie, gdy nadejdzie epicentrum drugiej wojny. Będzie potworem. Nie powstrzymamy tego. Gdy to czytasz, prawdopodobnie już nim jest...

Uważam jednak, że masz prawo wiedzieć, po kim masz dobre serce, a po kim masz miłość do pięciolinii.

Dracon poczuł, jak staje mu serce. To nie mogła być prawda.

Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała, synu. Ojciec również tak uważa, jednak nie pamięta już tych uczuć. Nie oczekuję i nie proszę Cię o to, żebyś mu wybaczył.

Przeżyj tę wojnę, Draco. Miej piękne życie. Kochaj, płacz i bądź szczęśliwy. Nigdy nie chciałam dla Ciebie życia wśród morderców. To, co zafundował Ci Lucjusz... Za późno zrozumiałam, że jest już za późno i, że nie mam nic do powiedzenia. Wybacz mi, bo ja sama nigdy sobie tego nie wybaczę.

Niezależnie od tego, czy dane będzie się nam pożegnać chcę, żebyś wiedział, że jestem z Ciebie dumna. Wiem, że kiedyś będziesz wspaniałym mężem i ojcem. Nie bój się tego, Draco. Jesteś na to gotowy. Miej własną rodzinę i kochaj ją, niezależnie od tego, co powiedzą inni.
Będziesz kochającym mężem i troskliwym ojcem.
Długo Cię do tego przygotowywałam.

Przeżyj, dziecko.
Kochaj, płacz i bądź szczęśliwy. Nieważne z kim. Nieważne gdzie.
Dziel się ze światem tym, co tworzysz.
Jesteś największym diamentem, jaki dane mi było oszlifować, obserwować, uczyć i słuchać.
Nie porzucaj tej miłości.
Twoja muzyka to największa magia.
Możesz nią zmieniać świat bardziej, niż Ci się wydaje.


Nie wiedział, kiedy dokładnie zaczął płakać.

Kocham Cię, Draco.

Serce pękło mu na milion kawałeczków. Po raz pierwszy namacalnie poczuł, że nie wyobraża sobie stracić matki. Nie może jej stracić. Zrobi wszystko, żeby przeżyła. Zapłaci każdą cenę, swoim kosztem.

Ocierając łzy rękawem swetra odłożył list na bok i zajrzał do środka. Nie wiedział, czego ma się spodziewać. Jednocześnie spodziewał się wszystkiego - tylko nie tego, co wyjął. Na wierzchu matka zostawiła mu trzy fiolki wypełnione znajomo wyglądającymi srebrzystymi nićmi. Wspomnienia. Dostał od niej coś, czego nie dostał od niej nigdy. Ród Malfoyów nie mógł przekazywać sobie wspomnień. Tak mu powiedziano, tak mu wpajano, tak go uczono. Trzymał w ręce najcenniejsze wspomnienia własnej matki, których nigdy nie powinien oglądać.

Stwierdził, że dziś nie jest gotowy na to, żeby stawić im czoła. Odłożył je na bok i wyjął z pudełka przewiązane sznurkiem pergaminy. Ostrożnie rozwiązał kokardkę, obluzowując wiązanie. Przekładał w dłoniach listy swojego ojca do matki, jego wiersze i krótkie liściki, które prawdopodobnie puszczali sobie na lekcjach w Hogwarcie. A potem zamarł, gdy rozwinął plik złożonych w połowie pergaminów, które okazały się być arkuszami zapisanej pięciolinii pismem jego ojca. Żołądek zacisnął mu się kurczowo do tego stopnia, że miał ochotę zwymiotować. Nie wierzył w to, co widzi. Odruchowo przebiegł wzrokiem po pięciolinii, a jego mózg natychmiastowo zaczął przekładać nuty na dźwięki. Obrócił pergamin w dłoniach, nadal nie wierząc i nie rozumiejąc. Na odwrocie znalazł słowa piosenki, której melodię trzymał właśnie w ręce.
Potrzebował pianina albo fortepianu.
Na teraz. Na już.

Resztkami samozaparcia powstrzymał się od wybiegnięcia z pokoju, pozostawiając wszystko tak, jak leżało - schował wszystkie listy i fiołki z powrotem do pudełka, które zabezpieczył skrupulatnie i zmniejszył do rozmiarów kieszonkowych, wsuwając do kieszeni spodni. W dłoni ściskał tylko te arkusze, które musiał odszyfrować na inny, emocjonalny język. Najbardziej emocjonalny język, jaki sam znał.

Nie pamiętał drogi, którą pokonał w drodze do salonu. Nie był też w stanie określić ile dokładnie siedział na trzecim pietrze. Nie myślał, gdy rzucał osłony na wejście do salonu, w którym stało stare pianino. Działał jak w amoku. Jedynym zaklęciem nastroił instrument - nie miał cierpliwości, aby robić to ręcznie, pomimo, że zaklęciom nie ufał w stu procentach i na co dzień robił to bez użycia magii - i ustawił arkusze pięciolinii w odpowiedniej kolejności na podstawce, rozsuwając je nieco. Usiadł przy instrumencie i z drżeniem serca zauważył, że po raz pierwszy w życiu z nerwów spociły mu się dłonie.

Zagryzł dolną wargę i, drążąc z emocji, zaczął przekładać nuty na melodię, nie potrafiąc powstrzymać łez spływających po jego policzkach.



(LINK)


Hermiona, siedząca w kuchni jako pierwsza zrozumiała, że dźwięki dochodzące z piętra wyżej to sprawka Draco. Generalnie, jako jedyna mogła się tego domyślić. Mówił jej wczoraj, że nie planuje się demaskować przed chłopakami w temacie muzyki. I mówił to poważnym tonem. Wywnioskowała więc, że coś musi być mocno nie w porządku zwłaszcza, że nie podniósł osłony słuchowej. Zerwała się z miejsca i dużymi krokami wspięła się piętro wyżej po schodach.

Już miała wejść do salonu, gdy odbiła się od niewidzialnej, fizycznej bariery. Dracon podniósł osłonę - jednak nie tą, którą zwykle podnosił. Zwróciła się do niego po imieniu i zdała sobie sprawę, że osłonę wyciszającą również wyczarował, jednak nie od swojej strony. Nie usłyszy jej. Wzrok Gryfonki padł na łzy chłopaka, a potem dostrzegła, jak mimo płynnych ruchów palców trzęsą mu się dłonie. Wiedziała, co musi zrobić, jednak przede wszystkim musi poczekać aż skończy. Sama osłon nie złamie.

- Hermiona? - Ze schodów zbiegali Harry i Ron, oboje z uniesionymi różdżkami.

- Wróćcie na trzecie piętro i błagam Was, nie ruszajcie się stamtąd, dopóki Was nie zawołam. To bardzo ważne - skupienie w jej oczach i malutka zmarszczka pomiędzy jej brwiami sprawiły, że żaden z Gryfonów z nią nie dyskutował.

- Gdyby cokolwiek się wydarzyło... - zaczął Ron, kierując się ku górnym stopniom.

- Będę krzyczeć - dokończyła, posyłając im blady uśmiech.

- Wisisz nam wyjaśnienia - rzucił Harry, podążając za przyjacielem. W odpowiedzi brunetka tylko nieprzytomnie skinęła głową.

Stała jeszcze krótką chwilę, oparta o framugę wejścia do salonu i obserwowała blondyna wnikliwie. Gdy ostatnia nuta rozbrzmiała i unosiła się jeszcze krótką chwilę w powietrzu chłopak przetarł wierzchem dłoni swój policzek, najwyraźniej zdając sobie sprawę, w jakim jest stanie. A potem szybko odwrócił się w stronę wejścia. Napotkał jej oczy, zerwał się z miejsca, zdjął osłony i przez chwilę cały zapłakany wpatrywał się w nią.

- Draco? - Szepnęła cichym głosem, próbując wybadać reakcję blondyna. Musiała wiedzieć, czy będzie chciał od niej uciec, skoro zastała go w takim stanie.

