poniedziałek, 20 października 2014

Jedenaście

Draco miał wrażenie, że głowa pęka mu od środka. Czuł ból. Ogromny, niewymierny jakimikolwiek słowami ból. Dodatkowo, czuł obcy ból. Ból, który nie był jego. W swojej głowie. Tak, to brzmi nieprawdopodobnie. Draco czuł obcy ból, czyiś ból w swojej głowie. Czuł namacalnie czyjeś cierpienie, dziwny smak nietypowej złości, strach, który przeradzał się w przerażenie – i wszystko to nie było jego.
Hermiona za to nie potrafiła określić, co się dzieje. Słyszała namacalnie myśli Severusa Snape'a i Dracona Malfoya, widziała obrazy ich wspomnień przed oczami, a każda ta myśl, każdy obraz był jak szpilka, która boleśnie wbija się w jej mózg. Czytała im w myślach bez ich zgody, bez zaklęć, bez niczego. Jak..?
Severus nie spodziewał się tego, co się stanie. Owszem, rozgryzł to, że klątwa Voldemorta „zostanie aktywowana” tuż po tym, gdy Draco skończy opowiadać Gryfonce to, czego nie pamięta. Musiała posiadać komplet informacji, aby być w pełni świadoma tego, że jest przeklęta i co miało miejsce. Voldemort był wyrafinowany i uwielbiał, gdy jego ofiary były  w pełni świadome i przeczuwały, co je czeka. Miało to wywoływać w nich paraliżujące przerażenie. Mistrz Eliksirów nie potrafił jednak przewidzieć tego co się stanie. A teraz musiał to rozgryźć, jak najszybciej. Szybko podniósł zasłony wzmocnione czarno magicznym zaklęciem, odcinając tym samym brunetce dostęp do jego myśli – wydała z siebie odgłos klasyfikujący się pomiędzy westchnieniem ulgi, a jęknięciem, jednak ból nie minął, jedynie zmalał odczuwalnie.
- Draco! - Wyszeptał stanowczym głosem do blondyna czarnowłosy czarodziej, kucając przed nim. - Draco, podnieś osłony, podnieś...
Nie dokończył. Młodszy Ślizgon w ekspresowym tempie zrobił to, co mu kazano. Natychmiastowa ulga i spokój ogarnęła umysły Gryfonki i Malfoya. Oboje oddychali szybko i płytko, próbując pozbierać się po tym co zaszło, choć całe to zamieszanie trwało dosłownie minutę.
- Co do... - już miał zacząć mówić, jednak mu przerwano.
- Pod żadnym pozorem nie opuszczaj osłony.
Dracon został nauczony zaawansowanej oklumencji i legilimencji już za dzieciaka, więc nie było to żadnym problemem. Otworzył oczy i podniósł wzrok na Granger, która jeszcze nie odezwała się słowem. Jej twarz wyrażała szok.
- Granger – spoglądając na dziewczynę wymruczał Snape – musisz mi opowiedzieć co dokładnie wydarzyło się w twojej głowie w ciągu ostatniej minuty.
Gryfonka jęknęła, nie otwierając oczu. Mimo pięknego świtu to nie będzie dobry dzień.





- Jeszcze raz, Granger. Zrób to jeszcze raz, a porządnie, do cholery!
Trwało to już drugi dzień. Hermiona nigdy w życiu nie pomyślałaby, że podstawy czarnej magii są tak trudne. Nigdy też nie pomyślałaby, że Malfoy kiedyś pisał listy miłosne i, że Snape miał kiedyś urozmaicone życie erotyczne. Nie chciała się tego dowiedzieć. Wszystko to było skutkiem ubocznym jej bonusowych lekcji. I w momencie, w którym ona siedziała po raz kolejny w tym mrocznym gabinecie ze swoim nauczycielem Eliksirów, Dracon miał czelność znikać na wiele godzin.
Zacznijmy jednak powoli. Wszystko po kolei, każda część tej układanki ma swoje miejsce – tak przynajmniej sobie to tłumaczyli, próbując poskładać relację Dracona i jej w logiczną całość dwa dni wcześniej. Umysł Granger został zaatakowany przez umysły Severusa i Draco, każda ich myśl raniła jej mózg, każdy obraz zadawał ból. Draco zaczęła boleć głowa dosłownie sekundę po Gryfonce. Miał też nieodparte wrażenie, że poza swoimi bolącymi skroniami czuł też cierpienie Granger. Żadnych myśli jednak nie słyszał, ani nic nie widział. Odpowiedź przyszła z czasem. Severus po raz kolejny spisał na kawałku pergaminu to, co czuła Granger i to, co czuł jego chrześniak. Po nieustannym czytaniu na głos tych kilkunastu słów przyszło olśnienie. Między jednym zdaniem ze strony Granger, a drugim z kolumny Dracona nakreślił linię o dwóch przeciwległych zwrotach na obu jej końcach, wzdychając.
- Jak mam to zrobić porządnie, kiedy to nie działa?!
Nigdy nie sądziła, że będzie w ten sposób pyskować. Co więcej, nigdy nie sądziła, że będzie w ten sposób pyskować do naczelnego nietoperza, profesora Hogwartu, postrachu tych murów – Severusa Snape'a. Straciła część szacunku do jego osoby po zabójstwie Dumbledore'a, jednak szacunek do jego ogromnej wiedzy i niewątpliwych umiejętności pozostał. Szacunku do niego, jako do zwykłego człowieka... cóż, nie miała go nigdy. I choć nadal teoretycznie był jej nauczycielem – szkoły jeszcze nie ukończyła – to w obecnej sytuacji nie potrafiła mu nie odwarknąć. Zadziwiające w ich zachowaniu jeszcze bardziej było to, że Snape tolerował jej postawę, jakby była codziennością.
Gryfonka poczuła swój kolejny przypływ złości i irytacji, który starała się całą sobą opanować i zdusić w zarodku. Na próżno.
- Kurwa mać, Granger! - Nie, to akurat nie były słowa Mistrza Eliksirów. W końcu wszystko ma swoje granice, nawet zasady pyskowania do Severusa Snape'a. To były słowa Dracona, który ze złością wymalowaną na bezuczuciowej masce na twarzy wpadł do pomieszczenia.
- Czy mogłabyś łaskawie okiełznać swoją złość i zasraną irytację i się skupić?! Przypominam ci, że niefortunnie czuję wszystko to, co ty! Mam dość tych nagłych przypływów i odpływów emocjonalnych, usiłuję się ogarnąć!
Oj tak, Voldemort doskonale wiedział co robił. Wracając do rozwiązania zagadki, która miała zostać potwierdzona w praktyce dopiero jak Gryfonka opanuje czarno magiczną inkantację. Ona, Hermiona Granger, została przeklęta przez Sami-Wiecie-Kogo. Klątwa powoduje to, że jej głowa w obecności jakiegokolwiek człowieka opuszcza wszystkie swoje bariery umysłowe i do jej świadomości wdzierają się myśli i wspomnienia otaczających ją osób. Wszystkich, bez wyjątków. Nie może na to wpłynąć i tego kontrolować. Każda myśl, obraz, słowo, które wpływa do jej głowy powoduje ogromny ból, którego nie można powstrzymać zwykłą oklumencją. Hipoteza Snape'a głosiła, że gdyby w jej otoczeniu przebywało dziesięć osób ból ten doprowadzi do omdlenia. Jeśli obok siebie miałaby niewiele więcej niż dziesięć osób – prawdopodobnie do bolesnej śmierci. Ale, jak na Czarnego Pana przystało, okazało się, że furtka rytualna uwzględniająca zająca miała swoją cenę. Draco w tajemniczy sposób został emocjonalnie związany z tą irytującą dziewuchą. Odczuwa ból psychiczny i fizyczny brunetki oraz jej przypływy gwałtownych i silnych uczuć niezależnie od tego, gdzie jest – co oczywiście zostało przez nich sprawdzone. Hermiona domyślała się, że Dracon zrobi wszystko, żeby się od tego uwolnić. Znikał na całe dnie, wertując zapomniane nawet przez swojego ojca chrzestnego czarno magiczne księgi i stare woluminy, szukając odpowiedzi. Severus nie komentował jego zachowania. W głębi serca wiedział, że Draco jest zdesperowany, jednak przeczuwał, że jego starania nie mają sensu – nic nie dało się już zrobić. Pozamiatane. Żal mu było tego dzieciaka, który nie dość, że przez uratowanie jednej Gryfonki ściągnął na siebie wyrok śmierci, to jeszcze musiał znosić dodatkowe, obciążające go psychicznie konsekwencje, które nie dawały mu normalnie funkcjonować. Każdy wybór ma swoją cenę...
Draco tak szybko jak wparował do gabinetu tak szybko z niego wyszedł. Severus spoglądał zamyślony na framugę drzwi, w której jeszcze przed chwilą stał chłopak. Nie pogodzi się z tą więzią emocjonalną łatwo, jednak może nauczyć się z tym żyć, skoro dokonał takiego, a nie innego wyboru. W końcu z każdej sytuacji można wyciągnąć dobre strony i korzyści...
- Jeszcze raz, Granger – wymruczał cicho i złośliwie.
Brązowooka prychnęła w irytacji i wzięła głęboki oddech. Severus nagle stwierdził, że cofa poprzednią myśl - nauczenie się żyć z więzią emocjonalną tak impulsywnej kobiety będzie dla Draco ogromnym wyzwaniem i próbą samobójczą naraz. Pieprzyć korzyści, ta kobieta jest okropna i denerwująca.
- Protege arcte claustra mentis vim afferre sanguinisi*.
Nauka tego zaklęcia była brutalna. Jedynym sposobem na to, żeby przekonać się, czy Gryfonka wykonuje je poprawnie i skutecznie było chwilowe opuszczenie osłon mentalnych przez Severusa, co nie było na rękę ani Granger (którą bolało), ani Draconowi (którego bolało, bo Granger bolało), ani samemu Severusowi (bo cenił sobie swoje myśli, do których nagle miała dostęp Granger). Spodziewała się bólu również i tym razem. Powtarzała na głos inkantację czekając na znajome ukłucie w skroniach. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.
- Można to uznać za niewątpliwy postęp – stwierdził krótko Snape.
Podniósł się z krzesła i wychodząc, rzucił jeszcze przez ramię:
- Po krótkiej przerwie przejdziemy do niewerbalnej inkantacji, a później do inkantacji podświadomej.
Hermiona zaczerpnęła głęboki oddech. Działo się zbyt wiele. Z całej siły chciała ogarnąć wewnętrzny chaos spowodowany gwałtem, odejściem rodziców, z którymi nie miała okazji się nawet pożegnać. Z całego serca pragnęła zrozumieć czym kierował się Malfoy w swoim postępowaniu, dlaczego jeszcze żyje i w co gra Snape, który pomaga jej niczym miłosierny samarytanin, którym w jej mniemaniu nigdy nie był. W chwili przerwy między skupieniem nad tym jednym, jedynym zaklęciem miała ochotę rozpłakać się jak dziecko, jednak nie czuła się swobodnie z samą sobą, odkąd Malfoy czuł każdy jej napad smutku, złości i bólu. Czuła się obdarta z resztek tego, co pozostało tylko dla niej. Nie wiedziała, czy chce walczyć. Miewała tak dołujące ją chwile zwątpienia we własną chęć do życia, że wszystko, co do tej pory robiła traciło sens. Część jej gryfońskiej dumy i odwagi nadal przypominała jej, że ma o co walczyć, że musi pomóc Harry'emu z horkruksami, że ma przed sobą całe życie, mimo wojny. Że gwałt, strata rodziców, znajomość i odczucie każdego jej uczucia przez jej „odwiecznego wroga numer jeden” i narażenie się na śmierć przez samo wyjście na ulicę do ludzi bez podnoszenia czarno magicznej osłony umysłowej – której jeszcze nie potrafiła kontrolować – to nie koniec świata. Jednak im dłużej próbowała to wszystko ogarnąć i im dłużej myślała o swojej gryfońskiej dumie, tym bardziej wszystko to wydawało jej się absurdalne i zbyt ciężkie do udźwignięcia naraz. W imię czego ma być teraz silna? W imię czego ma nie okazywać uczuć przed samą sobą? Żeby Malfoy nie poczuł tego, co sama czuje? Czy po to, żeby udowodnić sobie, że jeszcze jest coś warta?
Wiedziała jedno. Malfoy mógł czuć jej ból, przerażenie, rozpacz, tęsknotę czy frustrację. Ale nigdy nie poczuje jej zagubienia.




Gryfonka miała rację. Nie czuł jej zgubienia, ale czuł wszystko inne. I mimo że był uznawany za tępego, arystokratycznego, płytkiego, zarozumiałego, mniej inteligentnego niż wygląda, choć przystojnego, dupka to potrafił wyciągnąć wnioski z tego, co czuje Gryfonka i zdawał sobie sprawę, że nie potrafi się odnaleźć. Walczyła, ale nie do końca wiedziała dlaczego walczy i jaki ma w tym cel. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy w życiu Draco wyznał sam przed sobą, że martwi go postawa tej dziewuchy. Bez niej... w pewnym stopniu jego życie byłoby prostsze. Jednak wiedział, że nie mogła się poddać. Bo z nią podda się większość czarodziejskiego świata. A on nie po to ryzykuje, aby przegrać wszystko, co mu pozostało walkowerem.
Wzrokiem przebiegł po linijkach tekstu kolejnej, starej jak świat, zakurzonej niemiłosiernie księgi pełnej inkantacji w wymarłej grece czując, że traci czas. Westchnął głęboko po czym z rezygnacją zamknął opasły tom i odsunął go na brzeg stołu. Wiedział, że oszukuje sam siebie i czas zaakceptować to, co się stało. Przez resztę życia będzie czuł Granger namacalnie i – nie zważając na to jak długie będzie jego życie – musi nauczyć się funkcjonować z jej emocjami. Ale jak miał tego dokonać, skoro nawet jego własne emocje były dla niego przeszkodami nie do pokonania?




Hermiona, gdy była młodsza, zawsze sądziła, że nocą świat jest prostszy. Nocą dręczące nasze umysły myśli i problemy powinny być mniej dokuczliwe i łatwiejsze do przełknięcia i rozwiązania. Stwierdziła, że była naiwna, przeraźliwie naiwna. Dotarło to do niej, gdy po raz kolejny obudziła się z płaczem w środku nocy, co nie zdarzało jej się nigdy wcześniej. Odkąd tylko poznała całą prawdę, odkąd próbowała sobie poradzić z ostatnimi wydarzeniami psychicznie i fizycznie, odkąd ćwiczyła jedno zasrane zaklęcie, od którego zależały dalsze jej losy, odkąd tylko trafiła do lochów Hogwartu nie potrafiła spać spokojnie. Zrywała się z krzykiem z płytkiego snu, a łzy ciekły jej strumykami po policzkach. Nie rejestrowała tylko tego, że wraz z nią w środku nocy z niespokojnego snu wybudzał się również pewien blond Ślizgon, który bezradnie wchodził do jej sypialni i siadał obok łóżka, obserwując bacznie jej łzy. Siedział, lustrował ją wzrokiem, czując w sobie jej niepokój i rozpacz. Czuł, jak jej cierpiące serce rozlatywało się na tysiąc kawałeczków, raz po raz. Tylko nocą, na wpół nieświadoma, pozwalała sobie na okazywanie jakiejkolwiek słabości, tęsknoty i cierpienia, odsłaniając wszystkie swoje emocje przed szlachetnie urodzonym, szarookim blondynem. Zapominała o tym, że będzie on świadkiem każdego uczucia. A on? On obserwował ją, siedząc niecały metr od niej. Miał ją jak na dłoni. Całą. Z twarzy Granger zawsze można było czytać jak z otwartej księgi, jednak teraz nie mógł mieć nawet wątpliwości odnośnie tego, co czuje Gryfonka. Kiedyś było mu jej szkoda z powodu pochodzenia. Teraz jest mu jej szkoda... tak po prostu. Współczuł jej. Nie łatwo było mu się przyznać do tego przed samym sobą. Nosił w sobie ludzkie uczucia, choć przez większość swojego życia kazano mu o tym zapomnieć – wyparcie ze świadomości tego, że nie czuje nie oznaczało jednak, że jako człowiek był w stanie wyłączyć emocje. Draco przypuszczał, że to właśnie przez to w znacznej części czuł się lepszy od innych – nie dopuszczał do siebie świadomości, że jest zdolny do uczuć, co czyniło go silniejszym od innych osób. W końcu emocje to słabość każdej istoty ludzkiej. Zrozumiał też, że wściekłością, ironią i wrednym postępowaniem w czasach szkolnych wypierał te słabości, nazywane emocjami z samego siebie. Ojciec zaślepiał go bzdurami, sam żyjąc w swoim własnym świecie pełnym absurdalnych przekonań i czystokrwistych zasad. Od dłuższego czasu docierało do niego, że Lucjusz Malfoy żyje w kłamstwie. Docierało do niego, że te kłamstwa są zaprzeczeniem wszelkich praw natury ludzkiej, że utrudniają mu życie i podejmowanie właściwych decyzji. Jednak Draco nie dopuszczał do siebie myśli, które były zaprzeczeniem dotychczasowego stylu życia. Im bardziej wypierał je z umysłu, tym częściej wracały, otwierając mu oczy coraz szerzej. Ostatecznie to, że jest człowiekiem jak wszyscy inni dotarło do niego z pomocą kochającej Narcyzy, która kazała mu ratować swoje życie po tej dobrej stronie wszelkimi sposobami. Kazała mu zacząć żyć jak tak, jak żyje każdy normalny człowiek.

Granger uspokajała się. Czas, w którym wnętrze Draco było zatapiane przez fale jej emocji wydłużał się z nocy na noc. Z początku płacz do ostatecznego wyczerpania sił zajmował jej kilkanaście minut. Teraz trwało to już dwie godziny. Gdy zasnęła, wycieńczona wylewaniem łez Draco podniósł się z krzesła. Nakrył brunetkę kołdrą, która podczas napadów żalu zawsze lądowała na ziemi i przeczesał jej długie włosy swoją bladą dłonią tak, jak robiła to zawsze jej matka, gdy Granger miała koszmary. Odkrył, że gdy to robił Hermiona zawsze rozluźniała spięte mięśnie. Skąd na to wpadł? Nie raz wracał myślami do wspomnień jej rodziców. Odsunął się od Gryfonki, spojrzał na nią ostatni raz, po czym cichym krokiem opuścił jej sypialnię, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi. Robił to co noc. I, jak co noc, zamierzał wykorzystać resztki spokoju pogrążając się w regenerującym śnie w swoim łóżku.




- To samobójstwo – stwierdził krótko, przenosząc wzrok to z profesor McGonagall, to na portret Albusa Dumbledore'a, który uśmiechał się do niego dobrotliwie z obrazu wiszącego w gabinecie dyrektora Hogwartu. To, że usłyszał od siwowłosego czarodzieja, że Snape wypełnił misję za chrześniaka na prośbę samego Albusa przyniosło... ogromną ulgę. To wiele rozjaśniło w głowie Draco. Wuj Severus nadal był wujem Severusem, tak jak czuł od samego początku, gdy tylko pojawił się w jego komnatach z nieprzytomną Granger. Bał się jednak wracać do tego, co się wydarzyło na wieży astronomicznej. Kamień spadł mu z serca. To tak wiele wyjaśniało... Snape nigdy nie grałby w drużynie Czarnego Pana na serio. Nigdy. Draco ganił sam siebie za te podejrzenia, które spychał w odmęty swojej głowy, nie chcąc ich przyjąć do świadomości i wziąć pod uwagę. Snape jest szpiegiem, ale nie marionetką Voldemorta.
Gdy nieżyjący już dyrektor wyjaśnił blondynowi czym kierował się Snape tamtej feralnej nocy z chłopakiem na krótką chwilę urwał się kontakt. Przetrawił wszystko, poukładał sobie w głowie. Przez jego umysł przebiegła rzucająca się w oczy nuta wściekłości – Dumbledore nie powinien rozkazywać Severusowi w ten sposób, jednak postępowanie tego genialnego i wszechmocnego czarodzieja zawsze stanowiło zagadkę dla wielu osób w jego otoczeniu. Zapewne dla samego Pupilka-Dyrektora-Pottera również Końcem końców, gdy Dracon ocknął się zrzucona została na niego kolejna rewelacja tej dekady.

„ - Draco, gdy już Hermiona opanuje to, co musi opanować udacie się razem do Nory... - zaczęła powoli, sztywnym i opanowanym tonem Minerwa.
- Że gdzie?
- Do domu państwa Weasley, Malfoy. Tam będziecie bezpieczni i...”


Dalej Draco już nie słuchał. Absurd! Dlaczego do Weasleyów? Okej, wybór walki po dobrej stronie był jednym z niewielu słusznych decyzji, jakie podjął w życiu, ale żeby od razu w akcie pojednania odwiecznych wrogów wysyłać go do domu ludzi, którzy byli dręczeni nie tyle co przez niego, a przez jego ojca przez lata...? Oni go nienawidzą. Nie, to idiotyczny pomysł. On tam przecież nie przeżyje minuty, dostanie kurewsko bolesnym odpowiednikiem Avady niemal od razu.
- Panie Malfoy – zaczęła stanowczym głosem czarownica – wszyscy członkowie rodziny Weasleyów zostali uprzedzeni o tym, że będzie pan u nich mieszkał przez czas nieokreślony. Obiecali też, że postarają się pana tolerować i dadzą panu szansę, dlatego, że daje panu tę szansę Zakon Feniksa. Jednak działa to w obie strony...
- Mam obiecać, że nie będę żadnego z nich poniżał, obrażał i nie będę wracał do przeszłości? Że pokażę swoją dobrą stronę i od wejścia oświadczę, że choć mam mroczny znak to nigdy nie służyłem Voldemortowi? Mam tam wejść z kwiatami i powiedzieć, że nie jestem tym, za kogo mnie mają? Oczywiście, bo moje obietnice na pewno coś...
- Panie Malfoy! - Upomniała go McGonagall. - Proszę panować nad emocjami. Rzeczywiście, słowne obietnice na nic się tu zdadzą.
Ton starszej kobiety przycichł, jednak nadal był stanowczy. Za jej plecami Dumbledore uśmiechnął się lekko, patrząc na blondyna z obrazu przenikliwym wzrokiem.
- Powiedz mu, Minerwo.
Draco już wiedział. I bał się tego.
- Panie Malfoy, jeśli chce pan zacząć służyć Zakonowi musi pan złożyć wieczystą przysięgę.
Nie był zdenerwowany, jednak jego serce łomotało głośno w piersi. Wiedział, że wybrał tę dobrą stronę ratując Granger. Wiedział, że jest gotów zaryzykować życie, bo przecież już to zrobił. Więc dlaczego w głębi serca czuł strach?
- Zróbmy to więc. Rozumiem, że przed panią, pani profesor będę wypowiadał słowa przysięgi. Kto będzie więc jej Gwarantem?
Dumbledore zachichotał jak nastolatka.
- Och, Draco, nie lekceważ potęgi zmarłych czarodziei.
Dracon Lucjusz Malfoy otworzył szeroko oczy ze zdumienia i zrozumiał, że wiele zasad czarodziejskiego świata jeszcze nie raz go zaskoczy.





Hermiona rzucała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Po głowie biegały jej wspomnienia. Świeże, z przedwczoraj i z dnia dzisiejszego.

„- Brawo, Granger. Opanowałaś to – chyba po raz pierwszy w życiu usłyszała pochwałę w swoim kierunku bez nuty ironii czy złośliwości z ust Snape'a.
Udało jej się. Wplotła zaklęcie w swój organizm, w swoją podświadomość. Nadal musi umieć wyczuwać ją i ją kontrolować, jednak nie wymaga to aż tyle energii co jednorazowe użycie uroku. Chroniła swój umysł przed napierającymi na niego myślami innych ludzi.
- Skąd będę wiedzieć, że..?
Bała się brać pod uwagę tę ewentualność, o której zaczęła mówić.
- Że jak się pojawisz u Weasleyów to ich myśli nie zabiją ciebie i Dracona od progu? - Czarnowłosy czarodziej uniósł lewą brew. Ta mała Gryfonka naprawdę nie myślała szablonowo.
- Mniej więcej.
- Granger, musisz się kontrolować... musisz się pilnować zwłaszcza w większej grupie ludzi. A ponieważ jesteś taka genialna – tutaj już pozwolił sobie na standardową złośliwość względem brązowookiej – nie będzie z tym problemu.
Zapadła między nimi cisza. Hermiona miała wrażenie że przez te kilka dób poznała tego tłustowłosego, irytującego czarodzieja w sposób, w jaki niewiele osób miało okazję go poznać. W sposób, w jaki Draco znał swojego ojca chrzestnego od dziecka. I miała wrażenie, że właśnie to wcielenie „wuja Severusa”, a nie wcielenie „nauczyciela sukinsyna faworyzującego Ślizgonów” Draco tak kocha. Tak, to dziwne, ale brunetka po raz pierwszy miała wrażenie, że w oczach Malfoya dostrzegła coś, czego nie widziała nigdy wcześniej. Coś, co było trudne do zidentyfikowania w oczach akurat tego chłopaka. Po długiej analizie jego spojrzenia i z pozoru normalnego wyrazu twarzy doszła do tego, czym jest to uczucie. I choć wyrazy „Malfoy” i „miłość” w jednym zdaniu były dla niej abstrakcją jako-taką, to wiedziała, że trafiła w sedno.
Ciszę przerwało pukanie do drzwi. Nie czekając na odpowiedź do środka wpadł rozczochrany i zdyszany Draco, który taszczył pod pachą dwa stare, zakurzone woluminy ksiąg w skórzanej oprawie.
- Chyba znalazłem coś, co ułatwi nam życie, Granger – spojrzał w brązowe oczy, w których błysnęło zaciekawienie.
Przez kolejne kilkanaście minut tłumaczył ojcu chrzestnemu to, co udało mu się znaleźć. Nie musiał mówić wiele – jak zwykle można było odnieść wrażenie, że Severus w ogóle chłopaka nie słucha, zachłannie pochłaniając linijki tekstu księgi, jednak było to tylko pozorne. Draco nie mówił do Granger, jednak co jakiś czas obdarzał ją spojrzeniem jakby sprawdzając, czy nadąża za tym, co mówi. Słuchała. Analizowała i próbowała powiązać ze sobą w sposób logiczny każde zdanie blondyna i każdy cytat z księgi, którą na głos czytał Snape. Gdy skończyli patrzyli po sobie z, w różnym stopniu widoczną na twarzy, euforią.
- Czyli wychodzi na to – zaczął Snape – że Granger będzie mogła stłumić część emocji w taki sposób, aby tobie ich nie przekazywać. Będziesz wyczuwał tylko ból, strach i gniew chyba, że będzie chciała się z Tobą podzielić tym, co czuje i cofając na moment tę osłonę zaleje cię każdą emocją, jaką ma w sobie.
Hermiony nie uraziło to, że Snape mówił tylko do Dracona. Lubiła patrzyć na nich razem i obserwować zasady, na których oparta jest ich relacja.
- Zgadza się – oczy blondyna świeciły podnieceniem. Twarz była rozluźniona, włosy w lekkim nieładzie. To nie była standardowa twarz Draco, którą zawsze widywała na korytarzach szkolnych. Jego oczy były podkrążone, a usta układały się w delikatny uśmiech, gdy spoglądał na ojca chrzestnego. Podobnie jak w Aleksandrii ten Draco był ludzki, bardziej prawdziwy i...
- Zdajesz sobie sprawę z drugiej strony tego zaklęcia?
Urwała swoją myśl, wyostrzając czujność. Draco zamyślił się.
- Wiem. I mimo wszystko wiem, że jest nam to potrzebne. - To zdanie z jego ust zabrzmiało dziwnie. Hermiona nigdy, ale to nigdy nie sądziła, że ten Malfoy będzie kiedykolwiek mówił przy kimś słowo „nam” mając na myśli siebie i ją.
- Granger – nareszcie zaszczycił ją spojrzeniem Mistrz Eliksirów – będziesz mogła odczytywać myśli Dracona bezboleśnie, jeśli tylko opuścisz swoją osłonę. Draco będzie czuł, że to robisz. Oczywiście, nie będziesz w stanie pozwolić sobie na to w towarzystwie większej liczby osób, jednak gdy będziecie sami...
Z jakiegoś powodu Severus nie chciał dokończyć tej myśli, dając im umysłom dokończyć za niego. Hermiona westchnęła. Draco nawet nie drgnął, zdeterminowany.
- Merlinie... - jej wzrok padł na dwa opasłe tomiszcza – Malfoy, skąd Ty wytrzasnąłeś te księgi?
Uniósł jedną brew, zanim na nią spojrzał. Na jego twarzy wymalował się ten seksowny, ironiczny uśmiech.
- „Czarna magia dla zakochanych” oraz „Najokrutniejsze przekleństwa tego tysiąclecia sposobem na miłość”.
Granger spaliła buraka, natomiast Snape mruknął tylko jakby sam do siebie:
- No cóż, to wiele wyjaśnia.
Severus miał ochotę wybuchnąć śmiechem.”


Kolejna inkantacja łacińska kosztowała ją już mniej wysiłku, jednak kolejne przejście ze zwykłego opanowania zaklęcia do wplecenia go we własną podświadomość nie było proste. Tym razem Draco obecny był przy każdej jej próbie opanowania uroku. Czasami ją to irytowało (co irytowało również jego), czasem uspokajało z niewyjaśnionego powodu. Gdy nareszcie się jej udało znów poczuli, jakby jakaś część nich powróciła do normalności. Nie do końca tak było. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po tym, gdy ostatniej nocy spędzonej w Hogwarcie każde z nich rozeszło się do swojej sypialni był płacz. Płacz ze świadomością, że może nie ból, jaki jej towarzyszy, lecz smutek, żal czy rozpacz będzie tylko dla niej. Gryfonka miała rację. Tamtej nocy Draco odczuwał jej ból, który nauczył się już rozpoznawać w swoim wnętrzu. Nie czuł jednak nic poza nim. Mimo to, gdy w środku nocy przebudził się, nie odmówił sobie wejścia do sypialni Gryfonki, która jak zawsze o podobnej godzinie wylewała z siebie wszystko to, z czym nie radziła sobie za dnia. Siedział przy jej łóżku mimo że nie czuł rozdzierającego ją smutku. I mimo że nie powinien się już nią przejmować, skoro nie czuł jej w sobie tak namacalnie, został do czwartej trzydzieści nad ranem w jej pokoju, nakrył ją kołdrą, przeczesał jej włosy dłonią, odgarniając je z twarzy brunetki i upewniając się, że śpi opuścił jej sypialnię.

O tym jednak Hermiona nie miała pojęcia. Leżąc w łóżku w starym pokoju Charliego w Norze nadal dawała upust myślom. Cieszyła się, że wróciła do tego miejsca. Cieszyła się, że w końcu była otoczona ludźmi których kochała. Ludźmi, którzy – hipotetycznie – mogliby ją zabić, gdyby nie upilnowała swojej osłony umysłowej. Nora zmieniła się nieco. Odkąd George i Fred zbijali fortunę na ich sklepie z kawałami, a który został zamknięty przez Ministerstwo Magii w ramach propagandy Sami-Wiecie-Kogo, dochód ze sklepu przekazali rodzicom. Pani Weasley rozbudowała Norę o trzy sypialnie posiłkując się magią. Było to do zrozumienia – zbliżało się wesela Billa i Fleur, przybędzie rodzinna panny młodej, która musi gdzieś zamieszkać, pomijając ją i Harry'ego. I... Draco. No tak, jego obecność w tym domu odbiła się na każdym poza nią. Wszyscy omijali go szerokim łukiem w mniejszym bądź większym stopniu starając się go nie osądzać zgodnie z wytycznymi pani Weasley i McGonagall. Dla niektórych jednak była to walka z wiatrakami. Draco sam w sobie postanowił nie utrudniać nikomu tej sytuacji jeszcze bardziej i w iście nie-Malfoyskim stylu znikał na całe dnie, nie przeszkadzając nikomu. Nie raz słyszał za plecami szepty bliźniaków i Ginny, jednak ignorował je wszystkie. Największym zaskoczeniem był dla niego znienawidzony Ron – naczelny Wieprzlej Hogwartu – który choć nie odezwał się do Dracona ani jednym słowem to spoglądał na niego nie tyle co wrogo (choć wrogo również), co z zaciekawieniem.
Hermionie przed oczami stanęło kolejne wspomnienie.

„Gdy aportowali się w okolice Nory, które były w zasięgu chroniących to miejsce osłon, Draco rozejrzał się dookoła. Pole, zadupie, pole, dom w oddali.
- Granger, gdzie my...?
- Na miejscu, Malfoy. Jesteśmy prawie na miejscu – otrzepując się z kurzu po niewielkim upadku towarzyszącemu aportacji nawet na niego nie spojrzała. A przynajmniej nie miała zamiaru na niego patrzeć wtedy, gdy nie musiała. Nie teraz, nie w tej chwili, gdy nie wiedziała, jak przyjmą go Weasleyowie. Nieoczekiwanie blondyn stanął przed nią.
- Granger, korzystając z ostatniej chwili swobody musimy coś uzgodnić – nie, on nie pytał. On zażądał, nie przyjmując sprzeciwu do wiadomości – jak to Malfoy. Denerwował ją taką postawą niemiłosiernie.
Założyła ręce na klatce piersiowej i przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, unosząc brwi.
- Mów.
- Granger, musisz pamiętać o osłonie.
- No co ty nie powiesz...
- Wiem, że to wydaje się być oczywiste, ale pamiętaj o konsekwencjach. Mam dość migren z twojego powodu.
Prychnęła zirytowana.
- Malfoy, nie mamy czasu...
- Jest jeszcze coś. Ten pomysł jest poroniony i oboje o tym wiemy. Nie mam zamiaru żadnemu z Weasleyów uprzykrzać życia, ale nie zamierzam też w ich domu pokazywać, że między nami wydarzyły się rzeczy, których oni nie zrozumieją – już otwierała usta, żeby zaprzeczyć – bo doskonale wiesz, że nie zrozumieją tego, dlaczego spotkaliśmy się w Egipcie, dlaczego cię uratowałem, dlaczego, o tym im nie wspominaj dla dobra wszystkich, przyniosłem cię akurat do Snape'a. Nie zrozumieją, że czuję twoje emocje a ty możesz bezkarnie czytać moje myśli. Nie zrozumieją dlaczego ich mała, słodka, cenna Granger...
- Malfoy, przeginasz pałę... - och, jak on uwielbiał ją denerwować. Zdał sobie sprawę, że przez wszystko to, co miało miejsce przez ostatnie kilkanaście dni dawno już tego nie robił.
-... pojawia się u nich po tak długim czasie właśnie ze mną, ze znienawidzonym przez cały świat Malfoyem, wcześniej będąc blisko śmierci i nigdy, ale to przenigdy nie zrozumieją dlaczego ich inteligentna, cudowna...
Hermiona zacisnęła ręce w pięści w przypływie gniewu, który wypełnił również Dracona.
-... genialna Granger całowała się w Egipcie z takim przystojniakiem jak ja. Więc...
Nie dała mu zacząć kolejnego zdania, które w domyśle miało być podsumowaniem jego wypowiedzi, ponieważ rzuciła się na niego z pięściami. Tłukła go w przypływie złości i frustracji po klatce piersiowej, chcąc ulżyć swojej wściekłości na tego zarozumiałego, irytującego...
- Granger, skarbie, chciałbym ci przypomnieć że nie do końca jesteś jeszcze silna po klątwie niejakiego Czarnego Pana i nie bardzo zadajesz mi ból...
Odsunęła się od niego, patrząc mu w oczy morderczym wzrokiem i dysząc ciężko.
- Ale jeśli ci to ulży to kontynuuj, proszę – uśmiechnął się rozbrajająco wiedząc, że tym sposobem dokończy dzieła. Wypnął umięśnioną pierś zachęcająco w jej stronę.
- Pieprz się, fretko.
Powinien się na nią wściec i się obrazić, jednak z jakiegoś niewyjaśnionego powodu uwielbiał oglądać furię w jej oczach i słyszeć sposób, w jaki wyrzucała z siebie przekleństwa pod jego adresem. Więc zamiast narzucić na twarz maskę bezdusznego skurwiela walczył, aby się nie roześmiać. Była niezmiernie interesująca, gdy była zdenerwowana.
- Choć, Granger. Jak to ujęłaś - nie mamy czasu.
Poczekał, aż ruszy przodem w stronę domu Weasleyów, a później zrównał z nią krok. Wyczekiwano ich z daleka. Nora mieściła się na lekkim wzniesieniu, więc ich sylwetki były widoczne już na odległej ścieżce. Na powitanie gości przed domem stawili się wszyscy domownicy, nawet Fleur. Granger została przyjęta bardzo ciepło. Najpierw została wyściskana przez panią Weasley, która dla Dracona wyglądała zupełnie inaczej niż się spodziewał – była ciepła z samego wyglądu, biło od niej zrozumienie i miłość. Następnie przejął ją Artur, który wyściskał ją niczym córkę. Draco stał z boku i patrzył na tę scenę jednocześnie mając świadomość tego, że jest bacznie obserwowany przez każdego dzieciaka tych kochających się ludzi. Gdy tak Artur i Molly ściskali Gryfonkę Draco dostrzegł łzy w oczach brunetki. Doskonale wiedział dlaczego się tam pojawiły i jego serce przez ułamek sekundy ścisnęło się we współczującym żalu. Następnie Hermiona została przekazana młodszym Weasleyom, a w jego stronę podeszli niepewni założyciele tej ogromnej rodziny. Zanim skupił się na twarzy tych dwojga ludzi zobaczył jeszcze, jak Ronald obejmuje Granger. Jak obejmuje ją mocno, oboje przymykają oczy i wzdychają cicho z ulgi znów mając siebie obok. Usłyszał nawet ciche „tęskniłam” Granger, która walczyła z tym, aby się nie rozryczeć jak dziecko. Wtedy zrozumiał, że ma tutaj drugi dom, który w końcu pomoże jej się uporać z tym, z czym nie może sobie poradzić każdej nocy.
- Draco... - zaczął Artur bardzo niepewnym i ostrożnym tonem głosu. Molly stała obok niego, ściskając go za rękę, na czym skupił wzrok przez chwilę blondyn.
- Wiem, proszę pana. Nie jestem tu mile widziany, a i zapewne ani pan, ani pańska żona, ani tym bardziej pańskie dzieci nie będą się czuć komfortowo, jednak takie było polecenie profesor McGonagall, które uszanuję. - Mówił pewnie, choć cicho. Przez chwilę, spoglądając na te dwie splecione dłonie miał ochotę uśmiechnąć się lekko, jednak tego nie zrobił. To był by zbyt duży szok jak na jeden raz.
- Draconie, wiedz że... - zaczął znów Artur, nieco spokojniejszym i bardziej naturalnym dla niego tonem.
- Wiem, panie Weasley. Ale proszę pamiętać że ja nie jestem moim ojcem. I choć ja nie zaczynam u pana z czystą kartą, to pan i pańska rodzina w moich oczach, owszem.
Nie mówił tego wszystkiego po to, żeby się im przypodobać. Mówił to, bo wiedział, że taka jest prawda.
Kątem oka dojrzał, że Artur uśmiechnął się lekko i spojrzał na żonę, która wymieniła z nim spojrzenie pełne porozumienia. Draco nigdy nie widział, żeby jego rodzicie kiedykolwiek tak robili.
- Miona! – Pani Weasley obróciła się w stronę dziewczyny, którą teraz witała Fleur i ściskał Bill. Podała jej rękę i przyciągnęła do siebie. - Hermiona, Draco, chodźcie ze mną do kuchni. Obiad wam stygnie – uśmiechnęła się niepewnie, patrząc na blondyna po czym ruszyła w stronę kuchni, ciągnąc za sobą małą Granger i wprowadzając do swojego domu młodego Malfoya.
Artur, jako głowa rodziny, został jeszcze przez chwilę na zewnątrz z dziećmi, tłumacząc im coś cierpliwie.”

Hermiona uśmiechnęła się sama do siebie. Nie powie, że wszystko zaczęła się układać, bo byli w środku wojny i wiele rzeczy nadal nie było, jak być powinno, jednak... w jakimś stopniu jej życie zaczęło się normować. Po obiedzie razem z Malfoyem rozeszli się do pokojów. Zignorowała fakt, że blondyn będzie spał praktycznie za ścianą, w dawnym pokoju Percy'ego. Ważniejsze było dla niej to, że w połowie rozpakowania swoich rzeczy, których nie miała też dużo, wpadł do jej pokoju Ron bez jakiegokolwiek pukania. Dokładnie tak, jak miał w zwyczaju. Wpadł, przytulił ją a ona na spokojnie miała się komu wypłakać. Ufała Ronowi ponad wszystko mimo cyrków z Lavender podczas szóstego roku nauki. Przeszli razem wiele i był dla niej przyjacielem, któremu mogła powiedzieć wszystko. Jednak póki co nie mówiła mu zbyt wiele. Póki co po prostu płakała, aż nie poczuła się odrobinę lepiej.
Nie wiedziała ile tak leży w tym łóżku, rozmyślając. Wiedziała jednak, że już nie zaśnie. Ściągnęła z siebie kołdrę i w skarpetkach cicho podeszła do okna. Jej oczom ukazał się widok, którego się nie spodziewała. Kilkaset metrów od Nory, na niewielkim wzgórzu stał czarny fortepian, który odbijał światło wschodzącego słońca. Przy fortepianie siedział rozczochrany, ubrany w najzwyklejszą koszulkę i jeansy blondyn. Hermiona narzuciła na siebie gruby, biały sweter. Wychodząc z pokoju zerknęła na swoje odbicie w lustrze. Z warkocza przez noc wysunęła się prawie połowa niesfornych loków, jednak nie przejęła się tym. Nie budząc nikogo zeszła do kuchni i wstawiła wodę na herbatę. Wyciągnęła dwa kubki i wrzątkiem zalała liście pomarańczowo-cynamonowej herbaty. Rzuciła na parujący napar zaklęcie utrzymujące jego ciepło po czym wyjściem kuchennym wkroczyła na podwórko i ruszyła wolnym krokiem w stronę Malfoya.

Im bliżej była tym bardziej dziwiła się, że nic nie słyszy. Jednak gdy znalazła się z piętnaście metrów od niego naruszyła osłonę, jaką wokół siebie roztoczył. W ułamku sekundy jak nie słyszała nic, tak nagle słyszała pojedyncze nuty przerywane skrobaniem ołówka po pięciolinii leżącej na czarnym instrumencie. Nie powiedział ani słowa, gdy podeszła do fortepianu. Nie powiedział też nic, gdy usiadła obok niego. Nie powiedział nic, gdy patrzyła na jego palce, które z gracją przesuwały się po klawiszach. Odezwał się jednak, gdy jego wzrok padł na dwa kubki stojące małej podstawce wyczarowanej przez niego.
- Jaka? - wyszeptał cicho, jakby bojąc się, że ktokolwiek ich usłyszy.
Hermiona lekko uśmiechnęła się, słysząc jego pytanie.
- Sam spróbuj.
Sięgnął po kubek i upił mały łyczek gorącej herbaty.
- Cynamon. Pomarańcze i cytryna.
W końcu spojrzał na Gryfonkę, napotykając jej brązowe oczy. Skinęła głową na znak, że ma rację. Draco upił jeszcze jeden łyk i odstawił kubek na miejsce. Palcami wrócił do klawiszy, jednak nie skupiał na nich całej uwagi.
- Pierwszy raz widzę cię w koszulce, a nie w koszuli.
Blondyn zaśmiał się pod nosem.
- Nie sądziłaś, że mam w swojej szafie coś poza drogimi koszulami i garniturami?
- Mniej więcej.
Uśmiechał się lekko. Jego blond włosy w nieładzie przyjęły bardziej intensywny kolor pod wpływem słonecznych promieni.
- Uwielbiam to miejsce o wschodzie słońca – szepnęła Gryfonka jakby sama do siebie. W jej włosach również tańczyły jasne refleksy, czyniąc ją jeszcze bardziej rozczochraną.
- Wszystko budzi się do życia, co?
Spojrzała tylko na niego w głębi serca niedowierzając, że rozmawia z nim tak swobodnie.
- Dokładnie.
- Twoja szopa na głowie również?
Prychnęła, po czym trzepnęła go w ramię, na co blondyn się zaśmiał. Powinna trzasnąć fochem, obrazić się, zwyzywać go od najgorszych debili, zdenerwować się na niego i zirytować się, lecz to pytanie nie zabrzmiało ironicznie i wrednie. Było czuć w nim wredną nutę, fakt, jednak nutę rozbawienia także. Tymczasem ona potraktowała go tak, jakby obok siedział Harry, który również nie raz nie dwa rzucił podobną uwagę w jej stronę.
Milczeli moment, pogrążeni we własnych myślach.
- Malfoy, powiedz mi... - zaczęła, jakby przypomniała sobie o czymś ważnym.
- Nie, Granger, nie zaczynaj, bo i tak ci nie odpowiem na żadne twoje „dlaczego”.
Zamknął jej usta tymi słowami. Cholera, jak on to robił, że doskonale wiedział, o co chce zapytać?
- Po prostu jestem dobrym obserwatorem – uśmiechnął się do niej w ten cwany, pewny siebie sposób.
- Myślałam, że to ja czytam w myślach tobie, a nie na odwrót - mruknęła jakby sama do siebie, jednak wystarczająco głośno, aby blondyn usłyszał jej słowa i zaśmiał się pod nosem.
Cisza między nimi nie była krępująca. Sprawiała jednak, że Hermiona chciała skorzystać z chwili spokoju, jaka została im dana.
- Znów nie śpisz w nocy?
Tego pytania się nie spodziewała. Jej źrenice rozszerzyły się w zdumieniu.
- Skąd ty...
- Tego też się kiedyś dowiesz, Granger – uciął ten temat, zanim zdążył się rozwinąć. Odpowiedziała mu na jego pytanie, a tylko tyle chciał wiedzieć.
Prychnęła zirytowana i zbulwersowana. Nie znosiła, gdy ktoś miał przed nią tajemnice, bądź zostawiał ją z pytaniami bez odpowiedzi, a w tym Malfoy był mistrzem. Spojrzała na niego. Promienie wschodzącego słońca zaczęły lizać jego bladą twarz i odbijały się od śnieżnobiałych zębów, jeśli tylko pozwolił sobie na uśmiech. Światło podkreślało jego idealną cerę i lekko podkrążone oczy, do widoku których Hermiona zdążyła się już przyzwyczaić. Koszulka podkreślała jego lekko zarysowane mięśnie, a oczy błyszczały w ten charakterystyczny sposób, gdy miał pod ręką instrumenty, które tak bardzo kochał. Draco sięgnął po swój kubek i spokojnie upił z niego kilka łyków, zdając sobie sprawę z tego, że Gryfonka się w niego wpatruje.
- Herbata ci stygnie – zwrócił jej uwagę karcącym, lekko rozbawionym głosem.
- Zagraj mi coś – odparła tylko wyrwana z rozmyślań brunetka. Draco spojrzał w jej oczy, uśmiechnął się w ten zadziorny sposób, w który zawsze się uśmiechał gdy wiedział, że podoba się Granger. Uniósł jedną brew w lekkim zdziwieniu, mimo wszystko. Zaskoczyła go. Patrzyła jednak w jego oczy uparcie tymi swoimi brązowymi, wielkimi ślepiami...
Draco sam nie wiedział dlaczego to robi. Odstawił kubek na podstawkę, po czym rozsunął kartki z nutami, leżące na pulpicie. Przymknął oczy i przejechał dłonią po klawiszach, nie wciskając ich, rozkoszując się ich obecnością. Stopy położył na pedałach, jakby w pogotowiu.



(muzyka!)



Pierwsze nuty rozbrzmiały w taki sposób, jakby Draco swoją muzyką rozpoczynał jakąś opowieść. Od razu dostrzegła, że utwór musiał być jego, bo co jakiś czas zerkał na zapisaną nutami pięciolinię. Hermiona obserwowała każdy jego ruch, każdą emocję, jaka ukazywała się na twarzy blondyna. A chwilę później stało się coś, czego się nie spodziewała.

Say something, I'm giving up on you.

Nuty przenikały się z jego basowym głosem. Zdziwiło ją to, że zgodził się jej zagrać, ale to, że zgodził się jej zaśpiewać było dla Gryfonki szokiem.

I'll be the one, if you want me to.
Anywhere, I would've followed you.
Say something, I'm giving up on you
.

Jego basowy głos niósł ze sobą fale dreszczy. Pieścił uszy brunetki, która z jednej strony bardzo chciała przymknąć oczy i rozkoszować się muzyką fortepianu, głosem blondyna, a z drugiej strony nie chciała stracić ani sekundy z obserwowania jego twarzy. Grzywka uroczo opadła mu na oczy pod wpływem lekkiego powiewu sierpniowego, ciepłego wiatru.

And I am feeling so small.
It was over my head
I know nothing at all.


Cholera, i ten tekst... Nie sądziła, że Malfoy, tak, TEN Malfoy mógłby coś takiego kiedykolwiek napisać.

And I will stumble and fall.
I'm still learning to love
Just starting to crawl.


Śpiewał tak czysto, tak pięknie... Hermiona nie mogła pojąć, jak ten zachwycający bas może brzmieć tak seksownie w wyższych rejestrach. Jak on cały mógł być tak pociągający, gdy sięgał po muzykę i jej moc, którą potrafił wykorzystać. Był dupkiem, był Ślizgonem, był... zapomniała o tym wszystkim, gdy przeszedł do refrenu.

Say something, I'm giving up on you...

Zaczął ten przeklęty refren udowadniając, że jego głos ma moc. Jego płuca pomagały mu wyrzucać z siebie tę harmonię dźwięków, które sprawiały, że Gryfonce z przyjemności nastroszyły się włoski na rękach, a dreszcz wzdłuż kręgosłupa przychodził fala po fali. Zrozumiała nagle ideę bariery wyciszającej. Blondyn nie chciał się z nikim dzielić tym, co potrafił. Bo dla każdej osoby mieszkającej w domu nieopodal byłoby to szokiem.

And I will swallow my pride.
You're the one that I love.
And I'm saying goodbye.


Znikąd pojawił się dźwięk skrzypiec, które sprawiły, że wszystko – głos Dracona, dźwięki fortepianu – zostało dopełnione do stanu idealnego. Magia i talent Malfoya to było zdecydowanie zabójcze połączenie.
Im dłużej to trwało tym bardziej jego głos pokazywał, że stać go na jeszcze więcej. Miała wrażenie, że otwiera się przed nią z każdym słowem, wybrzmiewającym coraz mocniej i pewniej. Pasja była na jego twarzy tak widoczna, że wydawała się być namacalna. Poranne słońce oświetlało jego policzki, szyję... Nie starała się analizować tego, co się dzieje. Dała się ponieść. Serce waliło jej jak młotem, a usta miała lekko rozchylone.
Skrzypce ucichły, a dźwięki fortepianu stały się delikatniejsze i mniej wyraziste. Smukłe palce, naciskające klawisze kończyły utwór.

Say something, I'm giving up on you...

Nie chciała, żeby piosenka się skończyła. Nie chciała, żeby ta chwila się kończyła.

- Say something... - wyszeptał, kończąc piosenkę i naciskając ostatnie klawisze fortepianu. Dopiero teraz spojrzał na twarz Gryfonki która była wypełniona tuzinem emocji wzdłuż i wszerz. Jej oczy błyszczały i wpatrywały się w niego z szokiem, podziwem, zainteresowaniem i... pożądaniem? Nie, to byłoby wręcz śmieszne. Po raz drugi w swoim życiu czuł się swobodnie przy kimś, kto doznał jego pasji i twórczości tak intensywnie, na własnej skórze, za jego przyzwoleniem. Pierwsza była Narcyza. Natomiast Granger...
- Granger co ci... - chciał zapytać ją o to, czy jeszcze jest myślami na tej ziemi lub coś w tym stylu, jednak nie było dane mu skończyć.
- Zamknij się, nie psuj chwili – wyszeptała i przeniosła wzrok z jego szarych tęczówek na słońce, które już prawie wzeszło. Draco uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją widząc to, jak brunetka po raz pierwszy od dłuższego czasu oczyściła swój umysł od cierpienia i problemów. Błyszczącymi oczami wpatrywała się w krajobraz przed nimi. Cel osiągnięty.
Czar podtrzymujący ciepło obu kubków przestał działać.
Herbata wystygła.

______________________________________________
* (łac.) Ochroń szczelnie bariery umysłu, weź moc z mojej krwi.




*



Nie śpię, bo piszę fanfiction.
Prawidłowa wersja powinna brzmieć:
Nie śpię, bo uczę się anatomii i chemii nieorganicznej.
Dopowiedzcie sobie sami resztę, moi mili.

Wrzucam, bo skończyłam przed momentem. Nie czytałam całości, bo już nie jestem w stanie. Ewentualne błędy poprawię jutro.

O, takie dziesięć bitych stron! Wena ma się dobrze!

Bardzo dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem - cudowne jest czytanie opinii, które napisane konstruktywnie motywują niesamowicie do działania mimo studiów, problemów i otaczającego świata! Liczę na to, że będzie ich coraz więcej,
A jutro wieczorem zepnę dupę i załatwię w końcu sprawę uzupełnienia LBA i odpowiem na Wasze komentarze pod dziesiątką. Przy-się-gam! Nieważne, jak bardzo będę zmęczona po bioetyce!

Miałam tu jeszcze coś ważnego napisać, ale zapomniałam.
Jak sobie przypomnę to zrobię edit, ot.


Kocham Was,
Wasza,
Panna Nieporozumienie


PS. Mary Alice - 17 minut spóźnienia. Miało być "w weekend". Wybacz.

EDIT:
Już wiem o czym zapomniałam. Pytanie bardzo dla mnie ważne.
Który szablon jest lepszy: ten aktualny czy TEN, również mój? Pokierujcie moim niezdecydowaniem!
EDIT 2:
Błędy i powtórzenia skorygowane.

25 komentarzy:

  1. Miałam Ci wypomnieć spóźnienie, a później zobaczyłam wzmiankę na dole, haha :3
    Jaka ta notka milutko długa! Snape i jego urozmaicone żucie erotyczne. <3 'tak bynajmniej sobie to tłumaczyli' - mały błąd, który już chyba kiedyś Ci wypominałam, bynajmniej to nie to samo co przynajmniej! :)
    Cały Snape w tym rozdziale jest po prostu idealny! Szkoda mi Hermiony, że tak cierpi :C
    No i jeszcze moja ukochana piosenka!
    Rozdział po prostu idealny, długi i ciekawy, taki, jak lubię :)
    Czekam na kolejny z niecierpliwością i zapraszam na nowość do mnie :)
    ~Twoja Mary :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A szablon ten drugi, jest po prostu piękny <3

      Usuń
    2. Tak, tak, wiem, że "bynajmniej" i "przynajmniej" to NIE JEST to samo, ale mózg nie potrafi tej informacji zakodować i przyjąć do wiadomości. Czuję, że napiszę jeszcze wiele rozdziałów, zanim się tego nauczę i wejdzie mi w nawyk rozróżnianie tych dwóch słów. Póki co - bądź moim polonistycznym Gestapo! :)
      Haha, no tak, chciałaś mnie zrugać! Pamiętałam co obiecałam, ale nie dałam rady zagiąć czasoprzestrzeni. Mimo wszystko - prawie udało mi się wyrobić się w czasie! :)
      Dziękuję, dziękuję, z całego serduszka dziękuję za każde miłe słowo i cieszę się OGROMNIE, że Ci się podoba, moja droga!

      Nowość u Ciebie też dzisiaj nadrobię.
      Dziękuję za pomoc w podjęciu decyzji odnośnie szablonu :D Szczery zachwyt zawsze motywuje i przekonuje najbardziej! :)

      I w ogóle, to dziękuję, że jesteś <3! O!

      Usuń
  2. Aaaaale długie! <3

    Jeśli martwisz się o błędy to odpuść. Ja chwilę przed 3 wrzuciłam odcinek, przeczytałam na spokojnie i się załamałam... Tylu powtórzeń to ja w życiu nie widziałam ;D no ale ok, koniec gledzenia o mnie. idę czytać odcinek ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam rozdział i w dalszym ciągu nie jestem pewna czy wiem, co chcę napisać. Muzyka podbiła moje serce w taki sposób, że nie umiem się od niej oderwać, a czytanie z tym utworem w tle sprawiło, że przez moment to ja siedziałam przy tym fortapianie <3 <3 <3


      Na początu było tak fajnie, spokojnie i w ogóle. Potem bywało zabawnie (życie erotyczne Snape'a spowodowało lekką przewę w dostawie informacji do mózgu) i romantycznie. Przed Norą było naprawdę zabawnie :D A końcówka to już ach, och, uch i więcej nie umiem pwiedzieć! Ostatnie zdanie podsumowało wszystko! Uwielbiam takie zakończenia :)

      No i dziekuję za wskazanie Chestera! Pierwszy raz go słyszałam, a jest taki uroczy... :) No i pisz, pisz, pisz. Szybciutko!

      Pozdrawiam goraco :*

      Usuń
    2. Uch... wybacz moje rozbicie emocjonalne, ale sama jesteś temu winna! :D

      Gdybyś do drugiego szablonu wrzuciła kolory z tego i zdecydowała się na wyraźną, czarną czcionkę, to byłbym w stanie nawet go od ciebie odkupić. No, jeśli nie miałabym cudownej Szkielet Smoka, która męczy się nad szablonem dla mnie :)

      Obydwa naprawde mi się podobają, wiec nie jestem w stanie stwierdzić, który jest lepszy :)


      Ok, juz zmykam :)
      Pa!

      Usuń
    3. Oj taak, pisanie po nocy skutkuje mnóstwem powtórzeń... Najlepsze jest to, że kolejnego dnia na trzeźwo zaczynasz znów czytać swoje wypociny i zastanawiasz się "jasna dupa, kto to pisał?" :D. W każdym bądź razie - już poprawiłam to co było do poprawienia :)

      Nawet nie wiesz, jak bardzo, ale to bardzo, BARDZO się cieszę, że czułaś to co czułaś czytając przy muzyce. Taki miał być efekt i bałam się, że nie wywrę na Was takiego efektu. Ale, na Boga, skaczę z radości, że się udało! Uwielbiam wywoływać w Was emocje, które sama czuję pisząc to.
      Dziękuję za wszystkie pochwały, standardowo. Kochana, zapewniasz mi ogromnego kopa do pisania, do życia i do wszystkiego ogółem! Zresztą, każda z Was to robi! Cieszę się, że się cieszysz, że miałaś wrażenie, że to Ty, moja droga, siedzisz przy tym fortepianie, że rozpływałaś się przy mojej wersji Draco - tak ma być!

      A Chester i jego głos powrócą w mojej historii jeszcze nie raz! :)

      Co do szablonu - dziękuję za opinię, choć fakt, że nie umiesz jasno powiedzieć "weź ten, weź ten!" nie ułatwia mi życia. ;D

      Dzisiaj wieczorem do Ciebie wpadnę i przeczytam te powtórzenia, wrzucone o trzeciej nad ranem! xD

      Usuń
    4. Uhmm.. tzn powtórzeń już nie ma, bo rano się nad nimi zlitowałam i zrobiłam im trochę miejsca, ale oczywiście zapraszam :)

      Boje się tylko co znaczy u Ciebie "dzisiaj wieczorem" pisząc to o godzinie 20:20 :)


      p.s Mam nadzieję, że też się tak rozstroisz emocjonalnie jak ja. Ot, za karę :*

      Usuń
    5. Ja mam własną przestrzeń czasową. Cholera, ktoś to wreszcie zauważył :D
      A tak serio - do 23.00 powinnam ogarnąć wszystko, co muszę ogarnąć, łącznie z czasem, który zostanie poświęcony tylko Tobie i wiązaniami koordynacyjnymi na chemię :D

      Wracając o 20.00 z uczelni czuję się, jakby o 20.20 nadal było popołudnie - to moja tajemnica zaginania ram czasowych, ale nie mów nikomu! :C

      PS w odpowiedzi na PS. Zrobię co w mojej mocy. Nawet przyniosę sobie chusteczki!

      Usuń
  3. Matkooooooo jesteś najlepszą, najcudowniejszą, najukochańszą i najwspanialszą kobietą na ziemi! Dzięki Tobie mogę dzisiaj góry przenośnić, a już Ci mówię dlaczego!
    Wchodzę, patrzę, nowy rozdział. I od razu uśmiech na twarzy. Czytam i czytam i czytam i się nie kończy. Cud! Potem taki uroczy Draco, pożarłabym w całości... I piosenka. Moja ulubiona piosenka. Piosenka, która kojarzy mi się właśnie z dramione, zawsze do niej piszę i czytam opowiadania.
    Pp przeczytaniu miałam ochotę płakać i śmiać się jednocześnie.
    Wybacz, ale nic więcej nie napiszę, po prostu nie sposób tego wyrazić słowami.
    Kocham,
    Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogarnijcie się z tymi komplementami, bo się przyzwyczaję! Strasznie, strasznie ciepło na sercu mi się zrobiło, gdy czytałam każde słowo! I znów - dziękuję Ci za to, że jesteś, że przeżywasz ten tekst tak, jak ja, gdy go piszę.
      Nie pisz nic więcej, doskonale wiem co czujesz.
      Dziękuję! <3

      Usuń
  4. Niestety, nie bardzo mam czas na dłuższy komentarz, bo jestem na laptopie trochę nielegalnie .-.
    W każdym razie, rozdział jak zwykle wspaniały c:
    Draco był tu taki kochany. Najpierw siedział przy Granger, a później ten fortepian :3 Po prostu... mmmm ♥
    Co do szablonu, oba są świetne, ale chyba lepszy ten, który podałaś w linku ;) Jakoś lepiej czyta mi się na ciemnym tle.
    Następnym razem postaram się napisać jakiś lepszy komentarz. Pozdrawiam i życzę weny,
    Mrs Black :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poświęcasz czas na czytanie mojej historii siedząc nielegalnie na lapptopie? Dziękuję! Ojej, to cudowne!
      Następnym razem ważne, żebyś w ogóle coś napisała! Ot! :) Wena się przyda.. :) Bardzo.

      Usuń

  5. Witam ponownie! Strasznie się cieszę, że mój komentarz przypadł Ci do gustu, tym bardziej, że nie lubię słodzić i się podlizywać, aby nabijać sobie później punkty jako autorka.
    Zacznę od razu tego co mnie zakuło w oczy, ale nie jestem pewna, po której stronie leży racja. Zresztą ja nigdy nie jestem niczego pewna. ;)
    W momencie gdy Draco i Hermiona udali się do Nory napisałaś, że się "aportowali". Słyszałam o "deportacji" i "teleportacji", ale aportacja kojarzy mi się jedynie z przynoszeniem piłki przez psa. ;) Wypatrzyłam też jedno powtórzenie, ale go nie zapisałam. W każdym razie było ono na pewno podczas sceny przy pianinie i chyba było to słowo "podkreślało".
    To co mi się nie podoba jeszcze, ale nie jest to zupełnie Twoją winą, tylko raczej kwestią niewpasowania się w mój gust, to nagromadzenie tej "czarnej magii". Księgi czarno magiczne. Zasłona czarno magiczna. Zaklęcia czarno magiczne. Całkowicie rozumiem co chcesz przez to powiedzieć i nie znam lepszego odpowiednika, ale chole rnie mi się takie frazy nie podobają. Brzmią strasznie ogólnie, trochę jak "skoro złe, to na pewno czarno magiczne, nie wchodźmy w żadne szczegóły". Jeszcze raz zaznaczam, że to nie jest zarzut w Twoją stroną, tylko moja luźna obserwacja.

    Pięknie piszesz, nie obyłoby się bez tego komentarza! Wszystko spójne, ładnie dograne, błędów też nie zauważyłam jakichś szczególnych. Muzyka na końcu jest zachwycająca, szkoda tylko, że nie mogłam sobie absolutnie wyobrazić Malfoya za pianinem, śpiewającego tak pięknym głosem. Tym bardziej Hermionie, której ciągle dokucza ;) Skąd on w ogóle wytrzasnął pianino na wzgórzu, niedaleko Nory? Tak o sobie stało? :]

    Bardzo ciekawy pomysł na tę klątwę! Niezrozumiałe, niewytłumaczalne połączenie "dusz" Malfoya i Granger brzmi super. Mam nadzieję, że ten wątek się jeszcze rozwinie.

    Jeśli chodzi o szablon, to drugi wydaje mi się zdecydowanie lepszy. O wiele lepiej mi się czyta jasną czcionkę na ciemnym tle niż odwrotnie. Mam wrażenie, że oczy się tak nie męczą, także dwiema rękoma podpisuję się pod drugim ;)

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowy, równie długi rozdział!

    nowe-oblicze-hermiony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kolejny (!) tak długi (!!) i szczery (!!!) komentarz, Melody.
      Znalazłam chwilę, więc na spokojnie na niego odpowiem.

      Co do aportacji - fakt, można mieć takie skojarzenia, zaraz poprawię ten błąd. Aczkolwiek w wielku FF gdy czytam, że któryś z bohaterów teleportował się, to często "aportacja" występuje jako określenie lądowania przy teleportacji. Więc najpierw to sprawdzę, a potem ewentualnie poprawię. :) Dziękuję za zwrócenie uwagi!
      Haha, uśmiechnęłam się pod nosem czytając dalszą część. Kochana, to, dlaczego akurat używam określenia "czarno magiczny" doskonale jest wytłumaczone w rozdziale bodajże ósmym, we wspomnieniu Snape'a, który tłumaczy Draconowi czym jest czarna magia właśnie. Stąd nagromadzenie tych określeń - odsyłam więc do fragmentu (a najlepiej to do całości od początku! :) ).
      Twoje obserwacje są dla mnie niesamowicie cenne!

      Dziękuję za komplementy!
      Szkoda, że nie potrafisz połączyć głosu Chestera z moim wyobrażeniem Draco. Być może przyjdzie to dopiero z późniejszymi rozdziałami. Taka jest po prostu moja wizja, którą przelewam na tę historię. Co do Hermiony - nie jest u mnie aż tak kanoniczna, jak u Rowling. Moim zdaniem jej postać ma drugą głębię, którą J.K. ukazała między innymi w trzeciej części (pięść wymierzona Malfoyowi) i w części szóstej (nasłanie na Rona ptaszków po cyrkach z Lavander), ale nie rozwinęła tej głębi. Każde zachowanie moich bohaterów ma w pewnym sensie... drugie dno? Wszystko będzie się wyjaśniać z czasem. :)

      A co do pianina - odpowiedź w następnym rozdziale :)! Wszystko mam przemyślane, takie szczegóły również :)

      Za Waszymi radami drugi szablon już wstawiony. Dziękuję raz jeszcze, że jesteś, motywujesz szczerze i komentujesz!

      Usuń
  6. Jak zwykle po prostu mnie zauroczyłaś! :) Strasznie mnie rozbawiło, że Hermiona zobaczyła życie erotyczne Severusa i niezmiernie rozczuliło, że Draco ją odwiedzał każdej nocy. Fortepian był niesamowity. Opanowała mnie melancholia przy tej scenie, gdy wyobraziłam sobie, jak siedzą i obserwują wschód słońca. Oczywiście musiałaś wykorzystać piosenkę, którą uwielbiam i przy której zawsze mam ciary na karku ;) A jak już włączyłam piosenkę to przeczytałam, co jest pod nią. Naprawdę, gdybym miała opisać taką scenę, w życiu nie zrobiłabym tego tak dobrze, jak Ty :) Aż zamarzyłam, by być na miejscu Hermiony. Dziś żadnych pytań ;) Zapraszam tylko do siebie na nowy rozdział i z niecierpliwością czekam na następny u Ciebie!
    Pozdrawiam,
    Dimi

    halfofdim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję gorąco za te wszystkie komplementy! *zarumieniona* Unoszę się nad ziemią, jak je czytam. Cudownie, że się podoba!

      Ten komentarz, droga Dim, jest arcydziełem sam w sobie.

      Zaległości u Ciebie uzupełnię jak najszybciej! :)

      Usuń
  7. Pojawiła się nowy rozdział na kolo-fortuny.blogspot.com. Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że wpadnę w wolnej chwili! Na przyszłość - po rozwinięciu kółeczka wysuwa się zakładka "SPAM". Zostawiajcie tam proszę powiadomienia o nowych rozdziałach! :)

      Usuń
  8. Boże! Rozdział jest absolutnie genialny. To chyba mój ulubiony. Szczerze mówiąc połączenie'Draco&Muzyka' jest tak dziwnie obce ,że nie mogę uwierzyć kiedy czytam jak on gra. A ten moment z Weasley'ami jak przylatują do Nory..Mmm Draco taki dojrzały. Lubię to. Tak, wiem NAUKA, co ? Też nie mam lekko. Cierpliwie czekam na następny rozdział ,ale świra można dostać. Piszesz za dobrze ;)
    A ja (o ile wciąż czytasz mojego bloga) PRZEPRASZAM. Mój laptop źle działał już szmat czasu (klawiatura nie działała poprawnie i cholernie ciężko mi się pisało) ,a teraz się całkiem za przeproszeniem rozpierdolił. A napisałam rozdział ,który moim skoromnym zdaniem był dobry ,a nie mogę nawet włączyć tego złoma. Obawiam się więc ,że rozdział pojawi się kiedy dostane nowego laptopa czyli być może w Grudniu ;(
    Mimo to wciąż zapraszam na bloga ;)
    niewybaczalny-anotherstory.blogspot.com
    PS: Przepraszam ,że z anonima ,ale jestem na telefonie.
    PS2: Postaram się częściej komentować!
    NikaPlease

    OdpowiedzUsuń
  9. Noo, naprawdę mi się podoba. Połączenie Dracona i muzyki jest idealne, zawsze widziałam go jako artystę zgaszonego przez ojca. Cudownie to opisałaś.
    I jeszcze "Say Something"... Kocham tę piosenkę, idealnie tu pasuje.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, historia jest naprawdę świetna.
    Miło by było, gdybyś mogła poinformować mnie na moim blogu (w-rekach-losu.blogspot.com ), jednak sama i tak będę wpadała co pewien czas, aby sprawdzić, czy jest coś nowego :)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem oczarowana *,* Draco *,*
    No brak słów po prostu.
    Nie... Nadal nie potrafię wyrazić zachwytu. Czekam na więcej <3
    Swoją drogą zapraszam do mnie http://niemozliwezycie.blogspot.com c;

    OdpowiedzUsuń
  11. No hej!
    Kurcze przeczytałam do dziewiątego rozdziału i kompletnie zapomniałam skomentować i czytać ;_;
    Dzisiaj mnie olśniło! Widzę, że też długo nic nie zamieszczałaś :( A szkoda :/ Pisz, pisz, pisz! Wiem, że nauka pochłania ogromne ilości czasu, ale koniecznie znajdź chwilkę dla nowego rozdziału, bo warto!
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Jess

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże to jest cudowne!!! Dlaczego nie piszesz dalej!!! <3 No dlaczego! cuuudo! <3

    OdpowiedzUsuń