czwartek, 18 września 2014

Osiem

      Widząc stan nieprzytomnej brunetki profesor Snape bez zbędnych słów oczyścił z fiolek, kociołków i na wpół pokrojonych składników swój ogromny drewniany blat, wcześniej zabezpieczając wszystko zaklęciem, aby nic się nie zmarnowało. Draco działając pod niemym poleceniem ułożył na nim Gryfonkę. W ułamku sekundy Severus stał nad nią z różdżką, mówiąc na głos długie inkantacje. Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka.
      Draco wiedział, że to nie jest dobry omen. Cokolwiek ten zasrany pierścień zrobił z Granger nie będzie łatwo usunąć ani jego, ani skutków jego noszenia. Zmarszczka między brwiami jego ojca chrzestnego pojawiała się albo w chwilach paraliżującego przerażenia, bólu, bądź strachu przed niewiedzą – więc bardzo rzadko. Przez te wszystkie lata, w których nauczył się czytać mimikę jego twarzy widział ją tylko raz. Na wieży astronomicznej, tamtej nocy. I doskonale wiedział, że nie chodzi o przerażenie, ani o niewiedzę. Miał ogromne wątpliwości przychodząc tu. Snape jest teraz uważany za zdrajcę zakonu, oszusta, który przez te wszystkie lata próbował tylko wkupić się w łaski dyrektora Hogwartu, żeby później zamordować go z zimną krwią. Nikt mu nie zaufa. Nikt poza... Draco. Blondyn sam do końca nie był pewien tego, czy powinien ufać człowiekowi, który rzucił Avadą w Dumbledore'a. Wiedział o wieczystej przysiędze, która miała go chronić. Wiedział, że dokończył „jego” dzieło, aby on sam nie był splamiony morderstwem. Ale wiedział też, że istnieje prawdopodobieństwo, że przychodząc tu oddaje siebie i brunetkę prosto w łapy Voldemorta. Za bardzo ryzykował i zdawał sobie z tego sprawę, ale... co innego mógł zrobić? Zostawić Granger, ażeby skonała w malowniczym Las Vegas?
- Rozbierz ją. - Przez chwilę Draconowi zdawało się, że się przesłyszał. Te dwa słowa dotarły do niego dopiero po chwili. Jednak Snape spojrzał na niego tylko stanowczym wzrokiem i niczym burza, wyszedł z pracowni, a za nim jego czarna peleryna. To było polecenie. A biorąc pod uwagę fakt, że gra toczy się na terytorium czarnej magii nie ma czasu do stracenia. Nie pozostało mu nic innego, jak posłuchać, mimo nieznośnych głosów protestu w głowie.
      Nie musiał robić zbyt wiele, wystarczyło odpiąć guziki koszuli nocnej dziewczyny. Uniósł ją lekko, pozbywając się białego materiału spod jej pleców. I oto była... tuż przed nim leżała blada, zauważalnie wychudzona w porównaniu do tego, jak prezentowała się na egipskiej plaży w bikini, drobna, naga i całkowicie bezbronna, umierająca Granger. Tylko ten ostatni przymiotnik powstrzymał go od lustrowania wzrokiem jej nagiego ciała. Dostrzegł przez ten moment jedynie to, że rany nadal się pogłębiają.
Snape wpadł z powrotem do pomieszczenia tak samo, jak z niego wyszedł – szybko, głośno i bez zapowiedzi. Rzucił okiem na dziewczynę i na bladego jak kreda młodego Malfoya.
- Zdajesz sobie sprawę, że w obecnej sytuacji... - wymownie skierował wzrok na Hermionę, gdy tylko Draco skupił się na słowach Severusa - …. nie będę zadawał wielu pytań. Potrzebuję jednak wiedzieć co dokładnie się stało. Każdy szczegół ratuje jej życie. Jeśli coś pominiesz to załóż, że już jest trupem, Draco.
Ta wizja wydała się Malfoyowi przerażająca. Zamknął oczy i wyciszył umysł, rozumiejąc kolejne polecenie ojca chrzestnego, tym razem wypowiedziane między wierszami.
- Już.
- Legilimens! - Blondyn poczuł nieprzyjemne uczucie obcej obecności w swojej głowie, jednak zrobił to, co musiał. Pokazywał obrazy, jedno po drugiem. Draco na plaży, Granger na plaży, Liam. Jego powrót do domku, scena w pokoju gościnnym, zakrwawiona Gryfonka. Na tym obrazie musiał skupić się dłużej. Święcący pierścień, wymazanie pamięci tego sukinsyna, przeniesienie ich na środek pustyni i... Draco w ogrodzie, wąchający róże swojej matki.
To ostatnie było wytworem jego wyobraźni. Nie zdradzi swojej jedynej bezpiecznej kryjówki, przecież...
- Draco, pokaż mi wszystko, albo ona zginie. Nie chcę wiedzieć gdzie byliście, tylko co się z nią działo! - Warknął pośpieszająco ostrym głosem Snape.
Gryfonka oglądająca swoje rany i bezmyślnie idąca do łazienki, niepytająca o różdżkę, zapominająca o bliskich, o Potterze. Każdy, nawet najmniejszy szczegół, każde jej słowo wypłynęło na powierzchnię jego myśli. Gryfonka w nocnym ataku histerii, jego śpiew, jej omdlenie. Teleportacja do Hogsmeade, zaklęcie kameleona, bieg w stronę zamku.
Snape wycofał się z jego umysłu nagle. Draco z zachłannością zaczerpnął powietrze do płuc. Penetrowanie czyjegoś mózgu nie było przyjemne – im dłużej trwało, tym bardziej miał ochotę zwymiotować. Nogi miał jak z waty i musiał uspokoić oddech, nim otworzył oczy i spojrzał na czarnowłosego czarodzieja. Jednak w momencie, w którym Snape już miał mu tłumaczyć w jaki sposób należy ratować Granger jego twarz wykrzywił grymas bólu. W tej samej chwili Draco zdusił w sobie krzyk.
Zarówno jego, jak i Snape'a paliło lewe przedramię.






- Nie zamierzasz się przed nim stawić. - Widząc minę blondyna stwierdził profesor.
- Nie.
Snape wypadł na minutę z pracowni, wracając przywdziany w czarne szaty śmierciożercy. Stanął naprzeciw młodego Malfoya, patrząc w jego oczy.
- Natniesz jej skórę wzdłuż mostka nożem rytualnym. Głęboko, na jedną ósmą stopy. Swój lewy i prawy nadgarstek natniesz pod kątem i płytko. Na ostrzu musi być jej krew. Ręce położysz na jej nacięciu, wcześniej swoją krwią skraplając pierścień. Trzy krople, nie więcej.
Severus podniósł obie ręce i przyłożył swoje dwa palce do skroni chłopaka. Patrząc mu głęboko w oczy, rzekł:
- Dimittite eum, ut maledicat solvere de sanguine eius , et sana animami.
Draco patrząc w oczy ojca chrzestnego powtarzał całą inkantację na głos, raz po raz za głosem Snape'a. Nie mieli czasu.
- Końcówkę mów szybciej, bardziej twardo.
Ostatnie kilka razy wypowiedział zaklęcie tak, jak brzmieć powinno, samodzielnie. W oczach Snape'a ukazał się przebłysk, który zawsze pojawiał się, gdy Draco zrobił coś szybko i bezbłędnie.
- Pamiętaj, żeby usiąść na czymś przed rozpoczęciem rytuału, bo nie ustoisz nawet dziesięciu minut. Powtarzaj inkantację, dopóki nie wrócę i Ci nie przerwę – ostatni raz spojrzał na kredowobiałą na twarzy Gryfonkę. Następnie chwytając maskę śmierciożercy i swoją różdżkę opuścił pracownię, ruszając przed bramę Hogwartu, skąd mógł się teleportować odpowiadając na wezwanie Czarnego Pana.





      Nie wiedział, ile to już trwało. Kilkanaście minut, trzy godziny czy wieczność? Skupiał swoje myśli tylko i wyłącznie na powtarzanej co kilka oddechów formułce, na tych skomplikowanych słowach w antycznym dla czarnoksiężników języku. Czuł, jak wraz z jego krwią uchodzi z niego energia, którą przelewa na brunetkę. Słabł. Nie był w stanie otworzyć mocno zaciśniętych powiek. Każdy, nawet najmniejszy impuls mógł go rozproszyć, co mogłoby być tragiczne w skutkach. Jego myśli utożsamiały się z jego krwią, która wnikała w ciało dziewczyny i przepływając przez ranę, łączyła się z jej krwią. Był swoją mocą, która oczyszczała każdą jej żyłę i krążyła w kierunku od ran do pierścienia, przez wszystkie jej naczynia krwionośne. Nie mógł sobie pozwolić na nieokiełznaną myśl czy wspomnienie. Sto procent precyzji, sto procent skupienia.
Na jego czole zalśnił pot. Ręce zaczęły drżeć. Walczył, żeby oddech pozostał równomierny i głęboki. Jego ciało zdawało się już nie rejestrować tego, że siedzi na drewnianym taborecie. Buntowało się.


Nie wytrzymasz już długo.


On sam nigdy nie przyznawał się do własnych słabości, nie miał tego w zwyczaju, ale głos w jego głowie uświadamiał mu nie raz, że nie jest niezniszczalny. Nie robił tego na co dzień zbyt często, przynajmniej za czasów arystokratycznego bycia i wyznawania ślepych ideałów ojca. Ale jeśli chodziło o czarną magię ten głos zawsze miał rację i należało brać go na poważnie. Tutaj nawet najmniejszy błąd może kosztować życie.
Poczuł, że cały drży z wysiłku. Upuścił już dużo krwi. Oznaczało to, że zbliżał się do kresu swojej wytrzymałości. Jego mięśnie spięły się, gdy poczuł znajomy uścisk ręki na swoim ramieniu.
- Zakończ rytuał jak zwykle – usłyszał za sobą cichy, zachrypnięty głos Severusa.
Włożył resztki sił i skupienia, jakie tylko mu pozostały, aby zrobić to sprawnie. Poczuł, jak krople potu wędrują po jego plecach. Rany na jego nadgarstkach zasklepiały się. Jeszcze chwila, jeszcze trochę...

- Gloria enim potentia, quae est principium et finis omniumii- wyszeptał, po czym całkowicie opadł z sił, przed oczami mając ciemność.





      On, Severus Snape, pseudo wierny sługa Czarnego Pana, zabójca najpotężniejszego czarodzieja obecnego wieku Albusa Dumbledore'a, ojciec chrzestny Dracona Lucjusza Malfoya pierwszy raz w życiu zwątpił w rozum swojego chrześniaka, gdy zobaczył go w progu własnych komnat w środku nocy z nieprzytomną Granger na rękach. Jak ten dzieciak mógł być tak bezmyślny? W Hogsmeade aż roi się od śmierciożerców. Hogwart nie jest pod ich obserwacją, jako że on, Severus Snape jest od niedawna Dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie i w tym miejscu ma wszystko pod kontrolą. Jak bardzo był głupi, skoro myślał, że wpadnie tu bez żadnych konsekwencji?
      Odmierzył odpowiednią ilość krwi jednorożca i mieszając zawartość kociołka w lewą stronę dodał ją do parującego eliksiru.
      Z drugiej strony tak ryzykowna decyzja musiała go wiele kosztować. Pomijając honor i dumę, które wystarczająco ucierpiały – Dracon zawsze polegał tylko na sobie a prośba o pomoc była dla niego kompromitującą ujmą. Gdyby zjawił się zaledwie piętnaście minut później z Granger nie byłoby kogo ratować. Skoro sam, mimo szerokiego zakresu umiejętności czarnomagicznych nie był w stanie rozpoznać klątw i stworzyć zaklęcia, które w jakikolwiek sposób poprawiłoby stan Gryfonki to jedyną osobą do której mógł przyjść był on sam, Severus. Nawet po ostatnich wydarzeniach. Był dumny z Draco. Od dziecka na polecenie Lucjusza był jego prywatnym nauczycielem. Znał go lepiej niż jego własny ojciec. Czarna magia nie była magią łatwą, jednak Draco od dzieciaka uczył się nadzwyczaj szybko. Stawiał przed nim wyzwania, owszem. Ale wczorajsza noc, świt... to była największa jak dotąd próba umiejętności chłopaka. Poradził sobie.
      Wspomnieniami wrócił do wymagań Lucjusza wobec swojego pierworodnego. Severus miał go uczyć czarnej magii po to, aby ten mógł krzywdzić mugoli, szlamy, półkrwistych, charłaków. Takie dostał wytyczne, słowo w słowo. Miał nauczać sztuczek, paskudnych klątw, tworzenia czarnomagicznych zaklęć. I zrobiłby to, gdyby nie dostrzegł nadziei w postawie dziesięcioletniego wtedy blondyna.


Patrzył na niego przenikliwym wzrokiem. Znajdowali się w pracowni Severusa, przed nim stał Draco w różdżką w ręce.
- Po prostu to zrób – rzekł do niego ostro, patrząc na kota zamkniętego w klatce między nimi. Zwierzę było przerażone – kładło uszy i syczało, próbując się bronić przed zagrożeniem. Przecież ta klątwa nie zabije kota bezpośrednio, jedynie na żywca połamie mu wszystkie kości.
- Nie. - Ręka dziecka zadrżała. - Nie chcę.
Oczy Severusa rozszerzyły się w zdziwieniu. Do tej pory nauka teorii, ruchów różdżką, inkantacji nie była problemem. Dracon potrafił rzucić zaklęcie na coś martwego, ale dziś Lucjusz kazał nauczycielowi iść krok dalej.
- Ojciec nie będzie pocieszony.
- Ale kota to zaboli...
- Podobno kot jest wart więcej niż mugol czy szlama, może mam tu kogoś przyprowadzić, wtedy łatwiej pójdzie? - Niebezpieczny błysk w oczach Draco oznajmił, że Snape uderzył w czuły punkt. Chłopak zastygł w przerażaniu, walcząc z samym sobą. Sapnął głośno i zaciskając mocno powieki, drążącą ręką rzucił na kota zaklęcie, wypowiadając niepewnym głosem krótką formułkę. Następnie otworzył szeroko oczy i obserwował, jak kończyny zwierzęcia wyginają się w nienaturalny sposób. Słyszał raz po raz trzask kości, miauczenie kocura pełne bólu i... coś w nim pękło. Mały chłopczyk podbiegł do klatki i szarpiąc metalowymi prętami próbował ją otworzyć – na próżno. Severus nie wierzył w to, co widział. Wyrzuty sumienia wręcz zżerały chłopaka żywcem. Spojrzał w górę, prosto w jego czarne oczy. Snape ujrzał szaro-niebieskie, zrozpaczone ślepia, które podchodziły łzami.
- Zrób coś... - wyjąkał błagalnie. - Uratuj go... Ja... ja nie chciałem...
Snape jednym ruchem różdżki odwrócił zaklęcie. Młody Malfoy, klęczący przy klatce obserwował, jak kości kota zrastają się i wracają na swoje miejsce. Uspokajał swój oddech i starał się opanować znienawidzone przez jego ojca emocje.
- Szlamy i charłaki nie są warte magii. Ale to nie znaczy, że nie są warte tego, żeby żyć... - wyszeptał Draco sam do siebie wpatrując się w rude stworzenie, machające niespokojnie ogonem.”


Po tamtym dniu dochodził do siebie tydzień. Każdy wieczór spędzał przy butelce Ognistej, próbując znaleźć rozwiązanie z zaistniałej sytuacji. Nie chciał zmuszać Dracona do praktykowania mrocznych zaklęć, ale wola jego ojca była niepodważalna. Jednocześnie musiał dbać o pozory i nie mógł zawieść Lucjusza. Pamiętał, jak za czasów pierwszej wojny sam zatracił się w czarnej magii, tej mrocznej czarnej magii, robiąc rzeczy, które do tej pory śniły mu się po nocach w najgorszych koszmarach. Nie chciał takiego losu dla Dracona. Po dziewiętnastej Ognistej Whiskey w tamtym tygodniu znalazł rozwiązanie.


Dziesięcioletni Dracon siedział naprzeciwko Severusa w jego komnatach. Dwa fotele ustawione naprzeciw siebie, przy kominku, w którym trzaskał ogień były niezbędne do przeprowadzenia tej niełatwej rozmowy.
- Draconie – zaczął – czy zdajesz sobie sprawę z tego, jakimi prawami rządzi się czarna magia?
- Żeby rzucić jakąkolwiek klątwę trzeba coś poświęcić. Im większą wartość ma dla nas ta rzecz, tym zaklęcie bądź klątwa czy urok ma większą moc. - Nie była to wyuczona na pamięć regułka lecz słowa Severusa, które przekazał chłopcu przy okazji pierwszego ich spotkania.
- Draco, czy wiesz, że każda magia ma dwa oblicza?
Blondynek spojrzał pytająco w oczy ojca chrzestnego. To, z jaką śmiałością to robił było z początku szokujące dla Snape'a, jednak przyzwyczaił się do odwagi chłopca. Nie była tylko oznaką ciekawości, ale również zaufania.
- Jak wiesz, rzucając zaklęcia różdżką czerpie się energię z jej rdzenia. Rdzeń sprzyja rzucaniu zaklęć „dobrych”, jednak jak wiesz istnieją również te „złe”, nazywane niewybaczalnymi. - Chłopiec wzdrygnął się. - Z czarną magią jest podobnie. Za każdym razem, gdy rzucasz klątwę na żywego człowieka, bądź tworzysz przedmiot, który ma go zabić sięgasz po tę „złą” czarną magię. Żeby cokolwiek z tych „złych” rzeczy zrobić musisz poświęcić coś, co ma największą wartość dla każdego człowieka.
- Czym jest ta rzecz?
- Duszą, Draco.
Zapadła między nimi cisza, którą przerywał tylko trzaskający w kominku ogień.
- Kiedy decydujesz się użyć „złej” magii – kontynuował Severus – decydujesz się również na poświęcenie swojej duszy. Działa to zarówno przy czarnej magii jak i przy zwykłych zaklęciach niewybaczalnych. Każda klątwa, zaklęcie rani twoją duszę. Dusza pęka. Bez możliwości sklejenia jej. Staje się krucha, nietrwała i pozostawia po sobie niewyobrażalny ból i cierpienie. Jednak – zmienił nieco ton głosu widząc przerażony wzrok dziecka – ten ból można zagłuszyć, gdy po raz kolejny sięga się po „złą” magię. Wtedy dochodzi do zatracenia. Czarodziej, który się tego dopuści jest zdolny poświęcać swoją duszę raz po raz, byle by tylko nie czuć cierpienia. Co więcej, zadawanie bólu zaczyna mu sprawiać przyjemność. Bardzo ciężko jest przestać i wrócić bez pomocy kogokolwiek. Z reguły taki człowiek jest już spisany na straty.
Znów zapadło milczenie.
- Wuju... ty byłeś takim człowiekiem?
- Byłem, Draco.
Chłopiec wpatrywał się w iskry, które tańcowały nad płomieniem. Zdawał się nad czymś intensywnie myśleć.
- Ale wróciłeś – rzekł nagle, jakby odkrył właśnie coś bardzo ważnego.
- Wróciłem, ale nie było to łatwe. Spójrz na mnie, Draco – chłopiec bez skrępowania spojrzał ponownie w czarne tęczówki Severusa – nie chcę takiego losu dla Ciebie. Znasz swojego ojca. Jednak to Tobie pozostawiam decyzję.
- Nie chcę się uczyć tej „złej” magii... - wyszeptał chłopiec po sekundzie milczenia. - Ale jeśli nie będę tego robił czeka mnie kara...
- I właśnie dlatego tu siedzimy. Draconie Lucjuszu Malfoyu, jest sposób na to byś uczył się czarnej magii bez ran na swojej duszy. Jak już mówiłem, gdy rzucasz zaklęcia czerpiąc energię z rdzenia różdżki masz wybór czy będzie ona „dobra” czy „zła”. Czarna magia rządzi się swoimi prawami, musisz to zapamiętać. Jednak to ty decydujesz w jaki sposób tę czarną magię wykorzystasz. „Zła” czarna magia wymaga najwyższej ceny – duszy. Ale czarną magię można wykorzystać dla dobrych celów. Owszem, nadal potrzebna jest ofiara. Ofiara krwi bądź ofiara mocy, jaka płynie w Twoich żyłach. W ten sposób nadal praktykujesz czarną magię, lecz tę „dobrą” czarną magię.
- Więc... - blondyn myślał bardzo intensywnie, wpatrując się w swojego ojca chrzestnego – jest coś takiego jak „dobra czarna magia”? To dość... nieprawdopodobne... Istnieje w ogóle jakiś czarodziej, który wykorzystuje ją do dobrych celów?
- Pierwszy z nich siedzi przed Tobą, chłopcze – dał dzieciakowi chwilę na oswojenie się z tym szokującym faktem. - Mogę i będę uczyć Cię czarnej magii. Nie obejdzie się bez paru obrzydliwych zaklęć, które udowodnią Twojemu ojcu, że faktycznie się jej uczysz. Jeśli jednak się zgodzisz większość danego nam czasu nauczę Cię wykorzystywać tę mroczną moc w inny sposób niż dotychczas była ona stosowana. Moc, która być może nie raz uratuje Twoje życie. Jeśli się na to zgodzisz wiedz, że z chwilą Twojego „tak” darzymy się największym zaufaniem. Nikomu nie możesz ufać w sprawie czarnej magii oprócz mnie. W zamian nauczę Cię tego, co sam potrafię i nad czym sam pracuję. Możesz przyjść z każdym najmniejszym pytaniem, formułą, wątpliwością, księgą. Jednak to, co naprawdę jest przedmiotem Twojej nauki musi pozostać tajemnicą. Z mojej strony również.
Chłopczyk, zdeterminowany, zacisnął dłonie w pięści. Nie zastanawiał się nad odpowiedzią, co jego ojciec od razu by potępił. Zdecydował szybko, ponieważ był tej decyzji pewny.
- Naucz mnie tego wuju...
I w chwili, gdy ten dziesięcioletni chłopiec wypowiedział to proste zdanie Severus zdał sobie sprawę z tego, że uratował przyszłość i duszę tego blondwłosego dzieciaka.”


