poniedziałek, 13 października 2014

Dziesięć

Jak to „z okazji urodzin”? Hermiona nie wiedziała co się dzieje. Nie dlatego, że stał przed nią znienawidzony Ślizgon, a za nim morderca Dumbledore'a, choć było to dla niej szokiem. W jej głowie momentalnie rozbrzmiały dzwoneczki ostrzegawcze, a mózg zarejestrował, że nie ma przy sobie różdżki, co od razu rozlało po jej ciele falę niepokoju. Nie mogła się bronić, a przed nią stało jej dwoje prawie-największych wrogów, gdy na zewnątrz szalała partyzancka wojna rozgrywana przez ich pana i władcę. Serce zaczęło walić jej jak młotem i choć umysł miała trzeźwy i opanowany – jak zwykle – jej ciało wpadało w panikę. Chciała się bronić, ale nie miała czym. Co teraz? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie nie dlatego, że nie znała odpowiedzi, lecz dlatego, że odpowiedź pojawiała się w jej głowie z każdym wspomnieniem, które do niej wracało i uświadamiało jej, ile czasu minęło. Z każdym wspomnieniem, które było dla niej szokiem i którego nie pamiętała. Szok po ujrzeniu Malfoya i Snape'a był niczym w porównaniu do tego, jak bardzo jej mózg był zdezorientowany po przebudzeniu – przecież ostatnie, co pamięta to ta cholerna plaża i randka z brunetem. Palmy, gitara, zachód słońca. Nagle budzi się w znajomo wyglądających pod kątem architektonicznym lochach z dziurą w pamięci, mając tych dwoje przed oczami.
Miała wrażenie, że bitwa w jej głowie trwała wieki, zanim skupiła się na swoich wspomnieniach, które uzupełniały brakujące fakty. Zamknęła oczy, nie wyłączając świadomości i nierozważnie, częściowo ignorując niebezpiecznych mężczyzn stojących w tym samym pomieszczeniu, pozwoliła sobie na analizę każdego obrazu, jaki dane jej było zobaczyć. Domek Malfoya, Liam wrzeszczący na nią i śmiejący się złowieszczo. Liam zabierający jej różdżkę, Liam, który oszołamia ją zaklęciem o którym nigdy w życiu nie słyszała. Liam ubierający szaty śmierciożercy, szepczący w wymarłej grece i łacinie mroczne inkantacje, zabezpieczające nie tylko drzwi. Zamglony obraz tego, jak Liam zrywał z niej ubrania... W tamtym momencie była tak zdruzgotana, że chciała przerwać seans, który rozgrywał się w jej głowie za wszelką cenę, bo domyślała się co było dalej. Zaciskając powieki, nie do końca świadoma swoich ruchów, położyła swoją dłoń na dolnej części brzucha. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa, a obrazy nadal płynęły. Widziała ból, znów przeżywała każdy szczegół. Mózg nie pamiętał, ciało pamiętało. Desperacko próbowała skupić swoją uwagę na pierścieniu, który został użyty podczas całej tej ofiary - na próżno. Była przyjaciółką Harry'ego Pottera, była najzdolniejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw, była... była po prostu dziewicą. Oddech przyśpieszył, jej ciało mimowolnie skuliło się. Brunetka nie mogła opanować uczuć, nie mogła opanować emocji, nie mogła zrozumieć, dlaczego to właśnie jej zrobiono tak wielką krzywdę. Oczywiście, że znała odpowiedź na to pytanie - wiedziała kim jest, wiedziała, że jest wojna, ale jeszcze nigdy nie doświadczyła na własnej skórze tak brutalnych i bezlitosnych rozgrywek Voldemorta. Sądziła, że wie, co czują podobne jej ofiary wojny i nagle przyznała się sama przed sobą, że ani ona, ani Ron nie mieli pojęcia, co może czuć Harry, co czują osoby, którym dla własnych celów odebrano najważniejsze części ich samych oraz ich życia. Wyobrażenia przyjaciół Wybrańca nie były nawet namiastką odczuwalnego bólu i niesprawiedliwości, których nie da się w żaden sposób wymazać, zmienić, pogodzić się z nimi. Ta rana zostaje na zawsze. A jej rana...

 Z trudem zaczęła łapać oddech, nadal przeżywając każdy ruch śmierciożercy w sobie. Tak bolesny, raniący nie tyle co ciało, ale jej duszę. Czuła, jak z każdym jego pchnięciem jej umysł się roztrzaskuje, traci swoją świadomość. Czuła, jak ból narasta, czuła, jak sączy się z niej krew. Była w stu procentach pewna, że tak emocjonalne przeżywanie jakichkolwiek wspomnień nie jest normalne i musi to być skutek uboczny tego, co się z nią działo, bo ból wręcz rozrywał ją od środka. Nie zarejestrowała tego, że zaciska zęby, a po jej twarzy lecą łzy. Co gorsza, nie zarejestrowała tego, że przed nią klęczy znienawidzony blondyn z przejęciem w oczach, a Mistrz Eliksirów stoi nad nią, próbując w jakikolwiek sposób złagodzić ten ból – na próżno. Zawsze sądziła, że pierwszy seks jest bolesny, w czym utwierdzały ją koleżanki w jej otoczeniu, ale nie spodziewała się, że pierwszy seks wbrew woli kobiety może być torturą samą w sobie. Czuła, że walczyła. Wspomnienia jasno utwierdziły ją w tym, że nie obyło się bez jej oporu, jednak opór ten tylko potęgował ból raz po raz, jeszcze mocniej. Liam używał paskudnych zaklęć, które potęgowały cierpienie na każdej płaszczyźnie. Nie mogła pojąć, jak mogła się nie zorientować...
Krzyknęła. Broniła się przed wydawaniem jakichkolwiek dźwięków, przed okazywaniem bólu – nie zapomniała, kto ją tu sprowadził i kto na nią patrzy. Jest Gryfonką, nie chce okazać słabości. Ale nie była w stanie. Miała wrażenie, że choć jest w zupełnie innym miejscu, na zupełnie innym kontynencie to Liam jest w niej i sprawia jej ból znów, w ten sam sposób co poprzednio. Jeden krzyk zamienił się w rozpaczliwy szloch, wrzaski i urywany oddech. Objęła się ramionami i, wbijając paznokcie w skórę, próbowała z całych sił zakończyć seans wspomnień w swojej głowie. Na nic się to zdało. Nie czuła nic, poza przeszywającym ją bólem między nogami, nic, poza rozpadającym się umysłem. A potem... potem nagle przyszła ciemność i ogromna ulga. Jak ręką odjął. Zrozumiała, że wtedy musiała zemdleć, bo organizm nie mógł sobie poradzić z tak wielkim bólem. Oddychała głęboko, próbując uspokoić bicie serca. Miała wrażenie, że trwało to kilka godzin. Nienaturalny kontrast między fizycznym bólem a poczuciem, że wszystko w porządku był nie do zniesienia. W chwili, w której uświadomiła sobie, że nie krwawi, że wszystko jest w normie, a te mentalne tortury były spowodowane wracającą do niej świadomością poczuła, że została okryta kocem zaczarowanym zaklęciem ogrzewającym i, że jest jej niewyobrażalnie słabo. Dopiero teraz dotarło do niej, co straciła... Straciła tę unikatową część siebie, którą chciała ofiarować z miłości mężczyźnie, który będzie dla niej całym światem. Po tym zrobiło jej się jeszcze bardziej słabo...

Otworzyła oczy i spojrzała w czarne, bystre ślepia wpatrującego się w nią profesora Severusa Snape'a. Jej źrenice rozszerzyły się w przypływie zdziwienia, nienawiści i... ciężko było jej określić tę mieszaninę uczuć.
- Granger, to jeszcze nie koniec – rzucił cicho, lecz sucho czarnowłosy czarnoksiężnik patrząc jej w oczy. Przez chwilę nie była pewna jak ma odbierać te słowa, jednak zostało jej to wyjaśnione. - Każde wspomnienie będzie nieść za sobą psychiczne i fizyczne odczucia. A zaręczam cię, że nie będzie to przyjemne.
Po krótkiej pauzie dodał jeszcze tylko:
- Twoja różdżka jest w szufladzie szafki nocnej. Zrób z nią co chcesz, twój namiar już nie działa.
Gdyby miała w sobie ochłapy jakiejkolwiek siły to odpowiedziałaby, zaczęłaby zadawać pytania. Może nawet uciekłaby stąd w diabły jak najszybciej, aby samodzielnie dojść do tego co się stało i doprowadzić się do ładu. Wszystkie jej siły jednak zostały wyczerpane po pierwszym wspomnieniu. Bała się co będzie dalej, zwłaszcza, że teoretycznie Snape właśnie udowodnił jej, że nie ma ochoty znów pobawić się w mordercę ważnych dla Pottera osób i, że może mu ufać. Ale przecież niedawno przekonała się, że nikomu, nawet potencjalnym mugolom, nie można ufać...

Severus podniósł się i podszedł do chrześniaka, który z niepewnością wpatrywał się w na wpół żyjącą Granger, która mimo że była przytomna to nadal stanowiła jeden wielki znak zapytania.
- Żaden z nas nie jest w stanie tego powstrzymać – powiedział do blondyna szeptem to, o czym oboje teraz myśleli. - Pomóż jej przez to przebrnąć, a potem...
- Dlaczego ja? - Zbulwersowany Draco już miał zacząć się kłócić, jednak Snape zamknął mu usta jednym zdaniem.
- Skoro masz ją ratować, to od A do Z – Severus zacytował bezczelnie młodego Malfoya, po czym sam wyszedł z pomieszczenia.
Dracon westchnął ciężko, patrząc na Hermionę, która przymykając oczy zdawała się być zupełnie w innym miejscu wszystkimi zmysłami.
- I ja sądziłem, że złapanie zająca było wyzwaniem dnia dzisiejszego...







Złapanie zająca okazało się być żadnym wyzwaniem w porównaniu do siedzeniu przy Granger, która mentalnie odcięła się od świata, próbując uporać się z wewnętrznym bólem po gwałcie. Zarówno tym fizycznym, jak i tym psychicznie odtworzonym. Draco nie wypowiedział w jej stronę ani słowa, patrząc, jak cierpi i odkrywa każdym zmysłem to, co się działo. Odkrywa swoje absurdalne zachowanie, po którym było jej wstyd – Malfoy dałby sobie rękę uciąć, że widział zażenowanie na jej twarzy, gdy prawdopodobnie dotarła do wspomnienia, w którym to bezmyślnie umyła się w jego cudownej łazience i założyła na siebie jego cudowny szlafrok. Brunetka przez cały ten seans obrazów unikała kontaktu wzrokowego z blondynem. Dodatkowo, im więcej wiedziała tym bardziej... było jej głupio. Cierpiała z powodu swojej największej osobistej tragedii – to fakt, Dracon wiedział doskonale, że gwałt seksualny na tak młodych, dojrzewających dziewczynach odbija się na całym ich późniejszym życiu. Ale mimo to potrafiła analizować każdy czynnik, każde słowo, każdy gest jaki miał miejsce i było jej wstyd, że do tego wszystkiego doszło. Draco czytał z jej twarzy jak z otwartej księgi. Choć brązowooka nie patrzyła na niego to on oglądał ją pod maską obojętności i wręcz widział każdą emocję wymalowaną na jej twarzy. O największe zdziwienie przyprawiło ją ostatnie wspomnienie – histeryczny płacz, objęcia Dracona i jego śpiew. A potem była już tylko ciemność. Seans dobiegł końca.

Młody Malfoy obserwował, jak dziewczyna głęboko wdycha powietrze, nie otwierając oczu i doskonale zdając sobie sprawę z tego, że on sam znajduje się zaledwie metr od niej po tym wszystkim co miało miejsce. Obserwował, jak z prędkością światła stara się połączyć fakty, nadal nie wiedząc rzeczy najbardziej istotnych. Jak miał jej powiedzieć o rodzicach? O klątwach, po których do tej chwili nie ma śladu? O zaklęciach Voldemorta, o Severusie i nawet o tym irytującym zającu? W porównaniu do natłoku tych informacji, które to on powinien jej przekazać gwałt był tylko początkiem góry lodowej. Draco zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo go to wszystko przytłacza i męczy psychicznie. Po głowie krążyło mu jeszcze jedno pytanie. Co odpowie jej, gdy zapyta, dlaczego? Bo na pewno o to zapyta, to przecież Granger. Dlaczego ją uratował? Dlaczego ją tu przyniósł? Dlaczego jej nie olał, jak przez te wszystkie lata, dlaczego jej po prostu nie dobił? Bo ona doskonale wie, że właśnie tak powinien zrobić. A najgorsze ze zbioru tych wszystkich pokręconych wydarzeń, klątw i przeżyć było to, że on, Malfoy junior był tak zagubiony, że totalnie nie miał pojęcia co odpowie Gryfonce.

Cisza zdawała się wypełniać przestrzeń między nimi. Przynosiła ulgę. Draco nie chciał jej przerywać – to Granger powinna dać znak, że jest gotowa na uzupełnienie brakujących informacji. To ona musi się z tym uporać, aby później uporać się z jeszcze większymi problemami. I, jakby w odpowiedzi na rozmyślania Ślizgona, brunetka wzięła głęboki oddech i powoli otworzyła oczy. Jej wzrok szybko przyzwyczaił się do otaczającego ich półmroku. Gryfonka rozejrzała się jeszcze raz, tym razem na spokojnie po pomieszczeniu. Draco obserwował każdy jej ruch, starając się nie okazywać jakichkolwiek emocji.
- Jesteśmy w Hogwarcie – głos miała zachrypnięty i cichy, ale mimo to słowa te zabrzmiały jak stwierdzenie Panny-Wiem-To-Wszystko, niż jak pytanie.
- Zgadza się – potwierdził prawie szeptem, jednak nie miał zamiaru mówić nic więcej. Granger połączyła fakty z prędkością światła.
- Ale tutaj można dostać się tylko przez Hogsmeade, a tam aż... - zaczęła niepewnie jakby niedowierzając, że był na tyle głupi, by aż tak zaryzykować.
- Aż roi się od śmierciożerców, co, Granger? Młody Nott mnie widział. - Lustrował jej twarz intensywnie. Wyrażała niedowierzanie – Tak, Granger. Nott pofatygował się powiedzieć o tym Czarnemu Panu. Ojciec sam wyznaczył datek dla tego, kto przyniesie mu moją głowę. Irytujące jest to, że od mojej nadal droższa jest tylko głowa Pottera... - mówił do niej tak obojętnym, pozbawionym emocji, lekko ironicznym tonem, jakby mówił o łatwej wygranej meczu Quidditcha z Gryfonami w zeszły czwartek.
Hermiona nie była w stanie pojąć zachowania blondyna. Milion pytań nasunęło się jej na język i już, już miała otworzyć usta i swoim zwyczajem wyrzucić je z siebie, jednocześnie pouczając chłopaka, jednak Draco przerwał jej.
- Nie pytaj „dlaczego”, bo na chwilę obecną i tak ci nie odpowiem.
Zamilkła. To był jeden z niewielu razów, gdy Ślizgon widział, jak brązowowłosa dobrowolnie zamilkła, szanując czyjąś prośbę w intrygującej ją sytuacji i odpuściła. Zapewne i tak zada jeszcze to pytanie. Zapewne niedługo, ale do tego czasu Draco postara się znaleźć odpowiedź.
- Co się wydarzyło po tym, jak... - Zacięła się. Na jej twarz wpełzły różowe rumieńce, gdy przypomniała sobie postawę blondyna. Jego głos, jego troska. Tak bardzo, bardzo chciała wiedzieć „dlaczego”...
- Po tym, jak zemdlałaś po raz drugi? - Dokończył za nią z satysfakcją, obserwując jej zakłopotanie, które mimo wszystko sprawiło mu tę ironiczną odmianę przyjemności. Był Malfoyem, nie mógł się powstrzymać, mimo że Granger w tamtej chwili nie do końca była sobą. Teraz gubiła się w tym, co się wydarzyło, próbując złożyć wszystko w logiczną całość. Wiedział, że musi być... subtelny, nawet jak na Malfoya. Wiedział, że nie będzie jej łatwo i musi każdą informację przekazać umiejętnie i tak, aby zminimalizować cierpienie. W końcu, hipotetycznie, oboje są przeklęci przez Voldemorta i nie mają pojęcia ile bólu jeszcze ich czeka. A poza tym cierpiąca Granger to pozbawiona instynktów i pewnej części swojego genialnego umysłu Granger – czyli mało przydatna Granger. Westchnął głęboko.
- Mam jeden warunek, a raczej delikatne ostrzeżenie – spojrzał w jej oczy, oczekując reakcji. Zdziwiła się. Zdawał sobie sprawę z tego, że ona nadal nie wie jaką rolę odegrał w jej przetrwaniu wuj Severus i że, jeśli można to tak nazwać, może ufać tylko jemu, o ironio. Jednak w odpowiedzi skinęła lekko głową.
- Jeśli mi przerwiesz jakimkolwiek pytaniem to wyjdę i sama będziesz się wszystkiego domyślać. Wkurwiasz mnie gdy to robisz, a ja nie będę się denerwował – dobitnie, krótko i na temat, iście w jego stylu. Przygnębiona brunetka wpatrywała się w niego, oczekując wyjaśnień. Jakichkolwiek wyjaśnień. Wariowała nie wiedząc, nie mogąc się odnaleźć.
- Z góry mówię, że nie będzie to proste – ostrzegł ją, nie czekając na reakcję. - Jak już wiesz, jesteśmy w Hogwarcie. Dokładniej w prywatnych komnatach znanego tobie profesora Severusa Snape'a, który jest znany mnie jako mój wuj chrzestny i od kilku lat mój prywatny nauczyciel czarnej magii.
Draco stwierdził, że po każdej szokującej informacji będzie robił przerwę, aby dziewczyna przetrawiła nowe rewelacje i ułożyła je w odpowiednim miejscu swojej układanki. I, jak doskonale przewidział, Hermionie takie pauzy będą potrzebne. Wytrzeszczyła oczy w zdumieniu, całą sobą starając się nie wyrzucić z siebie potoku pytań i pretensji. Jak on mógł? Przecież to nielegalne! Przecież Snape zabił Dumbledore'a!
- Kontynuując – Malfoy stwierdził, że zbyt długie pauzy mimo jego ostrzeżeń i warunków mogą skutkować tak czy siak strumieniem pytań, czego chciał uniknąć – nie znalazłabyś się tutaj, gdybym nie miał pewności, że takie wyjście jest ostateczne. Wyobraź sobie, że Snape nauczył mnie wykorzystywać czarną magię w inny sposób niż tobie jest znany. Wyobraź sobie, że potrafię wszystko, co on sam potrafi i wiem tyle, ile był w stanie mnie nauczyć. Zostałaś przeklęta czarno magicznie... – zawahał się. Będzie potrafił o tym mówić? Jak ma jej powiedzieć, że, chociażby, widział ją nago, chcąc zdiagnozować klątwy czy podczas rytuału? Że nie dał rady uleczyć jej sam? Jak on, do cholery, ma jej to wszystko powiedzieć, nie gubiąc się w tym i minimalizując te złe wieści? Draco bił się z myślami, nie wiedząc, z której strony ma zacząć wspinać się na tę górę lodową, gdy nagle usłyszał słowa, których się nie spodziewał.
- Malfoy, ja wiem, że to nie będzie bajka na dobranoc. Działy się ze mną paskudne rzeczy, a w tej czarnej magii musiał maczać palce sam Voldemort. Nie cackaj się ze mną, tylko powiedz jak było i co z tego wynika – jej ciało, jej postawa zdradzały wycieńczenie, jednak oczy błyszczały inteligencją i bystrością. W tej właśnie chwili Dracon zdał sobie sprawę, że Granger jest cholernie silna psychicznie. Wiedział to już, to oczywiste. Przygody Wielkiej Trójcy nie były tajemnicą, a i jego wyzwiska i poniżanie znosiła dzielnie kilka lat. Ale wyzwiska na szkolnych korytarzach to nie wojna. Nie spodziewał się, że da radę podnieść się po samym gwałcie – zrobiła to. Nie sądził, że da radę przyjąć do świadomości więcej informacji – chciała to zrobić. Widział w jej twarzy, że tym razem w grę nie wchodzi ta głupia, gryfońska odwaga na popis, lecz prawdziwa siła charakteru. Granger była szlamą, kujonką i denerwującą laską samą w sobie, ale dopiero teraz dostrzegł coś, co nie każdy w niej dostrzegał – gdy inni nie dali by rady, ona nadal by walczyła. Do samego końca.

Zrobił to. Powoli opowiadał o tym, jak próbował swoich sił w Las Vegas, aby uporać się z zawiłymi klątwami. Opowiadał o wertowaniu książek, o poszukiwaniu odpowiedzi i o tym, jak nie dał rady mimo ogromnego potencjału, wiedzy i umiejętności, jakie wpoił mu Severus. Nie zagłębiał się ani w swoje relacje z ojcem chrzestnym, ani w przeszłość – sądził, że te informacje przeznaczone są tylko i wyłącznie dla niego i tak powinno pozostać. Granger i tak już wiedziała zbyt wiele. Opowiadał o tym, jak absurdalnie się zachowywała. Wypomniał jej durne teksty, swój ręcznik i osmarkanie jego koszuli ostatniej nocy w apartamencie. Opowiadał o chwili, w której podjął ryzyko, które zaważyło na całym jego obecnym życiu. Opowiadał, jak rzucał raz po raz zaklęcia kameleona, aby jak najszybciej dostać się do Hogwartu i nie omieszkał wspomnieć o tym, że noszenie jej na rękach nie jest przyjemnością. Opowiadał o rytuale, który przeprowadził, aby oczyścić jej wnętrze z mocy tego paskudnego pierścienia. Opowiedział o diagnozie, o klątwach, po których póki co nie ma śladu i dodał, że zapewne jego wuj siedzi teraz w swoim gabinecie i próbuje rozwiązać tę anomalię. I, gdyby chciał zachować chronologię musiałby teraz zacząć temat jej rodziców, lecz... zamilkł, przerywając swoją relację. Brunetka od razu zarejestrowała to wahanie. Czekała, aż Malfoy przerwie tę ciszę, zacznie kontynuować, jednak tak się nie stało.
- Nie chcesz mi o czymś powiedzieć, a jest to cholernie ważne – stwierdziła na głos, uparcie patrząc w niebieskie tęczówki blondyna. Rozgryzła go, choć on nie dał po sobie nic poznać, nie zdradził jakiejkolwiek emocji.
- Granger, chcę coś wiedzieć.
- Ja też chcę wiele rzeczy... - mruknęła słabszym i mniej zdecydowanym głosem. Draco w głębi duszy nie mógł wyjść z podziwu, że w takim stanie stać ją jeszcze na pyskówki. Zignorował ten tekst i przeszedł do sedna.
- Granger, co zamierzałaś zrobić ze swoimi rodzicami po wyjeździe z Aleksandrii?
Hermiona zbladła. Część niej krzyknęła rozpaczliwie, a przez głowę przeleciało jej tysiąc myśli. Cały czas miała wrażenie, że jest coś, co w środku jej głowy martwi się o coś bardzo dla niej ważnego, ale zepchnęła to na drugi plan, ignorując ten szalenie gryzący i palący ją niepokój. Teraz już wiedziała – rodzice. Jej serce zaczęło bić przeraźliwie szybko, a po głowie biegały katastroficzne wizje. Co, jeśli coś się im stało? Co, jeśli Liam coś im zrobił, albo śmierciożercy ich porwali, albo sam Voldemort... nie, nie, nie, nie mogła nawet o tym myśleć.
- Granger, ziemia, porozumiewaj się ze mną! - podniesiony ton głosu Malfoya wyrwał ją z rozmyślań.
- Co z nimi? Żyją? Są cali? Malfoy, co..!
- Uspokój się, Granger! - Blondyn był w stanie zrozumieć jej reakcję, w końcu sam drżał z niepokoju o własną matkę, Nie zmieniało to jednak faktu, że ta dziewucha niezmiernie irytowała go swoją paniką. Starał się z całych sił zdusić tę irytację w sobie.
- Twoi rodzice żyją i są bezpieczni. A teraz odpowiedz na moje pytanie.
Kilkutonowy kamień spadł z serca Hermiony, która odetchnęła z ulgą. Oddychała szybko i głęboko, próbując uspokoić serce po ataku paniki, zamykając oczy. Po jej policzku spłynęła łza.
- Zgodziłam się na ten wyjazd wiedząc, że mogą to być moje ostatnie chwile z nimi w całym moim życiu. Owszem, było ryzyko, a oni o tym wiedzieli, jednak mimo tej świadomości naciskali na mnie. Chcieli być ze mną, zapomnieć o problemach przed prawdziwą burzą. Ja... wiedziałam, że nosząc swoje nazwisko nie będą bezpieczni w Anglii, w całej Europie. Nie będą bezpieczni, gdy ja będę ich córką, więc...
- Planowałaś po powrocie rzucić na nich zaklęcie zapomnienia – dokończył, przerywając jej Ślizgon. Kolejna łza i szybkie skinienie głową Hermiony potwierdziły jego słowa, jednak jej brązowe tęczówki nadal błyszczały niepokojem.
- Granger, Twoi rodzice są bezpieczni. Pod nowym nazwiskiem wyjechali do Australii. Nie pamiętają, że mają córkę – obserwował ból w jej oczach. Ból po stracie najważniejszych w jej życiu osób. Draco nie umiał postawić się na jej miejscu. Domyślał się, co by czuł, gdyby sam stracił matkę w ten sposób. Gryfonka wiedziała, że to się stanie. Wiedziała, że tak będzie lepiej. Że tak być musi. Ale to nadal kurewsko bolało.
Nie odezwała się ani słowem. Cisza pomagała jej się oswoić z tym, co i tak by się stało. Przed oczami miała twarze roześmianych rodziców a w jej gardle urosła gula ogromnych rozmiarów. Walczyła, aby nie rozryczeć się jak dziecko. Nie, żeby ją obchodziło to, że po raz kolejny świadkiem tego byłby Malfoy, bo nie dbała o to. Nie chciała płakać i tracić sił na coś, co było nieuniknione. A przecież Oblivate jest odwracalne, tylko...
- Kto rzucił zaklęcie? - Spytała drżącym głosem uświadamiając sobie, że naprawdę jest na krawędzi płaczu.
- Ja.
Nie rozumiała dlaczego ją ratuje, dlaczego ratuje jej rodziców, uzależniając ją od siebie. Nie rozumiała dlaczego wpatruje się w nią, jakby był zdolny do współczucia. Nie rozumiała, dlaczego wymaga sama od siebie stoickiego spokoju po tak ogromnej stracie, która zostawiła ogromną pustkę w sercu. Czuła, jak do oczu napływają jej łzy.
- Zostaw mnie samą na chwilę. Później dokończymy – łamiącym się głosem pokazywała, że jej kontrola nad emocjami znika. Dracon powoli wstał i wychodząc z pokoju poczuł nieodpartą potrzebę pocieszenia dziewczyny. W końcu też był człowiekiem i miał uczucia, choć nie lubił i nie nauczono go okazywania tych uczuć. Serce w dziwny, nieznany mu sposób ściskało się, gdy przypomniał sobie wizytę u Grangerów i to, jak sam rozryczał się jak dzieciak po tak prostych i szczerych słowach ojca Gryfonki. Przed oczami przeleciały mu wspomnienia dwójki mugoli. Dotarło do niego, jak wiele Gryfonka straciła już w Aleksandrii, ale gdy patrzył na nią teraz miał wrażenie, że pustka w jej sercu jest niewyobrażalnie bolesna i, że nigdy nie będzie w stanie pojąć tego jak brunetka teraz się czuje. A ona siedziała właśnie na łóżku, wpatrując się w jego plecy i z niecierpliwością czekając, aż wyjdzie, aby mogła w ciszy i spokoju dać upust tęsknocie i wszystkim tym emocjom, które tak bardzo ją wypełniały i z którymi musiała poradzić sobie sama. A to było niewykonalne, doskonale o tym wiedział. Nawet on, gdy cierpiał miał pod ręką Severusa, co by się nie działo. A ona została sama... silna, ale nadal sama. Głupia, gryfońska duma...

Zadziałał impuls. Odwrócił się, podszedł do niej i uklęknął przy łóżku, patrząc prosto w jej pełne bólu orzechowe tęczówki.
- Granger, łzy nie są powodem do wstydu. Zwłaszcza te, które wylewasz z powodu osób, które kochasz całym sercem... - wyszeptał słowa jej ojca, próbując ukryć to, że jego oczy nagle stały się szkliste. Zrozumiał jej ból. Brunetka zignorowała szok, który wynikał z ludzkiego odruchu Draco. Pozwoliła sobie choć przez chwilę nie walczyć ze sobą. Pozwoliła łzom płynąć. Jak się później okazało pozwoliła im płynąć prosto w materiał kolejnej, drogiej koszuli blondyna, który objął ją ramionami.









Nie miał pojęcia która jest godzina. Granger zasnęła w jego ramionach, wyczerpana płaczem. On sam, obejmujący ją przymknął oko na dobrą chwilę, gdy ona również się uspokoiła. Wyłonił się rozczochrany, z plamami na koszuli z pokoju, w którym przebywała obecnie Hermiona i udał się w stronę gabinetu Snape'a.
- Jak się czuje? - Przywitało go pytanie.
- Śpi. Musiała odreagować zaklęcie zapomnienia na jej rodzicach – Dopiero teraz Severus zaszczycił spojrzeniem swojego chrześniaka, podnosząc wzrok znad opasłej księgi. Jeden z kącików ust czarnowłosego mężczyzny powędrował ku górze w wyrazie rozbawienia, co na jego twarzy wyglądało komicznie i niecodziennie.
- Bawiłeś się z hipogryfami? Wyglądasz jakby coś cię podeptało i ośliniło.
- Blisko... Która godzina?
- Po pierwszej w nocy.
Draco westchnął cicho wiedząc, że gdy Granger się obudzi musi dokończyć swoją relację, ale zapewne poczekają z tym do rana. Dopiero teraz dostrzegł tytuł księgi leżącej na stole przed Severusem i zmarszczył brwi.
- Co... - nie dane mu było dokończyć pytania.
- Mam pewną teorię – mroczny głos Mistrza Eliksirów nie wróżył niczego dobrego. Znów.










Molly wymknęła się z sypialni bezszelestnie, nie budząc przy tym Artura, który mimo że nie zacząłby zadawać kłopotliwych pytań to zacząłby się martwić. Jeśli McGonagall prosiła o rozmowę na osobności to z pewnością miała powód ku temu, aby tylko Molly została wtajemniczona. A pani Weasley ufała Minewrze i nie zamierzała komplikować sytuacji.

Cichym krokiem, stawiając ostrożnie stopy na schodach i omijając skrzypiące panele weszła do salonu, w którym znajdował się kominek. Odczekała chwilę. Gdy wybiła równo druga w nocy uklęknęła przed paleniskiem i rzucając garść proszku Fiuu wsadziła głowę w zielone płomienie.
- Minewro? - Oczom pani Weasley ukazało się wnętrze gabinetu zastępcy dyrektora Hogwartu, a następnie starsza kobieta w szlafroku i koszuli nocnej.
- Nie mamy wiele czasu, Molly – przeszła od razu do rzeczy McGonagall. - Proszę cię o coś, co wyda ci się absurdalne i będziesz niewątpliwie zszokowana. Dodatkową przeszkodą będzie postawa Artura i twoich dzieci, jednak...
- Minewro, o czym ty mówisz? Co się dzieje z Hermioną? - Molly nic nie pojmowała z tego, co mówiła jej kobieta, której twarz wyglądała na przeraźliwie zmęczoną życiem. Pani Weasley cały wieczór drżała z niepokoju o tę drobną brunetkę, która była dla niej jak córka.
- Molly, z panną Granger wszystko w porządku. Wyślę do was sowę z informacją kiedy się u was zjawi... - Pani Weasley odetchnęła z ulgą. - Musisz jednak wiedzieć, że Hermiona nie będzie sama. Oczekuję, że Weasleyowie okażą się tolerancyjni i zaakceptują nowego członka Zakonu, który zamieszka u was. Myślę, że nie będzie to problemem...
Oczywiście, że nie będzie. Owszem, Molly nie było to na rękę – zbliżało się wesele Bila i Fleur, oni nie mieli zbyt wiele miejsca i mieszkali dość skromnie, jednak Zakon w obecnych czasach musiał sobie pomagać w każdych sytuacjach.
- Oczywiście, Minewro, że...
- Molly, mówimy o młodym panu Malfoyu.
Pani Weasley ucichła w ułamku sekundy. Pierwszym odruchem była chęć protestu, której wręcz nie potrafiła pohamować, gdy w grę wchodził jej wybuchowy temperament.
- Minewro, nie wpuszczę śmierciożercy do mojego...
- Molly, bądź rozsądna! - Ostry ton McGonagall przerwał rozpoczęcie długiego monologu rudowłosej kobiety. - Nie oceniaj Dracona przez pryzmat ojca. To on uratował pannę Granger i chcę, żeby ta informacja została między nami. Złoży wieczystą przysięgę przede mną. Żadne z was nie ma pojęcia kim tak naprawdę jest pan Malfoy.
Zapadła cisza, podczas której Molly starała się spojrzeć na sprawę nie przez pryzmat tego, jak Malfoyowie odnosili się do jej dzieci, jej majątku i rodziny. I wiedziała, że minie mnóstwo czasu, zanim nauczy się patrzeć na Dracona Malfoya w inny sposób niż dotychczas.
- Kończy nam się czas. Liczę na Ciebie, Molly. Nie patrz na niego jak na śmierciożercę, bo nigdy nim nie był.
Po chwili pani Weasley poczuła lekkie zawroty głowy i znów klęczała przed swoim kominkiem, bijąc się z myślami. Nie miała pojęcia w jaki sposób przekazać tę nowinę pozostałym członkom rodziny.









Świtało. Nad zakazanym lasem pierwsze promienie słońca zostawiały na niebie jasne smugi, a trawa pokryła się letnią, lśniącą rosą. Gdzieś w oddali słychać było galopujące stado centaurów, które niespokojnie przemieszczały się z miejsca na miejsce w ciągu ostatnich miesięcy. Błonia rozjaśnił blask nowego dnia, który odbijał się w jeziorze niczym w lustrze. Chłodne powiewy letniego wiatru rozpoczynały nowy dzień. Wydawać by się mogło, że w tej chwili wszystko budzi się do życia. Jednak w lochach dwójka czarodziei nie zmrużyła oczu w nocy ślęcząc nad stertą starych ksiąg. Ten nowy dzień, mimo przejrzenia większości istniejących rozwiązań klątw czarno magicznych, niósł ze sobą jeden wielki znak zapytania.

Gdy panna Granger obudziła się, przypominając sobie w jakich okolicznościach zasnęła, nie wiedziała czy jest gotowa stawić czoła kolejnej dobie pełnej nowych informacji. Mimo, że ciało zregenerowało się to psychicznie była wykończona. Pomimo płaczu, który wczoraj w nocy przyniósł częściowe ukojenie jej serce nadal wypełniała nieznośna pustka. Nie zjadła praktycznie nic z talerza ze śniadaniem, które zostało przyniesione jej przez jednego ze skrzatów gotujących w Hogwarcie. Minęło trochę czasu, podczas którego siedziała w ciszy starając się pojąć i ułożyć ostatecznie wszystko, co miało miejsce. Wiedziała już sporą większość z tego, co powinna wiedzieć. Wiedziała, że Voldemort sprawił, że i na niej, i na Malfoyu ciąży tajemnicza klątwa. A to, że jeszcze nie widać jakiegokolwiek działania tej klątwy napawało ją niepokojem. Jej rozmyślania, teorie, analizowanie wspomnień i poprzedniego dnia ogółem przerwało jej pukanie do drzwi jej pokoju.
- Granger, czas skończyć to, co zaczęliśmy wczoraj – oschle, krótko, z brakiem emocji na twarzy przywitał ją Dracon, który zdawał się nie pamiętać wczorajszego przypływu człowieczeństwa. Nie skomentowała tego. Były ważniejsze sprawy, niż rozczulanie się nad sposobem myślenia i działaniem tego ironicznego blondyna. Nie mogła powiedzieć, że był egoistą. Ani, że nie miał uczuć, bo widziała i wiedziała, że miał. Ale nadal pozostawał ironicznym dupkiem.
- Nie traćmy czasu – tuż za Malfoyem do pomieszczenia wkroczył Snape, jednak zajął miejsce na fotelu przy ścianie, z dala od łóżka Gryfonki i krzesła, na którym usadowił się Ślizgon.
Dracon bez cackania się przeszedł do rzeczy. Dokończył swoją relację wspominając o zającu jako o mięsie rytualnym, zamiast człowieka. Opowiedział o podejrzeniach co do tak oczywistej furtki w klątwie pozostawionej przez Voldemorta. Streścił przebieg ostatecznego rytuału a potem... znów wszystko działo się zbyt szybko. W chwili, w której Draco skończył wypowiadać ostatnie zdanie Hermiona krzyknęła, za nią krzyknął Dracon, a Snape poderwał się na nogi.
- Wyjdźcie z mojej głowy! - Wydusiła z siebie skulona Gryfonka, trzymająca się za przeraźliwie bolące skronie, które zdawały się ranić jej głowę od środka.
Severus znów miał rację.





*




Ho, ho, ho! Witam Was!
Nie zaginęłam. Moja długa nieobecność była spowodowana komplikacjami w zaopatrywaniu się w nowego laptopa i szczecińskim łączem internetowym, które teoretycznie było, a praktycznie go jednak nie było. Ale już jestem!

Staram się nadrabiać zaległości na Waszych blogach, jednak trochę mi jeszcze tego zostało, więc proszę o cierpliwość. :) Uzupełnię również nominacje LBA, na które jeszcze nie zdążyłam odpowiedzieć i jeszcze raz - za wszystkie z całego serca dziękuję!

Nowy szablon! Z racji tego, że nowy HP posiada procesor nie do zdarcia to Photoshop chodzi na nim zadziwiająco płynnie, co oczywiście spowodowało przypływ radości i weny twórczej. Oceńcie proszę co z tego wyszło! Podoba się? Działa? Co prawda dopiero się uczę css'a, ale liczę na Wasze opinie! :)

Ze spraw organizacyjnych - studentka biotechnologii medycznej nie ma dużo czasu, ale będę pisać w każdej wolnej chwili, przysięgam Wam to!

Co do samej treści - taaak, jestem okropna i skończyłam w paskudnym momencie. Ten rozdział jest bardzo opisowy, mało w nim dialogów i wymagał ode mnie ogromnego skupienia, jednak udało mi się przelać moją wizję w taki sposób, jaki chciałam. Czekam na opinie, moi kochani! Wiecie przecież, jak bardzo mnie motywują. :)


Na umilenie poniedziałkowego popołudnia!

Do przeczytania niebawem!
Wasza,
Panna Nieporozumienie

18 komentarzy:

  1. Tak, jesteś okropna i zabiję Cię jak szybko czegoś nie dodasz, naprawdę długo czekaliśmy, ale warto było! Świetne opisy i wcale nie przeszkadza mi, że jest ich tak dużo, wyszło tak genialnie. Draco okazal się mieć uczucia, lubię go takiego, tutaj taki zatwardziały arogant, ale potrafi być też uroczy... <3 Przepraszam, że tak krótko, ale jestem taka zahipnotyzowana twoim tekstem, że nie mogę skleić porządnego zdania. Ale to nie zmienia faktu, że mi się podobało i chcę szybko nexta!
    Pozdrawiam gorąco,
    Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak - napisz coś, żeby za to zginąć. Cudownie, Vanilia, cudownie po prostu. Mało tego - powiedzą Ci, że warto było czekać, ale i tak mają ochotę Cię zabić.
      A tak na serio - ten komentarz jest magiczny i dodaje mi skrzydeł wymiarów trzy metry na trzy metry. Nie będę nic więcej dodawać, bo doskonale wiesz, jakie to fantastyczne uczucie, Kochana.
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Rozdział świetny - jak zawsze. Oczywiście skończyłaś w najgorszym momencie jaki mogłaś wybrać.. ale to co chce ci przede wszystkim powiedzieć to, to że ... to zdjęcie(obrazek pod rozdziałem) jest godne psychopaty! Boje się go! Ten wypięty tyłek .. no i ta mina ! Zabiłaś mnie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement - zarówno ten pierwszy, jak i ten drugi, który na pierwszy rzut oka nie wydaje się nim być :). Odnośnie zdjęcia - cudowne w takim zwykłym szkicu jest to, że każdy człowiek, który na niego spojrzy zobaczy w tym obrazku coś, czego nigdy nie zobaczę. Ile ludzi, tyle interpretacji ;).

      Usuń
  3. No w końcu <3
    Ja osobiście bardzo lubię rozdziały składające się głównie z opisów, chociaż strasznie trudno się je pisze! I cieszę się, że rozdział taki długi!
    Wracając do opisów, są po prostu świetne! Momentami takie bolesne i lekko mroczne i przez to cudowne <3
    Biedna Hermiona :c
    No i jeszcze chyba zamorduję Cię, za skończenie w takim momencie! To bestialstwo!
    Co do szablonu, to jest świetny! Pierwszy szablon na moim blogu był z rysunkami i mam do nich sentyment <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc bałam się tego, czy te opisy nie będą moim gwoździem do trumny. Cieszę się, że jednak jest inaczej :)
      No tak, kolejna w kolejce po moją zgubę. Dzięki wielkie, jesteście niezastąpione!

      No i, podobnie jak napisałam Vanilii, każde słowo w tym komentarzu jest dla mnie skarbem. Dziękuję!

      Usuń
  4. O tak, tak, Vanilla ma rację. Będziemy gryźć i kopać, jak zaraz nie dosasz kolejnego odcinka!

    W końcu normalna długość odcinka! <3


    Fragment z napływającymi wspomnieniami jest po prostu cudowna! Skąd ty bierzesz takie opisy? Ja tez takie chcę ;(

    Jak mogłaś przerwać w takim momencie, no jak? W takich momentach się nie przerywa ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Załóżcie sobie fanclub i czekajcie na mnie w jakiejś ciemnej uliczce wszystkie. Moja śmierć może mieć miejsce tylko raz, chyba fajniej będzie, jak wszystkie będziecie miały tę przyjemność, co? :D

      Rozbestwię Was z tą długością. Ale póki wena rodzi wiele myśli i pomysłów to korzystam. :)

      Opisy biorę z mojej nie do końca poukładanej w sposób poprawny psychiatrycznie głowy. A tak serio - kochana, Ty też takie opisy posiadasz, ale nawet tego nie zauważasz! :)

      Usuń
  5. Jak mogłaś?! Jesteś sadystą! :( Chce już poczytać o reakcji wiewióra, który zobaczy Malfoya w swoim domu ;D No i dlaczego Hermiona mówi, że wchodzą jej do głowy? Wiesz, jak zachęcić czytelnika ;) Zmieniając temat: boski szablon! Zakochałam się w tych ramionach z tatuażami! <3 Czekam na następne i zapraszam do mnie :)
    Pozdrawiam,
    Dimi
    halfofdim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadystką, jeśli już. I tak, jestem :D Ale tylko troszeczkę!
      Dziękuję za komentarz, za miłe słowa, za to, że kochana Dim, potrafisz zadać mnóstwo pytań, a ja i tak póki co Ci na nie nie odpowiem! :D
      Nadrobię swoje zaległości jak najszybciej u Ciebie, słowo.

      Usuń
  6. Dla mnie dialogów nie brakowało, szczerze mówiąc nie przepadam za dialogami, bo ciężko czasem zrozumieć o co chodzi, a raczej trzeba długo czytać, zanim sie cokolwiek załapie, a to trudne dla leniwych;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział genialny, ale przerwałaś w strasznym momencie >.<
    Severus, jak zwykle miał rację (♥), ale na Merlina, w czym? ;-;
    Kiedy opisywałaś ból Hermiony, było go niemal czuć, naprawdę wspaniale Ci to wyszło.
    Co do szablonu, też bardzo mi się podoba :3
    Nie jestem w stanie napisać niczego więcej ._.
    Pozdrawiam, życzę weny, czasu i czekam na kolejny ♥
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, że komentujesz, że się podoba, że jesteś, że będziesz i, że chwalisz, co niesamowicie motywuje!

      Jeju, brakuje mi słów, gdy tak czytam Wasze opinie, naprawdę.
      Bo ile można dziękować?

      Dziękuję za wenę! :)

      Usuń
  8. Świetny! Nieważne, że zaczęłam czytać od 10 rozdziału. Czas nadrobić. Ale długosc mi sie podoba. Twoje opisy są nieziemskie! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah, uwielbiam Cię! Krótko, szybko i na temat! Dziękuję za miłe słowa i za "powodzenia" - przyda się! :)
      Mam nadzieję, że jak już nadrobisz czytanie to podzielisz się swoimi przeżyciami! :)

      Usuń
  9. Po pierwsze - dziękuję za zaproszenie. Po drugie - szkoda, że tak późno. Jeśli pozostałe rozdziały są tej samej długości, pewnie szybko nie nadrobię całego opowiadania, a już tak mam, że jak zaczynam czytać jakieś od środka i mnie wciągnie, to wracam do początku ;)

    Z tych dobrych rzeczy - faktem niezaprzeczalnym jest, że piszesz świetnie, studentko biotechnologii medycznej, i mówi Ci to absolwentka filologii polskiej ;) Przede wszystkim, Twoje opisy są długie, a ja tak bardzo chciałam się do nich przyczepić... a jednak udało Ci się. Pośród nich nie znalazłam żadnego (!) zdania, które wydałoby mi się naciągane. A o to jest bardzo prosto i zdarza się niemal na każdym blogu, dzięki czemu dowiadujemy się, jakie to piękne były liście w parku, jak mieniły się złotem i purpurą, jak wiatr nimi powiewał, tu następuję wyłączenie mózgu, bo nie przyszliśmy czytać przecież poematu na temat liści; jak delikatnie tańczyły w zawrotnym tangu... Ach, pułapka, w którą bardzo łatwo wpaść. Utrzymałaś się dzielnie na powierzchni. Błędów też nie wypatrzyłam rażących. Raz pojawiło się "zaręczam cię", wydaje mi się, że poprawnie jest "zaręczam ci" albo "zapewniam cię"; później było też nie zmrużyć oczu, jeśli to związek frazeologiczny to raczej nie zmrużyć oka, ale mogę się mylić, nie jestem biegła we wszystkich sprawach językowych, bo na studiach zajmowałam się raczej literaturą...
    Tak to chciałam się przyczepić do czegoś więc się przyczepiłam. Interpunkcji się nie tykam bo to bagno, w którym sama siedzę po uszy (ciepię na nadmiernościozę-przycinków).

    Z tych gorszych rzeczy, to jedna rzecz mi się nie podoba. Rozdział jest długi, a właściwie akcji w nim brak. Wybaczam, bo popisałaś się od strony stylu, ale wydaje mi się, że długie opisy stanów wewnętrznych mają sens tylko wtedy jeśli pomiędzy nimi odgrywa się coś dynamicznego (tu przeplatają się dialogi z monologiem wewnętrznym Hermiony), inaczej opowiadanie staje się nużące. Ale to tylko moje odczucia, być może koncepcja na ten rozdział była właśnie taka, by utrzymać go w tonie refleksyjnym? Jeśli tak, to zwracam honor, ale mnie to po prostu nie przekonuje.

    Historia wydaje mi się ciekawa, dlatego chętnie będę ją czytać. Dodałabym Cię do obserwowanych, ale nigdzie nie widzę tej zakładki. Byłoby miło, gdybyś mnie informowała ;)

    Pozdrawiam serdecznie! ;)

    http://nowe-oblicze-hermiony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TO JEST NAJBARDZIEJ KONSTRUKTYWNY I NAJBARDZIEJ MOTYWUJĄCY KOMENTARZ WSZECHCZASÓW.
      Nie dziękuj za zaproszenie - to ja dziękuję, że wpadłaś i poświęciłaś czas na czytanie moich wypocin. Uwielbiam osoby, które na siłę chcą się do czegoś przyczepić i szukają błędów, wskazując je - może to być lekko wredne, ale za to jakie pomocne z punktu widzenia tej strony, która chce stawać się coraz lepsza!
      Dalej - dziękuję za te słowa pochwały! Nawet nie wyobrażasz sobie, jak urosłam czytając Twoje słowa (a na rzeczy się znasz bądź co bądź, moja droga, nie oszukujmy się). Moja interpunkcja leży i błaga o litość, zależy też od mojego humoru, co nie jest zdrowe. Co do błędów - poprawiłam to, co było nie tak :).
      Co do rzeczy, która Ci się nie spodobała - ten rozdział miał być opisowy i mało dynamiczny od samego początku. Rozumiem, że nie przemawia to do Ciebie - jeden lubi kwiatki, inny bratki (tak to szło?) - ale nie chcę podczas pisania non-stop trzymać się sztywnych ram akcja-opis-dialog-akcja. Chcę też poeksperymentować, a ten rozdział, kształtując się w mojej głowie aż prosił się o wersję bardzo opisową, która była niezbędna, żeby oddać pewne rzeczy. Mam nadzieję, że zrozumiesz.

      W odpowiedzi na ostatni akapit zostawiłam wiadomość w Twoim spamowniku! :)
      Dziękuję za opinię i za to, że wpadłaś! Podbudowałaś mnie niesamowicie! :)

      Usuń