Trzasnęła drzwiami od swojego domku. Miała ochotę się rozpłakać jak
dziecko. Przecież miało być tak pięknie! Tak cudownie, normalnie, bezstresowo!
A tu co?! Malfoy.
- Ogarnij się, Hermiono! – rzekła stanowczo do siebie. – Nie daj pedałowi satysfakcji!
Miała rację. Postanowiła, że okres, w którym to on po niej jeździł z powodu jej pochodzenia, jej wiedzy i jej przyjaciół, się skończy. I ona się do tego przyczyni. Nie pozwoli więcej na poniżanie samej siebie. Nie zostawi żadnej obelgi bez odpowiedzi.
- Ogarnij się, Hermiono! – rzekła stanowczo do siebie. – Nie daj pedałowi satysfakcji!
Miała rację. Postanowiła, że okres, w którym to on po niej jeździł z powodu jej pochodzenia, jej wiedzy i jej przyjaciół, się skończy. I ona się do tego przyczyni. Nie pozwoli więcej na poniżanie samej siebie. Nie zostawi żadnej obelgi bez odpowiedzi.
Mimo tego całego cyrku i tego, że wyszła na idiotkę zapominając japonek i krzycząc do „Pseudo Boga”, była z siebie
zadowolona. Nawet bardzo. Widziała jego zdziwienie, gdy usłyszał jak przeklina.
Widziała jego zmieszanie, gdy mu odpyskowała. I czuła wtedy nieziemską
satysfakcję. Mógł sobie być tlenionym arystokratą, nie obchodziło jej to. Ona,
mimo tego, że była szlamą, miała więcej rozumu w głowie pod każdym względem.
Dopiero teraz zauważyła, że siedzi na środku korytarza i zaciska zęby ze
złości.
- Dobra, koniec tego.
Wstała i upewniła się, czy drzwi są dobrze zamknięte. Wpadła do pokoju i
wyciągnęła z walizki koszulę nocną. Już miała wchodzić po prysznic, jednak
przypomniała sobie o wannie.
- Po dzisiejszych przeżyciach będzie idealna – stwierdziła, po czym odkręciła wodę.
- Po dzisiejszych przeżyciach będzie idealna – stwierdziła, po czym odkręciła wodę.
Kąpiel zajęła jej około godziny. Zmęczona i odprężona położyła się spać i
odpłynęła w głęboki sen.
Obudził ją huk. Huk? Nie, to nie był huk.
Podniosła się z łóżka. Po chwili w oczy zaświeciło jej mocne światło i usłyszała grzmot. Piorun przeciął czarne niebo nad niespokojną powierzchnią morza. No pięknie. Jakby mało jej było Ślizgona, burza musiała jej zapewnić dodatkową rozrywkę. Wstała z łóżka i udała się do łazienki. Pod nogami dostrzegła puchaty ogon Krzywołapa, który schował się pod sypialnianym meblem.
Po omacku szukała włącznika światła. Znalazła go po niecałej minucie.
Nacisnęła przycisk, a potem wszystko działo się już szybko. Światło było, ŁUP, i go nie było.
Podniosła się z łóżka. Po chwili w oczy zaświeciło jej mocne światło i usłyszała grzmot. Piorun przeciął czarne niebo nad niespokojną powierzchnią morza. No pięknie. Jakby mało jej było Ślizgona, burza musiała jej zapewnić dodatkową rozrywkę. Wstała z łóżka i udała się do łazienki. Pod nogami dostrzegła puchaty ogon Krzywołapa, który schował się pod sypialnianym meblem.
Po omacku szukała włącznika światła. Znalazła go po niecałej minucie.
Nacisnęła przycisk, a potem wszystko działo się już szybko. Światło było, ŁUP, i go nie było.
- O Boże... Mandy, powiedz, że tu jest piorunochron – jęknęła na głos, gdy
zorientowała się, że prądu nie ma w całym domku.
Draco siedział przy małej lampce, która nie dawała ogromnego światła.
Czytał jakąś denną, mugolską książkę. Nie znalazł nic innego poza paroma
romansami, więc czytał to, co miał. Od gitary już go palce zaczęły boleć, co oznaczało,
że stanowczo przegiął. Gdy zagłębiał się w początek czwartego rozdziału
usłyszał huk. Szybko skierował wzrok w stronę sąsiednich okien. To była chwila
– zapalone światło w oknie, bum, a następnie ciemność. Widział, jak piorun z
wielką gracją uderzył w ścianę. I tym sposobem ani on, ani Granger nie mieli
teraz światła. Modlił się, by były to tylko wywalone korki. Nie znał się na
elektryce, ale korki miał nawet u siebie w domu, więc z tym mógł jeszcze coś
zrobić. Obawiał się, że różdżka dużo by tu nie pomogła.
- Lumos! – szepnął pod nosem i na
końcu drewnianego patyka pojawiło się światło – Nie ma to jak pełnoletniość –
stwierdził na głos.
Co teraz? To u Granger w domu jest skrzynka z korkami, bo on nie miał u
siebie piwnicy. Może tej irytującej szlamie coś się stało? Ruszył dupę z fotela
i zdecydował się zajrzeć do sąsiadki. Nie w celu ratowania jej życia, cokolwiek
by się nie działo, ale w celu odzyskania elektryczności w swojej części
mieszkalnej. W ramach bezpieczeństwa rzucił na siebie zaklęcie kameleona – nie
miał pojęcia do czego ta wariatka jest zdolna. A on przecież zamierzał się
wprosić do niej w środku nocy – inne laski byłyby przecież wniebowzięte takim
rozwojem sytuacji. Doszedł do swojej sypialni i wyszedł na balkon. Rzucił
wzrokiem na morze – burza się uspokajała. Podszedł do balkonowych drzwi
gryfonki i niewerbalną Alochomorą
otworzył je. Zamknął je za sobą bez użycia magii i zdjął z siebie zaklęcie
kameleona.
- Co ty tu robisz do cholery?! – Krzyknęła. Rozejrzał się. Siedziała na
łóżku z kotem na kolanach. Na policzkach miała łzy, jednak mimo ogólnego rozbicia nie pozostała bierna w reakcji na jego niezapowiedzianą wizytę. W końcu krążyła o nim opinia śmierciożercy, prawda? Mógł tu wpaść, rzucić Avadę i wyjść. Dostrzegł, że jej prawa dłoń jest zaciśnięta na rękojeści noża, który spoczywał pod jej poduszką, ukryty dyskretnie. No tak, przecież Granger nie była idiotką.
- Już drugi raz dzisiaj słyszę to pytanie – odpowiedział spokojnie. – Puść to, gdybym miał Cię zabić, zrobiłbym to już na plaży, jak mówiłem - Chwilę analizowała jego słowa, uznając, że ma rację. Wsunęła nóż z powrotem pod poduszkę, nadal obserwując każdy jego ruch. Z drugiej strony, gdyby planował posłać w jej stronę jakiekolwiek mordercze zaklęcie nóż w żaden sposób by jej nie pomógł, więc po co go trzymała blisko siebie, skoro nadal była bezbronna?
- Granger czy ty naprawdę jesteś aż tak głupia, żeby w środku burzy z PIORUNAMI włączać światło?! - warknął, przerywając rozmyślania.
Blask, który rzucała jego różdżka nie ukazywało wiele, widział jedynie zarys sylwetki dziewczyny, jej błyszczące oczy i mokre policzki. Nie odpowiedziała, tępo wpatrywała się w jego magiczny patyk.
- Przecież nie możesz... – zaczęła zdanie. Oho, znalazł odpowiedź na swoje pytanie. Czyli mała szlama nie mogła czarować i się bronić, bo nadal miała na sobie Namiar? Ciekawe.
- Jestem pełnoletni. Mogę – przerwał jej. – Wiesz, gdzie masz skrzynkę z korkami?
- Jestem tu szesnaście godzin, skąd mam wiedzieć? – warknęła rozdrażniona. Zlustrowała go wzrokiem. Miał na sobie tylko jeansy, tak jak ona tylko koszulę nocną. Dość skąpą, warto dodać.
- Będziesz tak siedzieć, czy pomożesz mi znaleźć te pieprzone korki? – zapytał zniecierpliwiony. Dobra, mogła być w szoku, że jest ma takie ciało, ale przecież wszystko ma swoje granice.
- Co ty tu robisz? – Powtórzyła pytanie. Kurwa, jaka ona potrafiła być upierdliwa!
- Mamy wspólną sieć elektryczną. Ja mam światło – wskazał wzrokiem na różdżkę – ty nie. Nie uśmiecha mi się jednak czytać bez zapalonej lampki, więc ruszysz się łaskawie, czy mam się wrócić?
Miał wrażenie, że gdyby mogła zabijać wzrokiem to dostałby pocisk w samo czoło. Wstała z łóżka, zrzucając z kolan kota, który niezadowolony wskoczył na pościel ponownie.
- Idź przodem. – rzuciła krótko i oschle.
Czyli jednak miała trochę rozumu w głowie. Wyszedł z jej sypialni i skierował się korytarzem prosto, aż do schodów. Zszedł na dół. Wiedział, gdzie znajdzie piwnicę. Szybko odnalazł kuchnię i drewniane drzwi.
- Zostań tu. – Polecił jej i sam zszedł w dół schodami. Od razu w oczy rzuciła mu się spora, metalowa skrzynka zamykana na klucz. Znów pomógł sobie magią. Ujrzał ponad dwadzieścia korków, wszystkie podniesione ku górze. Czyli nic nie wywaliło.
Jednak chciał spróbować. Ręcznie najpierw jeden po drugim przełączał na dół. Zaczął je podnosić. Wszystkie chodziły płynnie.
- Spróbuj zapalić światło! – krzyknął do niej. Słyszał, jak robi kilka kroków i bawi się włącznikiem. Po chwili wróciła.
- Nic! – usłyszał odpowiedź. Zrezygnowany wrócił schodami do kuchni.
- Mamy przejebane. Spalona sieć. – Oświadczył jej. Zachowywała dystans i chłód pomiędzy nimi, ale pozwoliła sobie na zdziwiony wzrok. – Mandy nas zabije.
- Już drugi raz dzisiaj słyszę to pytanie – odpowiedział spokojnie. – Puść to, gdybym miał Cię zabić, zrobiłbym to już na plaży, jak mówiłem - Chwilę analizowała jego słowa, uznając, że ma rację. Wsunęła nóż z powrotem pod poduszkę, nadal obserwując każdy jego ruch. Z drugiej strony, gdyby planował posłać w jej stronę jakiekolwiek mordercze zaklęcie nóż w żaden sposób by jej nie pomógł, więc po co go trzymała blisko siebie, skoro nadal była bezbronna?
- Granger czy ty naprawdę jesteś aż tak głupia, żeby w środku burzy z PIORUNAMI włączać światło?! - warknął, przerywając rozmyślania.
Blask, który rzucała jego różdżka nie ukazywało wiele, widział jedynie zarys sylwetki dziewczyny, jej błyszczące oczy i mokre policzki. Nie odpowiedziała, tępo wpatrywała się w jego magiczny patyk.
- Przecież nie możesz... – zaczęła zdanie. Oho, znalazł odpowiedź na swoje pytanie. Czyli mała szlama nie mogła czarować i się bronić, bo nadal miała na sobie Namiar? Ciekawe.
- Jestem pełnoletni. Mogę – przerwał jej. – Wiesz, gdzie masz skrzynkę z korkami?
- Jestem tu szesnaście godzin, skąd mam wiedzieć? – warknęła rozdrażniona. Zlustrowała go wzrokiem. Miał na sobie tylko jeansy, tak jak ona tylko koszulę nocną. Dość skąpą, warto dodać.
- Będziesz tak siedzieć, czy pomożesz mi znaleźć te pieprzone korki? – zapytał zniecierpliwiony. Dobra, mogła być w szoku, że jest ma takie ciało, ale przecież wszystko ma swoje granice.
- Co ty tu robisz? – Powtórzyła pytanie. Kurwa, jaka ona potrafiła być upierdliwa!
- Mamy wspólną sieć elektryczną. Ja mam światło – wskazał wzrokiem na różdżkę – ty nie. Nie uśmiecha mi się jednak czytać bez zapalonej lampki, więc ruszysz się łaskawie, czy mam się wrócić?
Miał wrażenie, że gdyby mogła zabijać wzrokiem to dostałby pocisk w samo czoło. Wstała z łóżka, zrzucając z kolan kota, który niezadowolony wskoczył na pościel ponownie.
- Idź przodem. – rzuciła krótko i oschle.
Czyli jednak miała trochę rozumu w głowie. Wyszedł z jej sypialni i skierował się korytarzem prosto, aż do schodów. Zszedł na dół. Wiedział, gdzie znajdzie piwnicę. Szybko odnalazł kuchnię i drewniane drzwi.
- Zostań tu. – Polecił jej i sam zszedł w dół schodami. Od razu w oczy rzuciła mu się spora, metalowa skrzynka zamykana na klucz. Znów pomógł sobie magią. Ujrzał ponad dwadzieścia korków, wszystkie podniesione ku górze. Czyli nic nie wywaliło.
Jednak chciał spróbować. Ręcznie najpierw jeden po drugim przełączał na dół. Zaczął je podnosić. Wszystkie chodziły płynnie.
- Spróbuj zapalić światło! – krzyknął do niej. Słyszał, jak robi kilka kroków i bawi się włącznikiem. Po chwili wróciła.
- Nic! – usłyszał odpowiedź. Zrezygnowany wrócił schodami do kuchni.
- Mamy przejebane. Spalona sieć. – Oświadczył jej. Zachowywała dystans i chłód pomiędzy nimi, ale pozwoliła sobie na zdziwiony wzrok. – Mandy nas zabije.
W milczeniu wrócili do jej sypialni. Spojrzał na nią i przed wyjściem
zaklęciem niewerbalnym wyczarował jej kulę światła, która do rana miała zniknąć.
- Nie potrzebuję łaski, poradzę sobie. – oświadczyła sucho.
- Jak chcesz. – Nie pozostał dłużny w oschłym tonie głosu, a w reakcji na jej słowa machnął krótko różdżką, znikając światło, które jej łaskawie wyczarował. Nie to nie.
– Dobranoc Granger. – Rzucił na odchodne. Gdy był już na balkonie usłyszał ciche „Dobranoc, Malfoy” i odgłos zamykanych drzwi. W melancholijnym nastroju wrócił do siebie.
- Nie potrzebuję łaski, poradzę sobie. – oświadczyła sucho.
- Jak chcesz. – Nie pozostał dłużny w oschłym tonie głosu, a w reakcji na jej słowa machnął krótko różdżką, znikając światło, które jej łaskawie wyczarował. Nie to nie.
– Dobranoc Granger. – Rzucił na odchodne. Gdy był już na balkonie usłyszał ciche „Dobranoc, Malfoy” i odgłos zamykanych drzwi. W melancholijnym nastroju wrócił do siebie.
Siedziała na plaży. Miała za sobą już ochrzan od Mandy, która dosłownie
wściekła się nie na żarty. Oczywiście Draco nie zapomniał nadmienić, że to
wszystko jej wina. Zostawiła czterdzistolatce klucze, która pilnowała fachowców
naprawiających spaloną sieć.
Oboje jej rodziców było zaczytanych w książkach. Jane czytała jakieś romansidło, przy którym śmiała się jak głupia co parę stron, natomiast Andy’ego pochłonęła lekutra książki militarnej. I po kim ona to ma?
Oboje jej rodziców było zaczytanych w książkach. Jane czytała jakieś romansidło, przy którym śmiała się jak głupia co parę stron, natomiast Andy’ego pochłonęła lekutra książki militarnej. I po kim ona to ma?
Leżała na kocu i próbowała skupić myśli, jednak bezskutecznie. Miała w
głowie dziwną pustkę. Chciała w końcu dowiedzieć się, co zmusiło Malfoy’a do tego, że w ogóle przyszedł. No tak, nie miał
światła, ale czy o to mu chodziło? Może chciał się z niej pośmiać? Może chce ją zabić? Powinna się już pakować? Może...
Zdała sobie sprawę, że popada w paranoję. Hermiono, ogarnij! Ganiła siebie w myślach za każdym razem, gdy myślała o blondynie. Nie chciała, żeby tu był. Z całego serca nie chciała.
Zdała sobie sprawę, że popada w paranoję. Hermiono, ogarnij! Ganiła siebie w myślach za każdym razem, gdy myślała o blondynie. Nie chciała, żeby tu był. Z całego serca nie chciała.
Jakby w odpowiedzi na swoje myśli dojrzała z daleka sylwetkę ślizgona.
Szedł wyluzowany, uśmiechnięty (on potrafi w ogóle się tak uśmiechać?!), z
gitarą na plecach. Miała dziwne wrażenie, że bez niej nigdzie się nie rusza.
Wcześniej nawet nie wpadłaby na to, że gra. Nie wpadłaby na to, że potrafi
zrobić coś więcej niż gnębienie innych i patrzenie na czubek własnego nosa. A
tu niespodzianka... Ile jeszcze ich ją czeka?
Blondyn w zbyt szybkim tempie kierował się w stronę legowiska rodziny
Granger. Coś dziwnego kryło się w jego oczach, coś obcego, ale... ludzkiego.
Nie uszło to uwadze Hermiony.
„Cholera, on naprawdę zamierza tu podejść!” – krzyknęła w myślach. Czyżby panika?
Młody Malfoy najwyraźniej miał czyste intencje. Gdyby widziała go na oczy po raz pierwszy to powiedziałaby, że jest normalnym, uśmiechniętym nastolatkiem, a nie aroganckim dupkiem. W jego oczach nie było krzty złośliwości, uśmiech nie krył ironii, a wzrok miał faktycznie szczery i radosny.
„Cholera, on naprawdę zamierza tu podejść!” – krzyknęła w myślach. Czyżby panika?
Młody Malfoy najwyraźniej miał czyste intencje. Gdyby widziała go na oczy po raz pierwszy to powiedziałaby, że jest normalnym, uśmiechniętym nastolatkiem, a nie aroganckim dupkiem. W jego oczach nie było krzty złośliwości, uśmiech nie krył ironii, a wzrok miał faktycznie szczery i radosny.
- Dzień dobry, Hermiono. – Przywitał się przyjacielsko. Gdyby brązowooka
mogła, to zapewne udławiłaby się własną śliną z wrażenia. Jane Granger
podniosła wzrok znad książki, a jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Zmierzyła
chłopaka od góry do dołu i spoglądała to na córkę, to na chłopaka. Za to ojciec
nastolatki patrzył na blondyna nieufnie. Jak każdy ojciec zresztą. – I państwu.
– Dodał po chwili, pokazując swoje białe zęby w uśmiechu.
- Dzień dobry, Draco. – Odparła Hermiona niezbyt ufnie, jednak starała się tego po sobie nie pokazywać. Gra? Okej, ona też potrafi. Uśmiechnęła się radośnie, choć nieco sztucznie.
- Więc co ty jesteś Draco? – Zapytała zbyt radosnym głosem starsza brązowooka. Chłopak skinął głową, na potwierdzenie. – Dziękujemy za pomoc Hermionie wczoraj w nocy. Ta burza była okropna... A tyle razy powtarzaliśmy jej...
- Mamo!
-... że bez światła da się żyć. No ale stało się. Jeszcze raz dziękujemy. – Posłała mu szeroki uśmiech, po czym mało dyskretnie kopnęła męża w nogę. – Prawda, Andy?
- Co? – Mężczyzna spojrzał na żonę mało przytomnym wzrokiem. – A, tak, tak. – Spojrzał na chłopaka, po czym wrócił do lektury.
- Hermiono – skupił na sobie uwagę dziewczyny – Mandy kazała ci przekazać, że instalacja już wymieniona. Możesz od niej odebrać klucze. – Posłał jej kolejny uśmiech.
- Okej, nie ma sprawy. U ciebie już wszystko działa? – spytała, zachowując spokojny ton głosu.
- Tak, jest w porządku. – Zapewnił. Kolejnym pytaniem sprawił, że nastolatka nie wiedziała, czy w ogóle kiedyś nauczyła się mówić. – Przejdziemy się?
- Dzień dobry, Draco. – Odparła Hermiona niezbyt ufnie, jednak starała się tego po sobie nie pokazywać. Gra? Okej, ona też potrafi. Uśmiechnęła się radośnie, choć nieco sztucznie.
- Więc co ty jesteś Draco? – Zapytała zbyt radosnym głosem starsza brązowooka. Chłopak skinął głową, na potwierdzenie. – Dziękujemy za pomoc Hermionie wczoraj w nocy. Ta burza była okropna... A tyle razy powtarzaliśmy jej...
- Mamo!
-... że bez światła da się żyć. No ale stało się. Jeszcze raz dziękujemy. – Posłała mu szeroki uśmiech, po czym mało dyskretnie kopnęła męża w nogę. – Prawda, Andy?
- Co? – Mężczyzna spojrzał na żonę mało przytomnym wzrokiem. – A, tak, tak. – Spojrzał na chłopaka, po czym wrócił do lektury.
- Hermiono – skupił na sobie uwagę dziewczyny – Mandy kazała ci przekazać, że instalacja już wymieniona. Możesz od niej odebrać klucze. – Posłał jej kolejny uśmiech.
- Okej, nie ma sprawy. U ciebie już wszystko działa? – spytała, zachowując spokojny ton głosu.
- Tak, jest w porządku. – Zapewnił. Kolejnym pytaniem sprawił, że nastolatka nie wiedziała, czy w ogóle kiedyś nauczyła się mówić. – Przejdziemy się?
Jej mina musiała wyglądać naprawdę komicznie. Wszystkiego, dosłownie
wszystkiego się spodziewała, ale nie TEGO. Myślała, że zaraz zdejmie maskę, że
pokaże się w odsłonie zimnego drania. Nie zrobił tego. Nie zrobił niczego,
czego by się spodziewała.
Spojrzała na matkę, sama nie wiedząc dlaczego. Uśmiech nie schodził jej z twarzy i miała dziwne wrażenie, że nie może być już szerszy. Jej błagający wzrok mówił, żeby przyjęła propozycję blondyna. Matka-swatka. No pięknie, jeszcze tego jej brakowało...
Spojrzała na matkę, sama nie wiedząc dlaczego. Uśmiech nie schodził jej z twarzy i miała dziwne wrażenie, że nie może być już szerszy. Jej błagający wzrok mówił, żeby przyjęła propozycję blondyna. Matka-swatka. No pięknie, jeszcze tego jej brakowało...
- Okej... – mruknęła niepewnie, nie wiedząc co się dzieje. Podniosła się z
koca i otrzepała z piasku. Spojrzała na
niego. Wzrokiem wskazał, że ma zamiar iść w prawo. Ruszyli więc.
Szli w ciszy. Morskie fale muskały ich stopy, gdy kroczyli brzegiem morza. Wiatr rozwiewał ich włosy. Skupiali na sobie uwagę plażowiczów. Każda kobieta, która tylko dosięgnęła blondyna wzrokiem nie mogła przestać na nich patrzeć, póki nie zniknęli z pola widzenia.
Panna Granger widząc, że zbliżają się do mało zatłoczonego fragmentu plaży stanęła i spojrzała na chłopaka, oczekując wyjaśnień.
- W co ty, do cholery grasz, Malfoy?
Szli w ciszy. Morskie fale muskały ich stopy, gdy kroczyli brzegiem morza. Wiatr rozwiewał ich włosy. Skupiali na sobie uwagę plażowiczów. Każda kobieta, która tylko dosięgnęła blondyna wzrokiem nie mogła przestać na nich patrzeć, póki nie zniknęli z pola widzenia.
Panna Granger widząc, że zbliżają się do mało zatłoczonego fragmentu plaży stanęła i spojrzała na chłopaka, oczekując wyjaśnień.
- W co ty, do cholery grasz, Malfoy?
Hm, od kiedy Malfoy jest taki... Miły?
OdpowiedzUsuńzapewne dowiem się w następnym rozdziale, ale póki co zapowiada się naprawdę fajnie ;)