Od tamtego dnia on, Severus Snape obserwował jak młody Malfoy przywraca mu nadzieję w ludzkość. Spędzał z nim co najmniej pięć godzin tygodniowo w czasie nauki w Hogwarcie oraz po piętnaście godzin tygodniowo podczas wakacji. Zgodnie z obietnicą przekazał Draco wszystko to, co sam potrafił. Czarnomagiczne sposoby na wzmacnianie eliksirów i zaklęć, uzdrawianie, walkę, tworzenie własnych uroków i diagnozowanie zatruć stały się częścią życia młodego Malfoya. Również, tak jak uprzedzał, nie obeszło się bez paskudnych klątw mogących zranić i doprowadzić do szybkiej bądź bolesnej śmierci – jednak nigdy nie służyły bezpośrednio do zabijania. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc był coraz lepszy, bystrzejszy, bardziej doświadczony. Treningi skończyły się z nadejściem szóstego roku nauki chłopaka, kiedy to dostał od Czarnego Pana jego życiową misję. Nie bywał już u Severusa na lekcjach. Bywał, gdy nie radził sobie z niczym, gdy nie mógł znaleźć rozwiązania swoich problemów, gdy nie wiedział, do kogo się zwrócić. Już wcześniej między nauką słuchał jego marudzenia i żalów – to na ojca, to na Pottera, to na Granger, jednak ich relacje w tamtym roku awansowały na wyższy poziom zażyłości. W pewnym sensie Severus stał się dla chłopaka ojcem, do którego zawsze mógł przyjść. Ojcem, który sam z siebie, mimo złożonej Wieczystej Przysięgi, pilnował go niczym anioł stróż, czasami ku zdenerwowaniu i irytacji nastolatka. Samo to określenie było dla Snape'a wręcz śmieszne, jednak bezsprzecznie idealnie określało jego zachowanie względem młodego Malfoya.
      Rozdrobnił okruchy kamienia filozoficznego, wrzucając je następnie do kociołka. To antidotum potrzebowało cholernie rzadkich i szlachetnych składników.
      On, Severus Snape, który wiązał z Draconem Malfoyem uczucia, do których nigdy by się głośno nie przyznał przed nikim, był pewien, że ten młody czarodziej przeżyje tę wojnę. Jeśli nie dla siebie i nie dla Narcyzy to dla niego. I to właśnie ta myśl dawała mu jeszcze siłę na to, by toczyć kurewsko niebezpieczną grę szpiega obu stron.
         - Wuju? - W futrynie pracowni stał rozczochrany, ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie Draco. Oczy miał podkrążone, jednak wyglądał o niebo lepiej niż wtedy, gdy na wpół-nieprzytomny połykał eliksir wzmacniający i eliksir Słodkiego Snu wpychany mu do gardła przez Severusa. Regeneracja organizmu trwała dwa dni, w ciągu których Ślizgon spał jak dziecko. Gdy czarnooki czarodziej podniósł na niego wzrok przez chwilę zastanawiał się czy najpierw ma go zrugać za bezmyślną decyzję, czy za to, że przypałętał się do niego tak późno. Wybrał to pierwsze.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ta decyzja kosztowała Cię bardzo wiele? - Spojrzał w te błękitne tęczówki wiedząc, że więcej nie musi mówić.
- Kto?
- Młody Nott. Gdybyś trafił na Seniora już byś nie żył. Było ciemno i trwało to ułamek sekundy, ale dostrzegł Cię zaraz po teleportacji. Nie zauważył Granger – dodał szybko, ubiegając jego pytanie. - Nott otworzył umysł przed Czarnym Panem. Od tamtej chwili jesteś uważany za zdrajcę, który zhańbił imię rodziny, a za Twoją głowę jest wyznaczona nie mniejsza nagroda niż za głowę Pottera. Twój ojciec sam podał sumę, jaką może przeznaczyć dla szczęśliwego znalazcy.
- A co...
- Narcyzie nic nie jest i nie będzie. Ja mam na nią oko. - W oczach Draco dostrzegł niewyobrażalną ulgę. To dla matki nie chciał być taki jak ojciec. Ciosem było zachowanie Lucjusza, o którym przed chwilą usłyszał młodzieniec, ale był do podobnych ciosów przyzwyczajony. - Zdajesz sobie sprawę jak bardzo bezmyślnie się zachowałeś? - Zaczął Severus ostrym tonem. 
Bojowy błysk w oczach chłopaka rozbłysł niemal od razu.
- Co innego mogłem zrobić?! Skoro sam nie dałem rady, a doskonale wiesz, że zawsze, ale to zawsze, daję sobie radę, to kto mógł ocalić jej życie jak nie Ty?! Czarnomagicznie przeklęty, czarnomagicznie uleczony – inaczej się nie da!
- Więc czemu nie zjawiłeś się tu wcześniej, do cholery?!
Zdziwienie, jakie wymalowało się na twarzy chłopaka wyglądało niecodziennie.
- Wuju, zdajesz sobie sprawę, że jedno przeczy drugiemu?
- Nie pyskuj.
- Co z Granger?
- Zanim odpowiem na Twoje pytanie, usiądź. Muszę coś wiedzieć.
Młodzieniec posłusznie zbliżył się do blatu, którego wygląd wrócił do porządku dziennego. W uporządkowanym nieładzie zapełniały go buteleczki, składniki, noże, nożyki, deski do krojenia i bulgoczący kociołek w którym gotowała się bladoróżowa ciecz.
- Dlaczego ją tu przyniosłeś, Malfoy? - Severus odłożył na bok wszystko, czym się zajmował i oparł dłonie o blat, uważnie lustrując wzrokiem chłopaka. Jego ton głosu był poważny, a wzrok nie zwiastował niczego dobrego.
Chłopak westchnął głęboko.
- Spotkałem ją tam zupełnie przypadkiem. Widziałem ją szczęśliwą i... choć część mnie nadal się jej brzydzi z powodu tego, kim jest, pokazała mi, że... Merlinie, nie umiem tego nazwać. Severusie, mam przez nią tak wielki mętlik w głowie, że sam już nie wiem kim jestem! Widziałem, jak ją gwałcił, czułem smród czarnej magii! Wiedziałem, że jak jej pomogę to przekreślę ojca, te jebane ideały i arystokratyczne zasady i zrobiłem to! Bojąc się o przyszłość, o matkę, nawet, kurwa, o ciebie, Severusie, zrobiłem to, bo miałem już dość takiego życia! Widziałem, jak traci całą swoją osobowość, jak zapomina o ludziach, którzy ją kochają! Rozumiesz to? Ma rodziców, ma przyjaciół, dla których jest całym światem, którzy ją kochają za to, że po prostu jest! Przez całe jej życie narażali się dla niej tą miłością, są jako pierwsi na celowniku Voldemorta, a nadal ją kochają! Jest pyskata, jest irytująca, ale jest jednocześnie... tak ludzka... Nie ma w sobie żadnych chorych przekonań, żadnych dyskryminujących idei i nawet jeśli ktoś traktował ją jak ścierwo przez sześć bitych lat to potrafi spojrzeć na tę osobę nie jak na ironicznego dupka, który jej nienawidzi! Fakt, powiesz mi, że nie była sobą, no bo nie była ale... nie chcę więcej dzielić ludzi na tych lepszych i gorszych. Nie chcę być marionetką Voldemorta... - szeptał. Nigdy by się nie rozpłakał, to oczywiste – w końcu nadal był Malfoyem – ale głos mu drżał od natłoku emocji, które w końcu znalazły ujście. - Jednocześnie nadal czuję, że część mnie chce się przypodobać ojcu. Są momenty, w których się jej brzydzę, w których mam ochotę znów ją zwyzywać i przypomnieć kim jest. Część mnie dostaje torsji na myśl, że widziałem ją nago... 
Snape nie drgnął, nadal słuchał.
- Nie mam pojęcia czym to się skończy. Mój mózg wysyła mi sprzeczne informacje, sprzeczne myśli! Ten arystokrata mnie wkurwia, nie chcę go, nie chcę myśleć jak on, ale on jest częścią mnie. Nie potrafię go wyeliminować. Brzydzę się Granger, głos ojca w mojej głowie mi mówi, że muszę ją zdeptać bez wyrzutów sumienia. Ale ta normalna część mnie, która de facto egzystuje tylko dzięki twojej osobie, desperacko pragnie, żeby ta nieznośna dziewucha przeżyła! Przecież oboje wiemy, że bez niej Potter nigdy nie pokona Czarnego Pana, bez niej błądzi jak dzieciak we mgle. Więc... co z nią?
Draco poczuł, że zrobił dobrze zjawiając się u ojca chrzestnego. Wiedział, że to jedyna możliwość i jedyne rozwiązanie, żeby ratować Gryfonkę, ale obawiał się, że może tego żałować. W końcu w obecnych czasach nikogo nie można być pewnym. Ślizgon właśnie zrzucił ogromny kamień, który ciążył mu na sercu od ponad tygodnia. I wiedział, że przed nikim nie mógłby się tak otworzyć jak przed Snapem. Gdy nazwał swoje uczucia na głos, rozwiązując tę plątaninę myśli poczuł niesamowitą ulgę. Za to Severus nigdy się tak nie czuł. Chociaż nie, poprawka – Severus od czasu, w którym Lily Potter pokazała mu, że jest dla niej kimś ważnym się tak nie czuł. Sam nie wiedział czy to za sprawą tego, że Draco otwarcie przyznał, że zależy mu na nim czy dlatego, że udowodnił właśnie, że to Snape ocalił jego serce i duszę przed zgubnym wpływem Lucjusza Malfoya. Gdyby miał w zwyczaju się uśmiechać to w tym momencie uśmiechałby się jak jeszcze nigdy. Zamiast tego wyszeptał tylko:
- Draco, potrzebuję twojej pomocy, by ocalić tę „nieznośną dziewuchę”...



i (łac.) Niech ma krew rozwiąże klątwę i oczyści jej duszę
ii (łac.) Ku chwale mocy, która jest początkiem i końcem wszystkiego




*



Zapewne nikt z czytelników nie spodziewał się kreacji osoby Severusa w ten sposób. Napisałam ten rozdział trzy dni temu, po czym w dniu kolejnym przeglądając internety znalazłam szkice genialnej artystki. To, jak bardzo poniższy obrazek wpisuje się w kanon mojej wizji jest nie do opisania. Przedstawiam Wam Wujka Severusa!



Odsyłam na deviantarta tej genialnej dziewczyny i wszem i wobec przysięgam, że w odpowiednim czasie wykorzystam jej cudowne rysunki do szablonu!

Z rzeczy ważniejszych - podczas weekendu czeka mnie wyprowadzka, póki co bez komputera, więc po niedzieli z rozdziałami może być różnie. Póki co wena jest hojna i zapewne jeszcze do soboty kolejny rozdział się pojawi.


A teraz najważniejsze - z całego serca dziękuję osobom, które skomentowały poprzedni rozdział! Motywacja przeogromna! Po komentarzu Vanilii dostałam takiego kopa, że nie miałam serca nie wstawić dzisiaj tego rozdziału! Verze Stone i Pannie Malfoyce również gorąco dziękuję. :)


Każda opinia, krytyka, pochwała to dla mnie radość. 


Więc - miłej lektury,

Panna Nieporozumienie


EDIT: Przepraszam za wariacje czcionki - nigdy więcej nie będę pisać w OpenOffice, bo wszystko po publikacji wariuje i się przesuwa. 

12 komentarzy:

  1. właśnie zostawiłam Ci komentarz pod poprzednim odcinkiem, nie wiem jakim cudem nie zauważyłam nowości haha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale dlaczego tak krótko? ;(
    Ja chce więcej. Co z Hermioną?

    Severus świetny :) takim sobie go właśnie wyobrażałam. Takiego mrocznego, ale zarazem ludzkiego :)

    Grafika cudowna! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótko?! Moja droga, to jest bite siedem stron A4! :D Co z Hermioną? Cierpliwości. Krok po kroczku, rozdział po rozdziale a wszystko się wyjaśni. Zdradzę tylko, że nie zamierzam jej uśmiercić, bo inaczej nie miałabym o kim pisać :D

      Przyznam się, że postać Severusa jest jedną z moich ulubionych. Nie mogłam się powstrzymać przed oddaniem tego w mojej wersji wydarzeń :)

      Dziękuję, że wpadłaś i zostawiłaś opinię! :)

      Usuń
  3. Jeju, jeju, przepraszam, że dopiero teraz, chciałam być pierwsza i w ogóle, ale mam tyle zajęć i szkołą i dom i w ogóle, że nie miałam jeszcze okazji wrzucić twojego bloga u mnie w aktualności, ale zrobię to jak tylko wejdę na komputer, po drugie, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że dałam Ci motywację do pisania, wiem jakie to ważne i jak bardzo pomaga wenie! Ale przechodząc juz to dzisiejszego rozdziału to oczywiście genialny, trzymasz poziom, jestem zachwycona, nawet może bym powiedziała, że jest lepiej, kocham Twoje opowiadanie za ten klimat, nastrój, tajemniczość prawie namacalną, to jest brawura! Trochę akcji, trochę refleksji, a napięcie do samego końca, znowu czytałam jednym tchem i znowu potrzebuje więcej, jestem naprawdę wielką fanką twojego arcydzieła i pamiętaj, jak będziesz wydawać książkę, to chcę z dedykacją, okej? :*
    Dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
    Twoja Vanillia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki chaos w mojej wypowiedzi, wybacz, ale jestem taka podniecona, chcę tyle napisać, wszystkim się podzielić, tyle pochwal przychodzi mi do głowy, że w efekcie jest tylko wielkie misz-masz :D

      Usuń
    2. OEZU! Jesteś cudowna! Brak mi słów, żeby opisać, jak wielkie wsparcie mi dajesz, jak wielką motywację do pracy, do pisania, do tworzenia mi ofiarowujesz! Rozumiem, że jesteś zabiegana, jak każdy w dzisiejszych czasach :) to zrozumiałe :)
      Czytając "brawura", "trzymasz poziom", "kocham Twoje opowiadanie" miałam wrażenie, że latam i urosły mi skrzydła wielkości tych hipogryfa. Jesteś niesamowita :D!

      Dedykację masz jak w banku!
      A ten "chaos" w komentarzu sprawił mi nieziemską przyjemność! Utrzymam poziom, który Cię tak zachwycił, obiecuję. :)

      Usuń
  4. Cześć ;) Świetny blog! Nie mogę się doczekać, kiedy Hermiona się obudzi i zacznie na nowo kojarzyć fakty! A może już nigdy nie będzie taka sama? Strasznie mi się podoba, jak przedstawiasz Dracona. Jego osobowość i zagubienie wychodzą Ci naprawdę świetnie :) A Severus? U mnie też będzie grał rolę dobrego, czułego wujaszka, choć trochę inaczej to będzie wyglądało ;D Także zapraszam do siebie http://halfofdim.blogspot.com/ Dopiero wkleiłam pierwszy rozdział, ale może Cię zainteresuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że będzie na co czekać! :) Ojej, pochwały dotyczące kreacji bohaterów są dla mnie naprawdę na wagę złota - strasznie dziękuję za tę opinię i za pochwałę w jednym! :) Oczywiście, że do Ciebie wpadnę, zapewne jeszcze dziś wieczorem. :)
      Wujek Severus forever and ever <3

      Usuń
  5. Wspaniale piszesz, zakochałam się. Wszystko jest tak pięknie przedstawione, dopracowane. Chciałabym mieć taki talent :)
    Nie mogę doczekać się dalszej części. Bardzo podoba mi się, jak przedstawiłaś Severusa i Draco oraz ich relacje. Nie mogę się doczekać, kiedy Hermiona się obudzi i się z nią stanie. Nie umiem pisać komentarzy, dlatego ta wypowiedź jest tak krótka i chaotyczna xD
    Pozdrawiam i życzę weny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *i co się z nią stanie xD

      Usuń
    2. Ta wypowiedź wcale nie jest Bóg wie jak chaotyczna, nie jest krótka - a konkretna i daje mi niesamowitą motywację! :) Bardzo się cieszę, że wpadłaś, zwłaszcza po eseju, jaki zostawiłam u Ciebie :)
      Relacja Draco-Severus może się wydać bardzo kontrowersyjna, ale cieszę się, że Ci się podoba. Jak wyżej - warto będzie czekać, zapewniam :)
      Dziękuję za tę garść ciepłych słów :)

      Usuń