sobota, 20 września 2014

Dziewięć

- Co masz na myśli?
Severus westchnął, wskazując głową, aby chłopak wziął się za wyciskanie soku z korzeni waleriany. Sam z wielką gracją zaczął za pomocą różdżki oddzielać od siebie łuski syreny, nacinając je następnie wzdłuż ich osi.
- Draco, świetnie się spisałeś tamtej nocy. Nie byłeś jeszcze u Granger, jak zakładam, ale gdybyś był to zauważyłbyś, że rany powierzchowne zniknęły. Dzięki tobie cała moc, która pogłębiała rany i uszkadzała ciało od wewnątrz została z powrotem skumulowana w pierścieniu. Jednak musisz wiedzieć, że to, co zrobiłeś to zaledwie wierzchołek góry lodowej. - Głos profesora stał się ponury i mroczny, a Dracona mimowolnie po plecach przeszły ciarki.
- Zapewne gdy wpadłeś do tamtego pomieszczenia zdałeś sobie sprawę, że Granger była dziewicą. A brutalny gwałt na dziewicach, jak wiesz doskonale, jest idealną bazą do najpaskudniejszych klątw. Złe wiadomości są takie, że to za sprawą gwałtu Granger straciła pamięć, instynkt i rozum oraz, że nie da się tego zneutralizować ani uleczyć inną klątwą czy przeciw-zaklęciem. Dobra wiadomość jest taka, że antidotum na przywrócenie jej pamięci i całej reszty bulgoce w tym kociołku od dwóch dni i nocy, choć na razie jest w stanie surowym.
Zapadła cisza przerywana tylko odgłosami miażdżonych korzeni przez młodego Ślizgona. Coś zawisło między mężczyznami, atmosfera zrobiła się nerwowa i ciężka, jakby słowa, które mają zostać wypowiedziane miały zmienić pół świata na gorsze.
- No dobra, jaki jest w tym wszystkim haczyk? - Spytał w końcu zniecierpliwiony blondyn, odkładając nóż na bok i spoglądając śmiało w oczy Severusa.
- Kolejnymi złymi wiadomościami jest kilka faktów. Sprawa pierwsza, w klątwę oplatającą jej umysł wplecione jest ostrzeżenie mówiące, że droga do jej zdjęcia hipotetycznie nie istnieje i, że nawet jeśli znajdzie się głupiec, który ją zdejmie - sam zostanie przeklęty. Sprawa druga, kolejną subtelną wiadomością twórcy tego zaklęcia jest to, że „wraz z klątwą mogą minąć jej skutki, zastępując ją anomaliami, których nie da się usunąć i które prędzej lub później samoistnie doprowadzą do śmierci ofiary, która początkowo została przeklęta”.
Severus zrobił pauzę obserwując, jak Draco blednie na twarzy.
- Po twoim wzroku zgaduję, że to nie jest wszystko... - wykrztusił z siebie, zszokowany.
- Owszem, Draco, to nie wszystko. Jak się domyślasz, owszem, możemy zdjąć klątwę z Granger, ale nie wiemy i nie możemy przewidzieć czym to będzie skutkować. Nie wiemy też w jaki sposób ucierpi jeden z nas. Dodatkowo nie jestem w posiadaniu głównego składnika antidotum, które należy podać w ciągu następnych szesnastu godzin. W innym wypadku, mimo że leży nieprzytomna, jej wspomnienia zostaną zniszczone całkowicie, pozostawiając pustkę w jej mózgu i doszczętnie niszcząc jej duszę. Po tym...
- Samoistnie umrze – dokończył szeptem blondyn.
Zapadła cisza. Draco spojrzał na klepsydrę przesypującą piasek, stojącą na komodzie za Snapem. Domyślał się, że została uruchomiona w chwili zakończenia rytuału. Szesnaście godzin...
- Co jest tym składnikiem?
- Miłość, Draco.
Gdyby sytuacja nie była poważna z ręką na sercu byłby skłonny stwierdzić, że Severus najzwyczajniej w świecie sobie żartuje. Jednak mina czarnookiego czarodzieja nie wyrażała nawet chęci do żartów.
- Czysta, nieskazitelna, gotowa do poświęceń miłość. - Kontynuował Snape. - Jak wiesz ten towar jest dość cenny na rynku czarnomagicznym. Na szczęście ty wiesz również, kto darzy tę dziewczynę taką miłością i wiesz też jak dotrzeć do tych osób. Im więcej z nich podzieli się najcieplejszymi wspomnieniami, dowodzącymi ich miłość tym lepiej. Nie koniec jednak tych rewelacji – zignorował przerażone jęknięcie Malfoya, który najwyraźniej miał dość nowinek na dzień dzisiejszy – skutki klątwy połączonej z gwałtem są do usunięcia, nie jest nam wiadome jakim kosztem, lecz są. Pierścień natomiast... Draco, zablokowałeś jego moc i oczyściłeś Granger z magii, która zjadała jej organy wewnętrzne od środka. Ale to nie wszystko. Pierścień jest świstoklikem. Nadal aktywnym świstoklikem, którego nie da się usnąć z jej palca. Granger miała umrzeć podczas burzy piaskowej, lądując pośrodku Sahary. Jeśli nie tam, to z pomocą postępujących skutków klątwy gdzieś indziej. Co, jeśli twórca tych zawiłych uroków koniecznie chce zobaczyć jej zwłoki i aktywuje się on tuż po jej śmierci bądź przed śmiercią? Lub w innym, Merlinowi znanym momencie? Poza tym nie mogę stwierdzić, czy zablokowałeś jego moc trwale...
- Nie wierzę, że nie ma sposobu, żeby pozbyć się zwykłego świstoklika!
- Och, nie zrozumiałeś mnie – westchnął ciężko Snape – to nie jest zwykły świstoklik i istnieje sposób. Dość rygorystyczny i brutalny, ale jest. I tu znów nieoceniona będzie twoja pomoc, jednak...
- Co mam zrobić?
Severus zawahał się. Całe życie chronił chłopaka przed losem, na który teraz był gotów się zgodzić.
- Istota niesplamiona morderstwem musi zabić inną istotę niesplamioną morderstwem.
Draco nie zamarł ze strachu, nie zrobił się blady i nie zaczął panikować, czego spodziewał się czarnowłosy czarodziej. Po prostu się zamyślił, jakby szukając rozwiązania tej zagadki.
- Dokładnie w ten sposób jest to zawarte?
- Słowo po słowie, dokładnie tak jest to wplątane w nici klątwy. Ta ofiara musi się odbyć rytualnie, a rytuał trzeba przeprowadzić co najmniej godzinę przed podaniem antidotum. Co oznacza...
- Że nie zostało nam zbyt wiele czasu, prawda? - Dracon wiedział, że to pytanie retoryczne, ale potrzebował potwierdzenia. Dlatego jedno przeciągłe spojrzenie ojca chrzestnego wystarczyło mu, aby zrozumieć, że ma rację.
- Jednego nie pojmuję. Jaki psychopatyczny czarnoksiężnik wymyśliłby tak skomplikowaną mieszaninę klątw dla jednej osoby? Wszystko zostało zapoczątkowane za pomocą śmierciożercy więc logiczne jest kto chce śmierci Granger i nawet mnie ten fakt nie dziwi. Lecz kto był w stanie przygotować tak skomplikowaną...
- Draconie, nie bierzesz pod uwagę kim jest osoba atakowana.
- Sugerujesz, że...?
- Że twórcą jest czarnoksiężnik nienawidzący mocy prawdziwej miłości, wielbiący śmierć i przemoc oraz chcący sprawić niewyobrażalny ból spowodowany stratą genialnej przyjaciółki niejakiemu Potterowi?
- O kurwa.
- Tak, Malfoy. Granger stała się ofiarą klątw samego Sam-Wiesz-Kogo.
Patrzyli sobie w oczy, otaczała ich grobowa cisza. Myśli blondyna biegały jak szalone wzdłuż i wszerz jego głowy. Wiedział, że Voldemort jest psycholem, manipulatorem, brutalem, niezdolnym do uczuć czarodziejem, który posunie się do wszystkiego, żeby osiągnąć swój cel i zawsze ma w kieszeni koło zapasowe. To, że przebywali w komnatach Snape'a nie znaczy, że nic im nie groziło. Wszędzie im coś groziło. Skoro Czarny Pan dorwał Granger w takim miejscu jak mugolski ośrodek turystyczny w Aleksandrii... Malfoy dostał właśnie kolejny brutalny policzek od życia.
      Oddalił od siebie te myśli. Trzeba działać. W jego głowie pojawił się idealny zarys planu, który musiał być zrealizowany. Młodzieniec westchnął ciężko, spoglądając w oczy profesorowi.
- Potrzebuję kontaktu do McGonagall – powiedział głośno. Oczy Severusa rozszerzyły się w zdziwieniu, jednak wzrok chrześniaka kazał mu nie zadawać żadnych pytań. Czas gonił.




      Znów czuł na twarzy powiew ciepłej, morskiej bryzy. Jego rozczochrane od rana włosy rozwiały się lekko, wywołując delikatny uśmiech na twarzy blondyna. Cieszył się, że mógł tu wrócić. Nawet na tę krótką chwilę. Odetchnął głęboko tym świeżym powietrzem. Nie miał czasu na rozkoszowanie się krajobrazem czy na sentymenty. Musiał to załatwić szybko. Miał na sobie najskuteczniejsze zaklęcie kameleona na świecie – Snape sam je doskonalił, ofiarowując czarnej magii w zamian swoją krew. Był bezpieczny i nie do wykrycia. Choć w dzisiejszych czasach bezpieczeństwo było pojęciem względnym.
Swoje kroki skierował w kierunku swojego domku. Niewerbalną Alohomorą otworzył drzwi z łomocącym sercem. Rozejrzał się i miał ochotę skakać z ulgi. Nikogo tu nie było. Żadna pielgrzymka śmierciożerców nie miała tu miejsca. Wszystkie jego rzeczy, jakie pozostawił – łącznie z najcenniejszą dla niego gitarą i drogimi koszulami – były na swoim miejscu. Brakowało tylko Liama, choć jego bagaże zostały. Jednym ruchem różdżki spakował wszystko, co należało do niego do walizki, którą następnie zmniejszył do rozmiarów kieszonkowych. Rozglądając się po każdym pokoju sprawnie usunął wszystkie ślady swojej obecności w tym miejscu. Gdy już zrobił co miał zrobić opuścił kwaterę, nawet nie zamykając drzwi na klucz. Teraz trudniejsza część.
      Skierował swoje kroki w kierunku drzwi Gryfonki. Nie zamierzał pakować się do środka jej części bez rozeznania w terenie. Wyjrzał przez jedno z okien. W salonie dziewczyny siedzieli jej rodzice – matka zapłakana, ojciec siedzący obok niej i nerwowo głaskający rudego kocura Granger. No cóż, swoją obecnością ułatwili mu sprawę. Skoro siedzieli tam cali i zdrowi oznaczało to, że bez skrępowania może zrobić małe show. Chwycił za klamkę i, nadal niewidoczny wszedł do środka. Państwo Granger zamarli, nie mając pojęcia co się dzieje. Natomiast Draco bez krępacji zamknął drzwi za sobą i jednym machnięciem różdżki ściągnął z siebie zaklęcie kameleona.
Matka Hermiony wydała z siebie zduszony okrzyk, a jej ojciec, zwalając z siebie kota córki, podnosił się i szedł wściekły w jego kierunku.
- STOP! - Zaczął blondyn, wskazując różdżką na starszego mężczyznę, na którym nie zrobiło to żadnego wrażenia. - NIC jej nie zrobiłem, przychodzę ją ratować, do diabła!
Ślizgon miał wrażenie, że gdyby nie te słowa to ojciec jedynaczki byłby skłonny ubić go na śmierć własnymi rękoma, winiąc go za zniknięcie jego pierworodnego i jedynego dziecka.
- Gdzie jest Hermiona? - Ze spokojniejszym już wyrazem twarzy zapytał mężczyzna. W jego oczach malował się strach i panika. Draco zerknął najpierw na niego, a później przeniósł wzrok na trzęsącą się z emocji kobietę i westchnął cicho.
- Usiądźmy, czeka nas poważna rozmowa.
Chwilę później bez zbędnych wstępów, w iście Malfoyskim stylu, przeszedł do streszczania minionych wydarzeń. Z uwagą odnotowywał reakcje jej matki i ojca na poszczególne wydarzenia. Kobieta płakała, gdy powiedział o gwałcie przez śmierciożercę, o czarnomagicznych klątwach. Ojciec Gryfonki miał oczy pełne bólu, gdy wysłuchiwał tego wszystkiego, jednak jego twarz mówiła, że najchętniej już, teraz, zaraz rzuciłby wszystko żeby pomóc córce. Słuchali z uwagą diagnozy jego ojca chrzestnego i tego, co muszą zrobić, żeby ocalić przyjaciółkę Pottera. W momencie, w którym Draco ukucnął przed panią Granger prosząc ją, aby zamknęła oczy i przypomniała sobie najpiękniejsze chwile związane z córką, przyłożył jej różdżkę do skroni. Efektem ubocznym tego zabiegu było to, że każde z tych wspomnień również jemu stawało przed oczami, czego się nie spodziewał.

Kobieta trzymała swoją córkę tuż po narodzinach w objęciach, płacząc ze szczęścia. Malutka Granger ucząca się chodzić, mówić, śmiejąca się, gdy ojciec sadza ją sobie na barkach. Granger całująca rodziców i mówiąca bez żadnego skrępowania „kocham cię, mamo”. Matka czytająca córce przed snem, Granger bawiąca się w kuchni, cała umazana sosem czekoladowym. Granger dostająca list z Hogwartu, mała Granger przebierająca się w ciuchy matki i krzycząca „taka jestem piękna”słodkim, dziecięcym głosem. Granger siedząca na podłodze, podczas gdy matka siedząca na fotelu rozczesuje i zaplata jej długie włosy. Granger całująca ich na dworcu King's Cross, Granger bawiąca się z kotem, mała Granger myjąca zęby, cała umazana pastą.

Gdy otworzył oczy przeżył szok. Nie dlatego, że po twarzy kobiety ciekły łzy, lecz dlatego, że jego twarz również była cała zapłakana. Powolnym ruchem oddalił różdżkę od skroni kobiety. Do końcówki magicznego patyka przykleiła się srebrzysta smuga najpiękniejszych wspomnień matki Gryfonki. Sprawnym ruchem umieścił tę srebrzystą wstęgę w specjalnie przygotowanej do tego fiolce. Po chwili powtórzył zabieg, kucając przed ojcem Granger.

Radość ojca po narodzinach córki. Mała dziewczynka siedząca na fotelu dentystycznym i śmiejąca się głośno, mała Granger kilka razy krzycząca „kocham cię, tato”, gdy mężczyzna huśtał ją wysoko na huśtawce w parku miejskim. Malutka Granger szepcząca przez łzy „nie chciałam, tatusiu”, pochylająca się nad rozbitą szklanką – reakcją ojca było tylko pełne miłości „nic się nie stało” i buziak w czoło małej, rozczochranej dziewczynki. Granger ucząca się jeździć na rowerze. Granger podtykająca ojcu pod nos talerz twardych jak kamień ciastek, z wielkim entuzjazmem krzycząca „upiekłam specjalnie dla ciebie, tato, zjedz”. Granger wtulająca się w mężczyznę i składająca mu życzenia na święta. Mała Granger prowadząca na smyczy ogromnego biszkoptowego labradora, śmiejąca się głośno. Granger mała, Granger starsza, Granger...

Gdy otworzył oczy miał wrażenie, że jest umazany bardziej niż poprzednim razem. Drugą srebrzystą wstążkę wrzucił szybko do drugiej probówki. Gdy schował obie w kieszeni kurtki, uprzednio je zabezpieczając, próbował dyskretnie otrzeć łzy, które lekko rozmazywały widziany przez blondyna obraz splecionych rąk dwojga siedzących przed nim mugoli.

Nie mugoli. Ludzi. Kochających, normalnych ludzi. Bardziej normalnych od niego samego...

- Chłopcze – zaczął cicho załzawiony pan Andy – łzy nie są powodem do wstydu. Zwłaszcza te, które ronisz z powodu osoby, którą kochasz...
Draco, siedzący naprzeciwko mężczyzny spojrzał na niego zdumiony. Nie z powodu słów, które padły – wiedział, że te dwa zdania były najpiękniejszą radą, jaką można tylko usłyszeć od ojca. Jemu nigdy nie dane było ich usłyszeć. I mimo że synem państwa Granger nie był, wypowiedziane zostały z taką samą czułością, jakby były skierowane do własnego dziecka.
- Zrób wszystko, żeby przeżyła – wyszeptała przez łzy brązowowłosa kobieta, wpatrująca się w szaroniebieskie oczy młodzieńca. Draco dopiero teraz dostrzegł, że mimo iż patrzy na niego zupełnie inna osoba, to jednak wpatrują się w niego ciepłe oczy irytującej i przemądrzałej Hermiony.
- Przysięgam, że zrobię wszystko żeby przeżyła zarówno klątwę, jak i wojnę.
Część jego krzyknęła, protestując zdumiona. Draco Lucjusz Malfoy właśnie obiecał coś mugolom. Obiecał im ochronę ich szlamowatej córki. A Draco zawsze dotrzymuje obietnic...
- Zaczynając od teraz – dodał, a z jego oczu popłynęła jedna łza. Skierował różdżkę na kochające się małżeństwo drżącą ręką i z wielkim trudem wyszeptał:
- Oblivate.
W momencie, w którym Państwo Granger wstali i wyszli bez słowa, aby spakować swoje rzeczy i wylecieć do Sydney w Australii, z nową tożsamością, nie pamiętając zupełnie o tym, że mają córkę, która jest dla nich wszystkim, Dracon rozpłakał się jak dziecko.
      Nie wiedział ile tak wył. Łzy kapały z jego twarzy jedna za drugą, z trudem łapał powietrze. Okazywał właśnie sam przed sobą swoją słabość. I pieprzył to, że arystokrata nie może być słaby. Pieprzył to, że mugole są gorszym podgatunkiem ludzi. Pieprzył swojego ojca, jego durne idee, swoje życie pod jego dyktandem. Chciał być człowiekiem, a nie arystokratą. Chciał żyć emocjami, a nie zasraną etykietą. Chciał oceniać ludzi miarą charakteru, a nie pochodzenia.
      Ryczał cały zasmarkany. Jak zwykły człowiek. Jak zwykły nastolatek. Był zmuszony odebrać Granger najcenniejszych ludzi w jej życiu. Nie spodziewał się przez całe sześć lat dręczenia tej irytującej dziewuchy, że ma tak wspaniały dom, kochających rodziców. Nieśmiałymi marzeniami zawsze pragnął, by wychować swoje dzieci z dala od arystokratycznego życia, by wychować je tak, jak została wychowana Granger. W domu pełnym ciepła, zrozumienia. W domu, w którym rodzina cieszy się drobnymi chwilami. Dostrzegł, że jego matka chciała mu dać choć namiastkę takiego życia, jednak była to zaledwie kropla w morzu rygoru ojca. Dostrzegł, że jego życie nie było tak idealne, jak myślał. I wyciągnął wnioski z tej emocjonalnej lekcji – miłości nie da się kupić ani pieniędzmi, ani dyscypliną. Dość segregacji i uprzedzeń.
Wraz z postanowieniem, że od dziś jego życie kręci się wokół tych, których kocha – a na liście znajdowała się tylko jego matka i Severus – połknął ostatnie łzy. Wyciszył w swoim sercu część arystokraty, a w głowie głos ojca, powtarzający wciąż „nie jesteś już moim synem”. Pozbył się tego. Mając nadzieję, że bezpowrotnie.




      Stracił dużo czasu siedząc i wpatrując się w jeden punkt, pogrążony w myślach, wyciszając emocje. Kolejny przełom w jego życiu dokonał się pośrednio za sprawą Hermiony Jane Granger. Znów. Może to i dobrze?
Podniósł się i rozejrzał dookoła. Musiał spakować wszystkie rzeczy Gryfonki tak, jak to zrobił uprzednio u siebie. Kolejna walizka zmniejszona do kieszonkowych rozmiarów została ukryta w jego kieszeni. Formalnością było przejrzenie wszystkich pokoi. Przy okazji sprawdzania łazienki odkręcił wodę z kranu i szybko przemył swoją twarz, na której zaschły łzy. Westchnął głęboko i, opierając się dłońmi o umywalkę, spojrzał prosto w swoje oczy, odbijające się w lustrze.
Nie poznawał samego siebie. Nadal kurewsko przystojny, to fakt, ale zapłakany i rozbity Draco nie leżał w jego naturze. Wyprostował się, poprawił swoją kurtkę i puścił oczko do swojego odbicia.
- Jesteś śliczny – stwierdził krótko. Musiał pozbierać się szybko i sprawnie i skończyć to, po co tu przybył. W dużo lepszym już humorze ruszył w kierunku innych pokoi. Kuchnia czysta, salon, nieruszony pokój gościnny i... sypialnia. Zaraz po wejściu do pomieszczenia jego oczy skierowały się na rudy, puchaty ogon, wystający spod łóżka.
Gdy tylko zwierzę wyczuło jego obecność schowało rudą kitę pod łóżko. Draco ukucnął, próbując dojrzeć kocura. Nie miał pojęcia co miał z nim zrobić. Rodzice Granger go ze sobą nie wezmą, z nią też nie może zostać. Z nim również. Cholera, przemyślał wszystko od A do Z, a jego plan rozwala mu kot. O ironio. Draco prychnął pod nosem zastanawiając się, co dalej. Kocur, jakby w odpowiedzi na to prychnięcie wysunął pyszczek spod łóżka i obserwował blondyna żółtymi ślepiami. Chłopak zerknął na transporter stojący w kącie pokoju, obok komody z szufladami. Podniósł się i rzucił na klatkę zaklęcie wyciszające. Na jego twarzy wymalował się chytry uśmieszek. Och, jest tak błyskotliwy i genialny. Obrócił się w stronę zwierzęcia, które obserwowało go, zaintrygowane.
- Kici kici kici – zawołał blondyn, śmiejąc się na wpół złowieszczo, na wpół ironicznie pod nosem. O tak, jego pomysły zawsze są perfekcyjne, a plan można nieco zmodyfikować.




      Molly Weasley osłupiona wpatrywała się w pergamin. Sowa oderwała ją od gotowania, wlatując przez otwarte okno w kuchni. Pani Weasley zawsze obawiała się zobaczyć tego puchacza na którymś ze swoich parapetów, ponieważ z reguły nie zwiastował dobrych wieści. Sprawdziła kilka razy czy list nie jest fałszerką. Biegała wzrokiem po linijkach ręcznie pisanego tekstu, zszokowana.

„Droga Molly,

Panna Granger jest umierająca. Wysyłam wraz z sową fiolki, w które każde z Weasleyów musi włożyć najpiękniejsze wspomnienia związane z Hermioną. Wspomnienia przepełnione miłością. Odeślij je jak najszybciej, to gra na czas. Sowa nie zostanie przechwycona. Dziewczyna jest w dobrych rękach.

Minewra McGonagall

PS. Skontaktuj się ze mną za pomocą sieci Fiuu dziś w nocy o drugiej, tylko wtedy jestem w stanie nawiązać połączenie bez inwigilacji. Bądź sama.”

Po otrząśnięciu się z szoku Molly uroniła łzę. Co się dzieje z Hermioną? Ta dziewczyna była dla niej jak druga córka, nie mogła zginąć. Dlaczego nikt ich nie wtajemniczył w całą tę sprawę? Uświadomiła sobie, że rozpaczanie nie uratuje brunetki. Sowa czekała.
Molly, zapominając o obiedzie, zwołała w tempie ekspresowym naradę rodzinną i zrobiła, co jej kazano.




      Czuł się jak idiota. Naprawdę, on, Draco Malfoy po raz pierwszy w życiu czuł się jak skończony idiota.
Przed tym, jak opuścił Aleksandrię zawitał jeszcze do Mandy. Wręczył jej plik banknotów, które z nawiązką pokrywały jego pobyt po czym zmodyfikował jej pamięć, znikając razem z kotem Gryfonki. Mandy będzie bezpieczna. Nie pamięta jego osoby, jego twarzy oraz Grangerów. To jej bilet na bezpieczne życie. Ale nie to sprawiało, że czuł się jak idiota.
Stał w miejscu, w którym stał jak kołek już od dobrych piętnastu minut. Pośrodku dzikiej polany gdzieś w Anglii. I wiedział, że gdyby Przyszły-Zbawca-Świata-Potter obserwował go w tym momencie z boku to zwijałby się ze śmiechu. Zdesperowany Draco po raz kolejny podniósł różdżkę w kierunku drzew i wypowiedział tę idiotycznie brzmiącą formułkę.
- Accio mały zajączek!
Gdy tym razem z lasu wyfrunęło małe, szare stworzonko, które wylądowało przerażone u jego stóp uśmiechnął się z triumfem. Czas wracać.




      Gdy ponownie przekroczył próg komnat Severusa miał wrażenie, że minęło pół roku, a nie pięć godzin. Z hukiem postawił na ziemi transporter z Krzywołapem i klatkę z zającem. Z daleka słyszał kroki Snape'a, kierujące się w jego stronę.
- Malfoy! Czy ty naprawdę – zaczął wydzierać się na niego ojciec chrzestny, będąc jeszcze w sąsiednim pomieszczeniu - to miłe, martwił się – nie wiesz co to znaczy „pośpiesz się”?!
W momencie w którym Severus skończył to zdanie już miał zacząć kolejne, jednak stanął jak wryty wpatrując się w chrześniaka, który pochylając się nad kotem głaskał go po głowie. Za nim stała klatka z nieszczęsnym zającem.
- Też się cieszę, że cię widzę – mruknął do Severusa Draco, nawet nie zaszczycając profesora spojrzeniem.
- CZY TY... - dopiero teraz młody Ślizgon spojrzał w oczy czarnowłosego czarodzieja - … URZĄDZASZ MI W KOMNATACH ZOO, CZY RATUJESZ GRANGER?!
Gdyby nie to, że Draco był pod ostrzałem złości Mistrza Eliksirów, to wybuchnął by śmiechem.
- Zanim zaczniesz mnie mieszać z błotem i przeklinać – zaczął Draco – musisz coś wiedzieć.
Blondyn wyjął z kieszeni dwie fiolki i podał je Snapeowi.
- Piękniejszych wspomnień nie ma, zapewniam. Wystarczą. A jeśli nie – skorzystałem z kontaktu z McGonagall. W przeciągu kwadransa będzie tu sowa z kolejnymi siedmioma fiolkami. Zająca nie wypuszczaj, nie dotykaj i nie ruszaj, jest mięsem rytualnym...
- SŁUCHAM?!
- Istota niesplamiona morderstwem. W przypisach Czarnego Pana nie było zaznaczone, że to człowiek ma zostać poświęcony, prawda?
Draconowi odpowiedziało milczenie. Jego dusza zatańczyła z radości – miał rację! Nie był pewien do końca czy da się w ten sposób obejść tę formułkę, ale zszokowana mina czarnoksiężnika stojącego przed nim potwierdziła jego ryzykowną hipotezę. Królika był w stanie poświęcić. Czy tam zająca. Jeden pies.
-... a kot tu zostaje. Przyda ci się, wuju, trochę towarzystwa – wyszczerzył się patrząc w oczy nadal zszokowanego mężczyzny. Uśmiechnął się w duchu. Severus będzie pomstował i jego, i tego kota. Będzie wyzywał, przeklinał, wściekał się i irytował się niemiłosiernie. Ale końcem końców przyzwyczai się do niego. Obserwował jak jego ojciec chrzestny z mieszanym wyrazem twarzy wpatruje się w rudego zwierzaka. Cóż, może minie trochę czasu zanim go polubi, ale go polubi.
Wykorzystując chwilę zapoznania się nowych współlokatorów, rzucił krótko:
- Skończmy antidotum, poświęćmy zająca i ogarnijmy Granger.




      Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Kapryśna mikstura o mały włos nie przekreśliła szansy na uratowanie Gryfonki, gdy Severus dodawał wspomnienia do cieczy. Jedno z nich okazało się być nie do końca szczere, choć nie miał czasu ani nerwów wnikać które. Nie spodziewał się, że Draco w dość szybkim tempie zorganizuje tak dobrze akcję z Weasleyami. W ogóle nie spodziewał się, że tak się zaangażuje. W momencie, w którym antidotum zostało prawie skończone nadszedł czas na eksperymentalne „poświęcenie zająca”, jak to subtelnie ujął blondyn. Snape miał ogromne obawy. Przecież Voldemort nie mógł być głupcem – wydawało mu się niemożliwe obejście formułki „istoty niesplamionej morderstwem”, dla niego jasne było, że Czarny Pan znając słabości Draco chciał, aby ten w końcu zabił człowieka. A nie dzikiego, małego zająca, który dopiero zaczął widzieć na oczy. Ten pomysł był ryzykowny i absurdalny. Jak wszystko, co miał w zwyczaju robić młody Malfoy.
Nie macie pojęcia, jak wielkie było zdziwienie tego potężnego Mistrza Eliksirów, gdy po rozpoczęciu rytuału standardowym Tolle ex quibus offeretis[i] przez młodego czarodzieja pokój ogarnęła ciemność, która zgęstniała w momencie, w którym Malfoy nacinał zdobionym nożem małe stworzenie wzdłuż ciała. Tak potężna magia nie mogła przyjąć zająca, zamiast ludzkiego ducha! Pisk zwierzęcia wzmocnił zaklęcie. Draco upuścił nieco swojej krwi w umierające zwierzę, które po chwili wyzionęło ducha. I, ku jeszcze większym zdumieniu Snape’a w tej samej chwili Draco zakończył rytuał standardowo, ciemność rozpłynęła się, a pierścień na palcu Granger pękł w pół. Tak po prostu.
To Draco był tak genialny czy Czarny Pan był tak głupi?
- Za godzinę podamy antidotum – wymruczał cicho pod nosem wiedząc, że to nie koniec przeżyć na dziś dzień. – Przebierz się – zerknął na rytualne szaty chłopaka, które sam sprawił mu dwa lata temu na gwiazdkę. Draco w odpowiedzi skinął głową, jednak się nie ruszył.
- Zapomnieliśmy przedyskutować jedną rzecz.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – chciał uciąć tę rozmowę wymijająco, jakby łudząc się, że ten uparty gówniarz ustąpi.
- Doskonale wiesz. Ja złożyłem ofiarę, ja jej podam antidotum. Skoro mam ją ratować to od A do…
- Nie mamy pojęcia czym to będzie skutkowało! Nie bądź głupcem, chłopcze!
Draco podniósł jedną brew w przypływie irytacji, zakładając ręce na klatce piersiowej. Jego rysy twarzy wyostrzyły się, uwydatniając jego bunt i szlachetne pochodzenie. Mógł się spodziewać, że nie wszystko pójdzie tak, jak chciał.
- Wuju… - zaczął stanowczo, jednak nie skończył.
- Nawet nie zaczynaj!
- Czy ty nic nie rozumiesz?! Ja już jestem stracony! Jeden krok w złą stronę i skrócą mnie o głowę! Ścigają mnie tak samo jak Pottera, do diabła! Nie jestem w stanie opiekować się matką, nawet walcząc po stronie Zbawcy-Świata-Harrego-Kurwa-Pottera na nic się nie przydam! W Twoich rękach spoczywa życie ich wszystkich, mojej matki…
- I twoje, nie zapominaj o tym Draco – wtrącił się w pół zdania Severus. Czy ten dzieciak znów nie miał za grosz rozumu?! Przecież nie pozwoli…
- Daj mi skończyć – rozproszył myśli ojca chrzestnego Draco – i mi nie przerywaj, póki nie skończę. Proszę.
Ostatnie słowo prawie wypluł. Och, jak on nienawidził kogoś o cokolwiek prosić. Ale zyskał uwagę Snape’a, zgodnie z oczekiwaniami.
- Severusie… Wuju, zrozum. Gdzie się nie pojawię rzucą się na mnie śmierciożercy, bo za mój łeb wyznaczona jest ogromna nagroda. Nie mogę się zobaczyć z matką, ojciec się mnie wyparł. TY o nią dbasz. TY dbasz o Hogwart i o bezpieczeństwo niewinnej rzeszy dzieciaków. TY dostarczasz informacji, które mogą pogrążyć Sam-Wiesz-Kogo w zbliżającej się bitwie. Od CIEBIE zależy zbyt wiele. Ja i tak długo nie pożyję – znasz mojego ojca, to kwestia czasu. Więc… nie protestuj. Wiedziałem, na co się decyduję ratując ją i przychodząc do ciebie. Więc daj mi skończyć co zacząłem… - ostatnie zdanie niemal wyszeptał, wpatrując się w pełne bólu czarne oczy ojca chrzestnego. Czekał, widział, jak na jego oczach Severus toczy walkę między rozumem, a sercem. Stwierdził, że musi przeważyć szalę rozumu.
-  Poza tym… przeklęty nie znaczy martwy. Zawsze możesz mnie ratować.
- Och, idź ty w diabły!
Odwrócił się i wyszedł, pozostawiając za sobą niemą zgodę ze słowami blondyna, z którą tak bardzo nie mógł się pogodzić. Draco przymknął oczy i odetchnął z ulgą. Bał się tego, co wydarzy się za godzinę, ale odpędził od siebie tę myśl. Może już pogodził się z tym, że nie jest niezniszczalnym arystokratą, ale nawet u zwyczajnych mężczyzn strach nie komponował się z męstwem. Westchnął po raz kolejny i poszedł się przebrać, wcześniej upuszczając pięć kropli swojej krwi do kociołka z antidotum, kończąc je ostatecznie.




      Dłonie mu drżały, gdy jedną ręką przytrzymywał wychudzoną i bladą Granger, a drugą wlewał jej do ust odmierzoną wcześniej przez Severusa dawkę antidotum. Gdy skończył oddał fiolkę Mistrzowi Eliksirów, który wyciągnął po nią rękę.
Czekali.
Nic się nie działo.
Ani z Draconem, ani z Granger.
Blondyn już miał zacząć panikować, jednak zauważył, że poruszyła jednym palcem, a na jej twarz powróciły kolory. Z nim samym nic się nie działo. Musiał przyznać, że bardziej skupił się na tym, czy przypadkiem nie staje mu serce albo czy nie zaczyna obficie krwawić, niż na budzącej się brunetce, która w końcu zaczęła normalnie i głęboko oddychać. Z nim nic godnego uwagi się nie działo, więc skupił się na otwierających się leniwie powiekach brunetki. Jej skóra znów miała normalny kolor i choć bledszy niż zwykle, to nareszcie nie była blada jak ściana. Mrugnęła kilka razy, przyzwyczajając się do światła po czym, jak poparzona zerwała się do pozycji siedzącej, spojrzała na Malfoya, szukając różdżki. Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy dostrzegła stojącego za chłopakiem profesora eliksirów. Już miała otworzyć usta, żeby „puścić wiązankę i zacząć marudzić, ewentualnie”, jednak Draco uprzedził ją firmowym powitaniem.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Granger. Witamy wśród żywych.
W głębi duszy odczuł ulgę, że Granger to znów Granger, która już nigdy nie dotknie jego prywatnego, puchatego szlafroka.





[i] (łac.) Przyjmij, co ci ofiaruję



*



Dziesięć stron A4! O, tak bardzo Was uwielbiam!
Już na wstępie chciałabym podziękować Wam, dziewczyny, za to, że motywujecie i potraficie to robić jak nikt inny! Rozdział pisany z myślą o każdej z Was!

Jutro czeka mnie pierwsza, wielka, studencka wyprowadzka. I, ku Waszemu szczęściu, drodzy czytelnicy, ukochana młodsza siostra zaoferowała się, że pożyczy mi swojego laptopa na pierwsze dwa-trzy tygodnie więc oficjalnie będę miała na czym pisać i nie zamierzam zmarnować tej szansy :).

Odnośnie tego rozdziału - każda reakcja, opinia, wasze odczucia są dla mnie cenne!

Więc - do usłyszenia jak najszybciej. :)
~ P. Nieporozumienie

16 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział. Zżera mnie ciekawość, czy z Draco coś się stanie. Pewnie tak, w najmniej spodziewanym momencie :D
    Czarny Pan popełnił taką pomyłkę? A może zrobił to specjalnie? Czy nie pomyślał o tym, że ktoś może go przechytrzyć?
    Och, tyle pytań. Mam nadzieję, że chociaż na niektóre znajdę odpowiedź w następnym rozdziale. ♥
    Znalazłam taki mały błąd: "Niewerbalną Alochomorą otworzył drzwi z łomocącym sercem." -> "Niewerbalną Alohomorą (...)' ;)
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Mrs Black ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, czy z Draco coś się stanie zostanie tylko i wyłącznie moją tajemnicą, bynajmniej do czasu :) Zadbam o to, aby pojawiła się odpowiedź na Twoje pytania :)
      Za wskazanie błędu dziękuję z całego serca! Zdarza mi się przeoczyć niejeden zapewne :)

      Wena się bardzo przyda, dziękuję za opinię <3

      Usuń
  2. No taką długość to ja rozumiem ;D rozpuscisz mnie, a potem będziesz musiała po 20 stron na rozdział pisać, zobaczysz ;)

    Kto tam mataczył ze wspomnieniami, co? Przyznawać się, ale to już!

    Nooo Czarny Pan przechodzi samego siebie dając się wykiwać zajączkiem ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz sobie marudzić ile chcesz, ale i tak Cię nie rozpuszczę do tego stopnia, moja Droga :D Kto mataczył? Słodka tajemnica, póki co :)
      Sprawa z zajączkiem też powinna się niedługo wyjaśnić. :)

      Usuń
  3. Prawie podskoczyłam na krześle, jak zobaczyłam, że jest nowy rozdział. Ale wiesz zawiodłam się. Czemu tak krótko? :D Dla mnie chyba i 30 stron będzie za mało. Zwłaszcza, że popłakałam się (naprawdę!) przy czytaniu o wspomnieniach rodziców Hermiony. Ciekawa jestem, co Granger będzie pamiętać po przebudzeniu :) A i zapraszam do siebie, wrzuciłam nowy rozdział ;)

    Pozdrawiam,
    Dimi

    halfofdimi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny, kolejna :D Niedosyt to chyba pozytywne uczucie, jednak dziesięć stron to i tak dużo jak na moje możliwości :) Naprawdę poleciały Ci łzy? Ojej... nie chciałam nikogo doprowadzić do płaczu, ale cieszę się, że napisany przeze mnie tekst wywołuje tyle emocji :)
      Nadrobię zaległości u Ciebie tak szybko jak będę mogła. :)

      Usuń
  4. W końcu przeczytałam! :D Bardzo przepraszam, że tyle to trwało, ale dopadł mnie zupełny brak czasu na wszystko :C Przechodząc już do opowiadania. Kocham, kocham, kocham! Na początku czytało się bardzo lekko i miło, a potem w końcu zrobiło się mroczniej i brutalniej. Co jak co, ale właśnie to tygryski lubią najbardziej. Snape jest po prostu cudowny :3 Czekam na więcej, pisz szybko, skoro masz na czym! :D
    Pozdrawiam i życzę weny
    Nieumiejąca pisać długich komentarzy:
    ~Mary :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za napad polonistycznego gestapo, ale zauważyłam, że dwa razy pomyliłaś 'przynajmniej' z 'bynajmniej', to taka uwaga na przyszłość :)

      Usuń
    2. Rozumiem to doskonale, sama teraz odczuwam totalny brak czasu na cokolwiek, strasznie dużo się dzieje. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Ci się podoba! Jeny, skaczę z radości po prostu! Snape - u Ciebie jest zupełnie inny i zastanawiałam się, jak na niego zareagujesz, ale widzę, że niepotrzebnie się czegokolwiek obawiałam. :)
      Napady polonistycznego gestapo są jak najbardziej wskazane! Będę zwracać uwagę na "przynajmniej" i "bynajmniej" - zawsze miałam z tym problem.

      Usuń
  5. Heeeej-ho!
    Masz nominację! Do Liebster Blog Award!
    U mnie masz więcej informacji :)

    www.byc-kochanym.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie przeczytałam całość i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba :) Draco grający na gitarze?! <3 <3 <3 o losie, marzenie! sama zajmuję się muzyką, więc od początku mnie urzekłaś! no i ogółem, historia wciągająca, czekam na dalszy ciąg!
    no proszę, studia? życzę powodzenia z przeprowadzką póki co ;)
    dziękuję za odwiedziny u mnie, naprawdę cieszę się, że zostawiłaś swój komentarz i mogłam "odkryć" Twojego bloga :)
    Pozdrawiam, R. :) (needyoudramione.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak, Draco i gitara - od tego zaczął się pomysł w ogóle na tę opowieść :) Strasznie się cieszę, że jesteś zachwycona!
      Nie masz za co dziękować :) Ja Twoją opowieść też będę śledzić! :)

      Usuń
  7. Twój blog jest świetny :) Obiecałam ,że zacznę komentować i zamierzam dotrzymać obietnicy.
    Co do rozdziału to bardzo mnie zaskoczył. Pozytywnie oczywiście :D W niektórych momentach ciężko się czyta ,bo piszesz strasznie ciężko ,ale można się przyzwyczaić :)
    IIIII JEEEEEEJ XD Draco uzdrowił Hermę ( Graup MODE ON) XD
    I to granie na gitarze i wgl...No cudo <3
    Czekam na rozdział ;*
    NXX
    niewybaczalny-anotherstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, cieszę się, że w końcu widzę Twój ślad u mnie, kochana :) Strasznie cieszę się, że zaskakuję, że się podoba! :)

      Usuń
  8. Czy to dziwne, że zrobiło mi się szkoda zająca?...
    Malfoy ma coraz więcej ludzkich uczuć, to dziwne, ale jednak przyjemne. No i cieszę się, że odratował Hermionę, mam tylko nadzieję, że jemu nic nie będzie.

    OdpowiedzUsuń