Gdy zrobiła jeden krok w jego stronę ze zmartwioną miną w ciągu ułamku sekundy doskoczył do niej i wtulił się w nią tak kurczowo, że przez chwilę zabolały ją żebra pod wpływem jego uścisku. Nic nie mówił, wdychał jej zapach i próbował wyrównać oddech, który drżał mu pod wpływem emocji. Hermiona nie wiedziała, ile tak stoją. Jedną dłoń położyła na karku blondyna, wywołując u chłopaka lekkie westchnięcie. Czuła po kilku minutach, jak blondyn wyrównuje swój oddech. Musnął wargami jej szyję i odsunął się od niej, patrząc jej w oczy.

Szukał słów, które mogłyby wyrazić cokolwiek i wyjaśnić jej chociaż małą cząstkę tego, co się dzieje w jego głowie, ale nie potrafił. Stał przed nią zaryczany i rozbity. W takim stanie widziała go tylko matka. I to tylko kilka razy w życiu. Część niego nie chciała, żeby akurat ta Gryfonka patrzyła na niego w takim stanie. Otworzył usta, chcąc wydusić z siebie cokolwiek, jednak przez jego krtań nie przeszedł ani jeden dźwięk.

Hermiona czuła, że kiedyś ten moment nadejdzie, ale nie przygotowała siebie na to, że będzie potrzebowała tego tak szybko. Wiedziała, że musi to zrobić. Inaczej nie dowie się nigdy, co doprowadziło blondyna do takiego stanu, bo czuła, że jej ucieknie. Bez słowa pociągnęła Ślizgona za rękę, sadzając go na kanapie. Usiadła chłopakowi na kolanach i wyjęła z kieszeni swoją różdżkę. Rzuciła identyczną, fizyczną barierę wejściową, jak Dracon, z tym, że ta jej sięgała trzeciego piętra i kuchni. Zablokowała Harry'ego i Rona na trzecim piętrze. Nie mogli zejść niżej, dopóki nie skończą.

- Jesteśmy sami w promieniu dwóch pięter we wszystkie strony - mruknęła nieco poważnym tonem. Dracon przez chwilę wpatrywał się w jej oczy, marszcząc brwi. Po chwili zrozumiał. Brunetka wpatrywała się w niego dużymi, orzechowymi oczami, oczekując na jakikolwiek znak przyzwolenia. Chłopak położył dłonie na jej talii, zamknął oczy i skinął głową, niepewny tego, na co się zgodził.

Hermiona wzięła głęboki oddech i, zamykając oczy, odszukała w swojej głowie czarnomagicznie wspieraną zasłonę, nie wierząc, że to robi. Opuściła swoje osłony, kontrolując proces.

- Patrz na mnie, Hermiono - usłyszała szept Draco w tym samym momencie, w którym zalały ją wszystkie emocje Dracona. Spojrzała w jego szare oczy, aby chwilę później mieć przed oczami jego wspomnienia, a w uszach słyszeć jego myśli.

Narcyza wręczająca synowi naszyjnik z miłością i z przerażeniem w oczach. Ojciec Malfoya wrzeszczący na niego, gdy blondyn miał trzy lata, pięć lat, siedem lat, jedenaście lat, grożący mu różdżką. Ojciec wymierzający cios matce, ojciec klęczący przed Voldemortem. Draco stojący przed Czarnym Panem w czarnej szacie, gdy ten długimi palcami przeciągał po jego Mrocznym Znaku. Malfoy odwracający wzrok od kuzynki, którą pośrodku kręgu gwałcili śmierciożercy, a on musiał na to patrzeć, bo zawalił misję Czarnego Pana i nie zabił Dumbledore'a. Kuzynka zginęła przez niego, a on nie mógł nawet odwrócić wzroku...

- Tak wygląda, Granger, idealne życie arystokraty... - nie otworzył ust, jednak poczuła jego myśl jako delikatny szept w swojej głowie. Poczuła, jak rozrywa ją jego frustracja, gniew, poczucie winy, tak ogromne, że aż zakwiliła pod ciężarem tych emocji.

Chłopak cały czas wpatrywał się w jej twarz. Hermiona zaszokowana doznaniem zamknęła oczy. Nie spodziewał się, że zaoferuje mu siebie w ten sposób. Nie spodziewał się, że on jej na to pozwoli, ponieważ będzie tego potrzebował. Potrzebował jej. Draco pozwolił wypłynąć swoim myślom oraz obrazom z dzisiejszego popołudnia. Chciał jej pokazać wszystko, co się wydarzyło. Wypuścił z siebie wszystkie emocje, z którymi mierzył się, odtwarzając utwór ojca przy pianinie. Nie wierzył, że ten człowiek, ten tyran, że on mógł kiedyś stworzyć coś tak... tak idealnego... tak... emocjonalnego...

- Nie rozumiem, jak mogłem coś tak cennego odziedziczyć po nim... - rozbrzmiało znów w głowie Hermiony. Jego myśli były dla niej trochę jak delikatne muśnięcia. Hermiona poczuła, jak po brzuchu rozlewa się mieszanka nienawiści chłopaka, żalu, goryczy, czuła namacalnie jego szok. Nie mogła uwierzyć, że w mężczyźnie, którego przez tyle lat uważała za człowieka bez serca, kłębi się taka ilość szczerych emocji. Przyłożyła rękę do jego mokrego od łez policzka, aby poczuć na swojej dłoni kolejną kroplę, która wyrwała się z oczu blondyna. Zacisnął zęby.

- Draco... - szepnęła do chłopaka zbolałym głosem, otwierając oczy. Przysunęła się do niego, a on, jakby odruchowo, wtulił się w brunetkę. Zrozumiała. Czuł, że wszystko zrozumiała. Zaciągnął się jej zapachem i przymykając oczy, mimowolnie pomyślał o wczorajszym pocałunku. Hermiona zobaczyła ten obraz z perspektywy jego czując, jak w okolicy serca zalewa ją dziwne, niezrozumiałe ciepło i spokój.

Merlinie, on naprawdę coś do niej czuł.

Przyłapał się na tym, że nie planował wypuścić tego obrazka z głowy, więc szybko skupił tak, aby jego myśli pobiegły w inną stronę. Zamknął oczy.

Matka Draco siedząca w fotelu i uśmiechająca się do niego ciepło, gdy ten siedzi przy fortepianie. Jego matka w ogrodzie, sadząca kwiaty, a pomiędzy nią a małym Draco leżący na plecach dorosły pies, biszkoptowy labrador. Matka Draco, czytająca mu do poduszki, gdy ojca nie było w domu.
Gryfonkę zalała tak intensywna tęsknota i miłość chłopaka, że aż ścisnęło jej się serce. Potrafił kochać uczuciem tak czystym i szczerym... Nie potrafiła sobie wytłumaczyć jakim cudem udawało mu się żyć przez sześć lat szkoły, nie pokazując po sobie żadnych emocji i uczuć.

Skupiła się na tym, aby z powrotem opuścić swoją osłonę, pilnując, aby wpleść inkantację w podświadomość tak, jak ją nauczył Severus Snape. Odcięła ich od siebie i westchnęła cicho, zaciągając się powietrzem.

- Nie płacz... - szepnął do niej Ślizgon, odsuwając się nieco, gdy na swojej twarzy poczuł łzę Hermiony, która nieposłusznie przemknęła po jej twarzy, kapiąc w dół, prosto na wrażliwe miejsce na jego szyi.

- Ja po prostu... - wydusiła z siebie, urywając - jakim cudem Ty przez sześć lat mieściłeś w sobie tyle uczuć, Draco...? - Spojrzał jej w oczy. Zrozumiała więcej, niż by sobie życzył. Zaakceptowała wszystko to, co usłyszała i zobaczyła, a on otworzył dla niej swoją głowę. Nie planował żadnej z tych rzeczy.

- Wiesz - zaczął cicho - że powinnaś teraz uciec przede mną gdzie pieprz rośnie? - Spojrzała na niego, odsuwając się znacznie i unosząc jedną brew.

- Dlatego, że potrafisz kochać i masz dobre serce, i cię to przeraża, czy dlatego, że jesteś odrobinę popieprzony, bo przez siedemnaście lat na co dzień żyłeś częściowo w koszmarze?

- Lubię Cię taką bezpośrednią - mruknął, a po jego twarzy przebiegł cień rozbawienia. Nie powinien tak na nią reagować. Nie powinien tak szybko jej ufać, ale nie potrafił i nie chciał posłuchać tego rozsądnego Dracona, który już dawno by zakończył tę relację i odciął się od niej na wszystkie sposoby. Ale, do cholery, otworzył przed nią swoją głowę. W momencie, w którym się rozsypał. I nawet nie wiedział, kiedy ta niska, zadziorna, delikatna brunetka, której kiedyś tak nienawidził, poskładała go w całość.

- Dziękuję, Hermiono...

Poczuła ten szept nad swoim uchem i bezceremonialnie, po raz pierwszy z własnej inicjatywy, wpiła się w usta chłopaka. To, że go pocałowała wydawało jej się teraz tak właściwe i tak naturalne, że pozwoliła sobie zadziałać bez analizowania czegokolwiek.

- Hermiono, do cholery! - Usłyszeli krzyk dwa piętra wyżej. - Wszystko okej?! - Głos Harry'ego niósł się przez klatkę schodową.

Chciała przerwać pocałunek od razu i odkrzyknąć przyjacielowi, zdejmując osłonę, którą nałożyła, jednak blondyn z delikatnym, ironicznym uśmiechem przycisnął ją do siebie mocniej, uniemożliwiając jej to. Próbowała się zbuntować i wyrwać się z jego uścisku, jednak wywołała tylko jego chichot.

- Draco - skarciła chłopaka pomiędzy oddechami - oni tam na górze od zmysłów odchodzą.

- To poodchodzą jeszcze minutę.

- Zaraz Ci zdzielę - zaśmiała się, odrywając się od blondyna. Wstała na nogi, cofnęła barierę jednym ruchem różdżki i krzyknęła w stronę chłopaków - Wszystko w porządku!

- Hermiono... - szepnął Ślizgon do dziewczyny - zabieram nuty ojca i idę do pokoju. Potrzebuję... - zaciął się, patrząc w jej oczy. - Czasu... Muszę nad tym posiedzieć...

Skinęła lekko głową. Draco sprawnym ruchem różdżki zniknął arkusze pięciolinii do pokoju obok. Musnął delikatnie jej dłoń i rzucił tylko na odchodne:

- Wytłumacz im to... jakoś...

- Idź, Draco - rzuciła mu uspokajające spojrzenie i blady uśmiech, słysząc, jak Harry i Ron już pędzą w ich kierunku schodami. Draco zniknął w drzwiach obok, niezauważony, dosłownie w ostatniej chwili.

- Herm, wszystko okej? - Spytał już z oddali Ron.

- Ty płakałaś? - Posłała im blady uśmiech w odpowiedzi. Nie było sensu im odpowiadać, widzieli doskonale jej napuchnięte oczy.

- Gdzie jest Malfoy? - Zapytał podejrzliwie Harry, z lekką groźbą w głosie.

- Harry - szepnęła - chodźcie na dół. Wszystko wam wyjaśnię.

Potter objął ją ramieniem. W ciszy zeszli piętro niżej. Hermiona usiadła z powrotem na miejsce, z którego zerwała się niedawno. Przełknęła głośno ślinę.

- Zrobił Ci coś...? - Odważył się zadać to pytanie głośno rudowłosy.

- Nie, Ron, wszystko w porządku.

- A to pianino...?

Hermiona zagryzła wargę. Blondyn wisi jej przysługę. Bardzo dużą przysługę.

- To był Dracon, Harry.

- Nie rób sobie jaj, Miona, proszę... - zaśmiał się na jej odpowiedź. Oboje Gryfonów patrzyło na przyjaciółkę karcąco. Naprawdę się o nią martwili, a jej się zebrało na żarty. Dziewczyna spoglądała im w oczy, unosząc jedną brew w górę. Znali ten wzrok brunetki.

- Ty nie żartujesz...?

- Nie, Ron. Ja nie żartuję.

Trybiki w głowie rudowłosego chodziły z prędkością światła.

- Czyli ten rudy koleś na weselu Billa, ten przy pianinie, to był...?

Skinęła twierdząco głową, nie odzywając się i dając im czas na przetrawienie tej rewelacji.

- Ale przecież on śpiewał...! - Zauważył błyskotliwie Wybraniec.

Ponownie skinęła głową, patrząc na nich wyczekująco. Chłopcy spojrzeli po sobie z wielkimi oczami, nie mogąc uwierzyć w tę rewelację. Malfoy utalentowany muzycznie? A piekło przed chwilą przypadkiem nie zamarzło?

- Ty przez cały czas wiedziałaś! - Rzucił po chwili w jej stronę z wyrzutem Weasley.

- Dałam mu słowo, że nikt się nie dowie. Ja się dowiedziałam w Egipcie, przypadkiem - wyjaśniła im przepraszającym tonem.

- W Egipcie?

- Miał ze sobą gitarę - westchnęła, wyjaśniając jeszcze.

- Malfoy i gitara? - Spytał, jakby upewniając się, że naprawdę to powiedziała, Harry.

- Malfoy i gitara - potwierdziła.

Brunetka przeczesała dłonią swoje pukle włosów, które nieznośnie opadały jej na oczy.

- Przepraszam. - Spojrzała na nich z małymi wyrzutami sumienia. - Wiecie, to jest... co by nie patrzeć, jego osobista sprawa...

- Wiesz, Miona - zaczął Potter, nadal nie mogący się otrząsnąć z szoku, jaki zafundowała mu przyjaciółka - ciężko jest w to uwierzyć po tych wszystkich latach, że Draco potrafi cokolwiek poza gnębieniem niewinnych...

Ron pokiwał żywo głową na znak, że popiera przyjaciela.

- I wiesz... to mi się jakoś nie klei... Malfoy i muzyka, w której trzeba przekazać emocje, których lista nie kończy się na ironii... - dokończył, poprawiając okulary na nosie.

Brunetka przygryzła swój policzek od wewnątrz dość mocno, powstrzymując się od gwałtownego wygarnięcia przyjacielowi tej pochopnej oceny. Oni nie mieli pojęcia, ile siedzi w tym chłopaku. No, tego, że się z blondynem całuje też nie wiedzieli. Nie wiedzieli praktycznie nic o tym zagadkowym, skrytym i pełnym emocji człowieku, który na pozór wydawał się być tylko ironicznym chamem.

- Ja i papierosy też Ci się nie kleimy, Harry, a jednak widziałeś mnie z fajką - zauważyła bystro, nieco zbyt ostrym tonem.

Potter westchnął, kapitulując.

- A tak w ogóle, Hermiono - gwałtownie wyprostował się czarnowłosy - nie powiedzieliśmy Ci, że znaleźliśmy naszego"R.A.B.".

- Co?!

Resztę popołudnia spędzili debatując we trójkę nad medalionem i postacią Regulusa Arkturusa Blacka. Gdy Stworek wrócił z zakupami na obiad wypytali go o jego poprzedniego Pana. Skrzat, po małej batalii, potwierdził ich przypuszczenia.

Tego popołudnia nie zmarnowali całkowicie. To był ogromny krok naprzód dla całej trójki.







*






No, to mamy okrągłą ćwiarteczkę.

Nadaję do Was z nowego sprzętu, w którym jestem nieodwołalnie i bezsprzecznie zakochana. Każda wolna chwila będzie poświęcona literkom - nareszcie. Cieszę się, że mimo tego ogromu czasu, jaki upłynął (a rozstrzał mam spory, jak Wam wspominałam - sześć lat się bujam...) nareszcie dochodzę to takiego momentu w moim życiu, że się da znaleźć czas na pisanie. Nie zapeszam, ale wszystko zmierza w coraz lepszym kierunku.

Nie odwołuję prośby o opinie!
Dawajcie jakiś znak życia, proszę, bo ogarnia mnie niemoc chwilami (chociaż dzielnie zaciskam zęby i robię swoje - taki jest plan).

xoxo
PN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz