sobota, 10 listopada 2018

Dwadzieścia dwa

Za oknem znów zapadła ciemność, a oni czuli się, jakby było zaledwie wczesne popołudnie. Biorąc pod uwagę fakt, o której dziś zwlekli się z łóżek, było to w miarę naturalne odczucie.
Siedzieli w salonie, ogrzewając się płomieniami trzaskającymi w palenisku i popijając kolejny kubek gorącej herbaty. Ron usiadł tuż obok Hermiony na kanapie. Siedzieli owinięci kocem, debatując nad miejscami, od których powinni zacząć poszukiwania horkruksów.

Użyło im, gdy patronus pana Weasleya przyniósł im swego rodzaju radosną nowinę. Cieszyli się tym, że nikomu nic się nie stało,w głębi duszy pytając siebie samych czy jest możliwość, że widzieli tego patronusa po raz ostatni. Byli zdani sami na siebie. Musieli od czegoś zacząć licząc, że podczas ich nieobecności wszyscy pozostaną przy życiu. Oczywiście, jeśli dane im będzie wrócić.

- Nie mieliście żadnego pomysłu na temat tego "R.A.B."? - Zapytał po raz kolejny dziś Draco. Nie dostał głośnej odpowiedzi, wszyscy tylko niemrawo pokiwali głowami.

- To jest jakieś szaleństwo... Wiecie ile ludzi w samej Anglii nosi takie inicjały?

- Nie lubię zgadywanek - mruknął pod nosem Ron.

- Nie możemy przesiedzieć w tej dziurze całego roku - stwierdziła dziarsko Hermiona - a skoro już tu siedzimy to przynajmniej spożytkujmy jakoś ten czas.

Brunetka odgarnęła kosmyk włosów z czoła i założyła go za ucho.

- Mamy grzebać w tych pokojach? - Spytał głośno Ron. - Już raz to robiłem, przez dwa tygodnie pomstowałem na chochliki. Robiliśmy to już...

- Bardzo dawno temu, Ronald.

- Co nie zmienia faktu...

- Ale nie grzebaliśmy wszędzie - zauważył głośno Harry, przerywając im dyskusję.

- To znaczy? - Malfoy uniósł jedną brew.

- Nie grzebaliśmy w pokojach dzieci Blacków, którzy się tutaj wychowywali. I w paru innych pomieszczeniach. - Malfoy wpatrywał się w czarnowłosego w napięciu. - Syriusz nie chciał, żebyśmy tam wchodzili... - wytłumaczył, uzupełniając smutnym głosem.

- Nawet, jeśli nic tam nie znajdziemy... to przynajmniej nie stoimy kolejny dzień bezsensownie w miejscu - zauważyła po krótkiej ciszy Hermiona.

- Brzmi jak plan - przytaknął cicho Dracon.

Blondyn wbił wzrok w pływające w swojej herbacie płatki hibiskusa. Miał złe przeczucia. Cieszył się, że schronienie na Grimmauld Place okazało się być najlepszym pomysłem z możliwych. Cieszył się, że są cali, że członkowie zakonu również uszli wszyscy cało z napadu, ale... drżał o Severusa. A najbardziej drżał o matkę. Niezależnie od tego kto sterował tą akcją, to Czarny Pan i tak się wścieknie. Polecą zaklęcia. Poważne, okropne zaklęcia. A on będzie wiedział kiedy.

Martwiło go to, że jego lewe przedramię jeszcze nie dało o sobie znać. Bo powinno dać o sobie znać już dawno - właściwie tuż po tym, jak śmierciożercy zorientowali się, że Potter zwiał im sprzed nosa. Dyskretnie lewą ręką sięgnął w stronę swojego łańcuszka na szyi, który ukrywał od trzech lat pod zaklęciem kameleona, które zostało wplecione w przedmiot za pomocą czarnej magii już na stałe. Był, niezmiennie od ponad trzech lat, na swoim miejscu.

Matka podarowała mu go tuż po tym, gdy jego ojciec przyniósł do Malfoy Manor wieść, że Voldemort się odrodził. Sama miała na szyi identyczny, tak samo niewidoczny. Na prośbę matki wuj Severus wplótł w oba naszyjniki stałe, niewykrywalne zaklęcia kameleona. Dracon ściągnął go z szyi zaledwie raz od tamtego dnia.

Złoty łańcuszek zakończony był nieoszlifowanym kamieniem w kolorze stalowo-błękitnym. Przypominał trochę odcień oczu zarówno Dracona, jak i Narcyzy. Mimo matowej struktury w środku zawał się "żyć" - zawsze, gdy na niego spojrzał wydawało mu się, że zawartość kamienia wypełnia mieszanka mgły, pyłu i cieczy - nie był w stanie tego widoku opisać słowami. Matka nie wyjaśniła mu działania kamienia - miał jednak podejrzenia, że został zaczarowany tak, aby zmieniać swoją temperaturę, gdy na drugiej osobie, posiadającej drugi wisiorek, używany jest cruciatus. Nie był pewien, ponieważ zaledwie raz miał okazję obserwować użycie crucio na Narcyzie, mając go na sobie. Wtedy właśnie poczuł gorąco w miejscu przylegania kamienia do ciała. Gdy spytał o to matkę usłyszał tylko, że gdy będzie taka konieczność to dowie się, jak działa. Nic więcej. Sam nie miał w zwyczaju naciskać.


Gdy po przeniesieniu Pottera do Nory matka dostała od ojca w przypływie gniewu kilkoma zaklęciami nie odczuł nic, co mogłoby go zaniepokoić. Miał wrażenie, że może coś się zepsuło, ale nosił go nadal mając wrażenie, że może to być jedna z niewielu rzeczy, jakie zostaną mu po jego namacalnej więzi z matką.

Hermiona kątem oka zauważyła zamyślenie blondyna.

- Draco? - Wyrwała go z rozmyślań.

Odnalazł jej wzrok. Czuła, że coś jest nie w porządku.

- Po napadzie na Norę Czarny Pan nie zwołał jeszcze ani jednego spotkania - powiedział cicho swoje myśli na głos.

Harry zmarszczył brwi.

- Jest możliwość że... no wiesz, odciął Cię od tej więzi?

Ślizgon zamyślił się.

- Wiesz, Potter, tak naprawdę jestem jedynym żyjącym zbiegiem z czarnym znakiem - zauważył blondyn - reszta, która nosi to znamię albo mu służy, albo już dawno nie żyje. Wątpię, żeby zadał sobie trud dla jednego tchórza, zwłaszcza, że nie wie gdzie jestem i co robię... - dodał pewnym tonem, aby potem zobaczyć przerażone oczy Harry'ego.

- Harry...? - Zapytał niepewnym głosem Ron.

- Nie... - szepnęła przerażona Hermiona, standardowo nadążając z analizą sytuacji szybciej, niż reszta - powiedz, że nie wpuściłeś go do swojej głowy, Harry...

- Kurwa mać, Potter, ile razy będziemy wracać do tego, że masz pilnować..?!

- Na pewno nie zrobiłem niczego świadomie, nie miałem żadnego snu, koszmaru, w którym byłbyś Ty, Malfoy, ale nie mogę dać gwarancji... - zaczął gorączkowo tłumaczyć się czarnowłosy.

- Stop - przerwał tę wymianę zdań Ron. Był kredowobiały na twarzy. - Wystarczy, że wyciągnął z Twoich myśli mały urywek z wyglądu kwatery, albo położenia kwatery, albo nawet przemknął mu przez chwilę obraz Malfoya... - Weasley zdał sobie sprawę, jak bardzo sprawa jest poważna. Wcześniej - przyznawał się sam przed sobą - nie przywiązywał do tego dużej wagi.

- Draco - wyszeptała cicho Hermiona, wygrzebując się z koca. Na dźwięk swojego imienia w ustach Gryfonki chłopak niezauważalnie zadrżał. - Bierz go za fraki i idźcie na dół. Harry musi nauczyć się nad tym panować. Ty jesteś lepszy w te klocki - przyznała się przed nim bez wstydu.

Skinął głową, patrząc jej w oczy. Wstał, założył na siebie swój wełniany, szary sweter i rzucił:

- Chodź, Złoty Chłopcze, pogrzebiemy Ci w głowie.

- Ale... - już miał się kłócić, ale zobaczył poważny i stanowczy wzrok Hermiony, która pewnie byłaby gotowa go przekląć, gdyby zaczął teraz dyskutować. Westchnął, zrezygnowany.

- Miona, czy Ty ufasz temu szaleńcowi na tyle, żeby na to pozwolić?

Jej twarz nie zmieniła swojego poważnego wyrazu.

- Tak, Harry - Ron, słysząc to odchrząknął, nieco zszokowany. - Po prostu idź.

Nie mógł jej nie posłuchać i posłusznie, z miną zbitego psa, ruszył za blondynem w stronę schodów do kuchni.

Malfoy, po wejściu do pomieszczenia wskazał Wybrańcowi krzesło i zaczął rzucać osłony wyciszające na kuchnię.

- Poważnie to jest aż tak konieczne?

- Potter - westchnął Malfoy - wiem, że za sobą nie przepadaliśmy całe życie, ale jeżdżenie po sobie przez sześć lat, a wchodzenie sobie w głowy i grzebanie we wspomnieniach to dwie różne rzeczy, wywołujące różne reakcje. Sam będziesz chciał, żeby zostało to między nami.

Wiedział, że musi być stanowczy i szybki. Potter powoli zajął miejsce i wpatrywał się w niego, nie spodziewając się ataku.

- Legilimens! - Rzucił głośno w stronę nic nie spodziewającego się Wybrańca.

Ginny półnaga na łóżku, Hermiona i Ron w pokoju wspólnym Gryffindoru śmiejący się w głos, twarz Syriusza. Obrazy przemykały w głowie Dracona jak podczas seansu kinowego.

- Stop! - krzyknął Potter.

Dracon posłuchał, wycofując się z głowy Gryfona.

- Tak się nie robi - wyrzucił mu Harry.

- Czarny Pan nie będzie Cię pytał o dobry moment, Potter.

- To nie to samo! Snape robił identycznie i nie zdawało to egzaminu, bo ta metoda nic poza frustracją i bólem u mnie nie powoduje!

Dracon westchnął, uniósł jedną brew i patrzył na chłopaka wyczekująco.

- To jaki masz pomysł? Ataki Sam Wiesz Kogo są nagłe, były nagłe i będą nagłe, Potter, musisz się nauczyć reagować.

- Najpierw muszę wiedzieć jak to działa - zaczął - wszyscy zawsze wpieprzali mi się do głowy na chama, nie tłumacząc nawet, jak działa mechanizm obronny...

Dracon usiadł naprzeciwko niego. Teraz już wiedział, gdzie tkwi problem.

- Co dokładnie powiedział Ci Snape?

- Że żeby się odciąć muszę wyobrazić sobie coś nieprawdziwego, fałszywe wspomnienie, które będzie tworzyć przeszkodę.

- To się opiera na sile woli - zgodził się Draco.

- Ale to jest trudne.

- Potter, umiesz wyczarować patronusa, który jest trzy razy trudniejszy - zironizował blondyn - po prostu nigdy na spokojnie tego nie ćwiczyłeś.

- Ale jak mam się skupić na fałszywym wspomnieniu skoro ktoś penetruje mi mózg?

- To nie tak - zaczął Draco - wyobraź sobie, że zaklęcie otwiera furtkę. Gdy otworzy furtkę ma dostęp do Twoich wspomnień. Subtelna obrona - taka, której próbował nauczyć Cię Sev... Snape - Dracon poprawił się szybko - polega na tym, że osoba, która weszła do Twojej głowy widzi podsunięty przez Ciebie obraz. Nie wie, czy jest prawdziwy. W tym cały sens - nie podawać jej prawdziwych obrazów na tacy. Twoim celem, Potter, w pierwszym momencie jest trzymanie się tej iluzji po to, żeby zamknąć furtkę tuż po tym, jak wyczujesz czyjąś obecność. Rozumiesz różnicę?

- W teorii... - przytaknął niepewnie. Dracon już miał otwierać usta, żeby mówić dalej, jednak z rytmu wybiło go pytanie Harry'ego.

- Co Cię łączy ze Snapem? - zapytał wprost.

Dracon wiedział, że będzie musiał w końcu się z tym zmierzyć.

- Jest moim ojcem chrzestnym, Potter. - Odpowiedział całkowicie spokojnie. - Tylko tyle. - Dodał, kłamiąc jak zawodowy kłamca.

- Nie wiedziałem.

- Wielu rzeczy nie wiesz - odparł, wzruszając ramionami blondyn. Wiedział, że pewnych wspomnień będzie musiał pilnować, jednak nie bał się o swoje umiejętności. Severus nauczył go za dzieciaka, że w jego wypadku oklumencja jest mu niezbędna, aby przetrwać. Był mistrzem. Czasem radził sobie przed Voldemortem lepiej od wuja.

- Dobra, wyjmij różdżkę.

- Poważnie chcesz, żebym..?

- Tylko tak zauważysz to, na czym polega ten proces, Potter.

Harry z niepewnością wymalowaną na twarzy chwycił różdżkę w dłoń. Nie wiedział, czy chce wejść do głowy Malfoya.

- Po pierwsze: dam Ci wejść do moich prawdziwych wspomnień, jednak sam będę wybierał te, które chcę, żebyś zobaczył. Taka kontrola jest możliwa nawet przy nagłym ataku, jednak wymaga dużo praktyki i skupienia. Ostatnie wspomnienie, jakie zobaczysz, to będzie iluzja. Musisz skupić się na tym jak duża jest różnica pomiędzy tymi prawdziwymi, a tym ostatnim, żebyś wiedział, jakie wspomnienie musisz stworzyć i trzymać się go w pierwszej chwili na wypadek ataku. Po drugie: to ma być ćwiczenie. Łatwiej będzie Ci skupić się na tym, gdy pomyślisz o tym jak o łagodnym wejściu w mój umysł, a nie jak o ataku. Gotowy?

Potter skinął głową.

- Zaczynaj. Ale odetchnij i wyobraź sobie, że robisz to powoli i delikatnie.

- Legilimens! - wypowiedział zaklęcie Gryfon.

Poczuł, jak wchodzi w umysł Ślizgona. O dziwo, czuł dyskomfort, ale nie było w tym paniki czy bólu, jak za każdym razem, gdy Snape wchodził mu do głowy. Nie było to też uczucie podobne do tego, co czuł, gdy we wściekłości użył tego zaklęcia na nauczycielu. To było... ciekawe, powolne. I bezbolesne.

Dracon siedzący na piasku, obserwujący śpiącą Gryfonkę na plaży, którą nagle rodzice oblewają wodą. Twarz Hermiony rozjaśniona blaskiem ogniska. Lądowanie Dracona i Hermiony przed Norą - Hermiona w tym wspomnieniu wyglądała jak cień: wychudzona, blada, zmęczona. Dracon wyciągający spod łóżka w Aleksandrii Krzywołapa, Dracon obserwujący Hermionę, jak przed weselem zapina swoje obcasy, schylając się ku nim. I w końcu Dracon wąchający róże w ogrodzie swojej matki.
- Wystarczy - rzucił cicho i opuścił osłonę, zmuszając Pottera do wycofania się z jego umysłu. Czarnowłosy spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

- Ostatnie wspomnienie nie wyglądało na... fałszywe - rzucił po chwili Gryfon.

- Bo właśnie tak ma wyglądać, Potter. Podsuwasz coś, co wygląda jak realna sytuacja, a nie jak absurd. W absurdy nikt Ci nie uwierzy i zacznie penetrować głębiej.

Potter pokiwał głową, przeczesując dłonią swoje włosy.

- A to na koniec? Jak to zrobiłeś?

- Musisz pilnować swojej "furtki", Potter. To trochę tak, jakbyś zwizualizował sobie drzwi, przez które wchodzi Czarny Pan. Zamykasz je przed nim. Zamykasz tę naturalną barierę, która sprawia, że musi się wycofać.

Potter westchnął i spojrzał Draconowi w oczy.

- Spróbujmy.

- Uspokój się i powiedz mi kiedy.

Siedzieli przez chwilę w ciszy, gdy Harry, siedząc na krześle oddychał głęboko i starał się wyciszyć swój umysł. Teraz rozumiał, co kiedyś miał na myśli Snape, mówiąc "wyciszyć umysł". Zaskoczyło go to, że Malfoy okazał się dużo lepszym nauczycielem. W końcu zrozumiał proces przyczynowo-skutkowy tego wszystkiego. Oddychając, starał się oczyścić umysł ze zbędnych myśli i przygotować te, które chce pokazać.

- Już.

Tym razem Draco tylko machnął różdżką, używając zaklęcia niewerbalnego. Pozwolił, aby Harry poczuł jego obecność powoli. Bardzo wolno wszedł swoim umysłem w osłonę chłopaka. Robił to subtelnie na tyle, że Potter zmarszczył brwi, gdy poczuł prawie niewyczuwalną obecność blondyna - zupełnie inaczej niż do tej pory.

Harry oglądający dynie na ogródku Hagrida. Harry lecący na miotle na stadionie, Harry siedzący sam na kanapie w pokoju wspólnym. Harry patrzący na błonia. Harry patrzący na przytulonych, śpiących razem na jednej kanapie Rona i Hermionę w noc, którą zginął Dumbledore. Ginny siedząca na nim okrakiem...

- Skup się, Potter - wyszeptał do niego Draco. Nie napierał jednak agresywnie na umysł chłopaka. Nie zamierzał się również wycofywać.

Ginny ściągająca stanik i siedząca na nim półnaga. Ginny leżąca obok niego nago, przykryta kocem, gdy on gładził opuszkami palców jej ramię.

- Przerwij to - rzucił głośno Harry.

- Nie. Przestań panikować i zapanuj nad tym, co mi pokazujesz. Wróć do kontroli, jaką miałeś na początku - stanowczy głos Dracona tylko rozzłościł zielonookiego.

Naga Ginny siedząca na nim i poruszająca się rytmicznie w dół i w górę, a z jej ust wyrywa się jęk.

- ZAPANUJ NAD TYM! - Warknął blondyn.

Dumbledore spadający z wierzy astronomicznej. Potter głaszczący kota Hermiony, siedzący na fotelu i patrzący się w okno.

Gdy przez dłuższy czas wspomnienie się nie zmieniało, Harry usłyszał tylko:

- Bardzo dobrze, Potter. Teraz szukaj furtki. Szukaj drzwi i zamknij je. Wyobraź sobie tę barierę fizycznie, może świecić, może mieć inny kolor. Zacznij ją opuszczać.

Dracon czekał dłuższą chwilę. Czuł, że Harry walczy, ale się miota.

- Skup się na niej. Powiedzmy, że jest czerwona. Zaciągnij ją do dołu jak roletę.

Potter sapnął entuzjastycznie, a Dracon poczuł, jak gwałtownie zostaje wyrzucony poza osłonę chłopaka. Obaj głęboko oddychali.

- No, no... - mruknął sam do siebie złośliwie, nieco rozbawiony Dracon, mierząc się ze wściekłym wzrokiem Harry'ego. Oboje próbowali uspokoić oddechy.

- Ani słowa Ronowi - rzucił tylko w stronę blondyna nieco agresywnie i przetarł twarz dłońmi.

- Poważnie? Weasley nie wie?

- I tak ma zostać.

Dracon zachichotał szyderczo.

- Malfoy...

- Ja się nie mam zamiaru w to wtrącać, tylko się pośmieję - uniósł w geście obronnym Ślizgon. Harry przewrócił oczami, kiwając głową.

- Było nieźle, Potter, zaczynasz rozumieć o co w tym chodzi. Kolejne razy będą prostsze.

Harry jęknął.

- Na dzisiaj dość. I staraj się poukładać swoją głowę przed snem. Teraz już wiesz po co i jak - zwrócił się do czarnowłosego Draco, podnosząc się z krzesła.

- Tylko że - zaczął Harry - niezależnie od tego o czym myślę to nie jest tak, że ja czuję, jak on wchodzi do mojej głowy.

Dracon zamarł z uniesioną różdżką w ręce. Już miał ściągnąć osłony, ale słowa Wybrańca spowodowały, że dreszcz przeszedł mu po plecach.

- Co dokładnie masz na myśli...?

- To nie jest tak, że... że on wchodzi i bierze co potrzebuje... to znaczy - próbował wytłumaczyć Potter - czasem tak jest. Rzadko w nocy, raczej w dzień. Wtedy bardziej jestem w stanie powiedzieć czego szuka. Ale w nocy... to trochę tak, jakbym ja patrzył na to, na co on patrzy, jakbym był nim... nie wiem jak to przerwać, mam wrażenie, że to nie jest zwykła oklumencja, to jest jakby... więź... - skończył, niepewnie patrząc na Dracona, który starał się nie pokazywać, jak bardzo jest przerażony.

- Będziemy pracować nad tym, żebyś przed snem pilnował nie tylko myśli, ale też tej czerwonej bariery, Potter.

A jeśli to nie wystarczy, to mamy przesrane. Wtedy będziemy się martwić. - Dokończył w myślach i zdjął osłonę słuchową z pomieszczenia.

- Chodź, Potter.

Gdy wrócili do salonu niemal ramię w ramię wzrok Hermiony - dotychczas utkwiony w książce - oraz Rona, zaabsorbowanego szachami rozłożonymi na stole padł na nich od razu.

- I jak było?- Zapytał od razu Ron, patrząc na przyjaciela.

Harry rzucił Draconowi tylko pośpieszne spojrzenie, które wywołało ironiczny uśmiech blondyna. Oboje pomyśleli o obrazie nagiej siostry Weasleyów.

- Jak na randce, Weasley. Intymnie... - Po tym zdaniu Hermiona uniosła jedną brew i spojrzała na Ślizgona wzrokiem "jesteś idiotą".

- Dracon okazuje się być milion razy lepszym nauczycielem niż Snape - powiedział głośno Potter, opadając na fotel przy kominku.

- Na serio?

- Poważnie?

Te pytania padły równocześnie w stronę czarnowłosego.

- Aż się czuje urażony - rzucił Draco aktorsko smutnym głosem i udał, że płacze w rozpaczy. Oberwał od brunetki poduszką.

- Żartuję - złapał poduszkę tuż przed swoją twarzą - nie trafiłaś - rzucił do Gryfonki i opadł na kanapę tuż obok niej. Weasley wbił w niego piorunujące spojrzenie.

- Czeka nas jeszcze dużo pracy - powiedział do Hermiony z lekkim uśmiechem Harry.

- Ale wszystko zmierza w dobrym kierunku - dodał Draco, spoglądając na Hermionę. - Co robiliście jak nas nie było?

Wzrok blondyna padł na egzemplarz "Magii Krwi".

- Skąd to masz? - Zmarszczył brwi i chichocząc, wyciągnął rękę po księgę. Hermiona sprawnie uchyliła się, manewrując ręką tak, aby Dracon nie dosięgnął książki. - Przecież to księga zakazana w całej Anglii, są tylko dwa egzemplarze, obie w Hog... - Draco urwał w pół słowa, patrząc jak Gryfonka się czerwieni.

- Granger, zwinęłaś książki z działu ksiąg zakazanych? - Zapytał, nieco szyderczo, nieco śmiejąc się szczerze z jej zakłopotania i irytacji.

- Nie Twój biznes.

- Mądra kradzież, jestem dumny!

- No przecież je oddam!

- Jeśli przeżyjesz - wtrącił się w wymianę zdań Harry, trochę znudzonym tonem.

- Odczepcie się ode mnie - mruknęła pod nosem zdenerwowana, agresywnie poprawiając koc w miejscu, w którym zawinęła w materiał swoje stopy. Ignorowała chichot blondyna, który wpatrywał się w nią i ewidentnie cieszyło go to, że przyłapał kujonkę tysiąclecia na tak dużym przestępstwie. Przez przypadek ugodziła chłopaka siedzącego obok w żebra stopą, gdy prostowała jedną nogę.

- Auuu - zawył Malfoy, łapiąc się za miejsce nokautu - ale bez agresji, nie było mowy o maltretowaniu w tym towarzystwie.

- Dobrze Ci tak.

- Czy Ty serca nie masz, siniaka mi zrobiłaś!

- Jak wy się zachowujecie? - Rzucił lekko zazdrosnym tonem głosu Ron, który obserwował tę dwójkę znad szachów już dłuższą chwilę.

- To Granger się mści.

- Jakbym się mściła to już byłbyś fretką - Ron i Harry nie mogli się powstrzymać i parsknęli pod nosem, tłumiąc śmiech.

- Bardzo nieładnie, koleżanko.

- A my się kolegujemy?

Malfoy uśmiechnął się "tym" ironicznym uśmieszkiem, unosząc jedną brew.

- Sama powinnaś wiedzieć - ściszył ton głosu, odpowiadając jej tak, aby znów się zaczerwieniła. W istocie, rumieńce znów wpełzły na policzki dziewczyny.

- Właściwie - zaczął Harry, przerywając - to wpadłem dziś na pewien pomysł.

Gdy już miał na sobie uwagę wszystkich, zaczął kontynuować.

- Na tym piętrze jest jeszcze jedna sypialnia. Ogarnąłem ją trochę dzisiaj. Myślę, że możemy się podzielić na dwa pokoje po dwie osoby, żeby nie musieć spać na tych niewygodnych polowych łóżkach - zaczął, wyjaśniając. - Tutaj zostanie materac i kanapa. Gdyby cokolwiek się działo, to i tak będziemy tylko oddzieleni ścianą.

Hermiona zaczęła szybko kalkulować w swojej głowie. Nie chce zostać z Ronem, bo - na Merlina - przeraźliwie się do niej ostatnio lepi i naprawdę, mimo całej sympatii do niego, jako do przyjaciela i mimo całej otoczki wojennej, ale miała go dość. Z Harrym też nie pójdzie, bo zostawienie Ślizgona z Ronem zapewne skutkowałoby wojną domową na dłuższą metę.

Ron już zerkał na dziewczynę, doznając olśnienia.

Przerwał mu Malfoy.

- Myślę, że najlepiej będzie jeśli Hermiona i ja się stąd ewakuujemy. I tak mieliśmy w nocy posiedzieć nad paroma księgami.

Gryfonka rzuciła blondynowi spanikowane spojrzenie. Potter wzruszył ramionami, a Ron... Ron wyglądał, jakby zagotował się z frustracji.

- Wiecie, że tam jest tylko łóżko dwuosobowe? - Patrząc Hermionie w oczy spytał Harry.

- Malfoy się położy na ziemi - blondyn rzucił jej tylko spojrzenie mówiące "akurat". - Prawda?

- Oczywiście, że tak - rzucił najbardziej sztucznie, jak tylko potrafił, uśmiechając się zupełnie nieprzekonująco. Musiał przyznać, że bawiło go wkurzanie Weasleya.

- Nie uważam, żeby to był dobry pomysł... - zaczął Ron.

- Ron, daj spokój - o dziwo, zwrócił się do niego Potter - książkowa robota nie jest dla nas. Tylko byśmy przeszkadzali. I musimy ogarnąć plan przeszukiwania pokoi na jutrzejszy dzień.

Weasley spojrzał na przyjaciela rozumiejąc, że chce z nim porozmawiać. W samotności, oczy w oczy.

- Dobra - westchnęła Hermiona, podnosząc się z kanapy - skoro mamy przejrzeć to co mamy przejrzeć i dziś jeszcze zmrużyć oczy to się ruszmy i weźmy się za robotę. Weź koc - rzuciła jeszcze do Malfoya, chwyciła torebkę i wyszła z salonu, kierując się do sypialni tuż obok, naprzeciwko łazienki. Gdy usłyszeli jak dziewczyna zapala świeczkę od zapalniczki i rzuca ciche lumos, Dracon podniósł się, zwinął niechlujnie koc i schował go pod pachą.

- Piłka w grze, Ronald - rzucił jeszcze na odchodne ku Weasleyowi i wyszedł.

Rudowłosy cisnął królową tak, że przeleciała szachownicę, stół, kanapę i wyleciała z salonu dokładnie w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się głowa blondyna, spadając na ziemię. Straciła w tej rozgrywce głowę.

- Weź się uspokój - spojrzał nieco rozbawiony czarnowłosy na przyjaciela.

- Nie mam zamiaru.

Harry pokiwał tylko głową.

- Na co mi to było...















- Skoczę pod prysznic, a Ty wyjmij z torebki wszystkie książki, które mogą nam się przydać.

Blondyn nie odpowiedział jej nic, po prostu stał oparty o zamknięte drzwi i się w nią wpatrywał.

- Hermiono - spojrzał jej w oczy - chyba mamy problem...

Zamarła w połowie ruchu, jaki wykonywała.

- Nie chodziło o książki, prawda...? - Przełknęła ślinę, modląc się, aby nie mieć racji.

Malfoy tylko pokiwał przecząco głową z niemrawą miną.

- Dobra, to ogarnę się szybko i porozmawiamy...

Wyszła, wymijając go w progu, gdy otworzył jej drzwi. Nie lubiła tego wyrazu oczu Dracona. Naprawdę musieli mieć problem. Po raz pierwszy od dawna gorąca woda nie uspokoiła jej myśli.







*






Opinie, opinie, opinie!

xoxo
PN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz