niedziela, 14 września 2014

Siedem

Dracon otworzył oczy, wciąż nie do końca świadomy tego, gdzie się znajduje. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na kominek, w którym ogień już dawno wygasł i po pachnącym drewnie pozostał tylko szary popiół. Przetarł ręką zaspane oczy. Jak długo spał?
- Obudziłeś się – usłyszał ów stwierdzenie za swoimi plecami. Chwycił różdżkę i już po chwili stał przygotowany do ataku, jak się okazało, twarzą do Gryfonki. No tak, Granger. Przez chwilę stracił kontakt z rzeczywistością – najwyraźniej był zbyt zmęczony. Spokojnie opuścił różdżkę i zmierzył dziewczynę od góry do dołu.
- Pozwolił ci ktoś używać mojego szlafroka? – zapytał zdenerwowany. Nie lubił się z nikim dzielić, nigdy. Był tym najlepszym jedynakiem, który miał wszystko dla siebie i akurat to się nigdy nie zmieni.
- Przepraszam... – brunetka wyraźnie się spłoszyła i spuściła głowę, okazując skruchę. – Jesz śniadanie? –dodała po chwili, wciąż mówiąc cicho.
- A mamy coś?
- Zrobiłam jajecznicę, jeśli chcesz...
- Jasne... - zawahał się. - Idź już, zaraz przyjdę.
Miał wrażenie, że coś tu nie gra. Od kiedy Granger zrobiła się taka pokorna? Od kiedy spuszcza głowę, gdy na nią warknie? Gdzie jest spodziewane milion pytań, które powinny wypłynąć z jej ust w panice, szale i irytacji połączonej z przerażeniem? A może po prostu jest mu wdzięczna, że jeszcze żyje i nie chce niczego rozpamiętywać?
To mogły być odpowiedzi, ale...
- Coś jest bardzo nie w porządku... - szepnął blondyn sam do siebie.




- Zbieraj się, nie zamierzam siedzieć w tych ścianach cały czas – spojrzał na brunetkę. Był z siebie dumny. Podczas śniadania ani razu w jego oczach nie zalśniła odraza. Walczył z tym uczuciem całym sobą i póki co, gdy był spokojny, wychodziło mu to.
Za to Granger... była zbyt cicha. Cały czas przypisywał to ostatnim wydarzeniom, ale miał wrażenie, że jest z nią coś nie tak. Jakby jeden, brakujący element układanki gdzieś zniknął i pozostawił pustą przestrzeń, która mimo całego rysunku tak bardzo się odznacza.
- Gdzie?
- Gdziekolwiek, dotlenić się.
- Tylko ułożę włosy i możemy wychodzić – szybkim krokiem opuściła kuchnię. Oparł się o blat i oddał się myślom.
Moment, moment. Granger układająca włosy? Dbająca o wygląd? Nie żeby coś, ale ta odpowiedź wydała się Ślizgonowi najbardziej absurdalna ze wszystkich możliwych w tej sytuacji. Z jednej strony to zachowanie być może po prostu pomagało jej nie myśleć o tym, co się stało. W końcu była dziewczyną, no nie? Co prawda do dziś dnia nigdy nie okazywała, że przejmuje się swoją wizualną otoczką, ale mogła się zmienić, przecież to nic złego. Zresztą, szlamie nawet najlepszy wygląd nie pomoże.
Z drugiej strony która dziewczyna, bardzo dobitnie mówiąc, po tak brutalnym gwałcie idzie do łazienki układać włosy? Przypomniał sobie również jej bezmyślne zachowanie zaraz po jej przebudzeniu. Owszem, rozejrzała się gdzie jest. Ale, na brodę Merlina, jej pierwszą reakcją powinna być ostrożność, poszukiwania różdżki i osoby, która mogłaby być odpowiedzialna za to wszystko - czyli jego. A ona... bezmyślnie po oględzinach swojego ciała podreptała do łazienki. Umyła się jego szamponem, wytarła się bezczelnie w jego ręcznik i jeszcze bardziej bezczelnie wylazła z łazienki w jego szlafroku. Po prostu nie zważając na cokolwiek niczym Pansy Parkinson rozgościła się w jego łazience - a nawet Pansy nie miała czelności rozgaszczać się w łazienkach obcych ludzi, budząc się w miejscach, których nie zna i których nie może być pewna.
- Ona nie jest sobą - własny głos w jego głowie utwierdził go w obawach. Nigdy nie było w planach tego ryzykownego spaceru. Granger oblała ten test na najniższy możliwy stopień, w czym utwierdziła go sama chwilę później.
- Emm... Draco?
Mało co się nie udławił, przerywając swoją burzę mózgu. Po raz pierwszy usłyszał swoje własne imię z jej ust. Spojrzał na Hermionę z niepokojem. Cholera, nie może się przyzwyczaić do tej wersji Granger.
- No bo... ja nie mam żadnych ubrań... – cała czerwona na twarzy spuściła głowę, zawstydzona. Włosy przysłoniły jej różowe policzki, za co chyba była wdzięczna w tej chwili. Westchnął ciężko, przymykając oczy.
- Merlinie, daj mi cierpliwość…





Blondyn uchylił drzwi pokoju brunetki. Szklane ściany ukazywały nocną panoramę Las Vegas, która zapierała dech w piersiach. Kolorowe reflektory współgrały z ciemnym nieboskłonem i jasnym półksiężycem, którego światło ginęło wśród jaskrawych bilbordów i ogromnych neonów.
Spojrzał na brunetkę, która, zakryta kołdrą oddychała nierównomiernie. Jej włosy, rozrzucone po całej poduszce, tworzyły prawdziwy artystyczny nieład. Spała niespokojnie, co chwilę przewracając się z boku na bok.
Draco usiadł na fotelu, z którego miał doskonały widok na twarz dziewczyny. Nie mógł zasnąć. Formułki zaklęć i klątw czarno-magicznych huczały w jego głowie od samego rana. Tkwili tu już pięć dni, a on dalej miał wrażenie, że coś złego niedługo się wydarzy. Coś gorszego od tego, co trwa teraz. Jego podejrzenia pogłębiało skrajnie dziwne zachowanie Granger, która zrobiła się… pusta? Tak, tak, to brzmi nieprawdopodobnie, irracjonalnie i abstrakcyjnie. Przecież Panna-Wiem-To-Wszystko nigdy nie była pusta. Ale przestała działać zachowawczo, zupełnie nie przejęła się, gdy zwrócił jej różdżkę, była na każdym kroku przeraźliwie nieostrożna. To już Crabbe i Goyle mieli więcej rozsądku w głowach niż ta najmądrzejsza Gryfonka tego tysiąclecia. Ani razu nie wspomniała o swoich rodzicach, ani o Liamie. Zupełnie, jakby zapomniała… A może..?
Zwątpił. Jeśli zapomniała i zachowywała się jak idiotka, to dlaczego?
Wzrok mimowolnie zatrzymał się na jej dłoni i na pierścieniu. Wiedział, doskonale to wiedział, ale nie potrafił sobie z tym poradzić... A on, wielki arystokrata musi sobie radzić sam. Ze wszystkim.
Wspomnieniami wrócił do momentów, w których zachowywała się tak, jakby była tylko własnym cieniem, pozbawionym jakiejkolwiek umiejętności myślenia.


„- Granger, przed nami wojna. Prawdziwa wojna, która przyniesie ze sobą mnóstwo ofiar! Zginie większość ludzi, na których nam zależy! Nie rusza cię to?! – Niepotrzebnie uniósł ton głosu, zdawał sobie z tego sprawę, ale nie wytrzymał.
Była rozumną dziewczyną, mądrą, podobno genialną! Dlaczego tak lekceważyła pewne sprawy?! Dlaczego nie rozumiała, co przyniesie przyszłość?! (…)”


„ – Co muszę zrobić? – spytała, patrząc na niego tymi ogromnymi, czekoladowymi oczami.
- Granger, oni są w niebezpieczeństwie. Nie będziesz potrafiła ich zabić, prawda?
Przyglądał się jej, ale ona wyglądała, jakby była gdzieś indziej, w swoim własnym wyimaginowanym świecie.
- Musisz sprawić, żeby zapomnieli, jeśli chcesz, żeby przeżyli.
- O czym zapomnieli?
- O wszystkim, Granger! – za ironizował. Jak mogła tego nie rozumieć? I to jest geniusz czarownicy? Zwykła szlama, tylko i wyłącznie zwykła szlama, która nic nie rozumie.
- O mnie też?
- Zwłaszcza o tobie.
Nie odpowiedziała. Tępo wpatrywała się w przestrzeń.”


„- Potter ma do wykonania jakąś misję, prawda? – spytał. Ta sprawa nurtowała go już od marca, gdy Bliznowaty zaczął częściej bywać u dyrektora. – To, co robi pomoże zniszczyć Czarnego Pana? – spojrzał na Gryfonkę.
Siedziała obok, zamyślona. Mrużyła oczy, jakby starała sobie coś przypomnieć.
- Draco… - wzdrygnął się. Nie lubił słyszeć swojego imienia z jej ust. Brzmiało tak… dziwnie. Ludzko. Tylko, że ona była szlamą. Brudną, nic nie wartą szlamą. Nienawidzi jej. – Nie wiem nic o misji Harry’ego.
Blondyn westchnął bezradnie.”


Poczuł, że niewiele może zrobić. Jak ma cokolwiek sprawdzić? Jedyne, co mógł w tej chwili zrobić to wypytanie się jej o wszystko, co możliwe i sprawdzenie jak wiele nie pamięta. Jeśli coś pamięta.
Wstał z fotela i usiadł na brzegu łóżka, po czym spojrzał na niespokojną twarz Hermiony, pogrążonej we śnie.
- Granger? – spała dalej. Zdał sobie sprawę, że wypowiedział jej nazwisko szeptem. Skoro ma ją obudzić, musi zrobić to głośniej, prawda?
- G… Granger! – sam nie wiedział dlaczego głos mu zadrżał. Może w pokoju było zbyt chłodno? Bo na pewno nie chodzi o to, że dziewczyna chwyciła go za rękę, nie ma takiej opcji. To szlama, która śpi. Ot, śpi i coś jej się śni – czysty przypadek.
Blondyn nie mógł się ruszyć. Serce biło mu szybko, nie chciał spojrzeć w dół – na dwie splecione ręce. Co go tak przeraziło? Sam nie wiedział. Myśli w jego głowie krążyły wokół prawd, które tak ślepo wyznawał przez te wszystkie lata. Prawd, które w tym momencie kazały by mu odsunąć rękę szlamy i zrobić jej o to awanturę, a na koniec rzucić szybkie i bolesne „Crucio”.
Przecież tyle razy udawał, że kocha, wplatając swoją rękę w rękę dziewczyny, którą zostawi po kolejnej nocy. Nie był to dla niego gest obcy – sam go często inicjował, tak samo, jak jego partnerki. Ten ruch ze strony Granger nie powinien na niego w żaden sposób wpłynąć.
- GRANGER! – krzyknął. Dziewczyna natychmiast podniosła się do pozycji siedzącej, wyrywając swoją rękę z uścisku i zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju. Ciężko oddychając spojrzała na chłopaka, a w jej oczach zalśnił strach.
Draco wyciągnął rękę w stronę Gryfonki, aby złapać ją za ramię i ze zdziwieniem zauważył, że brązowooka się cofnęła. Patrzyła na niego ogromnymi, przerażonymi oczami.
- Zostaw mnie… - szepnęła. Dracon uniósł brwi ze zdziwienia. Przez chwilę przemknęła mu przez głowę myśl, że być może przypomniała sobie wszystko, że jej stan był przejściowy, ale...
- Gran…
- ZOSTAW MNIE! – krzyknęła, odsuwając się szybko na skraj łóżka. Okryła się kołdrą, jakby bojąc się, że jego dotyk ją zabije.
„ Jesteś aktorem, Draco. Ona jest ci potrzebna. Potrzebujesz tej małej szlamki sprawnej i myślącej. Inaczej zginiesz…” – jakiś głosik w głowie Dracona sprawił, że młody Malfoy zadziałał instynktownie.
- H... Her… Hermiono, spójrz na mnie… - jego twarz przybrała łagodny wyraz. Patrzył łagodnym wzrokiem w stronę brunetki, która zdawała się uspokoić emocje i teraz przyglądała mu się z zaciekawieniem. – Nic ci nie zrobię – oświadczył spokojnym głosem.
- Na pewno?
- Na pewno. – dopiero teraz zaczęła oddychać w miarę normalnie. Patrzyła na niego tak, jakby był jedną wielką zagadką. Uczucia w jej oczach sprawiły, że blondyn zwątpił (po raz pierwszy w życiu) w swoje umiejętności aktorskie. Potrafił udawać wiernego syna, beztroskiego mugola, lecz czy umiał odwzajemnić spojrzenie Gryfonki? – Co ci się śniło?
Był zdziwiony troską w swoim własnym głosie. Nie sądził, że aż tak dobrze był w stanie nad nim zapanować.
- Ja… to było… - Gryfonka próbowała skleić jakieś konkretne zdanie, ale panika i emocje wzięły górę nad jej elokwencją. Nagle rozpłakała się jak dziecko, które nie może się uspokoić, a łzy ciekły jej po policzkach jedna za drugą. Draco obserwował ją skołowany i zaskoczony. Nikogo jeszcze nigdy w życiu nie pocieszał, nie okazywał nikomu troski. Co miał zrobić? W tej chwili nie wiedział, czy bardziej spanikowana jest Gryfonka, czy on. Niezgrabnie, ale bardzo powoli, przysunął się do niej i walcząc z samym sobą i ze swoimi ideami objął ją ramieniem.
- Hej, heej… - szepnął i podniósł jej twarz za podbródek. Była cała umazana, zapłakana i osmarkana, mówiąc dobitnie. – Uspokój się, nic Ci nie jest, nic Ci nie grozi. – Starał się mówić spokojnie i bez ironii. Na próżno.
Nic nie pomagało, Gryfonka na zmianę zanosiła się szlochem i wycierała łzy w poduszkę, w którą schowała swoją twarz, skulona, cała drżąc. Nie dało się do niej dotrzeć w jakikolwiek sposób. Draco nie mógł się odnaleźć w tej sytuacji. Szeptał, mówił, uspokajał, nawet do cholery, objął ją, ale nic to nie dawało. Zaczynał tracić nadzieję, że w jakikolwiek sposób uspokoi dziewczynę i wyciągnie z niej to, co doprowadziło ją do tego stanu. Cała ta sytuacja, jej dziwne zachowanie, a teraz ten napad płaczu zaczęły go przerastać. Może sobie przypomniała o wszystkim i teraz nie wie co dalej? Albo może zdała sobie sprawę, że czegoś nie pamięta?

„Pomyśl, Malfoy, do cholery jasnej!”
Myśli przebiegały przez jego głowę z taką prędkością jakby jego mózg zaraz miał eksplodować. A Granger nadal wyła. Wtedy przez głowę przeleciało mu jedne z niewielu ciepłych wspomnień.


Jego smukłe, długie, blade palce błądziły po klawiszach fortepianu. Przymykał oczy, delektując się dźwiękiem. Gdy przegrał wstęp piosenki z jego ust zaczęły się wydobywać te zmysłowe, basowe dźwięki. Śpiewał, akompaniując równie dobrze. Wydawało mu się, że ta chwila, ten stan mógłby trwać wiecznie. Jednak skończył, naciskając prawą ręką klawisze odpowiadające ostatnim nutom pieśni.
Zerknął na matkę, która siedziała w fotelu obok, przykryta kocem i z kubkiem herbaty w rękach. Kobieta uśmiechnęła się do niego tym najcieplejszym, matczynym uśmiechem. Wiedział, że gdyby ojciec był w domu do tej sytuacji nigdy by nie doszło. Ani do grania, ani do okazywania uczuć.
- Och, Draco… - westchnęła szczęśliwa, a jej oczy błyszczały z radości – kobieta, która pozna Twój talent będzie w stanie zrobić wszystko…
Draco uśmiechnął się nieco przebiegle sam do siebie. A czy i bez tego tak nie było?
- Synu, Twój głos jest lekiem na całe zło…


W ciągu ułamka sekundy dotarły do niego słowa matki. Granger płakała obok niego, dławiąc się własnymi łzami. Emanowała bólem, który zdawał się rozdzierać jej duszę. Nie zastanawiał się długo. Skoro ją pocałował (co dla niego jeszcze tydzień temu zdawało się być jednoznaczne z końcem świata) to uspokojenie jej w ten sposób nie będzie gorszą opcją od wymiany szlamowej śliny.
Objął dziewczynę zwiniętą w kłębek i zdecydowanym ruchem posadził ją sobie na kolanach. Nie puściła poduszki, ale miała teraz możliwość wtulenia się w jego klatkę piersiową. Objął ją i położył swój podbródek na jej czubku głowy. Była w takim stanie, że nawet nie zareagowała, choć normalnie dostałby w pysk. Zamknął oczy, wsłuchując się w jej płacz i wziął głęboki wdech, aby wyrzuć z siebie basowym głosem melodyjne słowa.


Would you dance, if I asked you to dance?
Would you run and never look back?
Would you cry if you saw me crying?
And would you save my soul tonight?



Hermiona przestała drżeć, szloch nagle ustał jak ręką odjął zaraz po pierwszych słowach piosenki Dracona. Chłopak dokończył zaledwie pół zwrotki i zamilkł, czekając na reakcję. Cisza. Zmusił swoją rękę, żeby przesuwała się w górę i w dół pleców Gryfonki, uspokajając ją.
Nie wiedział, jak długo tak siedzieli. Gdy po jakimś czasie słyszał tylko równomierny oddech dziewczyny, już bez podciągania nosem. Odsunął ją od siebie, zmuszając ją tym samym do wyprostowania się i spojrzenia w jego twarz. Jej oczy były opuchnięte, czerwone i zagubione. Cały czas gładząc jej plecy cicho spytał:
- Co się dzieje..?
Dziewczyna nadal patrząc w jego oczy zaczęła głęboko oddychać, jakby zaraz miała zemdleć.
- Draco… - wydusiła w końcu z siebie. W jej oczach była panika, obłąkanie. – Nie wiem co się ze mną dzieje…
Blondyn cały się spiął. Obejmując ją jedną ręką szybko położył swoją drugą dłoń do jej twarzy. Miał wrażenie, że Granger zaraz zemdleje. Jej zapłakana twarz posiniała i pobladła w jednej chwili, mięśnie rozluźniły się a oczy wbrew jej woli zaczęły się zamykać. Wzrok miała zamglony i tępy, jakby patrząc wprost na niego wcale go nie widziała.
- Granger! Granger, nie odpływaj! Patrz na mnie! – próbował utrzymać ją przy świadomości, lekko nią potrząsał i klepał po policzku. – Nie zamykaj oczu do cholery!
- Gdzie ja jestem? – wymamrotała ledwo słyszalne pytanie, omiatając wzrokiem pokój.
- Granger, przecież…
- Kim jesteś..? – spojrzała mu prosto w oczy po czym osunęła się w ciemność.





- O nie, nie, nie, nie, nie! Granger zostań ze mną, zostań tu, słyszysz?! – Podniósł swój ton głosu potrząsając zemdloną brunetką. Na próżno.
Szybkim i zdecydowanym ruchem położył ją na łóżku i sięgnął po swoją różdżkę. Miał wrażenie, że tak nagła zmiana zachowania Gryfonki to jakaś paranoja. Najpierw się boi, potem ryczy, a na końcu mdleje, nie poznając go. Sondowanie jej ciała nic nie dało – otrzymywał odpowiedź, że fizycznie z dziewczyną wszystko w porządku, jednak definitywnie nie było to prawdą. Nie miała gorączki, ale bladła coraz bardziej z każdą chwilą. Puls utrzymywał się na tym samym poziomie, ale był słaby. Oddychała miarowo i spokojnie, choć płytko. Zdolności uzdrowicielskie i czarno magiczne Draco nic nie pomogły.
Wbrew sobie podwinął koszulę nocną dziewczyny i obadał jej rany. Nie zagoiły się ani trochę od dnia wypadku. Miał wręcz wrażenie, że siniaki są bardziej rozległe, a rozcięcie widoczne na pośladku mimo bielizny głębsze i bardziej opuchnięte. Spanikowany sięgnął po jej rękę, na palcu której widniał ten przeklęty, obrzydliwy pierścień. Już gdy za pierwszym razem była nieprzytomna próbował go zdjąć wszelkimi sposobami i na nic się to zdało. Wiedział, że właśnie to dziadostwo odpowiada za jej stan. Czuł smród klątw, których nie mógł rozpoznać, mimo wertowania stosu czarno-magicznych ksiąg i szukania odpowiedzi za jej plecami.
Draco przyłożył dwa palce do szyi Gryfonki. Puls słabł.
- Myśl, kurwa, no myśl! – poganiał sam siebie. Zdał sobie sprawę jak bardzo był naiwny myśląc, że z tym gównem na palcu jej stan będzie się poprawiał. Cały czas był skazany na toczenie wojny sam ze sobą. Decyzja o ratowaniu tej idiotki, o szanowaniu jej a teraz o to, czy olać własną dumę i zdolności i zwrócić się o pomoc do jedynej możliwej osoby.
- Pieprzyć to.
Wiedział, że nie znajdzie odpowiedzi na czas.
Z prędkością światła narzucił na siebie normalne ubrania, wsunął do kieszeni obie różdżki i wziął Hermionę na ręce. A potem poczuł tylko nieprzyjemne szarpnięcie w okolicach pępka.





Nie był zmęczony, tylko trochę bolały go ręce od ciężaru dziewczyny, którą musiał przetransportować biegiem taki kawał drogi. Modlił się, żeby nikt w środku tej nocy ich nie dostrzegł. Co prawda mógł rzucić na nich zaklęcie kameleona, ale nie byłby w stanie go utrzymać tak długo i przy tak dużym wysiłku. Zrobił to tylko gdy przemierzali zamieszkałe okolice, zwalniając tempo.
Błagał Merlina, aby najpotrzebniejsza mu teraz osoba była w swoich komnatach. Przemierzając znajome korytarze biegł zastanawiając się czy oboje jeszcze choć trochę pożyją.
W końcu znalazł się przed drewnianymi drzwiami. Za bardzo ryzykował, zdawał sobie z tego sprawę. Ale bez tej dziewuchy nikt nie wygra z Voldemortem. Nawet Pseudo-Złoty-Chłopiec, który bez niej nie potrafi zwykłego eseju napisać. Bez tej idiotki wszyscy przegrają. On przegra. Swoje życie i swoją wolność.
- Co do… - drzwi z impetem otworzyły się ukazując postać w czarnych szatach. – Dracon, co Ty..?
- Jakie imię chciała mi nadać moja matka, która powiedziała o tym tylko mojemu ojcu chrzestnemu? – wypalił bez zastanowienia
- Pollux, po jej ojcu.
Po usłyszeniu odpowiedzi Draco bez zaproszenia wparował do komnat swojego ojca chrzestnego Severusa Snape’a z nieprzytomną Gryfonką na rękach.




*



Fragment piosenki użytej w rozdziale stał się moją inspiracją do tytułu bloga. W takim wypadku staje się ona dość ważna dla całej fabuły. Mam nadzieję, że ten rozdział wyjaśnia absurdalne zachowania Hermiony w poprzednim. U mnie wzbudziły by kontrowersje, gdyby zostały tak po prostu zostawione bez wyjaśnień, jak wcześniej zostało to uczynione.

Cóż, szablon ogarnięty. Sprawy organizacyjne załatwione. Tylko opinii i czytelników brak.
Zaczynam tracić wiarę w moje powołanie.

Potrzebuję czyjegoś zdania, które powie mi, czy kieruję swoje żagle we właściwe wiatry i moją wenę przelewam nie na darmo. Pomożecie?

Pozdrawiam,
Panna Nieporozumienie

9 komentarzy:

  1. Bardzo mi sie podoba. Czekam na ciąg dalszy. Panna Malfoyka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się podoba i że jest osoba, która oczekuje kontynuacji! :) To bardzo motywuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Jeśli w tym momencie nie napiszesz kolejnego rozdziału to bedę gryźć, drapać i kopać! Chcę wiedzieć więcej i to już! :)

    ehmmm, chyba bardziej konstruktzwnie już sie nie dało :)
    pozdrawiam, Vera :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, faktycznie - krótko, konstruktywnie i na temat :D Cieszę się, że chcesz wiedzieć więcej. Z tego, że mnie pogryziesz i podrapiesz już nieco mniej, ale nadal strasznie mi przyjemnie, że Ci się podoba to co tworzę :D

    Na pocieszenie dodam, że nowy rozdział jest już napisany i zależnie od tego, co spłodzi moja wena dziś i jutro pojawi się jeszcze przed sobotą prawdopodobnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega, mega, mega! Kocham to, kocham Cię! Dziękuję za tak piękne opowiadanie, takie oryginalne, interesujące, normalnie potrafisz czarować tekstem, a to wielki dar! Czytałam jeden za drugim, rozdział po rozdziale, ale i tak mam niedosyt, chcę więcej i więcej! Proszę Cię, powiedz, że rozdział juz zaraz, za chwilkę?
    Zyskałaś nową stałą czytelniczke!
    Zapraszam również do mnie na nowego bloga dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
    Twoja Vanillia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy przeczytałam ten komentarz o trzciej w nocy to miałam wrażenie, że unoszę się nad ziemią. Mam ochotę Cię uściskać! Dziękuję za te cudowne słowa!
      Rozdział pojawi się szybciej niż wszyscy myślą, to mogę zagwarantować :) Cieszę się, że jest ktoś, kto przeczytał i chce to robić nadal :)

      Co do Twojego bloga - mam go w zakładkach "do przeczytania" i nie mogę znaleźć dla niego czasu z powodu zbliżającej się studenckiej przeprowadzki. Ale znajdę dla niego czas, obiecuję :)!

      Usuń
  6. Ja też jestem! Ostatnio chciałam poczytać jakieś Dramione i przekopałam się przez milion blogów, aż w końcu trafiłam tutaj! Nie żałuję ;) Jak będę miała czas, wrócę do poprzednich odcinków i napiszę coś więcej, bo na razie ciężko odnieść mi się do tego rozdziału bez kontekstu. Nie poddawaj się, masz przed sobą naprawdę morze możliwości ;) Dodaję do linków na moim blogu (dracohermionalove.blogspot), więc ogłaszam, że jeszcze tu wrócę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, są dla mnie naprawdę motywujące :) Cieszę się, że w wolnej chwili jeszcze wrócisz! :)

      Otwierając Twojego bloga nie spodziewałam się aż trzech opowiadań, w tym jednego zakończonego! Od tak doświadczonej blogerki (śmiem wręcz stwierdzić - pisarki!) takie słowa to największa nagroda dla kogoś początkującego, jak ja :)
      Oczywiście również dodaję do linków i przyrzekam przeczytać każde Twoje opowiadanie :)

      Usuń
  7. Podoba mi się, jak opisujesz walkę wewnątrz Malfoya, to takie prawdziwe, że wychowanie kłóci się z instynktami ludzkimi. Mam tylko nadzieję, że z Hermioną będzie wszystko w porządku. I lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń