wtorek, 28 czerwca 2016

Czternaście

Hermiona siedziała na podłodze, zakopana między wielkimi tomiszczami książek – zarówno tych zdobytych legalnie jak i tych, które jej, jako uczennicy Hogwartu, nigdy nie powinny wpaść w ręce. Gdy pakowała walizkę na koniec klasy szóstej za pomocą „Accio” przywołała z biblioteki trzy książki o horkruksach z działu ksiąg zakazanych. Miała wyrzuty sumienia, że je zabiera, bo w końcu były własnością szkoły i żadna z książek nie powinna zostać wypożyczona na czas wakacji – choć przy normalnym wypożyczaniu egzemplarzy, które nie były zakazane Pani Pince robiła dla niej wyjątki nawet na ten okres. Obiecała sobie jednak, że zwróci je przy pierwszej okazji, jaka nadarzy się po wojnie. Mimo tego, że ani ona, ani Ron nie komunikowali się z Harrym od lipca oboje byli już świadomi tego, że nie wrócą do szkoły. Decyzja z ust Wybrańca jeszcze nie została wypowiedziana na głos, ale wiedzieli, że czas przestać żyć złudzeniami – nie wrócą. I choć Bliznowaty nie nalegał na to, żeby mu towarzyszyli – ba, za każdym razem gdy schodzili na ten temat zniechęcał ich zapewniając, że poradzi sobie sam – ani Ron, ani Hermiona nie mieli zamiaru go zostawić samego z tym wszystkim.

Brązowooka rzuciła dwie kolejne książki na stosik stojący skrajnie po lewej stronie, czyli ten „do wzięcia priorytetowo”. Pakowała się już od kilkunastu dni, gdzie parę niezbędnych rzeczy wrzuciła do walizki już wtedy, gdy pakowała się do Aleksandrii – tak na wszelki wypadek. Raz na jakiś czas Ron starał się donosić jej sprzęty i ubrania, które widniały na jej listach, a jeszcze nie były spakowane. Gryfonka pokiwała głową, sięgając po podręcznik eliksirów dla zaawansowanych. Doczekała się czasów, w których przekroczenie progu jej ukochanej szkoły wiązałoby się z oddaniem się w ręce śmierciożerców – i ku jej zdziwieniu – określenie „śmierciożerców” nie było równoznaczne z osobą Severusa Snape'a. Cóż, niestety wiedziała o tym tylko ona i...

Malfoy.


Kilka razy przyszła jej do głowy myśl, że bardzo by się im przydał, jednak sama nie odważy się wtajemniczyć go ani w horkruksy, ani w całą tę wyprawę. Harry by jej nie wybaczył, gdyby cokolwiek mu powiedziała. I nie zrobi tego, ale... Kurczę, ten przeklęty Ślizgon był czarnomagiczną encyklopedią na nogach, znał tę magię od dzieciaka, szkolił go mistrz w tej dziedzinie – mistrz, który musiał nauczyć podstaw również ją, z przymusu bo z przymusu, ale podstawy znała. Tylko co dają jej podstawy przy latach nauki Dracona? Przecież ten blondyn potrafi zdziałać cuda, czarna magia jest dla niego tak prosta jak dla Harry'ego rzucenie patronusa (i wcale nie przemawia teraz przez nią zazdrość). Zna mnóstwo eliksirów, zaklęć uzdrawiających, klątw, o których ona zapewne nigdy nawet nie czytała, nie słyszała, nie miała pojęcia o ich istnieniu, wiele z nich zapewne jest autorstwa Snape'a... Gdyby chłopcy wiedzieli jak bardzo mógłby się im przydać ten arystokratyczny dupek...

Westchnęła głęboko.

Na Merlina, niezależnie od tego, jak bardzo Dracon się zmienił, jak bardzo się stara nikomu nie wchodzić w paradę i nie rzucać wyzwiskami na prawo i lewo, niezależnie nawet od złożonej wieczystej przysięgi przed McGonagall i tego, że uratował jej życie Harry Potter nigdy nie zaufa Malfoyowi, zwłaszcza jeśli gra toczy się o misję jego życia, którą pozostawił mu do wykonania Dumbledore.

Chyba, że zarówno Ron jak i Harry dowiedzą się co tak naprawdę wydarzyło się w Aleksandrii i w lochach Hogwartu.

Odłożyła ostatnią książkę na odpowiedni stosik. Musiała mieć zajęcie, nawet, gdyby miała przekładać te książki z miejsca na miejsce miliony razy. To sprawiało, że nie rozpamiętywała rzeczy, które musiała teraz zaakceptować. Musiała zaakceptować stratę rodziców, stratę części siebie i tę przeklętą więź z Malfoyem – to, że musi być cały czas czujna i pilnować inkantacji wplecionej w jej podświadomość. I choć akceptacja, a koszmary nocne to dwie różne rzeczy to na akceptację przynajmniej miała wpływ. No bo jak ma powiedzieć Ronowi i Harry'emu, że przez to, że jest ich przyjaciółką została brutalnie zgwałcona przez obcego faceta i przeklęta na milion sposobów przez Voldemorta, że Malfoy nie raz widział ją nago, że ocalił ją wraz z zabójcą Dumbledore'a, który mimo tego, że zrobił to, co zrobił wcale nie jest takim sukinsynem, za jakiego wszyscy go mają... Że nauczyła się podstaw czarnej magii i, że mogą ją doprowadzić do nieprzytomności z bólu samą obecnością?

Nie może im powiedzieć. Jeszcze nie teraz.

Teraz musi się skupić na przeniesieniu Harry'ego do Nory. Poukłada zgromadzone książki i namiot przyniesiony przez Rona w magicznie powiększonej torebce i przygotuje się mentalnie na jutrzejszy wieczór. Powtórzy zaklęcia obronne, przejrzy listę raz jeszcze i... koce. Musi dopisać na listę koce i śpiwory. I milion innych rzeczy. Ma na to cały jutrzejszy dzień.







Draco otworzył oczy w środku nocy, wyrwany gwałtownie z głębokiego snu. Co do...? Strach. Zalało go ogromne przerażenie. Zaczął nerwowo oddychać uświadamiając sobie po chwili, że to uczucie nie należy do niego. Nadęty arystokrata w jego głowie zapienił się ze złości, że cholerna Gryfonka nie potrafi opanować rozchwianych emocji i przez to on nie może spać. Dracon – dobry śmierciożerca, jak to pieszczotliwie ujął w obecności Billa, wstał z łóżka, zarzucił na koszulkę swój wełniany sweter, na bieliznę naciągnął ciemne, dresowe spodnie i ruszył w kierunku źródła jego bezsenności. Nie, żeby się martwił, czy coś... On się nie martwi. Zwłaszcza o nią. Po prostu nie może spać.

Uchylił drzwi i rozejrzał się po korytarzu. Żadnego śladu życia, musiało być w okolicy trzeciej nad ranem. Zrobił krok do przodu i zamykając za sobą drzwi niemal bezszelestnie przeklął w duchu wszystkie skrzypiące deski w tym domu. Jeden, dwa... Trzy kroki w lewo i stał przed drzwiami pokoju Gryfonki. Płacz i szloch usłyszał już przez ścianę. Przez moment instynkt kazał mu nie dotykać klamki i zdjąć osłonę, którą normalnie on sam krótkim zaklęciem rzucał na drzwi, jednak potrzebował chwili, żeby uświadomić sobie, że Granger jest w domu pełnym ludzi, którzy ją kochają i ona nie ma takiej potrzeby. Westchnął cicho czując, jak strach narasta. Cicho wślizgnął się do pokoju Gryfonki i... zamarł, po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich godzin.

Spała. Nadal spała, choć zasmarkała całą poduszkę i rzucała się jak opętana z boku na bok.

Koszmary.

Dracon nie bardzo wiedział co może zrobić. Czuł jej panikę i przerażenie, ale wiedział też, że nie może jej gwałtownie obudzić, bo dostanie prawym sierpowym. I chociaż już nie raz zapłakała i usyfiła mu niejedną koszulę, gdy uspokajał ją, próbując okiełznać jej emocje to nadal czuł się jak idiota, próbując do niej dotrzeć.

Podszedł do łóżka i ukucnął przed nią. Ujął jej twarz w obie dłonie i kciukiem prawej ręki zaczął głaskać jej policzek, ograniczając jej tym samym ruchomość głowy, która jeszcze przed momentem obracała się to w jedną, to w drugą stronę w chaosie.
- Granger, otwórz oczy – pochylając się nad nią podniósł ton głosu ponad szept. Efektem było to, że zaczęła mocniej płakać, jakby jego dotyk pokrywał się z jej koszmarami, choć przestała się miotać na prawo i lewo. Jej mięśnie zaczęły się spinać, jakby broniła się przed czymś panicznie.

Blondyn westchnął.

- Cholera.

Czas na zmianę taktyki. Ze zdziwieniem stwierdził, że chociaż bilans osmarkanych przez Gryfonkę koszul, gdy on sam trzymał ją w ramionach jest dla niego tragicznie dodatni to jego mentalność nie buntowała się tak mocno jak poprzednimi razy, gdy postanowiał interweniować w podobny sposób. Nie myśląc zbyt wiele o tym, co robi – w końcu był na wpół zaspany i rozchwiany emocjonalnie z winy tej dziewuchy – ściągnął z niej kołdrę jednym ruchem i położył się obok. Przycisnął do siebie wierzgającą nogami Hermionę unieruchamiając ją w jednej pozycji i przyciskając jej twarz do swojej klatki piersiowej.

- No już, oddychaj, Granger, uspokój się...

Jego dłoń wylądowała na jej włosach, co pomogło jej rozluźnić spięte mięśnie. Zaczęła łykać powietrze niemiarowo, wybudzając się. Nie wiedział czy ma się bać tego, że zaraz dostanie po pysku, tego, że sobie coś pomyśli czy tego, że ktokolwiek się o tym dowie.

- Draco...? - Wyszeptała ledwo słyszalnie panicznym głosem. Rzadko wymawiała jego imię. I choć nadal nie nauczył się tego, jak na nie reagować to nie przyznawał się przed sobą, że podoba mu się ten dźwięk.

- Granger, powinnaś zacząć wrzeszczeć i dać mi po ryju... - odszepnął w stronę burzy brązowych loków, mimowolnie podnosząc jedną brew do góry.

- Ale wiedziałam, że to ty...

- Niby skąd?

Ich szepty zawisły w powietrzu na dłuższą chwilę. Ślizgon czuł, jak jego własny stan emocjonalny wraca do normy i jak władzę nad nim przejmuje senność. Odgarnął włosy z czoła Gryfonki i dojrzał, że z nią jest podobnie. Nie byłby Ślizgonem, gdyby nie wykorzystał tego, że tak senna i nieprzytomna Hermiona będzie mu odpowiadać bez filtracji słów drogą mózgową.

- Skąd wiedziałaś, że to ja, Granger?

Jego szept był cichy i przeznaczony tylko dla jej ucha.

- Tylko ty tak cudownie pachniesz...

Ironiczny uśmieszek wpełzł na jego twarz, a potem zamknęły mu się oczy.







Obudził się, gdy pierwsze promienie wschodzącego słońca zaczęły wpadać przez otwarte okno pokoju Hermiony. W pierwszym odruchu nie wiedział gdzie jest i chciał sięgnąć po różdżkę, jednak gwałtowny ruch uniemożliwiła mu obejmująca go w pasie ręka Granger. Po krótkiej retrospekcji uśmiechnął się sam do siebie w ten typowy, malfoyowy sposób i powoli wyplątał się z objęć Gryfonki. Bezszelestnie podszedł do jej biurka i piórem naskrobał kilka słów na skrawku pergaminu, który zostawił tam, gdzie sam przed chwilą leżał.

Potem wrócił do siebie i stwierdzając, że zdecydowanie się nie wyspał położył się do własnego łóżka jeszcze na dwie godziny. A zasypiając nadal czuł łaskotanie jej kłaków na swoim nosie.







Obudziła się, przeciągając się jak kotka z zamkniętymi oczami. Słońce było już wysoko i czuła ciepło promieni na swojej twarzy. Rozchyliła leniwie powieki, odgarniając swoje kręcone włosy, które łaskotały jej nos. Noc minęła zadziwiająco spokojnie, w porównaniu do wszystkich ostatnich...

Hermiona, przeciągając się po raz kolejny, rozejrzała się po swoim pokoju i zamarła.
Karteczka.
Na poduszce.
Wiedziała, że z reguły śpi jak zabita, ale pamiętałaby, gdyby ktoś wchodził w nocy do jej pokoju.
Karteczka.
Kilkanaście centymetrów od jej twarzy.
I ona tego nie poczuła – na Merlina, gdzie się podział jej instynkt samozachowawczy?
Na kawałku pergaminu jedno zdanie.


„Następnym razem nie wsadzaj mi swoich osmarkanych kłaków do nosa, bo będę cudownie pachniał na odległość, Granger.”

Jej źrenice rozszerzyły się w szoku. Najwyraźniej miała koszmar w nocy. Tak tragiczny, że obudziła Ślizgona. A on..? A on z nią spał?!

Gryfonka starała się powściągnąć emocje. Może po prostu to podrzucił po złości? To Malfoy, zawsze lubił takie dziecinne zagrywki – wszystko po to, żeby ją wściec i zawstydzić. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Zamknęła oczy i leżąc analizowała wszystko jeszcze raz. Dziecinne zagrywki odpadają – to wojna, a nie drugi rok w szkole. To czas decyzji podejmowanych kosztem czyjegoś życia, nawet tych najdrobniejszych decyzji... Po co przyszedł nawet jeśli płakała? Nawet jeśli czuł jej strach? Jak często to robił, skoro tam na wzgórzu spytał, czy znów nie może spać w nocy? Miliony pytań i żal do samej siebie o to, że nie wie, bo nic nie pamięta. Nie dlatego, że ktoś rzucił na nią klątwę, tylko dlatego, że była tak zmęczona, że nie pamięta.
I wtedy to poczuła.
Poduszka w miejscu karteczki pachniała Draconem. Nie była pewna skąd to wie, ale po prostu to wiedziała.

A skoro kartka nie kłamała i ona sama nie wie, co zaszło tej nocy – przecież nigdy by mu nie powiedziała że cudownie pachnie, co za idiota – to musi zaakceptować to, co się wydarzyło. Co nie znaczy, że musiała się z tym pogodzić.
Podniosła się z łóżka tak szybko, że przez chwilę zakręciło jej się w głowie. Podbiegła do biurka, napisała na kolejnym małym kawałeczku pergaminu krótkie zdanie, jednym machnięciem różdżki wysłała je do pokoju obok i, nadal niedowierzając i buntując się sama przed sobą poszła pod prysznic.






Na biurku blondwłosego arystokraty wylądował mały świstek pergaminu w chwili, w której spokojnie zapinał guziki od jednej ze swoich ulubionych koszul. Podszedł do biurka i rozpoznał charakter pisma Gryfonki zza ściany.

„To TY mi wlazłeś do łóżka, Malfoy.”

Sam nie wiedział dlaczego zamiast się zezłościć tylko podniósł jedną brew w górę i uśmiechnął się pod nosem.

- I więcej nie popełnię tego błędu, Granger, nigdy więcej... - mruknął sam do siebie.







Hermiona czuła, że ten dzień nie będzie dobry. Wróciła do swojego pokoju po śniadaniu, była na nogach zaledwie dwie godziny i już zdążyła odbyć dwie poważne rozmowy: z panią Weasley o tym, czy Ginny powinna wziąć udział w akcji dziś w nocy i z Billem o tym, czy Fleur nie powinna jednak dziś zostać w Norze. Traktowali ją jak osobę, która zawsze ma racjonalne wytłumaczenie na wszystko i za razem jako tę, która swoją empatią i młością potrafiła wczuć się w sytuację każdego z domowników. Ledwie zdążyła usiąść na podłodze między stosami książek, aby kontynuować pakowanie, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Machnęła zwinnie różdżką, zostawiając wokół siebie zaledwie kilka niewinnych pozycji – zaklęcie kameleona bardzo jej się przydawało w domu pełnym ludzi, którzy mieli tendencję do zaglądania do niej nad wyraz często, zwłaszcza w ciągu ostatnich dni.

- Proszę.

Drzwi uchyliły się, a w nich stanął Alastor Moody.

- Hermiono, masz chwilę, żeby porozmawiać? - Nie spodziewała się tego, ale w odpowiedzi kiwnęła szybko głową. Moody rozejrzał się po jej malutkim pokoju, podszedł do okna, a następnie zaczął machać różdżką jak opętany w stronę drzwi, ścian i podwórka.

- To, co Ci teraz powiem musi pozostać tylko między nami, rozumiesz? - Spojrzał Gryfonce w oczy, po czym przysunął sobie krzesło, aby usiąść naprzeciwko niej. Nałożone na jej cztery ściany środki bezpieczeństwa przez Moody'ego utwierdzały ją w tym, że to będzie kolejna trudna rozmowa.

- O co cho...?

- Granger, jesteś jedyną osobą w tym domu, która wie, jak bardzo może się nam przydać Malfoy.

Hermionę zatkało. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale nie tego, że Szalonooki przyjdzie do niej rozmawiać o Ślizgonie. Na jej twarz mimowolnie wpełzły rumieńce, gdy przypomniała sobie poranne pergaminy.

- Szalonooki, ale nie wiem o co konkretnie Ci...

- Daj mi skończyć, Hermiono.

Westchnęła.

- Draco Malfoy jest trupem, gdy wpadnie w ręce śmierciożerców. Doskonale wiemy, że nawet z dzisiejszej nocy może już nie wrócić, a...

- Malfoy będzie w nocnej eskorcie Harry'ego dzisiaj?

- A co Ty myślałaś? Miota zaklęciami lepiej niż niejeden Weasley w tym domu, oczywiście że będzie.

- Ale...

- Granger, nie po to tu przyszedłem. Malfoy z nami leci i finito. Jeśli wszyscy wrócimy w komplecie dziś w nocy to musisz wiedzieć, że wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, gdzie leży Nora. Zaklęcia McGonagall, moje i innych najlepszych aurorów są silne, ale oboje wiemy, że w razie oblężenia szanse są marne. Jeśli coś podobnego będzie miało miejsce, a zmienia się tak wiele, że może się to stać w każdej chwili... On nie wyjdzie żywy poza Norę. Sam.

Nadal patrzyła w zdrowe oko mężczyzny, którego zawsze podziwiała za inteligencję i umiejętności. Przerażało ją to, że wie, do czego dąży w tej rozmowie.

- Rozumiesz, prawda? On się nam nie przyda. Nie tu. Ale dla was...

Machnął krótko ręką, zdejmując jej zaklęcie kameleona i tym samym odsłaniając stosy zakazanych i podejrzanych ksiąg znajdujących się w pomieszczeniu.

-... może być bezcenny, cokolwiek planujecie, Granger...
To zdanie zawisło między nimi i zdawało się rozbrzmiewać echem. Hermiona pozwoliła sobie na spojrzenie na czarnomagiczne woluminy, jakie udało jej się znaleźć. Poczuła się trochę jak mała dziewczynka przyłapana na czymś, czego nie wolno jej robić. Wiedza w nich zawarta w tych książkach w porównaniu do tego, co wie Dracon...

- Moody, ale Harry...

- Potter zachowuje się jak idiota, dopóki nie wytłumaczy się mu pewnych rzeczy jak krowie na rowie. O Weasleyu nie wspomnę. - Hermiona prychnęła. - Tylko ty będziesz w stanie ich przekonać, Hermiono. I niezależnie od tego, co się wydarzyło między tobą a Malfoyem oni zrozumieją. Nie macie czasu na długie rozmyślania. To jest proste – on ma większe szanse, że przeżyje, a wy macie pomoc nie tylko w jego wiedzy na temat samych śmierciożerców.

Sztuczne oko Moody'ego zawirowało dziko, gdy podniósł się z krzesła i spojrzał na nią po raz ostatni. Jednym ruchem różdżki rzucił ponownie zaklęcie kameleona na ukryte poprzednio przez brunetkę książki i zdjął część osłon pokoju.

- Zrób to, Granger. Wiesz, że to najlepsza opcja, jaka istnieje.

Gdy auror zamknął za sobą drzwi Gryfonka zamknęła oczy i westchnęła głęboko. Jak ona, niby, ma to zrobić bez ofiar w ludziach?







- Weasley, totalnie nie możesz się skupić...

- Tak, wiem.

- Piszemy pieśń twojego życia na cześć twojej blond dziewicy.

- Tak, wiem. I Fleur nie jest dziewicą.

- Nie interesuje mnie to. 

- Tak, wiem.

Dracon westchnął zrezygnowany i rzucił ołówkiem w stronę niczemu winnej podłogi. Siedzieli razem tak już od godziny i nic nie potrafili skleić. Nie, żeby jego wena nie miała się dobrze i nie, żeby brakowało mu umiejętności – on nadal był w tym perfekcjonistą, tylko dziś nie był dobry wieczór na dogadywanie tekstu utworu miłosnego. Weasley był za bardzo rozproszony tym, że już w nocy odbędzie się „akcja Potter”, czyli przetransportowanie Wybrańca do Nory i, oczywiście, istniało ryzyko, że nie wszyscy wrócą w jednym kawałku. On sam starał się nie rozmyślać o tym, co usłyszał niespełna dwadzieścia godzin temu z pokoju obok.

„Ron, zamierzasz wybrać się na poszukiwania horkruksów w letnich szortach i spać pod szałasem z gałęzi?”

Horkruksów.

Horkruksów Voldemorta.

Voldemort stworzył horkruksy.


- Ty też mnie dziś nie słuchasz – wytknął Ślizgonowi rudowłosy wpatrując się w niego od dłuższej chwili. Dracon zaśmiał się pod nosem ironicznie i dał sobie chwilę na pociągnięcie łyka whiskey ze swojej ozdobnej szklanki.

- To nie tak, że ja Cię nie słucham, Weasley... Ja nie bardzo wiem co Ty chcesz mi powiedzieć. A właściwie co chcesz powiedzieć tej twojej blond francuzce.

Starał się zmienić temat swoich rozmyślań nieco nieudolnie. Spychał na bok myśli o czarnomagicznych umiejętnościach Czarnego Pana, licząc, że dzisiejsze przygotowania do ceremonii ślubnej z panem młodym pomogą mu się skupić na tym, co zadzieje się w nocy. Nie mógł być tak rozkojarzony – rozkojarzony śmierciożerca to martwy śmierciożerca. Tutaj nic się nie zmienia. Kilka razy w ciągu ostatnich kilku godzin bolało go lewe przedramię – wiedział, co to znaczy. Węża Morda coś szykował, dziwnym trafem akurat dzisiaj. Nie omieszkał porozmawiać o tym z Alasorem Moody'm, oczywiście, choć nie przyszło mu to łatwo. Ostatecznie rozmwiązanie było takie, że on sam też weźmie udział w akcji, a ponieważ wolałby przeżyć to musi się skupić na tym, co ma do zrobienia.

- Weasley, jeszcze raz. Co ty właściwie... - Zaczął raz jeszcze tę samą śpiewkę w stronę rudego, który znów totalnie nie skupiał się na tym, co mieli robić.

- Wiesz, czego się najbardziej boję...? - Zapytał rudy pół-szeptem, nieprzytomnie patrząc w ścianę.
- Że Twoje dzieci będą rude?

- Że Fleur może się coś dziś stać... Nie przeżyłbym tego...

Och, więc to go dręczyło.

- Weasley, Delacour to duża dziewczynka. Umie przekląć porządnie, obroni siebie, nic się...

- Tu nie o to chodzi, Malfoy.

- To o co?

- To tak, jakby cały twój świat w jednej sekundzie miał się skończyć. Nie dlatego, że mogłaby zginąć tuż przed ślubem, ale dlatego, że mogłaby zginąć w ogóle. To jest wojna. Nawet, jeśli jestem pewien jej umiejętności to nie ręczę za umiejętności innych. Tu wystarczy chwila nieuwagi, lekko odchylona różdżka, chwila paniki, a czasem po prostu zwykły pech... Zwykły pech miałby zadecydować o tym, że stracę najpiękniejszą część siebie bezpowrotnie...

Zapadła między nimi cisza.

- Wiesz... To absurd... - zaczął znów Weasley. - Kochać kogoś tak, że wiesz, że nie chcesz spędzić reszty życia bez tej osoby, bo nie będziesz w stanie normalnie funkcjonować przez bolące serce, a stracić tę osobę przez to, że nie umie usiedzieć w spokoju na dupie. Ona jest więcej niż przyszłą żoną, ona jest tym, co daje mi siłę, tylko dzięki niej się uśmiecham w tych popieprzonych czasach...
Malfoy dyskretnie zapisał trzy linijki ołówkiem na pergaminie, nadal nie zamierzając przerywać Weasleyowi. Nie czuł tego co on jeszcze nigdy, ale przypływ jego emocji pozwalał mu na robienie tego, po co tu przyszli.

- Co najbardziej w niej lubisz? - Spytał cicho. Wiedział, że pytanie jest banalne, ale Bill w przypływie szczerego słowotoku odpowie na nie w sposób, jaki jest mu potrzebny.

- To, że nadal głupio nie wierzy w komplementy, jakie jej mówię, myśląc, że nie mam racji. To, jak chodzi rozczochrana, a tak naprawdę każdy jej włos układa się idealnie. To, jak się śmieje, chociaż ona tego nienawidzi...

Zakochani to idioci – tak kiedyś myślał. I jak słuchał tego bełkotania z ironicznym uśmiechem na twarzy to czuł, że póki co nie zmieni zdania.

- Wiesz, jak patrzę na nią to wiem, że co by się nie działo nic więcej nie jest mi potrzebne, byleby była obok...

To uczucie znał. Zawsze odnosił je do swojej matki. Tyle, że to inny rodzaj przywiązania, choć nadal wiedział, o co chodzi.

- Jest jaka jest. I to jest najpiękniejsze.

- Nic byś w niej nie zmienił?

- Nic. Nawet, jeśli wrzeszczy na mnie po francusku jak jest wściekła.

Draco prychnął. Zakochani to nadal idioci, ale ten debil koło niego był w tym uczuciu tak szczery, że Ślizgonowi przebiegło przez myśl, że jeśli kiedykolwiek miałby kochać to tylko w ten sposób.

- Dobra, Weasley. Zostaw mnie samego i daj mi to skleić w całość.

Bill ze zdziwieniem spojrzał na kilka kartek pergaminu zapisanych odręcznymi notatkami blondyna. Nie zarejestrował kiedy chłopak notował jego słowa wyrywkowo.

- Notowałeś to? Serio? - Rudy roześmiał się, odstawił szklankę po whiskey na blat biurka i na odchodne, przed zamknięciem za sobą drzwi rzucił tylko:

- Myślałem, że tylko Miona w tym domu ma zboczenie notowania wszystkiego – zaśmiał się rudy, nawet nie patrząc w jego stronę.

- No w chuj śmieszne, Weasley, w chuj śmieszne – rzucił ironicznie w stronę drzwi, sam do siebie.





Nie wiem, czy mi się podoba. Nie wiem, czy taki miał być. Muszę przebrnąć przez kilka rozdziałów, zanim zacznie się ta akcja, której pisania nie mogę się doczekać.

Próbuję ogarniać swoje życie.
Dopiero zaczynam, ale widoki są niezłe.

Wasza,
P.N.

9 komentarzy:

  1. Myślałam, że już nie wrócisz i nie wiem jak bym to zniosła, bo chce zobaczyć reakcje Potterka na Draco. Kocham to opowiadanie.
    PS Czy się przewidziałam i Hermiona myślała o Harrym per Bliznowaty? A czy to nie w ten sposób wyrażał się obraźliwie i złośliwie pewiem D.Malfoy? :D
    Pozdrawiam J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej wreszcie! Tesknilam ogromnie za tym, co wychodzi spod twojej ręki.. cieszę się,ze wreszcie dodalas rozdzial:)
    Co do niego, cudowny odcinek. Jak na mnie jednak trochę zbyt mało.. Hermiony i Malfoya razem. Chociaż w sumie tak bardzo lubię opowieści o nich razem, że mi zawsze jest ich mało.
    Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział:D Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. LGDBfuehfiushbfAEI:GHu;oEAPWGbesO:UBGzgryiu;wgteiu;hweu;gohwghgrithersithwiothwoiyhrkfjerioyherohjgiorhyyiuht;oiheihewhgierhti;oewahuhgirwfjioshru34yr095u7nghioewfhgdrxy













    srjlbgfvszbgzsjbgskjzgbzrjdkgfk;gihriughu;othwrughjzrskdbgiushfiuesfhesiGHiuzrsghriuO:uethewithilerry





    Czytaj: Mam problem ze znalezieniem swój, by określić to co czuję. Boże! Moje filsy!
    Nadszedł ten moment, gdy jeden z moich wymyślonych scenariuszy się spełnia i właściwie to mogę umierać. Ta noc.... <3 Boże, kocham! Idealnie! I-D-E-A-L-N-I-E!!!
    Relationship Draco-Bill <3
    co jeszcze???
    A! Kochamy Alastora! Normalnie kolejny Dramione shipper!
    Wolałabym, żeby Hermiona nie mówiła Harry'emmu i Ronowi co się jej przytrafiło. Wolałabym, żeby to była tajemnica.

    Co do Ciebie, wspaniała autorko. Niezmiernie cieszę się, że żyjesz. Niezmiernie. Bardzo, bardzo. I nie odchodź, błagam. Ty i twoje opowiadanie rozjaśniacie mój dzień. Jesteście moim kochanym narkotykiem.

    <3<3<3

    P.S. Spodziewaj się więcej komentarzy, bo pewnie o czymś zapomniałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I możliwe, że nie pamiętasz, ale to ja, Twoja creepy fanka, która spamuje Ci komentarzami pod niemal każdym rozdziałem, wcześniej znana pod nazwą Mlikeme.

      Usuń
  4. kiedy kolejny rozdział??:) zaglądam tu codziennnie i juz nie moge sie doczekac na ciag dalszy:) blagam napisz cos, chociaz krotki rozdzialki zeby zlagodzic męki czytelników:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się że wróciłaś! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdzie jesteś? Wrócisz? Tęsknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie przestałam być, zwłaszcza tutaj. :)

      Wrócę. Zawsze wracam.

      Usuń
    2. Ale żyjesz jeszcze? Minął rok

      Usuń